Rozmawiam z Jerzym Bielunasem – reżyserem teatralnym,
profesorem PWST – o apokalipsie, grach komputerowych, o powstawaniu
przedstawienia ”Głuptaski”, a także o dawnym i współczesnym PPA.
Jerzy Bielunas, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek |
Barbara Lekarczyk-Cisek: Przygotowuje
Pan nowe przedstawienie na tegoroczny Przegląd Piosenki Aktorskiej. Jakie były
okoliczności powstania ”Głuptaski” i dlaczego sięgnął Pan po tekst Swietłany
Wasilenko?
Jerzy Bielunas: Tekst ”Głuptaski” przeczytałem kilka
lat temu. W 2008 roku książka była nominowana do Nagrody Angelusa. A ponieważ
reżyserowałem koncert, podczas którego miały zostać wręczone nagrody, toteż
przeczytałem wszystkie nominowane powieści. ”Głuptaska” mnie zachwyciła i już
wówczas rozmawiałem z autorką – Swietłaną Wasilenko na temat adaptacji jej
prozy. Wprawdzie zgodziła się, ale musiało upłynąć trochę czasu, ponieważ nie
jest rzeczą prostą zainteresowanie teatrów czy sponsorów tego typu literaturą.
Ponadto w owych latach książka robiła wrażenie pięknego, poetyckiego
wspomnienia. Nikt nie przewidział, że nabierze nieprawdopodobnej aktualności.
Głuptaska w reż. Jerzego Bielunasa, fot. Łukasz Giza |
Co Pana w tej powieści najbardziej
poruszyło?
Moim zdaniem
jest to przede wszystkim wysokiej klasy literatura. Urzekł mnie sposób, w jaki
to napisała: pozbawiony histerii, poetycki i z pięknym przesłaniem. Ponadto
autorka opisuje swoje przeżycia z dzieciństwa, które w jakiś sposób są mi
osobiście bliskie. Mając około sześciu lat została wraz z innymi dziećmi
wywieziona poza miasteczko atomowe i tam kazano im czekać na wybuch jądrowy. To
doświadczenie zostało przez nią bardzo precyzyjnie opisane. Kluczem do tej
historii jest stwierdzenie, że dla niej to miasteczko jest wciąż miejscem
apokalipsy, ponieważ tam zobaczyła jak nadciąga koniec świata.
Ja także pamiętam
ten dzień. Miałem wtedy dwanaście lat i zapadł mi w pamięć nastrój tego dnia,
kiedy trwał kryzys kubański. Pamiętam bardzo dobrze moją mamę wpatrującą się w
ekran telewizora do późnej w nocy. Pamiętam także lęk. Po latach przeczytałem
na forum internetowym, gdzie wypowiadali się moi rówieśnicy, że ich dzieciństwu
towarzyszył zawsze lęk, który zdawał się być wpisany w tę szarą rzeczywistość…
W związku z tym doświadczenie Swietłany Wasilenko nie jest mi obce.
Przy tym
wszystkim miałem świadomość, że nie mogę tej książki adaptować w sposób
literalny, ponieważ jest to opowieść bardzo przesiąknięta rosyjską kulturą, a także
okrucieństwem i terrorem. Dla polskiego widza nie do przyjęcia.
Do jakiego odbiorcy zatem adresuje
Pan tę sztukę?
Aby sztuka była
nie tylko wspominaniem 1962 roku, chciałem zrobić coś także dla młodego
odbiorcy. Podobnie było przy realizowaniu ”Pamiętnika z powstania
warszawskiego” Mirona Białoszewskiego, kiedy to starałem się, aby ten spektakl
nie był klasycznie historyczny, ale mówił o traumie i szaleństwie wojny.
Chodziło mi też o to, aby zawierał odniesienia do współczesnych wojen i
kataklizmów.
Tak więc w
przypadku prozy Swietłany Wasilenko również zastanawiałem się, jak to zrobić,
aby jej doświadczenie przybliżyć współczesnym odbiorcom. Z drugiej strony należało stworzyć pomost
pomiędzy jej przeżyciami a tym, czego doświadczamy dzisiaj. W konsekwencji, wykorzystując
pewne wątki tej historii, starałem się powiązać je z innymi opowieściami o
apokalipsie atomowej.
Kinga_Preis_Głuptaska, fot. Łukasz Giza |
Z jakich źródeł czerpał Pan te opowieści?
Ogromnie
wstrząsające było dla mnie to, że miliony ludzi na świecie, a w szczególności
na Wschodzie, gra w komputerową grę, której akcja rozgrywa się po wybuchu w
Czarnobylu i okolicach. Kiedy zobaczyłem tę grę, zorientowałem się, że ktoś
zarabia miliony uprawiając ten oburzający proceder. Świadomość, że gra, której akcja toczy się w
miejscach, gdzie do dziś cierpią ludzie, które ciągle są żywym cmentarzyskiem,
gdzie kolejne pokolenia są dotknięte skutkami tamtej eksplozji – jest dla mnie
zjawiskiem szokującym. Zaskakujące jest, jak szybko takie miejsca mogą stać się
przedmiotem rozrywki i zabawy. A także fakt, iż ktoś czerpie z tego krociowe
zyski. Wydaje się, że cechą współczesnej kultury jest tendencja do zamieniania
cierpienia w zabawę…
Mnie to wprawdzie
boli, ale rozmawiałem z młodymi ludźmi, którzy twierdzili, że nie ma w tym nic złego. Toteż realizując
przedstawienie, nie próbuję wprowadzać
do niego dydaktyki, ale po prostu zestawiam doświadczenie różnych pokoleń:
Swietłany, ofiar Hiroszimy, a ponadto wykorzystałem wypowiedzi ludzi, którzy
widzieli wybuch elektrowni w Czarnobylu. Zestawiłem je z grą komputerową i z
wycieczkami do Czarnobyla. Cytuję także listy internautów: ”Dziękuję za
wspomnień czar. Mam komplet wrażeń, których nie dostarczą mi piramidy i inne
atrakcje. Wróciłam i nie świecę”… Tego
typu skondensowana wypowiedź ma w sobie porażającą moc, której nie rozumiem i
nie jestem w stanie zaakceptować. Jednocześnie jednak muszę ją traktować jako
znak czasu.
Przedstawienie ”Głuptaski” jest zatem nie tyle adaptacją, co impresją o różnych sposobach patrzenia na
apokalipsę i w jakimś sensie także o tym, że odpychamy ten problem, a próbując go oswoić, zamieniamy go w zabawę.
A przecież to rodzaj ucieczki od problemu. Ostatnio temat ten zyskał bardzo na
aktualności, czego nie byłem w stanie przewidzieć rok temu, kiedy kończyłem
pisać scenariusz.
Czy
zapraszając do współpracy dwie wybitne aktorki: Kingę Preis i Małgorzatę Majewską –
Krzysztofik, miał Pan gotową wizję ról,
które miały zagrać, czy też współtworzyły swoje postacie?
Małgorzata Hajewska_Traktorina_Zdjęcia Łukasz Giza |
Przy pracy z
aktorkami tej klasy nie może być mowy o
gotowych rolach. Spektakl powstaje we współpracy z nimi. To są pytania, które
sobie ciągle zadajemy. Małgorzata Majewska – Krzysztofik gra i Swietłanę
Wasilenko, i postać z jej książki -
Traktorinę Pietrowną, komunistkę, drużynową, wychowawczynię pionierów, oszalałą
na punkcie idei. Natomiast Kinga Preis gra Głuptaskę – dziewczynkę chorą,
nawiedzoną, która próbuje ratować świat przed obłędem.
Praca nad tymi rolami jest niezwykle kreatywna i w żaden
sposób nie przypomina przeciętnych prób. Obie aktorki są zawsze znakomicie
przygotowane. Większość partii wokalnych przypadła Kindze, która ma do zaśpiewania kilka
niezwykle trudnych utworów, napisanych przez Mateusza Pospieszalskiego. Robi to w taki sposób, że głęboko
wnika w sferę przeżyć i autentycznie, boleśnie ożywia je na scenie.
Także
Małgorzata Hajewska, choć znam ją z wielu ról, jest aktorką, w której zawarta jest jakaś
tajemnica…
Z Mateuszem Pospieszalskim realizował
Pan „Pamiętnik z powstania warszawskiego” i „Wrońca”. Jak się układa ta współpraca?
Mateusz
potrafi zmierzyć się z najtrudniejszymi tekstami, ma bowiem znakomitą intuicję
i niezwykły talent. Do ”Głuptaski” napisał kilka utworów, z czego dwa w
estetyce gier komputerowych, techno, co w połączeniu z tekstami internautów
daje świetny groteskowy efekt. Napisał też songi o porażającej wręcz sile
lirycznej. W moim odczuciu jest to artysta obdarzony nieprawdopodobnym
talentem. Wprawia nas w nieustanny podziw. Śpiewa we wszystkich rejestrach, ma
słuch absolutny, a ponadto jest niezwykle
twórczy. Lubię, kiedy tworzy muzykę do tekstów pozornie niemuzycznych.
Choć ustalamy pewne sprawy wspólnie, nasza współpraca dla nas obu ma pewne
znamiona niespodzianki. Tak było np. w wypadku tekstów o Hiroszimie, które były
dla niego wyzwaniem, a jednak kiedy usłyszeliśmy je w wykonaniu Kingi, obaj
byliśmy bardzo zadowoleni z efektu. Ufam Mateuszowi i jestem mu wdzięczny,
ponieważ mam świadomość, że uskrzydla moje projekty, dając im taką wspaniałą
oprawę muzyczną.
Oprócz Pospieszalskich w przedstawieniu wystąpi chór
cerkiewny Oktoich pod kierownictwem
Grzegorza Cebulskiego. Niebywałe zjawisko na Przeglądzie piosenki Aktorskiej…
chór cerkiewny, fot. Łukasz Giza |
Sam pomysł
chóru cerkiewnego wziąłem z książki Swietłany Wasilenko. Bohaterka wychowywana
jest przez babkę w duchu głęboko religijnym, pięknie śpiewa stare cerkiewne
pieśni. Połączyliśmy muzykę cerkiewną w przepięknym wykonaniu chóru Oktoich w
kontrapunkcie do muzyki współczesnej. Mateusz Pospieszalski poprosił naszych
przyjaciół z chóru, aby zaśpiewali również w utworach techno. W ten sposób
śpiewają oni w estetyce śpiewu cerkiewnego razem z Kingą i Mateuszem, tworząc
przedziwny mariaż stylów, który jest artystycznie bardzo ciekawy i zaskakująco
bogaty w rozmaite treści. Można go interpretować jako rodzaj przekładańca kultur i systemów etycznych, a także różnych światów wokół nas. Kiedy chór
śpiewa z Kingą o Czarnobylu, nabiera to charakteru zaśpiewu kościelnego i robi
piorunujące wrażenie.
Na koniec naszej rozmowy chciałabym
jeszcze zapytać o Pańską współpracę z PPA w szerszej perspektywie. Jakie
spektakle przygotował Pan w przeszłości? Co je łączy, a co stanowi o ich
odrębności?
Było ich
bardzo wiele, około trzydziestu różnych konceptów. Na początku były to
spektakle, które przygotowywałem ze studentami: ”Piosenki spod wieży Eiffla” z
Agnieszką Matysiak i Jackiem Bończykiem, potem był Brassens… Cieszyłem się
bardzo, gdy niektórzy z moich studentów ten festiwal wygrali. Była wśród nich
także Kinga Preis, która otrzymała nagrodę dzięki ”Balladom morderców”.
Potem
interesującym dla mnie okresem był czas, kiedy dyrektorem PPA był Roman
Kołakowski. Dał mi szansę pracy przy realizacji dużych koncertów. Po ”Balladach
morderców” był ”Nick Cave i przyjaciele”, w którym wystąpił sam Nick Cave, a
obok niego Anna Jopek, Maciek Maleńczuk, Kinga Preis, Staszek Sojka i inni.
Koncert ten, obok występu Wojtka Kościelniaka, zupełnie zmienił estetykę PPA.
Warszawski model kabaretowy, kiedy to przyjeżdżali najwięksi i pokazywali, jak
się śpiewa piosenkę aktorską, został wzbogacony inną muzyką. Odtąd zaczęto
mówić o przeglądzie aktorskiej interpretacji piosenki. Obok aktorów zaczęli się
pojawiać także piosenkarze, zmieniła się formuła. Miałem także okres fascynacji
piosenką francuską.
Kinga Preis w Balladach morderców, prasowe |
Kolejnym
etapem było dla mnie odejście od formuły
związanej ściśle z piosenką. Bardzo
długo, bo aż osiem lat, starałem się o
to, aby wystawić prozę Białoszewskiego. Dopiero kiedy zrealizowałem ten
spektakl, dostrzeżono jego wartość. „Pamiętnik…” robiłem zresztą kilkakrotnie,
w różnych składach wykonawczych.
Kiedy teraz
realizuję ”Głuptaskę”, wykorzystując muzykę do mówienia o sprawach trudnych,
patrzę na to wszystko i z dystansem, ale i z radością, bo była to wspaniała
przygoda. Obecnie niszowa, studyjna praca jest dla mnie bardziej fascynująca.
Ważne, abym mógł robić coś, co będzie dla mnie wyzwaniem.
Życzę, aby nowe wyzwania dawały Panu
radość tworzenia i satysfakcję. Dziękuję za rozmowę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz