Monika Wąs, z archiwum pisarki |
Monika Wąs: Moje pierwsze, choć nieosobiste, zetknięcie z Dymnym miało miejsce w okresie studiów. Chadzałam wtedy do Piwnicy pod Baranami i ktoś mi podsunął postać Dymnego jako temat pracy magisterskiej. A ponieważ artysta był wszechstronnie utalentowany, wystarczyło materiału na dwie prace magisterskie - na polonistyce i teatrologii, gdyż te właśnie kierunki studiowałam. Z perspektywy czasu mam świadomość, że wtedy wiedziałam o Nim bardzo niewiele. Tak się jednak złożyło, że jeżeli po mnie jacyś studenci pisali prace o Dymnym, pani Anna odsyłała ich do mnie. W ten sposób ciągle obcowałam z jego postacią.
Biografia, którą Pani napisała, zawiera dużo interesujących źródeł, m.in. liczne wywiady, w których artystę wspominają różni ludzie. Czy oprócz wywiadów już istniejących dotarła Pani do swoich rozmówców?
Paradoksalnie, o Dymnym jest bardzo mało zapisanych materiałów archiwalnych, bo sztuka kabaretowa jest ulotna, a ponadto część jego tekstów spaliła się w pożarze. Korzystałam z pamiątek, które przechowała Anna Dymna, a poza tym dotarłam do nielicznych zachowanych nagrań. To było wszystko. Informacji na temat dzieciństwa artysty nie było wcale. Dopiero brat Lechosław mi opowiedział o wędrówce ze Wschodu. Spotykałam się także z ludźmi, którzy się z Dymnym przyjaźnili i pracowali, więc w rezultacie postanowiłam w dużym stopniu oddać im głos. Dymny stał się także dla mnie dobrym medium do ukazania epoki, w której żył. Udało mi się też znaleźć rzeczy zupełnie nowe, np. w archiwach ASP odkryłam jego podania o ponowne przyjęcie do szkoły, w których zapewniał, że narąbie opału i będzie uczęszczał na zajęcia. Udało mi się także znaleźć różne rzeczy w archiwum Polskiego Radia.
Zauważyłam też i taką, ogromnie wartościową, cechę tej biografii, że wchodzi Pani głęboko w historię, ukazują szeroki społeczno-historyczny kontekst życia swojego bohatera. O masowych deportacjach i wędrówce ludów oraz o zbrodniach NKWD nikt dotąd w kontekście biografii Dymnego nie mówił. Urzekła mnie także rodzinna historia - powrót do Kresów i ukazanie korzeni rodzinnych Dymnego. Jak udało się Pani to zrekonstruować.
Głównych źródłem informacji był dla mnie brat Dymnego - Lechosław. Miałam to szczęście, że żyje jeszcze ciocia Dymnego, która doskonale pamiętała, jak wyglądał jego dom rodzinny, jakie były relacje między Polakami i Białorusinami itd. Korzystałam także z opracowań historycznych. Niektóre źródła, jak internowania w latach 70. ciągle były słabo znane lub wcale i z trudem odkrywałam prawdę o tych czasach.
Dzięki rozmówcom można było także dotrzeć pod podszewkę dymnych fantazji, który często mieszały się z rzeczywistością.
Tak, Dymny lubił konfabulować. Opowiadał np. że był uczniem Kantora, podczas gdy był nim jego brat. Nie zawsze było mi łatwo dojść do prawdy, ale z czasem doszłam do wniosku, że te zmyślenia, legenda, konfabulacje są częścią Dymnego, więc warto o nich pisać.
A czy coś Panią zaskoczyło, gdy poznawała Pani coraz lepiej biografię swego bohatera?
Z pewnością zaskoczył mnie fakt, że wszyscy mówili o nim bardzo dobrze i uważali go za jednego z najzdolniejszych artystów swoich czasów. Edward Lubaszenko powiedział mi np., że wiele razy słyszał złe opinie o różnych ludziach, ale nie o Dymnym. To pozostawało w jaskrawej sprzeczności ze stereotypem awanturnika. Podobnie - dzieciństwo, które było dla mnie obszarem zupełnie nieznanym. Podczas pisania Dymny stał się dla mnie przykładem człowieka, który stara się być wolny, mimo zarówno ograniczeń zewnętrznych, jak i wewnętrznych. Uważam, że sztuka rodzi się rodzi się z rozdarcia, a nie z samozadowolenia. To jest cena, którą się płaci, jeżeli chce się wyjść poza własne ograniczenia, a z drugiej strony ma tę wartość perły w muszli.
Cechą, którą trudno przecenić, jest także obecność w książce utworów Wiesława Dymnego, które poza tym poddaje Pani rzetelnej analizie. Dzięki temu czytelnicy poznają także twórczość bohatera biografii. Jakie teksty postanowiła Pani zamieścić w tomie i dlaczego właśnie te?
Uznaliśmy z Wydawnictwem, że niewiele jest opublikowanych tekstów Dymnego, toteż dobrze byłoby umożliwić czytelnikom zapoznanie się z jego twórczością: rysunkami i tekstami. Zostały wybrane pod kątem reprezentatywności gatunków, które uprawiał, a także jako kontrapunkt to tego, co działo się w jego życiu. Przykładem może być scenariusz "Drogi na Dziki Zachód", który jest w dużym stopniu odbiciem jego własnych przeżyć. Z kolei twórczość kabaretowa przekłada się na jego zainteresowanie słowem, semantyką. Obfitość i różnorodność tekstów, a także często - wersji tego samego utworu sprawiły, że wybraliśmy rzeczy najbardziej reprezentatywne. Chodziło nam o przypomnienie twórcy, który uznany był za małego Leonarda da Vinci swojej epoki, a mało kto zdaje sobie z tego obecnie sprawę. Kiedy dziś słuchamy "Czarnych aniołów" lub "Pejzażu horyzontalnego", to mało kto kojarzy to z twórczością Dymnego, a raczej z ich wykonawcami.
Pisze Pani także o okolicznościach śmierci Wiesława Dymnego. Czy istnieje jakaś szansa na ich wyjaśnienie?
Po śmierci Dymnego powstały różne wersje tych okoliczności. Jedna z nich wiodła do Służby Bezpieczeństwa, wiadomo było bowiem, że artysta był inwigilowany. Świadkowie widzieli jakąś tajemniczą postać na klatce schodowej domu, w którym mieszkał. Anna Dymna widziała go parę godzin wcześniej i nic nie wskazywało na tragedię. Śledztwo prowadzone z urzędu niczego nie dało. W archiwach IPN znalazłam notatkę jednego z tajnych współpracowników, który wyraża zaskoczenie faktem tej śmierci. W archiwach prokuratury i policji nie zachowało się dosłownie nic, poza sygnaturą sprawy, który prowadzi donikąd. Oficjalna wersja głosiła, że Dymny umarł na zawał serca.
Te tajemnice w jakiś paradoksalny sposób pasują do życiorysu Dymnego...
Dziękuję za rozmowę.
Wywiad ukazał się w 2016 roku na portalu Kulturaonline.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz