Książka Marka Górlikowskiego jest znakomicie napisana - oddaje klimat minionych czasów, przedstawia pasjonująco ludzkie (i zwierzęce!) historie, bawi, wzrusza i prowokuje do refleksji. Autor jest nie tylko empatyczny i potrafi słuchać swoich licznych rozmówców, ale też posiada dar znajdowania naprawdę interesujących, wręcz malowniczych postaci. Gorąco zachęcam do lektury tej wspaniałej książki!
Po książkę o Gucwińskich sięgnęłam, bo - jak wszyscy - znałam to kultowe małżeństwo za sprawą programu telewizyjnego "Z kamerą wśród zwierząt" i byłam ciekawa ich historii. Także dlatego, że jest to część historii mojego - od niemal pięćdziesięciu lat! - miasta. Sięgnęłam i ... nie mogłam się oderwać, dopóki jej nie dokończyłam. Nooo, takiego obrotu sprawy kompletnie się nie spodziewałam, szczególnie, że autor nie był mi znany. Okazało się ponadto, że nie jest to wyłącznie książka o Hannie i Antonim Gucwińskich, choć przyznaję, że ich barwne opowieści o zwierzętach, które notuje Marek Górlikowski, są fantastyczne - pełne humoru, czasem także wzruszeń, a nawet grozy. Przy tym historia Gucwińskich to żadna laurka, bo autor uzupełnia ich narrację wieloma innymi, sięga też do dokumentów i filmów.
Książka jest także historią najstarszego ogrodu zoologicznego w Polsce (powstał w 1865 roku, ale autor snuje ją od 1932 roku, o czym za chwilę), opowiadana poprzez losy ludzi, którzy się przez ogród przewinęli, m. in. urodzonego w Breslau Herberta Globicha czy pracującej z szalecie hrabiny Anny Marii Stadnickiej - ludzi nieprzeciętnych, oczytanych, szlachetnych, którzy na terenie ogrodu znaleźli rodzaj schronienia po tym, jak okrutnie obeszła się z nimi historia. Koleje ich losów są tajemnicze lub słabo znane, ale dociekliwy autor dociera zarówno do dokumentów, jak i do rodzin, aby więcej się o swoich bohaterach dowiedzieć. I udaje mu się to!
Hrabina Anna Maria Stadnicka /skan książki |
Wreszcie jest to poza wszystkim opowieść o mentalnych zmianach, które zaszły w relacjach między ludźmi a zwierzętami, co poniekąd zapowiada podtytuł, nabierający pod koniec nowych znaczeń. Swoją opowieść autor opatruje znaczącym mottem - wierszem Rainera Marii Rilkego "Pantera", ukazującym uwięzione w klatce zwierzę, które - choć ciągle porusza się w obrębie krat - to "w głębi serca bezgłośnie umiera". W Prologu zaś przytacza obiegowe opinie uzasadniające istnienie ogrodów zoologicznych, jak choćby ta, że zamykamy zwierzęta w zoo, aby je chronić i otaczać opieką. Tymczasem, jak pisał w swoim eseju "O patrzeniu" John Berger: "Powszechnym celem istnienia ogrodów zoologicznych jest dostarczenie zwiedzającym możliwości patrzenia na zwierzęta. W najlepszym razie spojrzenie zabłyśnie i prześliźnie się dalej. Zwierzęta patrzą na boki. Patrzą niewidzącymi oczami. (...) Ogród zoologiczny jest demonstracją relacji między człowiekiem i zwierzęciem - niczym innym".
Mała Hania z tatą / skan |
Marek Górlikowski rozpoczyna swoją opowieść od konstatacji, że historia zwierząt i ich ludzi jest długa i etycznie niejasna, a zaczyna ją od 1932 roku, kiedy to w zoo w Breslau rodzi się mrówkojad, w rodzinie warszawskiego policjanta Hanna Jurczak (później Gucwińska), a w Porębie Małej - Antoni Gucwiński. Zanim te trzy odrębne kosmosy splotą się w jeden, autor opowiada dramatyczne dzieje Hanny, a właściwie opowiada je sama bohaterka, ale narracja przechodzi niepostrzeżenie z pierwszej osoby w trzecią i odwrotnie. Córka przedwojennego policjanta nie mogła mieć łatwego życia, szczególnie, że była niepokorna, a jednak dzięki miłości do zwierząt potoczyło się ono trochę jak w bajce... Biografia Antoniego - mniej spektakularna, żeby nie powiedzieć: zwyczajna. Kiedy spotkali się we wrocławskim zoo, długo jeszcze trwało, zanim się pobrali. Ta para, której nie wyobrażamy sobie oddzielnie i która stanowi znakomicie uzupełniający się duet także na potrzeby książki, zdecydowała się na wspólne życie znacznie później. Z pewnością zdecydowała o tym miłość do ... zwierząt 😀 Opowieściom o życiu towarzyszą liczne anegdoty, bo państwo Gucwińscy są, jak wiadomo, urodzonymi gawędziarzami. To z pewnością najbardziej atrakcyjna część książki. Mnie najbardziej zapadła w pamięć anegdota o pytonie Kubie, który uwielbiał codzienne kąpiele w wielkiej poniemieckiej wannie państwa Gucwińskich. Kiedyś małżonkowie wybierali się do opery, ale musieli wpierw wyciągnąć Kubę z wanny. Ten jednak nie miał na to najmniejszej ochoty. Wobec tego pan Gucwiński wyciągnął korek, ale woda nadal nie spływała. Wtedy okazało się, że spryciarz zatkał odpływ swoim ciałem 😉 W końcu udało się uporać z pytonem, ale do opery państwo Gucwińscy przyszli po I akcie...
Z książki dowiadujemy się m. in., że z racji bliskości Wytwórni Filmów Fabularnych wiele zwierząt wystąpiło w filmach, również pani Gucwińska, którą Andrzej Żuławski zatrudnił podczas kręcenia "Diabła", gdyż tylko ona nie bała się wystąpić z potężnym pytonem.
Hanna Gucwińska z wężem z wrocławskiego ZOO w scenie filmu Andrzeja Żuławskiego "Diabeł"/ skan |
Górlikowski opisuje szczegółowo nie tylko okoliczności powstania programu "Z kamerą wśród zwierząt" (prezentowanie zwierząt i opowieści o nich zaczęły się od niezwykle popularnego "Przekroju"), jego twórców, a także kontrowersji z nim związanych, szczególnie w stanie wojennym i po transformacji. Wtedy także kończy się pewna epoka, a wraz z nią styl przygotowywania programów. Wreszcie, opisano szczegółowo okoliczności odejścia państwa Gucwińskich po około pięćdziesięciu latach z wrocławskiego ZOO w atmosferze oskarżeń i niemalże skandalu z powodu niewłaściwej opieki nad jednym z niedźwiedzi. Ta sprawa przesądziła także o tym, co należy uważać za okrucieństwo wobec zwierząt i jak je karać. W tle zaś zmienia się ustrój i styl zarządzania ogrodem zoologicznym. Następca Gucwińskich z pewnością nie urządzałby codziennych kąpieli w swojej wannie ulubionemu pytonowi. Choćby dlatego, że nie ma ulubieńców, jest nowoczesnym menadżerem, który zarządza (m. in. w tajemniczy sposób pozbywa się kotów, których jest w ZOO ponad sto), buduje afrykanarium i dba o rzadkie gatunki.
Państwo Gucwińscy z młodym szympansem, początek lat 70./skan |
Po przeczytaniu książki Marka Górlikowskiego nie można nie snuć różnorakich refleksji. Najważniejszą jest ta, że ogrodów zoologicznych w ogóle być nie powinno. Jeśli jednak przyglądamy się temu. co było i temu, co nastąpiło, to poza ogromną zmianą mentalną, odczuwamy jednak sympatię dla państwa Gucwińskich, którzy być może traktowali ZOO jak swój folwark, nikt jednak nie ma wątpliwości, że kochali zwierzęta, które były "ich dziećmi". Współczesne ZOO przypomina raczej sprawnie zarządzaną korporację, w której nie ma miejsca na emocje...
Książka Marka Górlikowskiego jest znakomicie napisana - oddaje klimat minionych czasów, przedstawia pasjonująco ludzkie (i zwierzęce!) historie, bawi, wzrusza i prowokuje do refleksji. Autor jest nie tylko empatyczny i potrafi słuchać swoich licznych rozmówców, ale też posiada dar znajdowania naprawdę interesujących, wręcz malowniczych postaci. Gorąco zachęcam do lektury tej wspaniałej książki!
Książka Marka Górlikowskiego "Państwo Gucwińscy. Zwierzęta i ich ludzie" będzie miała swoją premierę 2 czerwca 2021 roku w Wydawnictwie Znak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz