Najnowsza
książka autorki „Dziewczynki w czerwonym płaszczyku” przypomina przygotowywanie hiszpańskiej paelli: różnorodne składniki, improwizacja i radość wspólnego tworzenia
smakowitego dania. Pisarka zaprasza czytelników do ucztowania.
Życie jak paella
W przeciwieństwie do poprzednich, o najnowszej
książce Romy Ligockiej nie sposób powiedzieć jednoznacznie, o czym jest. Jej
różnorodność przywodzi na myśl znajdującą się w tym tomie scenę gotowania
paelli. Bohaterka wrzuca na patelnię mnóstwo rozmaitych składników, trochę
improwizuje i sama nie bardzo wie, jaki będzie ostateczny efekt – to niespodzianka.
Przygotowywana wspólnie z bliską osobą potrawa nabiera dodatkowych walorów –
gotowaniu towarzyszy rozmowa, żarty, emocje i wyczuwalne poczucie wyjątkowej
więzi. Nic zatem dziwnego, że kiedy danie jest już gotowe, z wrażenia, ze szczęścia i miłości w ogóle nie chce nam się jeść. Kiedy
jednak emocje nieco opadną i zaczyna się smakować to wspólne danie, okazuje
się, że mamy do czynienia z dziełem
idealnym, skończonym. Tak smakuje życie samo, kiedy zaczynamy przyglądać
się mu z perspektywy, wspominać i smakować różne jego momenty: słodkie i
gorzkie, ostre i łagodne, jak składniki paelli.
Pomiędzy scenami wspólnego gotowania z synem paelli
a robieniem nalewki, która rozpoczyna tę opowieść, znajdziemy przeróżne
ingrediencje, dotyczące zarówno teraźniejszości, jak i przeszłości. Podlane sosem
wytrawnej refleksji, stają się niejako zaproszeniem do wspólnego stołu – do towarzyszenia
Romie Ligockiej w jej wędrówce przez życie. Jak magdalenka zanurzona w
herbacie w „Poszukiwaniu straconego czasu” Prousta, tak w prozie autorki „Dziewczynki
w czerwonym płaszczyku” jakiś przedmiot, zdjęcie albo zdarzenie stają się
pretekstem do snucia refleksji, odgrywając także rolę wehikułu czasu.
Spotkanie nieuleczalnie chorego przyjaciela staje
się zaczynem refleksji na rozmaite tematy: umiejętności współczucia, bycia z
drugim człowiekiem w trudnych chwilach, przemijania i utrwalania czasu na
fotografii – wbrew wszystkiemu, a nawet powodem do umieszczenia w
opowieści czegoś tak konkretnego, jak przepis na „zupę życia”.
Samotny wyjazd na święta pozwala – paradoksalnie –
doświadczyć bliskości i zainteresowania:
Dzwonili
wszyscy, nikt nie zapomniał. (…) Nagle poczułam, jak nigdy dotąd, że ich naprawdę mam – byliśmy blisko, tak jak
nigdy nie byliśmy, kiedy spędzaliśmy święta razem.
Kot jest dobry na wszystko
Sporo miejsca poświęca Ligocka czasom swojej pracy w
teatrze, a potem w telewizji niemieckiej. Show biznes bywa zabawny, ale z
perspektywy przede wszystkim nieludzki, bo obnaża wszystkie słabości: obłudę,
próżność, pychę… A przede wszystkim – lęk przed utratą sławy. Pisarka ukazuje
różne absurdy i paradoksy pracy z ludźmi show biznesu, aby na końcu stwierdzić,
że to wszystko nie było warte ani jednej
ludzkiej łzy.
A przy tym wszystkim autorka „Radości życia” znajduje jeszcze
miejsce, aby wpleść w tę opowieść… epizod z kotem, który przylgnął do niej podczas
realizacji filmu, gdy cała ekipa trwała w beznadziejnym oczekiwaniu na poprawę
pogody. Ludzie pili, pogrążali się w depresji, wyjeżdżali, a nasza bohaterka
zaprzyjaźniła się tymczasem z mruczącym czworonogiem i staranie o niego, a
potem wzięcie odpowiedzialności za jego los sprawiły, że przestały ją
absorbować problemy związane z produkcją filmu. Ostatecznie realizacji filmu nie
wznowiono, wszyscy się rozjechali, a kot – uśpiony i ukryty w torbie – wyemigrował
nielegalnie z Chorwacji do Niemiec i odtąd wiódł dostatni żywot.
"Zgoda" zamiast "miłości"
Pisarka miesza więc tematy poważne z lekkimi, przez
co jej opowieść staje się „jak w życiu”: słodko-gorzka. Ostatecznie tytuł „Radość
życia” nabiera dodatkowych znaczeń – radości mimo wszystko, cieszenia się
życiem nawet wówczas, kiedy nie głaszcze ono po głowie. Poza tym, jak to w
pisarstwie Romy Ligockiej, snuje się przez te różne opowieści także wątek
miłości: niekiedy trudnej i niemożliwej, jak uczucie ciotki Sabiny do jednego z
więźniów obozu Birkenau, a przecież dające siłę i wolę przetrwania. Refleksje dotyczące
miłości są u pisarki zaprawione goryczą minionych przeżyć:
Miłość
nie chroni przed śmiercią nawet siebie samej – i nieraz ginie w katastrofie,
którą sama tworzy.
Toteż słowo „miłość” zastępuje „zgodą” – zgodą na
drugiego człowieka, w której zawiera się akceptacja także jego wad i słabości,
wreszcie – akceptacja samej siebie, z towarzyszącym jak cień poczuciem winy,
lękiem utraty.
Herbert i "utrata"
Z wątkiem „zgody” koresponduje temat „utraty”,
zawarty we wspomnieniu dotyczącym Zbigniewa Herberta. Otóż Poeta odwiedził
kiedyś Romę i jej męża w Monachium, gdzie czytał im swoje wiersze do późna w
nocy. Jeden z nich, tłumaczenie z francuskiego, podarował wówczas Romie z
dedykacją:
Mówi
kobieta
Zgódź się na mnie bo miesiąc się
zmienia
/…/
Dla ciebie tego świata ogrzeję
kolory
Jeśli zostaniesz ze mną ponieważ
się boję
Dla
Romy
tłumacz
z
czułością
Zbigniew
Herbert
Ten
wiersz, czytany po latach, uwewnętrznia się, stając się niejako wypowiedzią
osobistą:
Nie potrafiłam Cię wtedy pokochać
ani nawet zrozumieć… ale Ty mi to już dawno przebaczyłeś, więc teraz zostań ze
mną, ponieważ się boję.
Niewielki
epizod w życiu – jeden wspólny wieczór może czasem dopiero po latach zabłysnąć
znaczeniami, nabrać mocy, jak owa nalewka.
Świat jest teatrem
Jest
w tych pisarskich ingrediencjach także bardzo ważny komponent – czytelnik:
Rozmyślałam przez ten cały czas nad
tym
– pisze na koniec Roma Ligocka – że chciałabym
zatrzymać przemijanie także i dla Ciebie, Czytelniku. Odgrodzić Cię od niego,
zatrzymać choćby tylko na chwilę. Na tyle, ile Ci zajmie przeczytanie tej
książki.
„Radość
życia” Romy Ligockiej wzbogacają liczne zdjęcia autorki – chwile zatrzymane w
czasie, jak w prozie W.G. Sebalda. Możemy je oglądać z komentarzem autorki albo
kontemplować wypełniając własną treścią. Na okładce – projekty kostiumów
Ligockiej: trzy postacie klaunów, jakby rodem z komedii dell'arte. Obok mężczyzny
trzymającego na rękach dziecko stoi postać kobieca. Tamci zwróceni ku sobie,
ona – także zamaskowana, zdaje się patrzeć w przeciwnym kierunku. Jak w dawnej
włoskiej komedii, aktorzy, improwizując, bawią publiczność. Bywają
nieszczęśliwie zakochani jak Arlekin, smutni, śmieszni, zabawni, wzruszający… Świat jest teatrem.
„Radość życia” Romy Ligockiej ukazała się w
Wydawnictwie Literackim w październiku 2017 roku.
Boże Narodzenie jest dla mnie zawsze okazją do podsumowania mijającego roku, ale również posadowienia swojej pamięci, wspomnień i wyobraźni względem najbliższych i w dłuższej perspektywie. Książka Ligockiej o tym przypomina i zaprasza
OdpowiedzUsuń