poniedziałek, 30 października 2017

WROSTJA 2013: Rozważania o sztuce aktorskiej

Tegoroczne, 47.  Wrocławskie Spotkania Teatrów Jednego Aktora, skłaniają przede wszystkim do refleksji na temat sztuki aktorskiej i roli teatru. A ponieważ jest to temat niemal nieobecny we współczesnych teatralnych trendach, toteż jemu chciałabym poświęcić swoje pofestiwalowe rozważania.

logo 2013

Odniosę się przy tym do trzech prezentowanych podczas WROSTJA monodramów: Olgierda Łukaszewicza „A kaz tyz ta Polska, a kaz ta”, Zdzisława Kuźniara „Ja, Feuerbach” oraz – w zupełnie innej tonacji – Jerzego Pala „Kolega Mela Gibsona”. 
Polskę współczesną twórzcie („Wyzwolenie”) - Komendant Sceny Narodowej

Olgierd Łukaszewicz w monodramie A kaz tyz ta Polska, a kaz ta, fot.M. Szwed

Cytat z „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego w tytule monodramu Olgierda Łukaszewicza wskazuje na jego problematykę. W istocie spektakl jest inteligentną kompilacją kilku tekstów autora „Wyzwolenia”. Mimo upływu lat, brzmią one niezwykle współcześnie. Dodajmy, że jest to monodram w pełni autorski – Olgierd Łukaszewicz jest autorem scenariusza, reżyserem, odtwórcą głównej roli: Komedianta Narodowej Sceny.  Może należałoby przypomnieć, że „Wyzwolenie” jest – podobnie jak wcześniejsze o rok „Wesele” – diagnozą Polski, brzmiącą nad wyraz aktualnie… Spektakl ukazuje rozpaczliwą sytuację narodu rozdartego, podzielonego na skłócone warstwy, klasy, stronnictwa, ideologie, które zwalczają się nawzajem, lecz nie posiadają żadnego konkretnego programu przemian. Prawda, że brzmi współcześnie? Olgierd Łukaszewicz jako Komediant Narodowej Sceny, ubrany w błazeńską czapkę z gazet, którymi usłany jest także stół, sugeruje w ten sposób, jak istotną, a zarazem destrukcyjną rolę odgrywa w życiu Polaków prasa, która „mąci narodową kadź”. Wiersz Wyspiańskiego płynie ze sceny jak potężna fala, która wobec zalewu atakującej nas zewsząd mowy potocznej, często prymitywnej i wulgarnej, działa na widza elektryzująco. Trwający ponad godzinę monodram Olgierda Łukaszewicza, którym artysta uczcił 45-lecie swojej obecności na scenie, widzowie obejrzeli w jakimś niezwykłym skupieniu. Myślę, że wszyscy tęsknimy za takim teatrem, który przemawia do nas dobrym i mądrym ojczystym językiem i mówi o sprawach ważnych dla każdego. Takiego teatru brakuje obecnie na tzw. zawodowych scenach dotkliwie, toteż oklaskom nie było końca.

„Ja, Feuerbach” – dramat starego aktora 

Zdzisław Kuźniar w monodramie Ja, Feuerbach, fot. M. Szwed

Monodram w wykonaniu 82-letniego artysty – Zdzisława Kuźniara – zdaje się być sztuką napisaną właśnie dla starego aktora, zarazem jednak to spektakl wymagający od wykonawcy bardzo wiele, szczególnie jeśli pamiętamy znakomitego poprzednika, Tadeusza Łomnickiego (znacznie wówczas młodszego), który również sięgnął po ten dramat. „Ja, Feuerbach” Tankreda Dorsta jest sztuką, której akcja rozgrywa się na pustej teatralnej scenie: sławny aktor – Feuerbach – chce wrócić do zawodu po latach przerwy spowodowanej załamaniem nerwowym. Przychodzi więc na przesłuchanie, ale zamiast znajomego reżysera, pana Lettau, spotyka jego asystenta, który należy już do innego pokolenia i który zdaje się nie rozumieć problemów naszego bohatera. Stary wrażliwy aktor, pragnący za wszelką cenę powrócić na scenę i obojętny, żeby nie powiedzieć: cyniczny asystent reżysera, będący de facto przedstawicielem „nowego świata”, którego stary człowiek nie jest częścią, lecz raczej przeciwieństwem. Zdzisław Kuźniar zagrał tę rolę wspaniale, ponieważ był prawdziwy – był sobą. Świadczą o tym m.in. cytaty z jego własnych ról, jak choćby rola Kantora ze „Sztukmistrza z Lublina”. Tamten Kuźniar, sprzed wielu lat, śpiewał „Chwalmy Pana” wspaniałym, potężnym barytonem, obecny – nie ma już siły tamtego. Ta konfrontacja z samym sobą jest doświadczeniem bardzo przejmującym, bo dotyczy w gruncie rzeczy każdego z nas… Sam aktor zdaje się tak właśnie traktować tę rolę:
"Ja Feuerbach" to nie jest sztuka o aktorze-dziwaku - powiada. To jest sztuka o Nas. Granice szaleństwa są płynne i trudno określić, czyja nadwrażliwość jest kontrolowana. I nie słowa są tu najważniejsze, ale to, czy widz uczestniczy w tym, co dzieje się w człowieku – aktorze po drugiej stronie sceny”.

"Kolega Mela Gibsona”, czyli wieczny aktor 

Jerzy Pal w monodramie Kolega Mela Gibsoba, fot. M. Szwed

Monodram Jerzego Pala również ma charakter autotematyczny, tym razem jednak mamy do czynienia z komedią, miast dramatu. Znakomicie zinterpretowany tekst Tomasza Jachimka żartobliwie, a niekiedy satyrycznie, przedstawia kondycję aktora, który nie może przestać grać, nawet gdy jego jedynym widzem jest … komisarz policji. Przez ponad dwadzieścia lat bohater grał Cyrana de Bergeraca, zażywając przy tym sławy prowincjonalnego aktora (udzielanie wywiadów lokalnym gazetom, rozdawanie autografów, chałtury dla Polonii itd). Ostatecznie dyrektor teatru pozbywa się tego „aktora jednej roli” i wtedy okazuje się, że nasz bohater bez grania żyć nie umie i nie może. Postanawia więc zrealizować samodzielny i dający pieniężne profity „projekt” (jakbyśmy to dziś określili), a mianowicie… postanawia zagrać napaść na kantor. Układa (z trudem) scenariusz swojej roli, ćwiczy regularnie i do bólu, wreszcie – pełen tremy (jak każdy aktor przed wyjściem na scenę) wchodzi do kantoru i wypowiada sakramentalne „To jest napad”. I cóż się okazuje? Kiedy zwątpił, czy ktoś go jeszcze pamięta z teatralnych ról, kasjerka w kantorze wyznaje mu, że kochała się w nim będąc podlotkiem, gdy grał rolę de Bergeraca. Na takie dictum nasz wzruszony artysta obdarza ją obszerną dedykacją na swoim zdjęciu, podczas gdy ona pakuje walutę do jego kufra. Reszty można się domyślić. Jerzy Pal – aktor o emploi Szwejka – fantastycznie i jak kameleon przedzierzgał się w rozmaite role, zabawnie je przy tym komentując. I mimo iż publiczność, w tym niżej podpisana, śmiała się do rozpuku, przez cały czas trwania sztuki pozostaliśmy w przeświadczeniu, iż jej komediowa powierzchnia skrywa wiele mądrych obserwacji dotyczących zawodu aktora.

Pozostaje wyrazić wdzięczność Organizatorom WROSTJA oraz ich Gościom za te chwile refleksji i radości, które nam podarowali po raz kolejny. Pozostawili też poczucie niedosytu oraz nadzieję, że za rok aktorzy i prezentowane przez nich monodramy pozwolą na nowo uwierzyć, że teatr nadal jest sztuką, w której chodzi o coś ważnego dla aktora i dla widza.

Artykuł ukazał się pierwotnie na portalu PIK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jubileuszowa Gala Muzyki Poważnej Fryderyk 2024

Od baroku po współczesność, od muzyki kameralnej po symfoniczną i koncertującą, od klasyki muzyki poważnej po lżejsze brzmienia z Ameryki Po...

Popularne posty