Barbara Lekarczyk-Cisek: Przedstawiał
Pan Profesor monodram na podstawie tekstów Tadeusza Różewicza pięćdziesiąt lat
temu, następnie, po latach ponownie – w 2001 i 2011 roku. A teraz, otwierając
50. WROSTJA, sięgnął po tę poezję po raz czwarty. I są to z pewnością różne
monodramy. Domyślam się, że zupełnie inaczej traktował Pan teksty Różewicza pół
wieku temu, niż obecnie, bo sam zmieniał się z upływem lat. Czyż nie tak?
Tadeusz Malak: Wyjątkowo ten temat i ten autor w
moich realizacjach teatralnych jednoosobowych przechodził szczególną
metamorfozę. Gdyby każda z nich została zapisana, to byłby zupełnie
nieprawdopodobny – nawet dla mnie samego – cykl takiego dziwnego rozumienia czasowych
odniesień. Różewicza czytałem zawsze w kontekście pytania: Gdzie jesteśmy?
A kiedy zetknął się Pan z tym poetą
po raz pierwszy?
Pierwszy raz
czytałem wiersz Różewicza, gdy miałem szesnaście lat. Nosił tytuł ”Pierwsza
miłość”. Szedłem wtedy przez park, oparłem czoło o pień drzewa, głęboko
wzruszony. Byłem z pokolenia powojennego, dobrze wojnę pamiętałem i teksty
Różewicza stały się ”moje”, bo mówiły także o doświadczeniu mojego pokolenia, o
tym, co nas bolało. ”Pierwsza miłość”, ale także inne wiersze poety z tego
okresu odnosiłem do mojego czasu – lat 50. To stało się powodem, dla którego
uznałem za konieczne przygotować ”List do ludożerców”, który oddawał problemy
tamtego czasu. Na ten monodram złożyły się także wiersze innych poetów
współczesnych. Kiedy okazało się, że ma to znaczenie także dla innych, zacząłem
zaglądać do nowych publikacji Różewicza i znajdowałem w nich to, co było
odpowiednie do mojego programu. Nie pamiętam już dziś, jak to się dokonywało,
ale pozostała mi pamięć o tym, jak tym wszystkim żyłem. Otóż ilość tych
prezentacji, na które było wówczas wielkie zapotrzebowanie, była ogromna!
Zapewne odnajdywał Pan u tego poety
nowe, ”własne” problemy?
Tak, Inne też
były pointy moich monodramów. Kiedy realizowałem Różewicza po raz pierwszy,
wierzyłem, że mimo wielu nieszczęść, wszystko kończy się jednak pozytywnie. Tym
razem doszedłem do takiego przesłania, w którym rozliczam się ostatecznie ze
wszystkim i które jest pewną przestrogą. Usunęliśmy wszystkie autorytety, stąd
wołanie ”Dlaczego mnie opuściłeś? Dlaczego ja opuściłem ciebie?”. W obecnym
zakończeniu doprowadziłem do takiej
sytuacji, do przesłania zawartego w wierszu ”Ręce w kajdanach”. Chciałem to
zanucić, jak niegdyś na melodię ”Bywaj dziewczę zdrowe” nuciłem ”Bywali
szczęśliwi dawniejsi poeci, świat był jak drzewo, a oni jak dzieci. Cóż ci
powieszę na gałęzi drzewa, na które spadła żelazna ulewa…”. Chodziło mi o takie
odwołanie muzyczne, choć poezji Różewicza za bardzo się nie da śpiewać.
Czy trudne było ponowne przygotowanie
monodramu z tekstów Różewicza?
Przygotowanie
nowego scenariusza, po długim czasie niegrania jest bardzo trudne, w sensie
wysiłku emocjonalnego i czasowego – wymaga poszukiwań. Ostatni okres twórczości
Różewicza już w mniejszym stopniu odpowiadał na moje pytania. Mimo to uważam,
że w jego twórczości są teksty bardzo gęste i ważne. Równie ważne, jak mojego
ulubionego poety Zbigniewa Herberta, po którego utwory także sięgałem
wielokrotnie. Przygotowałem m.in. w latach 80., ze Stanisławem Radwanem,
”Powrót Pana Cogito”. Pieśń lepiej przemawia do ludzkiej wyobraźni. Następne
pokolenia będą już śpiewać tegorocznego noblistę, Boba Dylana.
Czy grając monodram, mówił Pan także
o sobie, o własnych przeżywaniu świata?
Tak! Wiedząc
o tym, że to będzie monodram jubileuszowy, że po Różewicza sięgali także inni
aktorzy, mówiłem także jak to jest ze mną. To wszystko, co zrobiłem ze swoim
monodramem jest prawdą o Różewiczu, ale
zarazem, że nasze myślenie się gdzieś spotyka, że jest nam po drodze, gdy mowa
o sprawach, na które napotykamy w życiu.
Dziękuję za rozmowę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz