Od 27 kwietnia we wrocławskim Muzeum Etnograficznym można oglądać absolutnie unikalną wystawę prac Aśki Borof – artystki, która opisuje świat i swoje doświadczenia za pomocą obrazów, tkanin, grafik... Towarzyszą im często krótkie, celne komentarze. Mieszkająca w Gorkach Zachodnich Aśka Borof przypomina w jakimś sensie Bruno Schulza i jego Drohobycz. Stworzyła (korzystając także z tradycji tych miejsc) rodzaj mikrokosmosu - niepowtarzalny, oryginalny świat, w którym jednakże każdy z nas może się przejrzeć.
Aśka Borof podczas oprowadzania po swojej wystawie, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek |
Podczas konferencji prasowej kuratorka wystawy – Olga Budzan nazwała artystkę nieco żartobliwie, ale nie bez kozery "kobietą renesansu wiejskiego", zwracając uwagę na bogactwo jej rozmaitych form ekspresji. Istotnie, artystka korzysta z rozmaitych technik, zaczerpniętych z ludowej tradycji, za pomocą których opowiada siebie i świat. Zanim nastąpiło oficjalne otwarcie tej ekspozycji, mieliśmy niebywałą okazję zobaczyć ją w towarzystwie samej Aśki Borow. której obecność nadała tej peregrynacji osobisty ton. Dowiedzieliśmy się o tym, w jakich okolicznościach powstawały kolejne cykle i jakie mają znaczenie dla samej artystki.
Aśka Borof, Dom Łęczycka 24, z cyklu "Dzielnica Górki Zachodnie", 2019, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek |
Wystawę otwiera cykl " DzielnicaGórki Zachodnie", gdzie artystka się wychowała i który jest próbą uchwycenia genius loci tego miejsca. Wszystkie postacie i zwierzęta oprawione zostały w eleganckie ramy, co podkreśla ich wyjątkowość. Szczególnym tego przykładem jest 25-letnia gęś Balbina, która – jak głosi komentarz – pilnuje punktu sprzedaży gazu w butlach, "ma nienaganną sylwetkę i dobrą kondycję. Lubi przeglądać się w drzwiach samochodu oraz ostrzegawczo syknąć na klienta". Po czym następuje znaczące zestawienie: gęś ma 25 lat, butla gazu kosztuje 50 złotych... 😀
Aśka Borof, Gęś, z cyklu "Dzielnica Górki Zachodnie", 2019, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek |
Innym cyklem, będącym czymś więcej niż tylko zapisem rzeczywistości, są "Dziewczyny z autobusu" – portrety kobiet, ikony codzienności. Mnie się skojarzyły z filmem dokumentalnym Macieja Drygasa "Jeden dzień w PRL-u", w którym reżyser wykorzystał materiały z łódzkiej "Filmówki", pochodzące z lat 60. i ukazujące zmęczone twarze ludzi powracających do domu po męczącym dniu. Poruszający obraz... Twarze bohaterek Aśki także mają w sobie coś z dokumentalnego zapisu – jakby artystka pragnęła utrwalić to, co może się wydać błahą, szarą codziennością, a co w istocie przedstawia niepowtarzalne ludzkie (w tym wypadku: kobiece) losy.
Aśka Borof, Gęś, z cyklu "dziewczyny z autobusu", fot. Barbara Lekarczyk-Cisek |
Inny cykl nawiązuje do obrzędów i tradycji ludowych. Artystka wnikliwie bada rozmaite obyczaje i obrzędy, sięgając zarówno do tych, których proweniencja jest jej znana z rodzinnych ustnych przekazów, jak też z pism Kolberga. W ten sposób dotykamy myślenia magicznego, rozmaitych formuł, których należy przestrzegać, aby chronić siebie i innych przed urokiem. Jedną z pierwszych prac tego cyklu było "Zamawianie żółwia", którego znaczenie było dla autorki początkowo nieznane. Sięgnęła więc do Kolberga i okazało się, że ów "żółw" oznacza po prostu pełne krowie wymiono (ma podobny kształt), a zwyczajowi towarzyszyła odpowiednia formułka mająca "odczynić urok". Inny cykl dotyczy zabobonów związanych z kobietami ciężarnymi, tym razem wykonany techniką wycinanki. Przedstawia ludowe sposoby uniknięcia rozmaitych problemów związanych z ciążą, co zanotował również Kolberg. Jeden z komentarzy głosi: "Nie wolno rzucać za ciężarną nożem, bo dziecko będzie pokryte krostami" 😀
Aśka Borof, "Nie rzucaj za ciężarną nożem", z cyklu "Zabobony dotyczące kobiet w ciąży", wycinanka, 2017, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek |
Do najbardziej poruszających, a zarazem uniwersalnych cykli na wystawie, należy temat śmierci i umierania. Jednocześnie jest to cykl bardzo osobisty. Aśka Borof zdradziła nam, że powstał w wyniku okoliczności związanych z chorobą i śmiercią jej mamy, którą się wraz z siostrami opiekowała. "W trakcie tej opieki musiałam wyrzucić z siebie wszystkie emocje związane ze strachem, z doświadczeniem utraty. Jest to rodzaj ofiary albo prośba o wyleczenie, pochodzący z tradycji ludowej" – tłumaczyła.
Aśka Borof, Jelito mamy, cykl "Ex voto", 2017, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek |
Szczególną częścią ekspozycji jest cykl "Matki" inspirowany ikonami przedstawiającymi Matkę Bożą. "Matki" powstają zawsze, kiedy wyjeżdżam. Nie lubię latać samolotami, więc zwykle zajmuję się wtedy ich przygotowaniem, a później wykańczam je na plaży, towarzysząc mężowi, który lubi ten rodzaj odpoczynku (ja niekoniecznie). Matki robię ciągle – wyciszam się wówczas" – komentowała artystka. Matki na wystawie pochodzą z różnych lat i były robione w rozmaitych okolicznościach i wieloma technikami. Jedna z nich – najbardziej okazała – powstała na zamówienie z okazji święta Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, podczas którego Aśka miała wraz zespołem Odłam Źdźbło śpiewać pieśni dotyczące cudów za Jej przyczyną z różnych regionów Polski.
Aśka Borof, cykl "Matki", fot. Barbara Lekarczyk-Cisek |
Artystka uczestniczy bowiem także w performensach odtwarzających tradycje ludowe (na wystawie można obejrzeć wideo), do których uszyła stroje, będące również częścią ekspozycji. Dotyczą zarówno tradycji weselnych, jak i związanych ze śpiewami na wiosnę, czego przykładem jest koszula z pięknie wyhaftowanymi rękawami.
Prace Aśki Borof, zgromadzone na wystawie "Powszednie misterium", pokazują świat codzienny, a zarazem niezwykły. Artystka przypomina mi w jakimś sensie Bruno Schulza i jego Drohobycz. Stworzyła (korzystając także z tradycji tych miejsc) rodzaj mikrokosmosu – niepowtarzalne, oryginalne uniwersum, w którym każdy z nas może się przejrzeć.
Aśka Borof, Koszula. Odłam. Źdźbło, haft, szycie, 2021, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek |
Aśka Borof, Kostiumy Odłam Źródło, 2020, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz