piątek, 21 maja 2021

Danuta Gwizdalanka: "Uwodziciel. Rzecz o Karolu Szymanowskim", czyli obchodzenie artysty jak lwa albo tygrysa /recenzja książki/

Autorka pisze o kompozytorze z właściwym sobie dystansem, niezbędnym do tego, aby stworzyć portret człowieka skomplikowanego i pełnego sprzeczności. Sięga po dokumenty z epoki, po obfitą korespondencję, odczytując je jakby "obchodziła i okrążała, badając i opisując wielkiego artystę jak na przykład lwa albo tygrysa". W ten sposób maluje wielobarwny  portret artysty,  ukazując go w relacjach z innymi: rodziną, przyjaciółmi, kochankami...  Poznajemy go także w roli kompozytora i pianisty, poety i pisarza.

Mój egzemplarz książki Danuty Gwizdalanki "Uwodziciel. Rzecz o Karolu Szymanowskim", PWM Edition
Autorka biografii Karola Szymanowskiego, Danuta Gwizdalanka, pisze o muzyce od wielu lat i to częstokroć niekonwencjonalnie. Zapoczątkowała w Polsce tematykę ekologii muzyki, m. in. tłumacząc esej R. Murray Schafera The Music of the Environment (Muzyka środowiska), który zaowocował cyklem artykułów  pod wiele obiecującym tytułem Strojenie trąb jerychońskich na łamach „Ruchu Muzycznego". Jest także autorką podręczników, prac poświęconych społecznym kontekstom kultury muzycznej i muzyce kameralnej. Spod jej błyskotliwego pióra wyszły ponadto  biografie Witolda Lutosławskiego, Mieczysława Wajnberga, a ostatnio długo oczekiwana i obszerna - Karola Szymanowskiego. Kompetentna, rzetelna, nie unikająca trudnych tematów, a przy tym - mimo że napisana z prawdziwym rozmachem (ponad 800 stron!), znakomicie się ją czyta. O kompozytorze "Króla Rogera" pisał wcześniej Stanisław Gołachowski czy Teresa Chylińska, ale dopiero dzięki Gwizdalance otrzymujemy pełne kompendium wiedzy o nim o jego muzyce. 

Anna Szymanowska z obydwoma synami i najmłodszą córką 
w pierwszych latach wojny/skan

Autorka pisze o kompozytorze z właściwym sobie dystansem, niezbędnym do tego, aby stworzyć portret artysty tak skomplikowanego i pełnego sprzeczności. Nie przypadkiem opatrzyła przedmowę mottem z Sonaty Belzebuba Stanisława Ignacego Witkiewicza, którego autor podkreśla, że przeżycia artystów - w swej istocie odmienne od zwykłych zjadaczy chleba - mają swoje odzwierciedlenia w ich dziełach. A przy tym Witkacy pokpiwa sobie z biografów, którzy "do śmieszności zajmują się szczegółami" z życia artystów. Biografia Karola Szymanowskiego wyrasta - jak twierdzi jej autorka - z fascynacji pięknem i oryginalnością jego muzyki. Interesuje ją także człowiek, który skrywa się za dziełami. Wielbiciele jego muzyki mają tendencję do idealizowania twórcy, jego wrogowie zaś zwykli deformować jego cechy.  Autorka tej biografii deklaruje obiektywizm. Sięga po dokumenty z epoki, po obfitą korespondencję, odczytując je - jak powiada za Boyem Żeleńskim - jakby "obchodziła i okrążała, badając i opisując wielkiego artystę jak na przykład lwa albo tygrysa". W ten sposób tworzy portret artysty wielobarwny, ukazując go w relacjach z innymi: rodziną (właściwie: klanem), przyjaciółmi, kochankami...  Poznajemy go także w roli kompozytora i pianisty, poety i pisarza.

W przypadku tej biografii "obiektywny" nie oznacza bynajmniej "suchy", "naukowy" - wręcz przeciwnie! Czujemy temperaturę relacji, ba, sami ulegamy emocjom. Jesteśmy niejako świadkami "narodzin gwiazdy", przyglądamy się Szymanowskiemu - czułemu synowi i bratu, a także kochanemu wujkowi, któremu w którymś momencie zaczynają ciążyć rodzinne obowiązki, ale nigdy się z nich w gruncie rzeczy nie zdoła uwolnić, bo bez rodziny się wtedy nie istniało. 

Paweł Kochański z Karolem Szymanowskim w Londynie, 1920/skan

Niepostrzeżenie zaczynamy dostrzegać w nim coś więcej niż czarującego człowieka, którego urokowi ulegali wszyscy bez wyjątku. Jak wspomina częsty gość Tymoszówki - majątku rodziny - Władysław Burkarth, "Karol posiadał w każdym słowie i geście jakiś niewysłowiony czar". W rodzinie był uwielbiany! Siostra Zofia w liście z 1939 roku pisze bałwochwalczo: "Nasza cała rodzina nie jest godna zawiązać Ci rzemyka u nóg". Trzeba przyznać, że utrzymywał wszystkich, kiedy opuścili Tymoszówkę po rewolucji i prowadzili życie ponad stan w dużym i eleganckim mieszkaniu w Warszawie. Szymanowski wzrusza nas swoją czułością i poświęceniem dla rodziny: matki, brata, sióstr. Wzrusza nas jeszcze bardziej, gdy czytamy, że okazywał też wiele serca swojej siostrzenicy Alusi (córce Stanisławy), zmarłej przedwcześnie w dramatycznych okolicznościach, a także Kici (córce Zofii), której okazywał więcej miłości niż zajęta sobą matka, a także opłacał jej pensję. Dziewczynka nazywała go w listach "wujciem najdroższym" i pisała, że "Wujcio był dla mnie zawsze jak najlepszy ojciec, a nawet tysiąc razy lepszy (...)". Abyśmy jednak zbytnio się nie rozczulili, autorka komentuje: "Instynkt rodzicielski Szymanowskiego znajdował jeszcze jedno ujście - w relacjach z młodymi mężczyznami"... I tak niepostrzeżenie przechodzimy w tę nieco przemilczaną sferę relacji kompozytora. Im dłużej przyglądamy się jego stosunkom rodzinnym, zaczynamy pojmować, że wcale nie były takie idealne, raczej... hm... skomplikowane. Kiedy kompozytor przedwcześnie umarł, reakcja matki na wieść o śmierci ukochanego i genialnego syna była dość osobliwa. Podobno pani Szymanowska opadła na fotel, , jęknęła "Moje Katocisko" (Karol był przez najbliższych nazywany Katotem), po czym całkiem  spokojnym głosem kazała sobie zmierzyć puls...

W sanatorium Davos na leczeniu gruźlicy, wraz z siostrą Stanisławą i
z nieodłącznym  papierosem/skan

Szymanowski przyjaźnił się z wieloma muzykami: dyrygentami, wykonawcami swoich kompozycji, pisarzami. Wszyscy byli pod jego urokiem. A jednocześnie - jak pisze Jarosław Iwaszkiewicz (kuzyn kompozytora) - był bardzo samotny. Ta uwaga może najpierw zaskakiwać i dziwić, kiedy jednak wnikniemy - dzięki Gwizdalance - głębiej w te relacje, okaże się, że kompozytor traktował przyjaciół instrumentalnie. Leonia Grandstein - jego powierniczka, przyjaciółka, która była jednocześnie kimś w rodzaju menedżerki, tolerowała jego ludzkie słabości, choć i ona taktowanie dawała mu niekiedy do zrozumienia, że wyraża życzenia sprzeczne z własnym interesem. Mnie najbardziej poruszył jego stosunek do Zofii Kochańskiej - przyjaciółki i żony przyjaciela, wykonawcy jego utworów, Pawła Kochańskiego. Ona się nim zachwycała i pisywała pełne uwielbienia i egzaltacji listy, a ponadto  "organizowała" dla niego bogate sponsorki. On zaś jawnie ją wykorzystywał, okłamywał, że ciężko pracuje, że brakuje mu pieniędzy, a nawet czynił wyrzuty, gdy jego główna sponsorka przestała go finansować (nigdy jej zresztą za to nie raczył podziękować). Po śmierci Kochańskiego, kiedy Zofia znalazła się w trudnej sytuacji, w ogóle zerwał z nią kontakty... Listy od kompozytora adresatka przechowywała aż do swojej śmierci, po czym trafiły do Polski. Nikt jednak nie miał odwagi opublikować je. Ich fragmenty oraz historię przyjaźni z Kochańskimi poznajemy dopiero dzięki Danucie Gwizdalance. Szymanowski oczekiwał od przyjaciół nieustannego zainteresowania, ale sam nie kwapił się odpowiedzieć tym samym. 

Dzięki biografii poznajemy także kulisy powstawania utworów Karola Szymanowskiego oraz okoliczności ich wykonań. Za sprawą listów i wspomnień poznajemy kompozytora, jakiego dotąd nie znaliśmy, m. in. także jako poetę, gdyż - jak pisze Zygmunt Mycielski - "był może jeszcze bardziej muzykiem, którego sztuka płynęła z poezji". Stąd tak wiele pieśni połączonych w cykle. 

Ciągle, przez całą biografię, przewija się przede wszystkim Szymanowski, by tak rzec, "prywatny": człowiek pewien swojego geniuszu, mający w związku z tym duże oczekiwania w stosunku do otoczenia, ale także Szymanowski chorowity, hipochondryk, Szymanowski nie stroniący od alkoholu i nikotyny (mimo gruźlicy). Nałogi stały się zresztą przyczyną jego przedwczesnej śmierci.

Portret Szymanowskiego autorstwa Witkacego, 1930/skan

Autorka kończy swoją opowieść o Szymanowskim podobnie jak ją zaczęła - cytatem z Witkacego, który w "Pożegnaniu jesieni" tak pointuje pisanie biografii:

"Babranie się w autorze à propos  jego utworu, jest niedyskretne, niestosowne, niedżentelmeńskie. Niestety, każdy może być narażony na tego rodzaju świństwa. Jest to bardzo nieprzyjemne". 

Zapewne Szymanowski byłby podobnego zdania, jednak gdyby nie owo "babranie się", cóż byśmy dziś wiedzieli o kompozytorze, poza encyklopedycznymi informacjami i pomnikowymi laurkami? Gdzie byłby człowiek z jego zaletami i wadami, fascynujący i irytujący - prawdziwy?

Książka Danuty Gwizdalanki "Uwodziciel. Rzecz o Karolu Szymanowskim. O osobie, muzyce, przyjaciołach, wyznawcach i (urojonych) wrogach. O inspiracjach, fascynacjach i fobiach." ukazała się 29 marca 2021 roku w Polskim Wydawnictwie Muzycznym.


2 komentarze:

  1. Nie wiem.Książka zrobiła na mnie niejednoznaczne wrażenie.Jest ona faktycznie przejawem autorskiego stylu Danuty Gwizdalanki, którego cechą jest zastąpienie drobiazgową faktografią muzykologicznych analiz utworów. W biografii Szymanowskiego nie ma muzyki. W pomnikowej pracy prof. Mieczysława Tomaszewskiego o Chopinie muzyka jest a tu jej prawie nie ma. Gdyby czytelnik chciał się dowiedzieć, na czym polega np. wyjątkowość w twórczości kompozytora i w ogóle w polskiej muzyce "Stabat Mater" Szymanowskiego, w biografii tej informacji nie znajdzie.Czytając książkę, miałem cały czas wrażenie bezlitosnej rozprawy z mitologią narosłą wokół twórcy "Króla Rogera". A jak się walczy z mitologią, to gdzieś umyka esencja, istota dzieła. To nie jest książka skandalizująca, nie ma w niej nic takiego, o czym wcześniej, przynajmniej w zarysach,przynajmniej od wspomnień Artura Rubinsteina,nie byłoby już wiadomo.Kiedy porównuje się muzykę Szymanowskiego z biografią Danuty Gwizdalanki, można się pytać: Czego i dlaczego nie USŁYSZAŁA Autorka? To tym bardziej przeszkadza, że jest to znakomicie napisana książka, jak powiedziałem - gęsta faktograficznie,wiarygodna, bardzo spójna i wewnętrznie logiczna. Czyta się ją rewelacyjnie! Ale bije od niej chłodem, którego nie znał czytelnik wychowany na "Opowieści o naszym domu" Zofii Szymanowskiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tę wnikliwą myśl. Właściwie dopiero czytając komentarz zdałam sobie sprawę, że w narracji Gwizdalanki rzeczywiście jest jakaś hm... niechęć? do kompozytora. Faktem jest jednak, że wiele osób traktował instrumentalnie, choć zasługiwały raczej na wdzięczność i sympatię. Nie wydaje mi się jednak, aby pomniejszała lub pomijała utwory Szymanowskiego...

      Usuń

Wydarzenia w Muzeum Narodowym i oddziałach 22-24.11.2024

Muzeum Narodowe we Wrocławiu zaprasza w nadchodzący weekend na dwa wykłady – dra Dariusz Galewskiego o sztuce bizantyjskiej (w ramach cyklu ...

Popularne posty