Od dziś w Muzeum Narodowym we Wrocławiu dostępna jest dla zwiedzających wystawa cyklu "Wojna" Artura Grottgera" „Pójdź ze mną przez padół płaczu". Prezentacja ta upamiętnia Rok Romualda Traugutta i wydarzenia Powstania Styczniowego. Cykl rzadko bywa pokazywany, tym bardziej więc zachęcam do jego obejrzenia. Nieduża, kameralna wystawa, której kuratorką jest Natalia Sienkiewicz, potrwa do 16 czerwca tego roku. Prezentowana jest w ramach wystawy stałej „Sztuka polska XVII-XIX w.”, w soboty można ją zwiedzać bezpłatnie.
Artur Grottger, "Pójdź za mną przez padół płaczu", 1866, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek |
Muzeum Narodowe we Wrocławiu posiada w swoich zbiorach wiele prac Artura Grottgera, w tym również ostatni cykl przedwcześnie zmarłego artysty. "Wojna" była od początku postrzegana jako cykl kontrowersyjny - od od zachwytu nad głębią myśli przewodniej i jej uduchowieniem, pochwały biegłości techniki i różnorodności motywów, po krytykę nadmiernego dydaktyzmu i niejednorodnej poetyki. Tymczasem ów niejednorodny styl był przez malarza zamierzony dla "zadziwienia Francuzów", przygotowywany był bowiem na wystawę paryską w 1867 roku. Historia powstawania cyklu została szczegółowo opisana przez Grottgera w listach do narzeczonej, Wandy Monne, której ten cykl dedykował.
Artur Grottger, "Kometa", fot. Barbara Lekarczyk-Cisek |
Dominantą cyklu miało być nie tylko alegoryczne przedstawienie wojny, ale także rozważania nad rolą sztuki wobec wydarzeń historycznych - poprzez wprowadzenie motywu Artysty i Beatrycze - przewodniczki, zaczerpniętego z "Boskiej komedii" Dantego. Początkowo motyw ten przybrał osobisty charakter: Artysta miał rysy malarza, a Beatrycze jego narzeczonej, czego inspiracją był także "Przedświt" Zygmunta Krasińskiego. Ostatecznie jednak rysy artysty i jego narzeczonej zachowały się tylko na kartonie "Alegoria wojny", gdyż rodzina Wandy była niechętna ich rychłemu związkowi. Ów dantejski wątek wędrówki przez zaświaty okazał się szczególnie pomocny przy podejmowaniu tematów dotyczących filozofii dziejów w polskiej poezji romantycznej, ale także i później. W okresie. gdy Grottger pracował nad swoim cyklem, Adam Asnyk stworzył w "Śnie grobów" poetycki obraz wędrówki po współczesnym piekle, a jej przewodnikiem był "anioł przeznaczeń". Motyw ten został wykorzystany przez malarza. Droga sennego widzenia dawała przy tym możliwość nieskrępowanej logiką narracji wydarzeń, które łączą postacie Artysty i Muzy - "jasnowidzących świadków", których reakcje wobec przedstawionych wydarzeń łączyć miały poszczególne sceny w metaforyczną całość.
Artur Grottger, "Pożegnanie", fot. Barbara Lekarczyk-Cisek |
Cykl otwiera scena, w której przed pogrążonym w zadumie Artystą znajdującym się w pracowni pojawia się Muza, wzywając go do wędrówki. Zważywszy, że również ostatni karton przedstawia artystę znajdującego się w pracowni i szkicującego karzącego Boga, stanowią one rodzaj klamry. W przeciwieństwie do pozostałych, mają kształt prostokątów. Napięcie wzrasta stopniowo od kartonu drugiego, na którym postacie patrzą z niepokojem w niebo, na jaśniejącą kometę zwiastującą nieszczęście. Potem następuje "Losowanie rekrutów" i "Pożegnanie" - to rodzaj epickiej ekspozycji. Fatalne przeznaczenie dosięga ludzkość w kolejnych scenach: w "Pożodze", w "Głodzie", gdzie niebezpieczeństwo dotyka niewinnych i bezbronnych, którzy pozostali w domach. "Ludzie i szakale" ukazują okrutny los tych, którzy wyruszyli na wojnę.
Artur Grottger, "Pożoga", fot. Barbara Lekarczyk-Cisek |
Karton zatytułowany "Głód" dzieli cykl na dwie symetryczne części, z których pierwsza ukazuje wojnę jako (cytując Grottgera) "straszliwe nieszczęście", druga zaś jako "demoralizację": zagłada domu, rozpad rodziny ("Już tylko nędza"), upadek norm moralnych, których kulminację dostrzeżemy w scenie "Świętokradztwo". Ostatni karton, ukazujący rozgniewanego Boga, prezentuje myśl, że ostatnie słowo ma Bóg, który ingeruje w dzieje ludzkości w Sobie tylko znanym momencie, niczym w "Nie-Boskiej komedii" Zygmunta Krasińskiego.
Artur Grottger, 'Świętokradztwo", fot. Barbara Lekarczyk-Cisek |
Znajdując ostateczną formę dla swego cyklu, Grottger napisze w liście do narzeczonej:
"Oprócz artysty i muzy, nie będzie fantastycznych figur w obrazach moich, wojna będzie nie tak jak w wyobraźni, a w rzeczywistości, obrazy stracą na poezji, ale [będą] bliższe celu".
W "Wojnie" widoczna jest w stopniu wyższym niż w poprzednich cyklach tendencja do takiego układu elementów kompozycji, który nadałby dziełu najwyższy ton. Służyć temu miało nie tylko odwołanie do sztuki antycznej, ale także do dzieła Dantego, aby stworzyć współczesny, choć operujący innymi środkami artystycznymi odpowiednik "Boskiej komedii".
Artur Grottger, "Ludzkości, ty rodzie Kaina", fot. Barbara Lekarczyk-Cisek |
Znajdujący się w zbiorach Muzeum Narodowego cykl "Wojna" rzadko bywa pokazywany, tym bardziej więc zachęcam do jego obejrzenia. Nieduża, kameralna wystawa, której kuratorką jest Natalia Sienkiewicz, potrwa do 16 czerwca tego roku. Prezentowana jest w ramach wystawy stałej „Sztuka polska XVII-XIX w.”, w soboty można ją zwiedzać bezpłatnie.
Artur Grottger, Autoportret, 1867, fot. archiwum cyfrowe |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz