Kino Nowe Horyzonty
zaproponowało – oprócz wystawy „Vermeer i muzyka. Sztuka miłości i odpoczynku” -
także film dokumentalny „Vermeer według Tima”, tworząc w ten sposób
bezprecedensową propozycję dla wielbicieli tego malarza.
plakat filmu |
Być jak Vermeer?
Zanim
obejrzałam wystawę „Vermeer i muzyka”, miałam również okazję zobaczyć
amerykański dokument zatytułowany „Vermeer według Tima”. Wyznam, że od początku
zapachniał mi mistyfikacją.
Bohaterem
filmu jest pochodzący z Teksasu Tim Jenison – wynalazca i niespokojny duch. Po
sukcesach (liczonych w dolarach) w branży telewizyjnego obrazu poszukuje
kolejnych wyzwań. Nie wiedzieć czemu pada na Vermeera. Jak typowy pragmatyczny
Amerykanin, Tim usiłuje udowodnić, że każdy może być … Vermeerem. Wystarczy
zastosować lustrzane odbicie przedmiotu (osoby) i namalować to, co się widzi.
Wyznam, że początkowo przyglądałam się temu eksperymentowi z pobłażaniem. Ta
uproszczona wizja świata i pomysły na „rozwiązanie zagadki Vermeera” wydały mi
się dziecinadą, żeby nie nazwać tego dosadniej.
Tim Jenison, kadr z filmu |
Potem
jednak, gdy widziałam, jak Tim podejmuje się żmudnego zadania rekonstrukcji
mebli, instrumentów, a nawet wnętrza pokoju przedstawionego na obrazie „Lekcja
muzyki”, uzbroiłam się w cierpliwość i oglądałam te przygotowania nawet z pewną
nutką podziwu. Choć nie do końca uwierzyłam, że się to Timowi samodzielnie
udało, czy też nie była to czasem historia wyreżyserowana. Powstawanie obrazu było
szalenie czasochłonne, do czego sam się przyznawał autor tego eksperymentu. Mimo
wszystko Tim pozostał jednak w sferze technicznej – obraz był dla niego jedynie
odwzorowaniem rzeczywistości i nadal uważał, że każdy potrafi to zrobić.
Tim Jenison, kadr z filmu |
Tim poszukiwał jakiegoś sposobu
na zdobycie rozgłosu. Swoim „odkryciem” techniki powstawania obrazu niczego w
istocie nie odkrył. Nawet jeśli Vermeer używał jakichś narzędzi optycznych, to
pozostaje jeszcze bogata w treść aranżacja scen, ich symbolika, pełna ukrytych
znaczeń, że nie wspomnę już o skali kolorów, która jest nie do podrobienia.
Eksperyment
Amerykanina nie jest zresztą zbyt oryginalny. Otóż w eseju Zbigniewa Herberta
„Mistrz z Delft” przeczytałam, że niejaki Han Antonius van Meegeren –
holenderski malarz niedoceniony przez krytykę, postanowił zakpić z krytyków i
historyków sztuki produkując fałszywe obrazy Vermeera. Pracował latami niczym
alchemik i udało mu się odtworzyć cały warsztat malarski XVII wieku: pędzle,
farby, oleje, werniksy. Zakupił nawet ramy i płótna z epoki Vermeera i stworzył
obrazy, których mistyfikacja była niemal doskonała. Zwiódł największe
autorytety i zapewne nie dowiedzielibyśmy się prawdy, gdyby sam się nie
przyznał…
Tim Jenison, kadr z filmu |
Vermeera
można już zatem oglądać nie tylko w muzeach, ale również w kinie. Dobrze to,
czy źle?
Tak czy owak
wielbiciele Vermeera i malarstwa niderlandzkiego łączcie się (w Kinie Helios
Nowe Horyzonty lub gdziekolwiek indziej)!
Vermeer według Tima / Tim’s Vermeer, 2013, reż. Raymond Joseph Teller
Recenzja ukazała się na portalu Kulturaonline 16 maja 2014 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz