poniedziałek, 25 grudnia 2017

„Bruzda” Leszka Mądzika, czyli o wędrówce człowieka do Boga /recenzja teatralna/

„Bruzda” Leszka Mądzika jest spektaklem szczególnym. Po pierwsze dlatego, obywa się bez dramaturgicznej roli światła, tak charakterystycznej dla przedstawień tego artysty. Po wtóre,  jest  ascetyczną i zarazem prawdziwie autorską wypowiedzią tego twórcy, który pojawia się w tym spektaklu jako persona dramatu.


 Przestrzeń teatralna „Bruzdy” wpisana jest w przestrzeń już istniejącą – w nawę główną kościoła.   Wedle J. Hani, „Wędrówka przez nawę główną kościoła, od zachodniego wejścia w stronę ołtarza i witraży prezbiterium, jest wędrówką na spotkanie światła i symbolem duchowej drogi człowieka.” Leszek Mądzik w tej przestrzeni sytuuje swój spektakl, którego dekorację tworzy wypełniony wodą rów, poprzedzielany blejtramami obciągniętymi szarym papierem. Całość wieńczy ruchoma zasłona, którą twórca na końcu sztuki opuszcza, abyśmy zobaczyli.

Bruzda w reż. Leszka Mądzika, Scena Plastyczna KUL

Sztukę rozpoczynają głuche, jakby pierwotne dźwięki, sygnalizujące początek czegoś istotnego - świata, którego powstania jesteśmy świadkami. W istocie, pojawia się postać popychająca w mozole ciężkie taczki z ogromną szarą bryłą, wyrzuca ją na ziemię i wraca po następną. Tajemnicza postać (gra  ją – co ma miejsce po raz pierwszy w praktyce Teatru Plastycznego – sam Mądzik) powtarza tę czynność czterokrotnie. Na  bryły  spadają kolejno strumienie  piasku? trocin?, które ewokują skojarzenie z klepsydrą czasu. Uruchamia się pewien proces, w efekcie którego z kuli jak z jaja wydostaje się człowiek, prawie nagi i bosy, aby rozpocząć swoją wędrówkę.  

Leszek Mądzik, Bruzda,  Scena Plastyczna KUL

Prowadzony przez twórcę, przebija z jego pomocą pierwszą zasłonę i pada w „bruzdę” – staje się ziarnem. To samo dzieje się z kolejnymi postaciami. Prowadzeni przez artystę, przebijają oni kolejne zasłony i padają w rów z wodą. Za każdym razem twórca prowadzi ich, pomaga, przemywa im głowy i stopy. Jest jak Stwórca, który – raz stworzywszy człowieka – nie pozostawia go samemu sobie, ale troszczy się o niego.  Bliźniaczo podobni do siebie mężczyźni znikają za ostatnią zasłoną. 

Leszek Mądzik, Bruzda,  Scena Plastyczna KUL

Na koniec, zapowiedziana wzniosłą muzyką, pojawia się w drzwiach postać dziewczynki o delikatnym, „anielskim” wyglądzie – to jakby istota duchowa, niemal pozbawiona materii. Nie podziela losu mężczyzn, choć stąpa tą samą drogą – po bruździe,  prowadzona przez twórcę (Stwórcę?) w stronę ostatniej zasłony, za którą poprzednio  znikli  czterej mężczyźni.  Zasłona unosi się i widzimy stół, przy którym już siedzą tamci. Pomiędzy nimi zasiada dziecko. Rozlega się piękna muzyka – jakby chóry niebiańskie (kompozytorem jest Arvo Part). Tak oto w przestrzeni ołtarza zasiedli do uczty mesjańskiej wszyscy powołani ponownie do życia ludzie. .. Bo jest to spektakl, który – bez jednego słowa – mówi o naszej ludzkiej kondycji (stąd liczba czterech mężczyzn, symbolizująca ziemską liczbę), pokazując życie jako wędrówkę przez śmierć (zapadanie w bruzdę) do Boga, który nas stworzył i troszcząc się o nas w naszym ziemskim, pełnym trudu bytowaniu, ostatecznie „stół zastawił”.

Uczta, Bruzda w reż. Leszka Mądzika, Scena Plastyczna KUL

W tę głęboko chrześcijańską wizję ludzkiego życia wpisuje artysta jeszcze jeden wątek. Otóż nie jest przypadkiem, że to właśnie on występuje w roli stwórcy, który powołuje do życia, troszczy się i prowadzi, dba o każdy szczegół, usuwa przeszkody…  Rozpoznać w tym można renesansową koncepcję Deus Artifex – Boga Artysty, Kreatora tworzącego świat dla człowieka i z myślą o nim.
Teatr Leszka Mądzika też jest taką kreacją, a sam artysta ewokuje „nowe światy”, wydobywając je z ciemności za pomocą światła. Tym razem  jednak tego nie czyni, ujawniając niejako proces tworzenia, ukazując własną w nim rolę.


Przedstawienie „Bruzda” Leszka Mądzika jest najbardziej ascetyczne spośród jego spektakli, pozornie „nieatrakcyjne”, bo nie kokietuje widza urodą plastyczną. A jednak pozostaje głęboko w pamięci – właśnie dlatego, że staje przed nami artysta odarty i „ogołocony” – Ecce Homo.

Oficjalna premiera: 11 listopada 2006
Reżyseria, scenariusz i scenografia: Leszek Mądzik
Muzyka: Arvo Part

Zespół premierowy: Leszek Mądzik, Janusz Buchoski, Jarosław Figura, Liwia Mądzik, Piotr Rulikowski, Tomasz Wentland, Tomasz Żółtak

Spektakl oglądałam 19lutego 2009 roku w Kościele św. Marii Magdaleny we Wrocławiu. Recenzja ukazała się w "Gościu Niedzielnym" 8 marca 2009 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wydarzenia w Muzeum Narodowym i oddziałach 3-8.12.2024

W nadchodzący weekend Muzeum Narodowe we Wrocławiu zaprasza m.in. na trzy wykłady. Dr Małgorzata Możdżyńska-Nawotka opowie o złożonych związ...

Popularne posty