środa, 11 października 2017

50. WROSTJA - Dorota Stalińska: Monodram nie znosi pustki /wywiad/

Z wybitną aktorką teatralną i filmową – Dorotą Stalińską – rozmawiam o twórczym podejściu do sztuki, istocie monodramu oraz o jej najczęściej granym jednoosobowym spektaklu ”Żmija”.

Dorota Stalińska, fot. Tomasz Adamowicz

Barbara Lekarczyk-Cisek: Prezentowany przez Panią podczas jubileuszowych WROSTJA monodram jest związany z festiwalem nie tylko przez nagrody. Ten spektakl był grany podobno ponad cztery tysiące razy i jest swego rodzaju fenomenem. Powstał w 1978 roku w Teatrze Na Woli. Czy miał jakiś związek z repertuarem tej wspaniałej sceny?

Dorota Stalińska:  To nie było tak! Pracowałam wtedy w Teatrze Na Woli, pracowałam  bardzo dużo, codziennie grałam i miałam próby. Ale ja zawsze chciałam być twórcą, a nie tylko odtwórcą, chciałam ponosić pełną odpowiedzialność za to co dzieje się na scenie.      Stąd wziął się pomysł robienia monodramów. Sama adaptowałam teksty, reżyserowałam, projektowałam i szyłam kostiumy, bo tylko ja wiedziałam, co mi jest potrzebne. Ponieważ grałam codziennie, to po prostu między próbami a przedstawieniami zostawałam w teatrze i korzystając z jego warunków, pracowałam nad swoimi sztukami.  Ale robiłam to wszystko niezależnie od działań teatru. Natomiast Tadeusz Łomnicki, który był dyrektorem teatru, bardzo wspierał moje samodzielne działania i można  powiedzieć, że stał się ich orędownikiem. Pamiętam, że nawet po którejś z teatralnych premier bardzo krótko omówił premierowe przedstawienia i potem bardzo długo opowiadał o mojej ”Żmii”, którą parę dni wcześniej obejrzał.

A dlaczego wybrała Pani tekst Aleksieja Tołstoja?

Szukałam tematu, który byłby ciekawy i odmienny od mojego pierwszego monodramu zrobionego rok wcześniej. To było ”Tabu”  według opowiadania Jacka Bocheńskiego – opowieść  o pierwszej, naiwnej miłości zamkniętej w klasztorze młodziutkiej dziewczyny Dolores do pełnego życia i wolnego jak wiatr poety Diego. Do kolejnego przedstawienia szukałam więc materiału, który byłby przeciwwagą dla tamtego. Trafiłam na ”Żmiję”… I wiedziałam od razu, że to jest to…, że ten materiał da mi szansę zbudowania ”pełnokrwistego” przedstawienia. To, co wtedy czułam intuicyjnie, a dziś wiem na pewno –  to fakt, że monodram jest tak specyficzną formą teatru, która nie znosi pustki.

Co to oznacza?

Często ludzie mylą monodram ze słuchowiskiem. Tymczasem nie wystarczy nauczyć się tekstu, wejść na scenę i go powiedzieć. To jest teatr, więc musi być działanie. Widz, wychodząc z teatru, musi być przekonany, że poznał całą historię i wszystkie osoby, które w niej się  pojawiały, ….  choć na scenie był tylko jeden aktor.  A aktor musi  wiedzieć, jak przenieść widza w inną rzeczywistość, w inną przestrzeń i w inny czas…, jak pokazać mu tych wszystkich ludzi, którzy doprowadzili do poszczególnych działań postaci głównej. To jest fascynujące zadanie, najciekawsze w tym zawodzie. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: kim jesteś wchodząc na scenę, kim jest dla ciebie widownia, co chcesz jej powiedzieć i dlaczego. Inaczej gramy, gdy zakładamy istnienie ”czwartej ściany”, a inaczej – gdy gramy bezpośrednio do widowni. Jeśli gramy do widowni, musimy wiedzieć, jaką rolę odgrywa w stosunku do naszej postaci: przyjazną, obojętną, a może wrogą… Przecież zupełnie inaczej wtedy się zachowujemy!

Ilość przedstawień świadczy o tym, że ”Żmija” jest w Pani dorobku monodramem szczególnym. A sądząc po reakcji widowni – ciągle mocno oddziałującym.

Żmija” jest mi szczególnie bliska. Po niej przygotowałam jeszcze niezwykle prostą   formalnie  ”Katarzynę Blum” wg Heinricha Böla.  Późniejsze sztuki już mocno rozbudowałam . Kiedy na przykład gram ”Zgagę” – a gram ją już 20 lat – jedzie ze mną ciężarówka dekoracji i parę osób ekipy. A ”Żmija” jest klasycznym monodramem – to prawdziwy ”teatr w walizce”:  jeden rekwizyt, dwa stare krzesła i kostium. Dużą rolę odgrywa w nim światło, choć przez lata obywałam się bez świateł w ogóle, bo nie było na to warunków. Dzisiaj – tam, gdzie jest to możliwe – wykorzystuję światło, bo ono wiele do przedstawienia może dodać. Pozwala widzowi lepiej skupić się na poszczególnych scenach, pomaga przenieść go w inną przestrzeń i buduje odpowiedni do danej sceny nastrój. 

A czy pamięta Pani swój pierwszy występ we Wrocławiu?

Oczywiście, na pewno grałam wtedy inaczej… pewnie mniej dojrzale…, ale też byłam bardzo młoda i zapewne mniej dojrzała niż dzisiaj. Tego szczególnego rodzaju kontaktu z widzem, prawdziwego do bólu, nabywa się z wiekiem, z obyciem ze sceną, a nawet z pewną rutyną. Przestajemy się trzymać pewnych schematów i coraz więcej czerpiemy od widzów – lepiej ich czujemy i widzimy. Uczymy się wpływać na emocje widza. Aktor to taki człowiekiem, który ma bawić i wzruszać. Dlatego też kiedy tytułowa bohaterka ”Żmii” opowiada o czymś tragicznym, to za chwilę ”przełamuje” to czymś, co – mimo  swego tragizmu – poprzez  formę opowieści, staje się zabawne. Ten spektakl dotyka ciągle zdarzeń aktualnych, bo i dziś ludzie znajdują się w sytuacji, w której zostaje im odebrana możliwość dokonywania wyborów. To jest monodram o człowieku zmiecionym przez historię. I dlatego się  nie starzeje.

Wielki szacunek dla Wiesia Gerasa, który od tylu lat daje tylu aktorom możliwość wypowiedzenia poprzez formę monodramu.  Myślę, że bardzo wiele osób dzięki temu      mogło w ogóle zaistnieć.  Druga część mojego występu – recital – był zatem ukłonem  i prezentem  dla Wiesia za to, że oddał swoje życie i serce tej formie teatru.. Daj Boże, aby to mogło dalej istnieć.

Dziękuję za rozmowę.

Wywiad ukazał się na Kulturaonline w 2016 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wielkanoc w Polskim Radiu

 Polskie Radio na nadchodzące Święta Wielkanocne przygotowało specjalne audycje, ciekawe spotkania i wyjątkowe koncerty. 1. kwietnia to w Po...

Popularne posty