wtorek, 8 września 2020

Opowieści o prawdzie i przemijaniu. Kino Macieja J. Drygasa

Swoją filmową pracę porównuje do "Lekcji anatomii" Rembrandta. Punktem wyjścia jest człowiek, z jego fizyczną obecnością i historią, ale właściwym tematem pozostaje tajemnica człowieka, której dokumentalista docieka. Zawsze wrażliwy na drugiego człowieka i jego los. Staranna dokumentacja pokazuje, że nic tu nie jest na niby, a kreacja nie jest tylko formalną wirtuozerią, ale służy poruszeniu serca widza.

Maciej J. Drygas, fot. IMDb

Historia człowieka niezłomnego: "Usłyszcie mój krzyk"


Pierwszym filmem, który sprawił, że zainteresowałam się twórczością tego znakomitego artysty, był "Usłyszcie mój krzyk" (1991). Za pomocą nieznanych, często niespodziewanie odkrytych, materiałów archiwalnych reżyser opowiada historię samospalenia Ryszarda Siwca podczas uroczystości dożynkwych 8 września 1968 roku na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie. Gromadząc dokumentację, Drygas natknął się na 7-sekundowy zapis na taśmie filmowej, który jakimś cudem ocalał w archiwum WFD. To bezcenne znalezisko stało się w rezultacie punktem wyjścia i kulminacją filmu.

Sekwencja wstępna ukazuje funkcjonariuszy milicji pośpiesznie palących akta. Potem - z archiwów szpitala i prokuratury, a także z zapisu w księdze parafialnej, że akta sprawy Ryszarda Siwca nie istnieją, zaś jako oficjalną przyczynę zgonu odnotowano wypadek...

Kadr z filmu "Usłyszcie mój krzyk"
A jednak - jak się okazało po z górą trzydziestu latach - historia tego człowieka została zapamiętana przez wielu. Nie tylko jego bliskich i znajomych; także naocznych świadków, którzy po latach ze szczegółami relacjonują tamto wydarzenie. Maciej J. Drygas przeplata ich relacje z refleksjami na temat śmierci Siwca - jej przyczyn i wymowy. Wszyscy pozostają wobec tego dramatu bezradni. Ksiądz Józef Tischner twierdzi, że samospalenie nie należy do tradycji chrześcijańskiej, ale w przypadku Siwca mieliśmy do czynienia z aktem wolnym. Swoim samotnym heroicznym aktem wzniecił na warszawskim stadionie ogień wolności. Z pewnością była to męczeńska ofiara. Pozostali rozmówcy mówią o buncie przeciwko złu i kłamstwu.

Maciej Drygas nie tylko wydobywa bohatera z otchłanie niepamięci. Pokazuje również, ze czyn taki nigdy nie jest daremny. W filmie pobrzmiewa ton tragedii antycznej, której istotą jest wybór tragiczny - wybór mniejszego zła, który jednak charakteryzuje utrata jakiejś wartości. W przypadku Siwca jest nią nie tylko własne życie, ale również ukochana rodzina: żona i pięcioro dzieci, którzy będę dźwigać swoje cierpienie przez całe życie... Nie mamy wątpliwości, że tak właśnie jest, szczególnie w odniesieniu do dorosłych już dzieci bohatera.

Wydawało mi się - mówi reżyser - że to taka polska historia, tymczasem postawa Siwca okazała się uniwersalna. Widzowie w różnych zakątkach świata żywo dyskutowali po filmie o własnych konformistycznych postawach.

Film znajdziecie TUTAJ.

"Stan nieważkości" (1994) - przypowieść o końcu pewnego świata

W 1992 roku świat obiegła informacja, że po orbicie krąży od roku kosmonauta Siergiej Krikalow. Po powrocie na Ziemię zyskał nawet przydomek ostatniego obywatela ZSRR; jego powrót odbył się bowiem tuż po rozpadzie Związku Radzieckiego. Historia samotnie krążącego po orbicie człowieka, podczas gdy rozpada się jego dotychczasowy świat, wydała się Maciejowi Drygasowi niezwykle inspirująca. Uznał, że ten dramatyczny lot posłużyć może do zbudowania dokumentalnej opowieści o końcu XX wieku. Pojechał więc do Rosji, by starać się o wywiad z Krikalowem i ku swojemu zdumieniu dowiedział się, że lot ten wcale nie był samotny i że to właśnie za zgodą kosmonauty został przedłużony. W tym czasie zmienili się jego partnerzy. Pierwotny zamysł reżysera musiał ulec przeobrażeniu. Udało mu się - po wielu staraniach - dotrzeć do Archiwum Dokumentacji Kosmicznej. Podczas wielotygodniowego przesłuchiwania nagrań rozmów kosmonautów z Ziemią reżyser tak dalece wszedł w ten szczególny i - zdawałoby się - hermetyczny świat, że nawiązanie bezpośrednich kontaktów z kosmonautami stało się czymś naturalnym, choć oczywiście nie było łatwe. Żartobliwie podzielił swoich potencjalnych rozmówców na żołnierzy i poetów. Ci pierwsi niewiele mieli do powiedzenia, dla drugich pobyt w kosmosie był marzeniem życia. I to z nimi głównie rozmawiał autor "Stanu nieważkości".

Reżyser podczas kręcenia Stanu nieważkości

Z bogatego materiału dokumentacyjnego - gotowego i własnego - Drygas stworzył fascynujący film. W kosmosie bohaterowie czują, że spełniły się ich marzenia i że taka podróż ma głęboki sens. Opowiadają o sprawach "codziennych", tzn. o swoim funkcjonowaniu w nietypowych warunkach, ale rozważają też doznania niezwykłej harmonii kosmosu. Jednak powrót ze stanu nieważkości do rzeczywistości okazuje się bolesny. Reżyser odsłania także ciemną stronę lotów: poza eksperymentami, które wielu opłaciło życiem lub trwałym kalectwem, to także wiele nieudanych lotów, zakończonych katastrofami. Ich śladem są dziś sterczące w niebo rdzewiejące konstrukcje, zniszczone kapsuły są jak szczątki przedpotopowych zwierząt lub umarłych cywilizacji... Film ma cechy przypowieści i mówi także o cenie, jaką płaci człowiek realizując marzenia o transcendencji.

"Stan nieważkości" w reż. Macieja J. Drygasa

"Głos nadziei" (2002) - opowieść o niezniszczalności prawdy

Pokazałem film byłym pracownikom rozgłośni Radia Wolna Europa - opowiada reżyser "Głosu nadziei". Gdy skończyła się projekcja, odczytałem list do Jana Nowaka Jeziorańskiego, która napisał, za moją sugestią, jeden z moich bohaterów - byłych pracowników stacji przekaźnikowej. Przepraszał w nim za to, że przez tyle lat zagłuszał wolne słowo. Nowak Jeziorański był bardzo poruszony. Kilka dni później autor listu zatelefonował do mnie i tłumiąc wzruszenie, zaczął opowiadać:
- Panie Maćku, dzisiaj rano - dzwoni telefon. Podnoszę słuchawkę i co słyszę? Głos człowieka, którego tyle lat zagłuszałem!.. I on mi wybaczył!!!

Kadr z filmu "Głos nadziei"
Radio Wolna Europa było w latach 1952-1994 dla wielu  Polaków własnie owym tytułowym głosem nadziei. Jednak film nie jest bynajmniej historią RWE. Reżyser dopuścił do głosu ludzi mieszkających wówczas w Polsce pozbawionej wolności słowa, w której wszelkimi sposobami zagłuszano prawdę.

Film rozpoczynają słowa spikera z 3 maja 1952 roku:

Będziemy mówili wam prawdę o wypadkach dziejących się w świecie, którą sowiecki reżim chce przed wami ukryć, by zabić w was resztki nadziei. (...)Nadejdzie jeszcze ten dzień, kiedy jutrzenka swobody zabłyśnie znowu nad Warszawą.

W końcówce filmu z eteru płyną słowa będące potwierdzeniem wypełnienia misji i zapowiadające zakończenie działalności Radia Wolna Europa. Reżyser pokazuje archiwalne obrazy polskiej rzeczywistości tamtych lat: biedne, zaniedbane podwórka, zgrzebne ulice, apatyczne twarze ludzi stłoczonych w autobusie w drodze do pracy. Pojawiają się też szczególni rozmówcy: pracownicy zatrudnieni przy zagłuszaniu płynących z wolnego świata fal radiowych, głos zabierają także ludzie stawiający temu opór.

Podczas trwania stanu wojennego Radio Wolna Europa prowadziło akcję "Pomoc - telefon do kraju", dzięki której rozłączone brutalnie rodziny mogły się ze sobą skomunikować. Wtedy też powstaje pierwsze niezależne radio w Polsce - Radio "Solidarność". Przestrzeń wolności się powiększa, zwycięstwo prawdy nad kłamstwem staje się nieuniknione. Wreszcie widzimy jego symboliczny znak - walące się maszty antenowe, które służyły zagłuszaniu radiowych fal. Podobnie, jak w poprzednich filmach, najbardziej poruszające są ludzkie historie, którym reżyser pozwala zaistnieć.

Jak co dzień - "Jeden dzień w PRL" (2005)


"Jeden dzień w PRL" (całość)


Nie szukałem niezwykłego dnia. To mógłby być każdy inny dzień - powiedział podczas reżyser podczas spotkania we Wrocławiu. W tym opresyjnym systemie szukałem człowieka, który pragnął odrobiny wolności, żeby jakoś żyć.

W istocie, ten dzień - 27 września 1962 roku, pokazany od świtu do zmierzchu - to dzień, jakich wiele, wybrany jako charakterystyczny obraz mikrokosmosu PRL-u. Film rozpoczyna panorama pełnej neonów Warszawy lat 60. oraz scena nauki twista. Ale po tym propagandowym obrazku przedstawiającym szczęśliwy świat i uśmiechniętych ludzi następuje właściwa opowieść, której nie znajdziemy w żadnych z filmów tamtych czasów. Słyszymy, jak przedstawiciel tajnych służb informuje o antypaństwowych napisach, a tajny współpracownik zdaje raport o obserwowanych z ukrycia zwykłych mieszkańcach zwykłego bloku:

Figurant rozmawia z żoną o sprawach intymnych, je śniadanie, kładzie się spać. Figurantka kupuje w sklepie kilka kilogramów soli.

Poczucie absurdu, a zarazem niewyobrażalna skala inwigilacji płynie nie tylko z przekazywanych informacji, ale , ale także z towarzyszącym im obrazów. W filmowej narracji ważną rolę odgrywają stopklatki, sprawiające wrażenie, że ktoś  obserwuje i utrwala wszystko: sprzątającą kobietę, ludzi śpieszących do pracy, roznosiciela gazet... Słyszymy charakterystyczny dźwięk migawki aparatu fotograficznego. 
Obrazom towarzyszą także charakterystyczne teksty z epoki. Na przykład kierowniczka sklepu tłumaczy się z faktu posiadania "nadwyżki biustonoszy", kupiła je bowiem okazyjnie w... piekarni. W liście do redakcji Fali 56 Polskiego Radia kobieta prosi o interwencję, pragnąc uniknąć kary więzienia za "posiadanie nielegalnego mięsa", które zawiozła synowi do szpitala.

Kończy się dzień. Tramwaje zjeżdżają do zajezdni. Wybija północ i spikerka zapowiada dzień następny - taki sam...

"Cudze listy" (2011) - skradzione biografie


Przy okazji gromadzenia materiałów archiwalnych do poprzednich filmów Maciej Drygas odkrył, że od początku istnienia PRL przechwytywano i rozpracowywano miliony listów rocznie. Sześć lat zabrało reżyserowi gromadzenie i opracowywanie dokumentacji na ten temat. Warto filmy te zobaczyć jako dopełniające się, choć pod wieloma względami różne. Reżyser przedstawia tym razem ukrytą w archiwach, skradzioną Polakom historię, a właściwie historie trzydziestu ludzi wybranych spośród tysięcy. O "Cudzych listach" mówi: 

Ten film nie jest ani historyczny, ani publicystyczny. Zrealizowałem moją bardzo autorską wizję PRL-u, choć wykreowany przeze mnie świat powstał w większości z materiałów archiwalnych. Zabieram widzów na wycieczkę w przeszłość.

Kadr z filmu "Cudze listy"
Film rozpoczyna scena zakończenia wojny i wkroczenia wojsk rosyjskich. Entuzjastyczne powitania i uśmiechy są kontrapunktem do ścieżki dźwiękowej. Narratorem jest kobieta pisząca list, która  opowiada o strachu, kradzieżach, biciu i innych represjach ze strony „wyzwolicieli”. Następnie słyszymy tekst tajnego pisma z 18 czerwca 1945 roku, będącego sprawozdaniem z pracy cenzury wojskowej, z którego wynika, że cała korespondencja w kraju została objęta nadzorem. Listy i telegramy kontrolowano, a część z nich zatrzymywano, by służyły jako materiał dowodowy do aresztowań i wszczęcia śledztwa. Wybrane teksty są w filmie czytane przez amatorów, podobnie jak w „Jednym dniu w PRL”, przez co brzmią one jeszcze bardziej wiarygodnie. O czym piszą ludzie, których głos rozlega się po tylu latach? O głodzie i o biedzie, o drożyźnie i bezrobociu, o aresztowaniach i braku nadziei. Niektóre pozostają w pamięci na długo, jak ten pisany przez 13-letniego chłopca do prezydenta Bieruta, by darował ojcu karę śmierci, bowiem on i jego młodsze rodzeństwo zostaną sierotami. Towarzyszy temu obraz dzieci bawiących się na brudnym podwórku, jakich wówczas było wiele. 

Proceder trwa długo i przybiera coraz bardziej monstrualne wymiary. W latach 80., w rezultacie wprowadzenia stanu wojennego, wielu Polaków znalazło się nagle w więzieniach i na emigracji. Listy od nich mówią o tęsknocie i trudach emigracji: 

Tu jest wszystko, ale ja bym wolała - pisze jedna z autorek zatrzymanego listu - wrócić do Polski. W odpowiedzi otrzymuje uściski z szarej, ale kochanej Polski.

Końcowa sekwencja filmu pokazuje ludzkie twarze - smutne, zmęczone, szare. Obrazom tym towarzyszy piękna, przejmująca muzyka Pawła Szymańskiego. Trzydzieści listów – trzydzieści biografii, historii ludzkich, które zostały okradzione z wolności, godności, z ojczyzny… Bardzo poruszający film, odwołujący się przede wszystkim (podobnie jak poprzednie) do emocji widza.

"Cudze listy", reż. Maciej J. Drygas

"Usłysz nas wszystkich" (2008) - metaforyczna opowieść o przemijaniu

Tytuł kojarzyć się może z pierwszym filmem dokumentalnego cyklu Macieja Drygasa: "Usłyszcie mój krzyk". Tym razem jednak jest to krzyk dobiegający z otchłani czasu, krzyk zbiorowości - opowieść o zaginionej cywilizacji, której fragmenty znajdują w Sudanie polscy archeolodzy. Wydawać by się mogło, że to film dla Drygasa nietypowy, ale reżyser i tu dotyka spraw, które go ciągle nurtują. Bez względu na czas i miejsce interesuje go przede wszystkim człowiek. Przy tym reżyser ma temperament archeologa: cierpliwość i dociekliwość. Swoją kwerendę w archiwach sam nazwał "codzienną archeologią", której towarzyszy poczucie radości szukania - i znajdowania. Jak powie podczas spotkania: Wyciągałem świat z niebytu i pokazywałem.

Film "Usłysz nas wszystkich" jest właściwie impresją na temat odkrycia wczesnochrześcijańskiego grobu. Żmudne poszukiwania, piasek, z którego wyłaniają się napisy, bdące przesłaniem zaginionej cywilizacji:

Przywódco Duchów, Panie spraw, abyśmy żyli w tym kraju, którego nie dotyka srogość złego ducha. Przyjdź, objaw się, słysz nas wszystkich.

Czy podobne słowa nie mogły paść w którymś z poprzednich filmów?

Kadr z filmu "Usłysz nas wszystkich"

"Abu Haraz" (2013) - Opowieść o końcu świata

Przy okazji pobytu w Sudanie reżyser dowiedział się o planach likwidacji wioski Abu Haraz. Miał więc niepowtarzalną okazję utrwalić ją w kadrze, zanim to się stanie. Mógł także towarzyszyć jej mieszkańcom, gdy jeszcze w niej mieszkali, kiedy protestowali, a wreszcie kiedy z niej wyjeżdżali. Widzimy ich także w obcym, pozbawionym zieleni krajobrazie, w którym czują się wyobcowani i nieszczęśliwi.

Główny bohater filmu "Abu Haraz"
Znając poprzednie dokonania Macieja Drygasa,  nie dziwi nas, że reżyser znowu sięga po temat, w którym człowiekowi dzieje się krzywda i nie ma on wpływu na swój los - to rodzaj fatum.. Charakterystyczne jest, że każdy z jego filmów ma inną poetykę, starannie dobraną do tematu. "Abu Haraz" ma momentami realistyczny charakter, jednak ujęcia ludzkich twarzy i krajobrazów służą przede wszystkim refleksji i mają impresyjny charakter. Rozpoczyna go i kończy wyrazisty bohater – Sulejman, który opowiada swój sen:

Często mi się śni, że jestem u siebie w Abu Haraz i prowadzę normalne życie. Śni mi się, że koszę trawę, że jestem wśród palm. Nieraz mówię do kogoś, kogo już nie ma, o rzeczach, które już nie istnieją. Czuję, że jestem martwy, chociaż jeszcze żyję.

Również na końcu filmu bohater opowiada o tym, że śnili mu się zmarli rodzice. Pomiędzy tymi opowieściami o snach z przeszłości obserwujemy życie w wiosce. Narodziny dziecka są traktowane jako doniosłe wydarzenie, o którym powinni wiedzieć wszyscy. Obserwujemy pracujących w polu rolników, bardzo precyzyjnie nawadniających swoje uprawy, opiekujących się nowo narodzonymi zwierzętami, dzieci uczące się w szkole (kapitalna scena, w której nauczyciel pyta je o to, kim jest biedak), rodziny jedzące wspólne posiłki. Czasami dochodzi do kłótni, ale mimo wszystko jest to bardzo dobrze zintegrowana mała społeczność.

Jednak – jak się okazuje – poza nią mielą się żarna Historii i wystarczy czyjaś decyzja, aby całkowicie zmienić los tych ludzi. Protesty na nic się zdadzą… Trzeba sprzedać część zwierząt, spakować skromny dobytek i ruszyć w nieznane. Ci, których na to stać, zamierzają ekshumować i zabrać z sobą prochy swoich bliskich, ale dla większości jest to niewykonalne. Widzimy ich następnie w podobnych barakach, ale krajobraz wokół nim – obcy, jałowy… Smutek i przygnębienie z powodu oderwania od korzeni drążą nie tylko głównego bohatera, widać je na twarzach wszystkich mieszkańców wioski.

Maciej J. Drygas podczas pobytu w wiosce Abu Haraz
Twórczość Macieja J. Drygasa fascynuje mnie począwszy od filmu "Usłyszcie mój krzyk". Artysta z wielkim szacunkiem i niebywałą cierpliwością wydobywa z niepamięci ludzkie historie, dramaty wydawałoby się bezpowrotnie zapomniane. Nie tylko przywraca pamięć o takich nietuzinkowych bohaterach jak Ryszard Siwiec, odnajduje także fragmenty biografii zwyczajnych ludzi, którym je kiedyś skradziono ("Cudze listy"), ba, sięga znacznie dalej w głąb czasu, towarzysząc archeologom podczas wykopalisk w Sudanie ("Usłysz nas wszystkich"). Zawsze wrażliwy na drugiego człowieka i jego los. Staranna dokumentacja pokazuje, że nic tu nie jest na niby, a kreacja nie jest tylko formalną wirtuozerią, ale służy poruszeniu serca widza.
Dodajmy, że filmy Drygasa są doceniane na całym świecie, co potwierdza, że ich przesłanie ma głęboko humanistyczny i zarazem uniwersalny charakter.

Artykuł o twórczości Macieja J. Drygasa ukazał się pierwotnie w miesięczniku "KINO" 2011, nr 10. W tej wersji został nieco poprawiony i poszerzony o ostatni film tego reżysera. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

19 ¾ Święto Niemego Kina

Od 28 listopada do 1 grudnia w warszawskim Kinie Iluzjon odbędzie się 19 ¾. edycja Święta Niemego Kina – festiwalu, który łączy arcydzieła k...

Popularne posty