czwartek, 26 października 2017

"Powrót" Andrieya Zwiagincewa /recenzja filmu/

Benedictus qui venit in nomine Domini

Powrót” Andrieja Zwiagincewa jest filmem szczególnym. Debiut 39-letniego reżysera, a także aktora i autora sztuk teatralnych, okazał się najlepszym filmem na festiwalu w Wenecji,  w dodatku chętnie oglądanym zarówno w Rosji, jak i w Polsce. To zastanawiające, że film tak skromny i oszczędny budzi tak wielkie zainteresowanie.


Opowiada historię  powrotu ojca do rodzinnego domu po 12 latach nieobecności  i o jego wyprawie  z synami na wyspę, skąd nie powraca żywy. Prosta fabuła, oczyszczona ze zbędnych wątków, daje się interpretować na różne sposoby: jako opowieść o inicjacji, film „z kluczem” o  historii Rosji, ale przede wszystkim jako przypowieść o charakterze biblijnym. Wielość odniesień do Starego i Nowego Testamentu, symbolika obrazów, liczne paralelizmy, a także zamknięcie fabuły w siedmiu dniach – taki trop interpretacyjny uzasadniają.

 Zarówno pierwszy kadr filmu, jak i obraz ostatni: zatopiona w morzu łódź i jej zatonięcie  ze zwłokami ojca – stanowią jedną z wieloznacznych paralelnych scen, których w tym filmie odnajdziemy więcej. Rozpoczyna je obraz grupy chłopców skaczących do wody z wysokiej wieży. Jeden z nich, Iwan, nie potrafi pokonać lęku i pozostaje samotny i zrozpaczony na jej szczycie, dopóki nie pojawi się Matka. Scena ta znajduje swoje echo w dramatycznej ucieczce od ojca na wyspie. Iwan pokonuje lęk i wspina się na sam szczyt, gotów stamtąd skoczyć. Ratując go, ginie wtedy Ojciec...
Wieża już w prastarych kulturach oznaczała  wspinaczkę wzwyż – do świątyni najwyższego Boga. Wieże strażnicze, o których wspomina się w Księdze Izajasza (5.2) i w przypowieściach Nowego Testamentu (Mt 21,33), także mają charakter symboliczny: odnoszą się do tych, którzy dzięki otrzymanej od Boga przenikliwości, czuwają, aby odeprzeć ataki wroga. Obie wieże w filmie kojarzą się z pokonywaniem ludzkich słabości i wspinaczką wzwyż.

kadr z filmu

 Pomiędzy tymi scenami zawiera się akcja rozgrywająca się w przeciągu siedmiu dni – od niedzieli do soboty. Liczba siedem jest wyrazem chcianej przez Boga całości, jest to także wyraz ludzkiej tajemnicy: „cztery” oznacza ziemskie ciało (tyle dni trwa wędrówka z Ojcem), „trzy” – duszę szukającą Boga. Spróbujmy zatem przyjrzeć się kolejnym dniom – z ich przesłaniem symbolicznym.

Powrót nieobecnego tak długo Ojca następuje w poniedziałek. Kiedy widzimy go po raz pierwszy, filmowany jest w pozie „Martwego Chrystusa” Mantegni. Tłem muzycznym tego obrazu jest  fragment „Requiem” W.A. Mozarta: „Benedictus” („Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie”). W perspektywie całego filmu zarówno obraz, jak i tekst pieśni są kondensacją jego  przesłania: wędrówka „w imię Pańskie” jest niełatwa, bolesna i wymaga ofiary... Taki kierunek interpretacji uzasadnia ponadto scena na strychu. Otóż chłopcy, nie mogąc uwierzyć, że przybyły jest istotnie ich ojcem, znajdują schowaną na strychu Biblię, a w niej  rodzinne zdjęcie w sąsiedztwie  ryciny przedstawiającej „Ofiarę Abrahama”...
Dzień kończy scena wspólnego posiłku stylizowana na Ostatnią Wieczerzę: Ojciec każe synom pić wino zmieszane z wodą, po czym rozdziela  posiłek. Wówczas też, wychodząc naprzeciw ich oczekiwaniom, zapowiada wspólną wyprawę.

kadr z filmu
Dni od wtorku do piątku to czas, w którym obaj synowie pobierają od Ojca nauki, co bywa doświadczeniem bolesnym, ale – jak się okazuje w ostatecznym rozrachunku – dobrym i owocnym. Ojciec bowiem uczy ich odpowiedzialności, mądrości w sądzeniu i postępowaniu, męstwa i umiarkowania.
  Relacje chłopców z Ojcem są diametralnie różne. Starszy, Andriej, jest szczęśliwy, że odnalazł ojca i bez wątpliwości, pełen dobrej woli, choć często nieporadnie, spełnia wszystkie jego polecenia. Młodszy, Iwan, od początku nie ufa przybyszowi „znikąd”, zachowuje dystans i przybiera postawę buntownika. Jest w nim jednocześnie wielka tęsknota za ojcowską miłością, którą wyobraża sobie przede wszystkim na wzór miłości matczynej. Ojciec jednak najczęściej milczy niczym Abraham idący z Izaakiem na górę Moria, a jego surowość budzi w nim lęk. 

Wydarzenia, które teraz następują, podobnie jak oszczędny dialog, zdają się mieć również szczególną wymowę.  Pierwsze słowa,  którymi Ojciec zwraca się do młodszego syna,  brzmią jak przykazanie: „Nazywaj mnie ojcem, nie wstydź się, tak przystoi synowi” i wskazują na to, że  relacje między nimi wymagają odbudowania.  Pierwsze dramatyczne starcie następuje w miasteczku, gdzie zatrzymują się na posiłek. Starszy chłopiec udaje się na polecenie Ojca na poszukiwanie restauracji, młodszy bacznie go obserwuje. Kiedy dostrzega, że śledzi on wzrokiem młodą, ponętną dziewczynę,  interpretuje ten fakt „przeciwko” Ojcu i postanawia „ukarać go” odmawiając spożycia wspólnego posiłku. Zachowuje się przy tym prowokacyjnie i jawnie okazuje Ojcu swoją wrogość i nieufność. Także później wielokrotnie odczuwa głód, którego nie chce (nie może?) zaspokoić. Drugie istotne zdarzenie ma miejsce przed restauracją. Chłopcy zostają napadnięci i okradzeni z pieniędzy, które dał im Ojciec. Okazują się bezradni wobec napastników, również wówczas, kiedy Ojciec przyprowadza jednego ze sprawców kradzieży, aby dać im możliwość wymierzenia kary. „Nie macie pięści” – kwituje reakcję chłopców,  a następnie w obecności synów wybacza złodziejowi i wręcza mu pieniądze na chleb.  Dzień kończy ustawianie namiotów (symbol przemijania i kruchości ludzkiego życia, ale też miejsce obecności Boga) i łowienie ryb (uosabiają Chrystusa, a także chrzest). Dla obu chłopców są to jednak czynności pozbawione – na razie – głębszych znaczeń. Namiot stawiają nieudolnie, a rybami się nie pożywiają. Pod osłoną nocy młodszy z nich nadal dzieli się z bratem swoimi wątpliwościami i lękiem przed surowym człowiekiem, który mieni się ich ojcem.

kadr z filmu
Nazajutrz wyruszają w dalszą drogę, choć Iwan tego nie chce. Sprzeciw zostaje ukarany – Ojciec pozostawia go samego na drodze, gdzie spędza cały dzień w oczekiwaniu, przemarznięty i zmoczony. Gdy z powrotem znajdzie się w samochodzie, zrozpaczony, zarzuca Ojcu: „Po co wróciłeś?! Czy po to, aby się nade mną znęcać?”. Ale Ojciec nie odpowiada. Następnego dnia rano wszyscy trzej przygotowują łódź i wyruszają na wyspę. Kiedy silnik gaśnie, Ojciec każe synom wiosłować, nie zwracając uwagi na protesty młodszego. Znowu pada ulewny deszcz. To często powtarzający się w tym filmie motyw. Gwałtowne potoki wody spadają na Iwana w scenie pierwszej – na wieży, kiedy czeka na Ojca – na moście. Być może jest to starotestamentowy „deszcz łaski i świętej nauki” (Iż  45,8; 55,10), a może „deszcz Dobrej Nowiny”, który wylali apostołowie na wyschłą ziemię świata spragnionego zbawienia...

Kiedy przybywają na miejsce, okazuje się, że wyspa jest niezamieszkała. W jej centrum znajduje się opustoszała chata i wysoka wieża. Iwan odmawia wejścia na jej szczyt, Andriej podąża tam wraz z Ojcem. Wyspa, oglądana z wysokości przez lornetkę, sprawia wrażenie opustoszałej, a sposób jej filmowania i zielono-niebieskie barwy, zwłaszcza w zestawieniu z szarością miasta, nasuwa skojarzenia z utraconym Rajem. Tajemnica wyspy tkwi także w ukrytym na niej skarbie, którego nie zobaczymy ani nie rozpoznamy. Ojciec wykopuje go z ziemi w głębi pustej chaty, a następnie zanosi do łodzi. Być może jest to symbol wartości ukrytych, których znalezienie i wydobycie jest prawdziwym celem wyprawy, a więc jest to także cel każdej ludzkiej wędrówki...

kadr z filmu
Chłopcy tymczasem udają się na połów  ryb, za zgodą Ojca, wszakże pod pewnymi warunkami, których nie dotrzymują. Ich uwagę pochłania pusty statek-widmo, skąd przywożą jedną jedyną rybę. Gniew Ojca, spowodowany złamaniem zakazu, jest wielki. Chwyta starszego syna i zamierza się siekierą – obraz ten, paralelny wobec ryciny przedstawiającej Ofiarę Abrahama, jest wstrząsający.  Iwan, w obronie brata, grozi Ojcu śmiercią. Rozpoczyna się pościg w stronę wieży, gdzie następuje kulminacyjna scena dramatu. Chłopiec pokonuje swój lęk przed wysokością, a kiedy znajduje się na szczycie, wykrzykuje znamienne słowa: „Teraz wszystko mogę!”. Pragnąc go ratować przed destrukcyjnym zamiarem, Ojciec ginie. Jest piątek...  W sobotę, chłopcy – wykorzystując całą zdobytą od Ojca wiedzę i doświadczenie – przewożą jego ciało z wyspy na ląd. Kiedy jednak, nieludzko zmęczeni, pozwalają sobie na krótki odpoczynek, łódź ze zwłokami Ojca odpływa i tonie... To wtedy właśnie zrozpaczony Iwan, ów niewierny Tomasz i syn marnotrawny, wbiega do morza, krzycząc rozpaczliwie: „Ojcze!”.

Zakończenie filmu ma także znamiona symbolu: oto brzeg morza i pusta chata, słychać odgłosy burzy. Obserwujemy także przemianę obu chłopców – starszy wyraźnie naśladuje Ojca, a młodszy jest mu po raz pierwszy posłuszny. Następnie w  kolejnych stop-klatkach  oglądamy zdjęcia chłopców z wyprawy. Nigdzie nie widać Ojca, nie ma go także na zdjęciu rodzinnym, które widzieliśmy w początkowej scenie filmu. Nie ma go, a jednak jego obecność w życiu chłopców jest niewątpliwa.

„Powrót” Zwiagincewa opowiada o podstawowych wartościach, które uleciały gdzieś w chaosie świata, a które tworzą pełnego człowieka – homo religiosus.
„O rzeczach świętych, najważniejszych – powiada w wywiadzie reżyser – nie powinno się mówić głośno (...). O tym, co najważniejsze się nie mówi, to się wskazuje.”

Recenzja ukazała się na łamach "KINO".

5 komentarzy:

  1. Wspaniała recenzja, dziękuję. Paweł

    OdpowiedzUsuń
  2. Serdecznie dziękuję za recenzję. Film obejrzałam dwukrotnie, w 2020 i 2021. Teraz poruszył mnie inaczej, a Pana recenzja mi pomogła w zrozumieniu go.

    OdpowiedzUsuń

Wydarzenia w Muzeum Narodowym i oddziałach 22-24.11.2024

Muzeum Narodowe we Wrocławiu zaprasza w nadchodzący weekend na dwa wykłady – dra Dariusz Galewskiego o sztuce bizantyjskiej (w ramach cyklu ...

Popularne posty