Kristina Sabaliauskaitė prowadzi czytelnika przez fascynujący, pełen
tajemnic świat XVII-wiecznego Wilna, w którym bohaterowie przeżywają chwile
piękne, ale częściej dramatyczne, zmagając się z kruchością życia, cierpieniem
i obecnością zła.
![]() |
Kristina Sabaliauskaitė, Silva rerum, Wydawnictwo Znak
Wyznam na
wstępie, że dawno nie czytałam prozy równie uwodzicielskiej, od której wprost
trudno się oderwać. Narracja pozbawiona jest dialogów i przypomina opowieść
ustną, w której osoba opowiadacza w zupełności wystarcza, aby roztoczyć przed
oczami wyobraźni barwny, fascynujący świat.
Łaciński
tytuł nawiązuje do szlacheckiej księgi domowej, w której spisywano właściwie
wszystko: wydarzenia z życia rodziny, przepisy, przemówienia, sentencje,
wypadki polityczne... Taką księgę prowadzi jeden z bohaterów - Jan
Maciej Narwojsz. Ale autorka powieści - Kristina Sabaliauskaitė wykorzystuje
ten tytuł, podobnie jak wiele innych, aby oddać skomplikowany, pełen
tajemnic świat XVII-wiecznych bohaterów, którzy bynajmniej tak bardzo się
od nas mentalnie nie różnią.
Śmierć w Wilnie, raj w Milkontach
A zatem
autorka zabiera nas w podróż do XVII wieku - czasów potopu szwedzkiego,
kontrreformacji, fascynacji śmiercią, a także - wobec poczucia
kruchości istnienia - fascynacji życiem, jego zmysłową urodą. Jest to
zarazem podróż w konkretne miejsca: do XVII-wiecznego Wilna oraz do majątku
Milkonty na Żmudzi, należącym do głównych bohaterów - rodziny
Narwojszów.
Opowieść
zaczyna się - a jakże - od "trzęsienia ziemi": latem 1659 roku, kiedy
to Jan Maciej i Elżbieta uciekają wraz z małymi dziećmi
z Wilna przed rzezią, którą mieszkańcom zgotowali Kozacy. Nie uda się im jednak
uciec od budzących zgrozę obrazów śmierci, które staną się
źródłem wątpliwości co do istoty cierpienia i umierania, rozumianych
jako część Bożego planu.
Również para
bliźniąt - Kazimierz i Urszula - musi się
zmierzyć problemem śmierci, ale choć jest to doświadczenie wpisane w
życie każdego człowieka, jakże niełatwo oswoić się z
nim. Ich ojciec próbuje złagodzić to poważnym i pełnymi współczucia
"naukowym" tłumaczeniem, ale sam także przeżywa rozterki i
ostatecznie notuje w swojej sylwie taką oto sentencję, że "nauka daje odpowiedzi, a wiara siły, żeby
się z nimi pogodzić". Dzieci jednak - pod wpływem śmierci młodszej
siostrzyczki i rozpaczy matki, postanawiają sprawdzić, czy ich mruczący
ulubieniec – kot Maurycy nie ożył i dopiero ten wstrząsający widok
rozkładających się zwłok stanie się przyczyną decyzji Urszuli pozostania świętą,
aby w ten sposób zwyciężyć śmierć i postępujący rozkład. Ową atmosferę
apokalipsy podsyca jeszcze przepowiednia szalonego Bonifacego Głuptaska, który wieszczy
rodzeństwu dramatyczne wypadki, a wkrótce potem sam ginie okrutnie zamordowany.
Tymczasem
Jan Maciej, pragnąc pocieszyć
rozpaczającą żonę, tworzy dla niej rajski ogród, w którym może
zagospodarować dom od nowa, tworząc w ten sposób nowe życie dla siebie i
rodziny. Ona jednak marzy o ucieczce z tego pełnego okrucieństw świata, w
którym na dodatek czuje się zniewolona rolą żony i matki. Przyjdzie jednak
moment, kiedy w pięknej, nieomal malarsko odmalowanej scenie nad jeziorem,
porzuci te mrzonki i stanie się w pełni wolnym, dojrzałym człowiekiem, który
przeszedł kolejne etapy życia, aby na koniec poczuć tę prawdziwą wolność
- wewnętrzną.
Wątki te
rozwijają się dramatycznie i pasjonująco, wiadomo bowiem, że raj nie jest na
ziemi możliwy. Ważną część powieści stanowi przyjazd rodziny Narwojszów do
Wilna, w związku z decyzją Urszuli o wstąpieniu do klasztoru. Wątek klasztorny
okazuje się również bardzo interesujący, autorka bowiem opisuje życie w
klasztorze z dużą znajomością rzeczy, nie stroniąc zarówno od aspektów
duchowych i psychologicznych takiego wyboru, jak również okazując jego
niebezpieczeństwa i ciemne strony. Także i w tym wątku nie brakuje tajemnic, a
nasza bohaterka przejdzie niezłą szkołę życia.
Jana Kirdeja Bironta "retoryka
stosowana"
Równie
istotny w powieści jest wątek innego pierwszoplanowego bohatera, którego los
złączy się ściśle z dziejami rodziny Narwojszów, a mianowicie Jana Kirdeja Bironta - bakalarza
filozofii, który studiuje głównie "retorykę stosowaną", niczym się
mentalnie nie różniąc od współczesnych pijarowców. No, może tym, że osiąga w
dziedzinie manipulacji ludźmi prawdziwe mistrzostwo, ale potrafi też pod
wpływem miłości zejść z tej drogi prowadzącej donikąd. Życiorys tego bohatera,
który jako jedyny ocalał z rzezi kozackiej, sam w sobie jest szalenie
pasjonujący, pokazuje bowiem jeszcze inną reakcję na cierpienie i śmierć. Jest
nią chęć użycia, a także cynizm i manipulowanie ludźmi, które daje mu poczucie
panowania nad nimi. Dopiero miłość do Urszuli wywraca ten świat do góry nogami.
Wątek
uczelni i jej studentów to również barwne tło obyczajowe - z jednej strony
obficie czerpiące z wiedzy o epoce, z drugiej zaś dziwnie znajome. Relacje
międzyludzkie - podobnie jak bohaterowie tamtych czasów - przypominają ludzi
współczesnych. Tym zresztą różni się powieść Sabaliauskaitė od sposobu opowiadania o przeszłości naszego Henryka Sienkiewicza, że ukazuje ludzi z krwi i kości - podobnych nam, bliskich psychologicznie o wiele bardziej niż pan Wołodyjowski czy Andrzej Kmicic. Dodajmy,
że autorka posiada niezwykłą w jej wieku dojrzałość i wiedzę psychologiczną,
mówiąc wprost: znajomość ludzkiej natury, toteż żadna z jej postaci, nawet
drugoplanowa, nie szeleści papierem.
Wobec zła
Wszyscy
bohaterowie, poprzez wypadki życia, które są źródłem cierpienia, dojrzewają i
zmieniają się. Na koniec Jan Maciej, leżąc na łożu śmierci, nie może już mówić,
ale mimo to, a może właśnie dlatego staje się tym, który wysłucha spowiedzi
Jana Kirdeja. Sam już zupełnie inaczej myśli o złu:
Nie ma
żadnych złych znaków, jest tylko ciemne myślenie o nich, podobne do żyjącego w
ciemnej piwnicy bazyliszka; wystarczy go stamtąd wywlec na światło, a się
okaże, że jest on tylko małym, oślizgłym, biednym stworzeniem, którego wszyscy nienawidzą
i które nienawidzi samego siebie, i jest groźne tylko wtedy, gdy człowiek boi
się mu spojrzeć w oczy, bo bazyliszek to
nic innego jak strach przed sobą i nieczyste sumienie.
Kristina Sabaliauskaitė - zjawisko
niezwykłe
Choć sama
opowieść jest znakomicie opowiedziana, to jednak nie wyczerpuje jej zalet. Litewska pisarka
posiada bowiem wielką erudycję, jeśli chodzi o historię, a w szczególności
historię Wilna, w którym się urodziła Także zabytków i postaci tamtej
epoki... Posiada nawet wiedzę z zakresu ogrodnictwa! To talent na
miarę Jana Potockiego, choć "Silva rerum" brzmi bardziej współcześnie
od "Pamiętnika znalezionego w Saragossie". Nie bez przyczyny
porównuje się ją do Marqueza - z powodu zmysłowości i
atmosfery magii, a także do Umberto Eco - ze względu na erudycję i grę
konwencjami. Jednakże mimo tych porównań, Kristina Sabaliauskaitė pozostaje zjawiskiem oryginalnym i jedynym w swoim rodzaju. Jej
wspaniała narracja - długie barokowe zdania - pokazuje, że w czasach, kiedy
posługujemy się skrótem, taka wybujała opowieść może być fascynująca dla wielu i sprawia,
że nie oderwiemy się od niej ani na chwilę, pozostając pod jej przemożnym
urokiem. Jest w tej powieści wszystko: i liryzm, i dramatyzm, i komizm, a
ostatecznie także wiara, że życie nie jest absurdem, lecz ma głęboko ukryty
sens, który można dostrzec, kiedy się człowiek trochę potrudzi.
Kristina
Sabaliauskaitė napisała całą trylogię, której akcja rozgrywa się w Wilnie. Pierwsza
jej część ukazała się w ubiegłym roku w Wydawnictwie Znak. Pozostaje zatem mieć
nadzieję, że znakomita tłumaczka tej prozy - Izabela Korybut-Daszkiewicz
przybliży polskim czytelnikom kolejne dzieła tej litewskiej pisarki o polskich
korzeniach.
Recenzja ukazała się pierwotnie na Kulturaonline. Wywiad z pisarką - pod tym linkiem. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz