poniedziałek, 14 października 2024

Zbigniew Pilch: Najbardziej lubię nagrywać solo /wywiad/

Z koncertmistrzem Wrocławskiej Orkiestry Barokowej, profesorem Akademii Muzycznej im. K. Pendereckiego w Krakowie – Zbigniewem Pilchem rozmawiam o jego najnowszej płycie: „Bach Romantique”, a także o zamiłowaniu do malowania i ... XVIII-wiecznych przepisów kuchennych.

Zbigniew Pilch, zdjęcie ze strony internetowej artysty

Barbara Lekarczyk-Cisek: Ukazała się właśnie Pańska druga solowa płyta „Bach Romantique”. Poprzednia, „Oświecony wirtuoz”, zawierała nagrania skrzypków tworzących w epoce oświecenia. Czy to oznacza, że eksperymentuje Pan z praktyką wykonawczą kolejnych epok?

Zbigniew Pilch: Muszę zdradzić, że mam w dorobku jeszcze dwie inne płyty, które nie zostały opublikowane: „Terra incognita”, będącą moim dziełem artystycznym przygotowanym do doktoratu, a także solową płytę z kompozycjami XVIII-wiecznych twórców słowiańskich: czeskiego skrzypka Františka Bendy, Rosjanina Iwana Jewstafjewicza Chandoszkina oraz Joachima Kaczkowskiego i Karola Lipińskiego. Dodatkowo, trochę prowokacyjnie, znalazł się wśród nich włoski kompozytor późnego baroku, urodzony na terenie dzisiejszej Słowenii, w Piranie – Giuseppe Tartini. Najchętniej często nagrywałbym płyty, ale nie jest to łatwe ani organizacyjnie, ani finansowo. Jednak „Bach Romantique” będzie miał swoją kontynuację – nagrań zebrało się co najmniej na dwa albumy! Bardzo chciałbym też utrwalić na płycie polską muzykę współczesną napisaną na skrzypce barokowe solo. Wyznam, że najbardziej lubię nagrywać solo.

W przypadku płyty „Bach Romantique” istotną rolę odgrywa czas. Nagrał Pan transkrypcję Bacha, której autorem jest Ferdinand David – XIX-wieczny niemiecki skrzypek i kompozytor. Czy chodziło w tym o to, aby zademonstrować, jak pojmowano czas w muzyce i jak zmieniło się jej tempo pod wpływem zmiany tempa życia, czego symbolem jest widoczna na okładce lokomotywa?

Sięgając po tę transkrypcję chciałem spojrzeć na Bacha przez pryzmat XIX wieku. Całe życie gram utwory lipskiego kantora w sposób, który jest najbliższy wykonawstwu historycznemu, przybliżającemu, na ile to możliwe, brzmienie epoki baroku. Nagrywając tę płytę musiałem również „zapomnieć” o współczesnym wykonawstwie i zbliżyć się do epoki romantyzmu, w której powstały transkrypcje Ferdinanda Davida. Kompozytor nie tylko współpracował z Felixem Mendelssohnem, ale również przyjaźnił się z Karolem Lipińskim. Przy nagrywaniu płyty fascynowało mnie to podwójne historyczne spojrzenie na muzykę Bacha.

Czy przy tej okazji udało się Panu odkryć coś interesującego?

Nie były to z pewnością odkrycia wiekopomne. Takich wykonań była już cała masa. Uczestniczyłem m. in. w wykonaniu Pasji Mateuszowej Bacha w wersji Felixa Mendelssohna i było to wspaniałe doświadczenie. Dzięki temu, że te romantyczne opracowania są dokładniej opisane wykonawczo niż oryginały barokowe, czuję się, jakbym grając wskakiwał w wehikuł czasu. Ferdinand David nie tylko dokonał transkrypcji na skrzypce solo, zmieniając tonację, lecz także dopasowując utwory do współczesnych mu prawideł gry. Twierdził, że muzyka Bacha w oryginalnej wersji byłaby niezrozumiała dla młodego pokolenia jego współczesnych. Przy tym bardzo skrupulatnie zapisał swoją interpretację dynamiczną, pozmieniał oryginalne łukowania, dopasowując je do mody XIX-wiecznej, a nawet zmienił w kilku miejscach tkankę muzyczną.

Współpracuje Pan z różnymi zespołami grającymi muzykę dawną, w tym z Wrocławską Orkiestrą Barokową czy Wrocław Baroque Ensemble. Czy wirtuozowi, jak Pan, trudno jest „wpasować się” w zespół? 

Lubię grać muzykę kameralną z niedużymi zespołami. Uważam jednak, że każda okazja do grania jest ważna – ta rozmaitość doświadczeń dużo mi daje.

Czy muzyczne pasje i rozliczne obowiązki: koncertmistrza, szefa Katedry Muzyki Dawnej na macierzystej krakowskiej uczelni, prowadzenie klasy skrzypiec barokowych pozostawia jeszcze jakiś margines czasu na inne zainteresowania?

Ależ tak! Mimo że obowiązki zawodowe pochłaniają znaczną część mojego czasu, nie chcę się koncentrować wyłącznie na muzyce. Zawsze interesowała mnie literatura, ale moją największą fascynacją jest malarstwo. Kilka lat studiowałem je prywatnie, bo na Akademię Sztuk Pięknych nie miałbym czasu. Wolne chwile wypełnia mi przede wszystkim malowanie lub tworzenie grafik. Całkiem niedawno, po koncercie w Gdańsku z Wrocław Baroque Ensemble, wsiadłem w wieczorny pociąg do Krakowa i zdążyłem jeszcze tego dnia namalować trzy akwarele (śmiech).

A co Pan najchętniej maluje?

Zawsze lubiłem szkicowanie węglem i ołówkiem z natury – tak powstają pejzaże, architektura, martwe natury. Zazwyczaj maluję cyklami. Stworzyłem np. cykl antyczny, w dużym stopniu abstrakcyjny, ale nawiązujący do starożytnej retoryki. Poza tym – cykl „Myśli porannych i wieczornych” czy  poświęcony świętym katolickim i prawosławnym. Jestem ewangelikiem, więc mam wpojone inne pojmowanie świętości, ale ta sfera mnie interesuje, szczególnie gdy dotyczy postaci mniej znanych.

Czy próbował Pan swoje prace wystawiać?

Prawdę mówiąc, nie maluję w tym celu, ale miałem już propozycje, aby pokazać swoje prace publicznie. Zapewne najprościej mi będzie wyeksponować je w którejś z zaprzyjaźnionych galerii w Krakowie czy na uczelni. 

Przypuszczam, że uprawianie malarstwa kształtuje także Pańską wyobraźnię muzyczną…

Malarstwo, muzyka i literatura są dziedzinami sztuki, dla których wspólnym mianownikiem jest  retoryka. Wszystkie posługują się tą samą terminologią, retoryka bowiem jest sztuką budowania wypowiedzi artystycznej. Związki malarstwa i muzyki zawsze były bardzo silne. Dość wspomnieć zjawisko „barwnego słyszenia”, która polega na tym, że dźwięki lub współbrzmienia wywołują wrażenia barwne, a barwy – skojarzenia z dźwiękami. Synestetami byli m.in.: Nikołaj Rimski-Korsakow, Salomon Szereszewski, Vladimir Nabokov czy Wassily Kandinsky…

Zbigniew Pilch, fot. Patrycja Gbyl

Czy miłością do malarstwa i muzyki ktoś Pana „zaraził”?

Jeśli chodzi o muzykę, to moje zainteresowanie nią ma związek z kościołem protestanckim, w którym zawsze odgrywała znaczącą rolę. Twórczość Johanna Sebastiana Bacha jest tego najlepszym przykładem. Jako dziecko śpiewałem w chórach parafialnych, które wykonywały fragmenty kantat lub pasji. Natomiast zamiłowanie do literatury i malarstwa pojawiło się w czasach, gdy uczyłem się w liceum muzycznym w Krakowie.

Pochodzi Pan z Bielska, jak to się więc stało, że trafił Pan do szkoły w Krakowie?

Mój ojciec jest pastorem, obecnie na emeryturze, był więc delegowany do różnych parafii. Wcześniej mieszkaliśmy przez dłuższy czas w Warszawie, gdzie ukończyłem szkołę podstawową i zaliczyłem dwa lata liceum. W latach 80. przenieśliśmy się do Krakowa, gdzie znalazłem się w cudownym środowisku artystycznym. Śledziłem bieżący repertuar krakowskich teatrów i zawsze, ilekroć prezentowano np. „Scenariusz dla nieistniejącego, lecz możliwego aktora instrumentalnego” Bogusława Schaeffera w wykonaniu Jana Peszka czy „Kontrabasistę” Patricka Süskinda z Jerzym Stuhrem, oglądałem te przedstawienia. A „Kwartet dla czterech aktorów" Schaeffera znałem nieomal na pamięć. Podziwiam też autora sztuki – genialnego kompozytora, muzykologa, dramaturga, grafika i pedagoga. Był zwolennikiem teatru eksperymentalnego. Przy tej okazji muszę zdradzić, że choć zajmuję się muzyką dawną, to zawsze darzyłem wielką estymą muzykę współczesną czy awangardową. Druga szkoła wiedeńska, czyli Arnold Schönberg, Alban Berg i Anton Webern są moimi ukochanymi kompozytorami.

Doprawdy? Nigdy bym nie przypuszczała, że można łączyć zamiłowanie do muzyki dawnej z miłością do współczesnej. Mnie się to kompletnie nie udaje. (śmiech) A jak to się stało, że wybrał Pan skrzypce?

Rodzinna anegdota głosi, że gdy mieszkaliśmy w Warszawie, a było to naprzeciwko Akademii Muzycznej, porzucałem zabawę, ilekroć słychać było grę na skrzypcach. Dźwięk tego instrumentu jakoś najbardziej mi odpowiadał. Istotna też była atmosfera naszego domu. Rodzice są melomanami, szczególnie lubią muzykę dawną, a moi dwaj bracia ukończyli średnie szkoły muzyczne, choć muzykami nie zostali. Z kolei mój syn, który obecnie studiuje na Akademii Sibeliusa w Finlandii, był w dzieciństwie niechętny skrzypcom, ale w momencie, gdy zobaczył klawiaturę fortepianu i dostrzegł w tym określony system, spontanicznie wybrał ten właśnie instrument. 

Jest Pan artystą poszukującym…

Niektórzy uważają, że należy się specjalizować w jednej dziedzinie, inni sugerują, że trzeba być człowiekiem renesansu, ja natomiast uważam, że należy robić to, co się lubi. Człowiek ma prawo choćby dotknąć czegoś, spróbować… Gdybym pojechał do Francji, to chciałbym skosztować wszystkich tamtejszych serów, mimo że, jeśli wierzyć słowom Charles’a de Gaulle’a, Francuzi mają więcej gatunków sera niż dni w roku. A skoro już o serach mowa, to muszę wyznać, że uwielbiam i umiem gotować – to też uważam za sztukę. Poszukuję starych XVIII-wiecznych przepisów i eksperymentuję z nimi.

Ja z kolei muszę Panu zdradzić, że odkryłam w Muzeum Narodowym w Warszawie restaurację „Muzealną”, której kucharz jest prawdziwym artystą. Serwuje znakomite dania, oryginalne i pięknie podane, a często też inspirowane malarstwem. 10 października, w związku z wystawą Józefa Chełmońskiego, będą podawane specjały zainspirowane jego twórczością i będzie to połączone ze zwiedzaniem ekspozycji. Ogromnie jestem ciekawa tych wrażeń malarsko-kulinarnych. Liczę, że będzie to „Uczta Babette”.

Bardzo lubię ten film!

Ja także! Zwłaszcza, że muzyka odgrywa w nim istotną rolę… Na koniec proszę zdradzić, jakie ma Pan plany artystyczne. Czy są w również nich chwile na nic-nie-robienie? Czy może od muzyki nie da się uwolnić?

Mam ustalone plany koncertów z półtorarocznym wyprzedzeniem, a także plany akademickie, ale pozostałe nie są już tak precyzyjne. Ponieważ tyle się dzieje, staram się być otwarty na nowości i niespodzianki. Od muzyki udaje mi się uwolnić malując i wtedy zdarza mi się słuchać audiobooków z ulubioną literaturą. Potrzebuję także ciszy. Chętnie chodzę po górach, Lubię dźwięki natury i jej zapachy.

Dziękuję za rozmowę. Gratuluję nowej pięknej płyty „Bach Romantique” i życzę, aby udało się Panu nagrać kolejne, a także, by znalazł Pan czas na smakowanie życia w różnych jego przejawach.


Recenzja płyty "Bach Romantique" znajduje się pod tym linkiem.

3 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy i inspirujący wywiad. Polecam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny wywiad bedący źródłem inspiracji i refleksji w dzisiejszym galopującym świecie

    OdpowiedzUsuń
  3. Super wywiad. Polecam przeczytać.

    OdpowiedzUsuń

Senat RP wybrał patronów 2025 roku

29 października Senat Rzeczypospolitej Polskiej podjął cztery uchwały ustanawiające patronów 2025 roku. Zgodnie z decyzją Izby będą nimi: ks...

Popularne posty