Z młodymi muzykami: Magdaleną
Zawartko i Grzegorzem Piaseckim o ich
debiutanckiej płycie ”Leć głosie” oraz o początkach wspólnego grania.
Magdalena Zawartko i Grzegorz Piasecki/z archiwum artystów |
Barbara Lekarczyk-Cisek: Jesteście zespołem szczególnym, w
którym muzyczne pasje i osobiste związki splotły się w nierozerwalną całość,
czego najlepszym, widomym dowodem jest malutki Leoś. Wydaliście na świat także
swoją pierwszą płytę: ”Leć głosie”. Jak do tego wszystkiego doszło?
Magdalena Zawartko: Poznaliśmy się w Akademii Muzycznej w
2009 roku, kiedy zaczęłam studiować wokalistykę klasyczną. Grzegorz studiował
wtedy kontrabas na II roku Wydziału Instrumentalnego, w Zakładzie Jazzu.
Wychowałam
się wprawdzie w domu, w którym były żywe tradycje muzyki klasycznej, rodzice i
siostra są bowiem śpiewakami operowymi, mnie jednak pociągała muzyka jazzowa.
Studia śpiewu klasycznego miały mi dać dobre podstawy, ale coraz częściej
zaczęłam się pojawiać w Zakładzie Jazzu, gdzie poznałam wspaniałych muzyków,
dzięki którym odnalazłam się w świecie tej muzyki. Wtedy też poznałam Grzegorza
i zaczęliśmy wspólnie muzykować.
Jaki rodzaj jazzu najchętniej Pani
wykonywała?
To
ewoluowało – na początku śpiewałam swing w Big Bandzie Aleksandra Mazura, a
moją ulubioną wokalistką była w tym czasie wspaniała Ella Fitzgerald. Później
jednak, poprzez poznawanie innych odmian jazzu, zaczęłam łączyć sztukę
improwizacji z różnymi stylami muzycznymi. Nie tylko jazzowymi, ale także z
klasyką i muzyką różnych regionów świata, bo oboje z Grzegorzem lubimy poznawać
różne kultury. W rezultacie poszliśmy wspólnie w kierunku etnicznym.
Czego przykładem jest Wasza płyta…
okładka płyty Leć, głosie |
Tak, każdy
utwór, który wykonuję, niesie ze sobą jakąś historię. Z każdym z nich długo się
zaprzyjaźniałam, na różne sposoby – były one wykonywane w różnych wersjach i
aranżacjach. Kiedy już w nas dojrzały, postanowiliśmy nagrać je na płytę.
Chcieliśmy, aby – pozostając utworami klasycznymi – były jednocześnie wyrazem
nas samych. Niektóre utwory zawierają temat lub fragment melodii, ale sposób
jego ujęcia jest nasz. Czasami oddaliśmy tylko klimat utworu, który
stworzyliśmy niemal od nowa, dodając swoje tematy.
A jakie były początki Waszego
wspólnego muzykowania?
Początkowo
zaczęliśmy od kwintetu, składającego się z muzyków Akademii Muzycznej, z którym
graliśmy różnorodny repertuar w różnych projektach. Moment kulminacyjny naszej
współpracy miał miejsce w 2012 roku, podczas 42. Festiwalu FAMA w Świnoujściu,
na który zostaliśmy zaproszeni przez Włodka Pawlika i Adama Klocka do projektu
”We Are From Here”, którego celem było zaprezentowanie muzyki klasycznej i
ludowej w innych, nowych aranżacjach.
Otrzymaliśmy utwór ”Leć głosie po rosie” – na kanwie kompozycji Karola Szymanowskiego, który
mieliśmy zaprezentować we własnej aranżacji. Utwór miał wiele wersji, a
ostateczną można usłyszeć na naszej płycie. W końcowym efekcie pozostawiliśmy
tylko pierwszy wers, będący naszą inspiracją, a wszystko poza tym zostało
zmienione. Dlatego na płycie widnieje informacja, że to moja muzyka i tekst.
Mamy piękne utwory w naszej tradycji, o czym często się zapomina, dbamy więc,
aby nie poszły w zapomnienie.
Gdzie szukacie inspiracji do Waszych
utworów?
Grzegorz Piasecki: Z tym bywa różnie. Na przykład utwór
”Monastyr” czerpie z kultury rosyjskiej. Przed laty uczyłem się grać na
harmonii, toteż repertuar akordeonowy był mi znany, a szczególną sympatią
darzyłem okres romantyzmu i kompozytorów rosyjskich oraz ukraińskich. Poznałem
wówczas utwór Władysława Zołotariewa ”Monastyr Ferapont”, który na całe lata
zapadł mi w pamięci. Kiedy więc przydarzyła się okazja, zapragnąłem do niego
powrócić. Z utworu oryginalnego zaczerpnąłem cytat, która pojawia się na płycie
na początku utworu, natomiast cała pozostała część jest oryginalna. Jako kontrabasista
wyznaczyłem sobie dwutaktową frazę, która powtarza się w poszczególnych
częściach utworu i wyznacza pewną linię, która jest wyznacznikiem harmonii i
melodii. Na tej podstawie budowane są improwizacje, dodane są też głosy…
z nagrodą za Leć, głosie |
Magdalena Zawartko: Czerpaliśmy również inspiracje z
Pisma Świętego (modlitwa żydowska rozpoczynająca i kończąca płytę), a także z
kręgu naszej kultury religijnej, o czym świadczy interpretacja hymnu
wielkanocnego "Niech w święto radosne".
(do Grzegorza Piaseckiego) Czy w Pańskiej
rodzinie również były tradycje muzyczne?
Nie mam
muzycznych korzeni, jak Magdalena, ale bardzo chciałem nauczyć się grać i swoją
naukę rozpocząłem od gry na akordeonie. Natomiast zgodnie z rodzinną tradycją
ukończyłem studia politechniczne w Łodzi. Jednak w międzyczasie zainteresowała
mnie gitara basowa i kontrabas, a w konsekwencji nauczyłem się grać na
kontrabasie. Jeździłem na warsztaty, grałem w orkiestrze Politechniki Łódzkiej,
której dyrygentem był profesor Akademii Muzycznej. Na warsztatach jazzowych
poznałem prof. Jacka Niedzielę, który zachęcił mnie, abym przyjechał na studia
muzyczne do Wrocławia. Po ukończeniu studiów politechnicznych zdałem więc
pomyślnie egzaminy na Akademię Muzyczną we Wrocławiu i trafiłem na środowisko
znakomitych muzyków, dzięki którym mogłem rozwijać swoje muzyczne pasje. Bardzo
dużo pracowałem, aby im porównać i obecnie robię studia doktoranckie.
A w którym momencie zaczęliście
Państwo grać wspólnie?
Magdalena Zawartko: Zawsze miałam takie ciągoty, aby
śpiewać z kontrabasem, szczególnie w duetach. Zaczęliśmy więc dużo grać
wspólnie i aranżować utwory jazzowe. Uznałam jednak, że to bardzo trudne, kiedy
kontrabas jest podstawą, bo nie ma wypełnienia harmonicznego, a ja prowadzę
linię melodyczną. W rezultacie poszukiwań Grześ zaczął wykorzystywać kontrabas
także jako instrument harmoniczny. Ja z kolei wykonywałam partie rytmiczne,
będąc niejako ”podkładem” dla fragmentów solowych kontrabasu, co było dla mnie
bardzo dobrą szkołą dyscypliny rytmicznej. Grześ z kolei musiał dbać o
intonację, ponieważ mój głos zawsze podążał za jego dźwiękami. Musieliśmy więc
wykonać dużo pracy, aby się dobrze zgrać. A ponieważ jesteśmy ludźmi
poszukującymi, którzy pragną się nieustannie rozwijać, doszliśmy do wniosku, że
jeżeli taki skład instrumentalny nas rozwija, należy go kontynuować. Wspólne
aranżacje dawały nam dużo radości i wtedy zrodził się w nas taki pomysł, że
może warto założyć duet. Po raz pierwszy wystąpiliśmy w duecie dwa lata temu, w
restauracji państwa Kwiatków, w urokliwych Czterech Porach Roku. Kiedy
zagraliśmy pierwszy koncert, miałam ze sobą instrumenty perkusyjne, bo
obawiałam się, że wszystkiego we dwójkę nie udźwigniemy. Tymczasem ludzie
bardzo dobrze odebrali ten koncert. Twierdzili, że muzyka była trudna, ale
bardzo interesująca.
A kiedy zdecydowaliście się nagrać
płytę?
Praca nad
nagraniem zaczęła się dwa lata temu. Sygnujemy ją naszymi nazwiskami, ale
zaprosiliśmy gości, którzy pomogli nam naszą wizję zrealizować. Początkowo miał
to być tylko duet, ale postanowiliśmy poszerzyć skład muzyków. Brakowało nam
kolorów, masy dźwięku, bo repertuar piosenek jest niezwykle wielobarwny.
Zresztą, są na płycie utwory, które mają większy skład wykonawczy, ale są i
takie, które gramy i śpiewamy w duecie. Zaproszeni muzycy wnieśli do nagrań coś
od siebie, dlatego płyta okazała się w rezultacie tak intrygująca.
Najbardziej
zależy nam na tym, aby podzielić się naszą muzyką z innymi.
Życzę sukcesów i dziękuję za rozmowę.
Koncert promujący płytę ”Leć głosie”
odbędzie się 12 grudnia 2015 r. w Narodowym Forum Muzyki.
Leć, głosie, official video
Wywiad ukazał się na portalu Kulturaonline w grudniu 2015 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz