Z Dorotą Bałuszyńską-Srebro - autorką książek dla dzieci i młodzieży - o powstawaniu literackich opowieści.
Dorota Bałuszyńska-Srebro, fotografia z archiwum pisarki |
Barbara Lekarczyk-Cisek: Jak to się
stało, że zaczęła Pani pisać książki?
Dorota
Bałuszyńska – Srebro: Moją przestrzenią życiową od dzieciństwa była literatura.
Siedziałam z nosem w książkach od rana do wieczora. I zawsze miałam wewnętrzne
przekonanie, że sama też kiedyś będę pisać. Stało się to jednak znacznie
później, niż sądziłam wówczas. Dopiero po ukończeniu studiów polonistycznych, a
później podyplomowych reżyserii teatru dzieci i młodzieży, po wyjściu za mąż i
urodzeniu mojej ukochanej córki, kiedy ta już podrosła. Zaczęłam pisać, gdy
zamieszkałam w Kielcach. Żartuję czasem,
że to za sprawą Henryka Sienkiewicza, Stefana Żeromskiego i innych,
którzy właśnie w tym mieście tworzyli, i
mnie się ta atmosfera pisania udzieliła. W rzeczywistości, po przeprowadzce do
Kielc musiałam zostawić pracę w Tarnowie, gdzie prowadziłam teatr dla dzieci i
młodzieży i poszukiwałam dla siebie jakiejś aktywności. Uznałam wtedy, że
przyszedł czas, aby spełnić dawne pragnienie dotyczące pisania. I tak się
zaczęło.
Czy pisanie jest łatwe, czy można się
go nauczyć?
Paradoksalnie,
pisać nauczyłam się na studiach reżyserskich. Oczywiście nie dosłownie, ale
studia te nauczyły mnie warsztatu, tzn. umiejętności konstruowania dobrego
opowiadania. Co ciekawsze, nauczyłam się tego na podstawie teatru plastycznego.
W tym miejscu chciałabym z wdzięcznością wspomnieć moich mistrzów – nieżyjącą
już, niestety, panią prof. Beatę Pejcz oraz prof. Jerzego Bielunasa, którzy
uczyli nas myśleć twórczo i niekonwencjonalnie.
Skąd czerpie Pani tematy do swoich
powieści?
Tematy, jak
wyraziła się w jednym z wywiadów Roma Ligocka, czerpię „z materii życia”. Zazwyczaj dzieje się tak, że nasza wyobraźnia
próbuje wypełnić miejsca, które stanowią rodzaj portalu – wejścia do innego
świata. Każdy z nas ma od dzieciństwa takie światy, do których może wniknąć za
pomocą wyobraźni. Pięknie opisuje to Pamela Travers w swoich powieściach o Mary Poppins.
Przedmiot lub miejsce stają się u niej drogą do innej rzeczywistości.
Od
dzieciństwa towarzyszyło mi przeczucie, że „coś tam jest” i postanowiłam
zapełniać te przestrzenie wyobraźnią – pisząc. W mojej pierwszej powieści, w ”Księdze
Julii” znajdują się miejsca, które mijałam w dzieciństwie: piękne ruiny zamku,
związane z nazwiskiem Zawiszy Czarnego[1]. Zawsze mnie frapowało, co
się tam kiedyś działo, czy może ukryto tam skarb… W ten sposób wszystkie te obrazy
dzieciństwa „zapełniłam” swoimi wyobrażeniami. To jakby zrobienie kroku naprzód
– poza rzeczywistość.
W niektórych Pani książkach można
rozpoznać prawdziwe miejsca, np. Kraków w ”Julii i Mieście” czy Tarnów w
”Ostatnim rycerzu”. Czy gromadzi Pani dokumentację do swoich książek,
szczególnie w przypadku miejsc historycznych? I jakie są wówczas proporcje
między faktami a wyobrażeniami?
Różnie z tym
bywa. Moja pierwsza powieść – ”Księga Julii” powstała z wyobraźni. Natomiast
”Ostatni rycerz” – historia z czasów hetmana Tarnowskiego - jest w pewnej
mierze oparta na źródłach. Opowiadam w niej o podziemnym przejściu między
zamkiem a miastem na podstawie zachowanej dokumentacji. Dziś jednak nie można
tego miejsca odnaleźć, więc powołałam tę przestrzeń do życia za pomocą wyobraźni.
Obecnie
piszę drugą część ”Ostatniego rycerza” i jest to powieść o drodze św. Jakuba.
Bohater – Mikołaj - przechodzi poszczególne jej etapy i w tej opowieści
zawarłam dużo faktów historycznych. A przy tym historia ta, tak samo jak nasze
życie, jest punktem wyjścia dla wyobraźni. Tego się na nauczyłam na krakowskich
studiach teatrologicznych. Otóż uczono nas, że teatr nie powinien być
odwzorowaniem rzeczywistości, ale wykreowanym, autonomicznym światem. Podobnie
traktuję pisanie książek: z elementów rzeczywistości buduję nowy świat, który
rządzi się swoimi prawami.
Skąd czerpie Pani inspirację do
pisania?
Inspiracje
pojawiają się nagle: jakieś fascynujące miejsce lub czyjaś historia. Moje
książki są bardzo różne. ”Imir” jest baśnią, zrodzoną z fascynacji
słowiańszczyzną, ”Ostatni rycerz” powstał pod wpływem opowieści moich
przyjaciół, podobnie jak opowieść o drodze do Santiago de Compostella. Z kolei
książka ”Bohaterowie zaczarowani” powstała z fascynacji literaturą dla dzieci.
Znalazłam takie skarby w polskiej literaturze, które mnie głęboko poruszyły i
zachwyciły. Znamy i lubimy angielskiego Kubusia Puchatka, a tymczasem mamy w
literaturze polskiej wspaniałą galerię fantastycznych postaci – od Koszałka
Opałka, przez Pyzę, Pchłę Szachrajkę, Dziadka Szyszkowego po Skrzata Hałabałę…
To jest cudowny, niezwykły świat! Dlaczego tego nie pokazujemy? Próbowałam więc
coś zrobić, aby te postacie ożyły, bo zasługują na naszą pamięć.
Czy nie wydaje się Pani, że pisanie
jest nie tylko rodzajem przygody, ale również niezwykle wzbogaca? Rzadko się
zdarza, aby tak mocno wpłynęła na nas książka napisana przez kogoś innego…
Opowiadając historie, poszukuje Pani zapewne własnych słów, swojej narracji.
Tak, pisanie
to przygoda i niesamowita frajda, przeżycie wspanialsze niż czytanie. Jeśli
natomiast mowa o sposobach narracji, to nie wiem, czy jestem aż tak świadoma
materii słownej. Dla mnie ważniejsza jest wyobraźnia, a pisanie staje się
poniekąd czynnością automatyczną.
Dopiero kiedy czytam to, co napisałam, pracuję nad stylem.
Ponieważ w
dzieciństwie bardziej przebywałam w świecie książek niż w rzeczywistym, język
mojej narracji czerpię z tego, co przeczytałam. Czasami łapię się na tym, że
naśladuję styl moich ulubionych pisarzy z tego okresu. Jestem bardzo mocno
osadzona w tradycyjnej narracji, szczególnie w literaturze polskiej. Myślę, że
wszyscy jesteśmy spadkobiercami tych, którzy tworzyli przed nami.
Obecnie większość pisarzy toczy grę z
konwencją. Nic w tym złego, tak opowiedziana historia bywa nawet zabawna.
Jednak na tym tle Pani książki mają tradycyjną narrację, która niczego nie udaje,
lecz jest podjęciem dawnej opowieści,
bez mrugania do widza.
Być może
ciągle jeszcze szukam swojego sposobu opowiadania. Książka ”Julia i Miasto”,
której akcja rozgrywa się bardziej na płaszczyźnie duchowej, spotkała się z
krytyką młodych czytelników. Zarzucano jej brak akcji. Sądzę, że młodzi ludzie
nie chcą eksperymentów, lecz poszukują pięknej historii, dzięki której mogą
przenieść się do innego świata, oderwać od własnych problemów. Zarazem jednak
musi się coś dziać. Taka jest też cała współczesna kultura, np. teledyski, gry
komputerowe czy filmy akcji.
Poza tym
jestem zdania, że książka powinna przywracać właściwy porządek: dobro musi być
dobrem, a zło złem. Powinna być nośnikiem wartości: dobra i piękna.
Wprawdzie
tradycyjną książkę zaczyna wypierać elektroniczna, ale mam nadzieję, że może
kiedyś papierowa literatura znowu stanie się czymś rzadkim i drogim, a przez to
szczególnie cennym.
Dziękuję za rozmowę.
Dorota Bałuszyńska – Srebro - absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim
(specjalność teatrologia) oraz Reżyserii Teatrów Dzieci i Młodzieży w Państwowej
Wyższej Szkole Teatralnej im. L. Solskiego w Krakowie, Filia we Wrocławiu. Na
początku swojej drogi zawodowej pracowała jako nauczyciel języka polskiego i
reżyser teatrów dziecięcych i młodzieżowych. Od kilku lat zajmuje się
twórczością literacką. W roku 2016 dwie książki Doroty Bałuszyńskiej-Srebro” „Ostatni rycerz czyli opowieść o Mieście” oraz „Mikołaj i Droga św. Jakuba” zostały wyróżnione prze Bibliotekę Polską w Londynie i umieszczone na liście Eurotoolbox jako dwie spośród 11 najlepszych książek dla dzieci i młodzieży roku 2016.
Twórczość:
Księga Julii (2010)
Ostatni rycerz (2013)
Imir (2013)
Julia i Miasto (2014)
Bohaterowie
zaczarowani (2014)
Ostatni rycerz (2015)
Mikołaj i Droga św. Jakuba (2016)
Ostatni rycerz (2015)
Mikołaj i Droga św. Jakuba (2016)
Nagrody:
Grand Prix I
Ogólnopolskiego Konkursu Na Scenariusz Teatralny ”Nie do szuflady” - Inowrocław, marzec 2008. Wyróżnienie w
konkursie na bajkę dla dzieci
zorganizowanym przez wydawnictwo „Muzyka w duszy gra”, nominacja w konkursie
„Książka roku 2010” Polskiej Sekcji Stowarzyszenia Ibby za powieść „Księga
Julii”.
Wywiad został opublikowany na portalu Kulturaonline w lipcu 2014 roku.
[1] Rożnów w pow. nowosądeckim
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz