wtorek, 20 października 2020

Telemach Pilitsidis: W Grecji jestem Polakiem, w Polsce - Grekiem /wywiad/

Rozmawiam z urodzonym w Grecji malarzem i poetą, a także wykładowcą malarstwa i rysunku w szkołach plastycznych oraz spiritus movens wielu przedsięwzięć w środowisku artystycznym Głogowa, którego jest honorowym obywatelem.

Telemach Pilitsidis, fot. Marek Borysiewicz

Barbara Lekarczyk-Cisek: Pańskie imię kojarzy mi się z Odyseją Homera, choć to nie Telemach wędrował, ale jego ojciec. Jednak Pański los przypomina dzieje tego bohatera, tyle że trafił Pan z Grecji do Polski i choć nie jest to Pańska Itaka, to jednak nią się stała.

Telemach Pilitsidis: Imię Telemach pochodzi od greckiego Telémachos i oznacza "walczący daleko". Jest odpowiednikiem starosłowiańskiego imienia Dalibor - "nieustannie walczący" lub `daleko walczący o Boga`. Telemach nie jest moim prawdziwym imieniem. Już Polsce nauczyciel greki, szukając dokumentów dotyczących mojego pochodzenia, zadecydował, że będę Telemachem. Nadane mi imię zawiera historię mojego życia, które było walką o przetrwanie, ale także walką o siebie z dala od ojczyzny.. Podróż do Polski była zwieńczeniem drogi pełnej rozmaitych przygód, jak przybycie Odysa do Itaki. 

A kiedy zaczęło się malowanie?

Malowałem od wczesnego dzieciństwa. Rodzice oddali mnie do szkoły w wieku pięciu lat. To była przechowalnia  dla dzieci, których rodzice pracowali na polu. Tam pewnie zetknąłem się ze sztuką. Rysowałem dużo i z wielką pasją. Mama mnie głośno podziwiała, a jej młodszy brat, licealista, wspierał mnie kolorowymi kredkami, które szybko  znikały w mojej buzi z braku ostrzałki. Rysowałem przede wszystkim domowe zwierzęta, m. in. kota Mruczka, który zawsze układał się pod piecem i pozował. W szkole zetknąłem się też z poezją Homera. Starsi uczniowie deklamowali fragmenty Iliady i Odysei. Wsłuchiwałem się w ich rytmiczne skandowanie i próbowałem naśladować .Tę część mojego życia opisałem w biograficznej książce "Bezsenne Oko"

Telemach Pilidsidis, Argument zmierzchu, olej na płótnie, 1984,
fot. Barbara Lekarczyk-Cisek

Pana malarstwo - pełne tajemniczych mitologicznych stworów i często bardzo dramatyczne - jest zapewne pochodną Pańskich przeżyć, tak traumatycznych, jak choćby wędrówka do Albanii, a potem do Polski. Ważnym etapem Pańskiego rozwoju stała się także Akademia Krakowska i pracownia Jerzego Nowosielskiego. 

Ukończyłem Liceum Sztuk Plastycznych w Szczecinie, znajdujące się w pięknej późnogotyckiej kamiennicy  Loitzów. Absolwenci po dyplomie wybierali uczelnie, z którymi nasza szkoła utrzymywała bliskie kontakty, jak Wrocław, Poznań czy Sopot. Ja wybrałem świadomie Kraków sądząc, że łatwiej mi będzie potem nostryfikować dyplom w Grecji. Akademia Sztuk Pięknych w Krakowie im. Jana Matejki, znana w całym świecie, była  magnesem dla wielu cudzoziemców. Ja poszedłem w ślady moich znakomitych kolegów ze Szczecina: Jorgosa Tarlasa i Wasyla Szopowskiego, którzy wspierali mnie na początku  mojego pobytu w Krakowie. 

W jaki sposób wpłynął na Pana Jerzy Nowosielski?


Telemach Pilidsidis, Mokry horyzont, olej na płótnie, 1984,
fot. Barbara Lekarczyk-Cisek

Od początku mojej kariery artystycznej byłem bardzo związany z Mistrzem Jerzym Nowosielskim, którego uważałem za wielki autorytet i bliską mi osobę. Wybrałem pracownię Jerzego w przekonaniu, że będę  pisał ikony, które były duchowo bliskie. Nasze relacje trwały przez wiele lat, nawet po studiach. Był dla mnie nie tylko nauczycielem, ale przyjacielem, z którym spędziłem wiele godzin poza szkołą. Byłem częstym gościem w jego domu i w pracowni. Tam ukształtowała się moja świadomość plastyczna .Często, trochę przez zazdrość, przypisywano mi etykietę malarza, który nie ma własnej tożsamości. Z perspektywy lat uważam, że było to krzywdzące. Interesowały mnie zupełnie inne tematy. Profesor Nowosielski w tym czasie uważał , że należy  uczyć się  jego warsztatu, by później, w oparciu o doświadczenia nabyte w jego pracowni, tworzyć własne dzieła. Na pytanie, czy to uzależnienie nie będzie przeszkodą, żeby się usamodzielnić, odpowiedź była jedna: dojrzały artysta zawsze znajdzie swoja drogę.  Kiedyś, po latach, zapytałem Jerzego, czy to dobrze, że utożsamiają mnie z nim. Odpowiedział z uśmiechem: "Skoro tak, to znaczy, że jesteś wielki". Kontynuowałem swoja nowosielszczyznę przez piętnaście lat. Trochę Telemacha  z tego okresu zobaczyć można zobaczyć w kościele Cyryla i Metodego we Wrocławiu.

Telemach Pilitssilis, Lęk rodzi zmory, olej na płótnie, 
fot. Barbara Lekarczyk-Cisek

Moje  odcięcie się od pępowiny Mistrza nastąpiło z chwilą nastania Solidarności. W tym okresie powstało około 70 prac o tematyce antywojennej. Był to okres, kiedy wyzwoliłem się z płaskiego obrazowania i przeszedłem do tworzenia kompozycji  nastrojowych, bardziej emocjonalnych i symbolicznych. Okazało się, że rzeczywistość wokół jest tak intrygująca , że można z niej czerpać nieskończenie wiele tematów . W zmianie postrzegania świata dopomogła mi  własna ciekawość natury, jak i filozofia zen. W ten  sposób przeżyłem kompletną metamorfozę,  z czułym nastawieniem na rzeczywistość i sztukę. Od tamtej pory każdy mój obraz stał się nowym odkryciem jak każdy dzień jawi się nowym świtem.  Za twórczość otrzymałem 47 wyróżnień i medali w kraju i zagranicą. 

Dla postronnego obserwatora Pańskiej aktywności twórczej oraz pedagogicznej, a trzeba podkreślić, że wychował Pan kilka pokoleń artystów, może być zdumiewające, że będąc Grekiem, uczy Pan i pisze po polsku, w dodatku poezję...

Uczę z sukcesem – wielu  moich uczniów  skończyło studia wyższe i zrobiło karierę zawodową.  Są wśród nich architekci, projektanci mody, malarze, graficy i fotograficy.  Uczennicami moimi były malarki obecne na wystawie „Mity, symbole, abstrakcje”:  Małgorzata Maćkowiak i Roma, moja żona. Z wieloma uczniami  utrzymuję  dobre kontakty. Często odwiedzają mnie w drodze do swoich rodzin w Polsce. 

Jeśli chodzi o pisanie, posiadam już pokaźny dorobek w postaci czternastu tomików poetyckich i książki autobiograficznej „Bezsenne oko”. Próbowałem też swoich sił i w grece. Wspólnie z Kostasem, kompozytorem z Veroi,  przygotowaliśmy tomik poezji , który nigdy nie ujrzał światła dziennego z braku środków. Obecnie przygotowuję do wydania książki „Ślady czasu”. O wiele swobodniej czuję się w polszczyźnie, bo przez lata życia i nauki nasiąkłem polską kulturą. Podczas pobytu w Grecji jestem traktowany jak cudzoziemiec, Polak, a w Polsce jestem Grekiem (śmiech). 

To ciekawa i inspirująca sytuacja. Dziękuję za rozmowę.


Więcej informacji o malarzu oraz reprodukcje jego obrazów z różnych lat znajleźć można na stronie internetowej artysty: TUTAJ.

Rozmowa o wystawie „Mity, symbole, abstrakcje/tryptyk głogowski” w Galerii Miejskiej we Wrocławiu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Powrót Orfeusza - koncert pamięci Andrzeja Markowskiego w setną rocznicę urodzin w NFM /zapowiedź/

29 listopada o 19.00 Narodowe Forum Muzyki zaprasza na koncert NFM Filharmonii Wrocławskiej pod batutą maestra Jacka Kaspszyka, poświęcony p...

Popularne posty