Koncert „W Anglii zielonej, kraju
łąk” dowodzi, że kryzysy bywają twórcze i nie należy ich lekceważyć ani unikać.
Z pewnością zaś nie można unikać tak pięknych koncertów, bo byłoby to
niepowetowaną stratą.
Paul McCreesh podczas koncertu "W Anglii zielonej...", fot. Bogusław Beszlej |
Paul
McCreesh i jego ”smuga cienia”
Tak się szczęśliwie złożyło, że dzięki Paulowi McCreeshowi mogliśmy w minioną
niedzielę, mimo panującego mrozu, wędrować po Anglii zielonej, kraju łąk, co –
przyznacie – rzadko się zdarza w środku zimy, nawet ludziom z wielką
wyobraźnią, jak Lewis Caroll (to inny Anglik, ten od ”Alicji w Krainie
Czarów”). Tymczasem McCreesh, znany dyrygent i niegdysiejszy szef Festiwalu
Wratislavia Cantans, powraca od czasu do czasu do Wrocławia, aby nas porwać
(przeważnie muzyką). Tym razem jednak ”porwanie” miało charakter szczególny.
Otóż – jak się dowiedzieliśmy już na samym początku – dyrygenta nawiedził
ostatnio kryzys wieku średniego, toteż postanowił podczas wakacji przewędrować
Anglię ze wschodu na zachód, pieszo. W rezultacie tej peregrynacji nie tylko
przekonał się, że Anglia ciągle jeszcze jest piękna i zielona, ale również
odkrył repertuar muzyczny, który jakoś współgra zarówno z owym obrazem piękna
natury, jak też z refleksją na temat ludzkiego życia. Tak oto powstał repertuar
pieśni, wykonanych tego niedzielnego wieczoru w Narodowym Forum Muzyki, w
kameralnej Sali Czerwonej. Jeżeli nawet McCreesh przeszedł kryzys, to z
pewnością nie tyczyło to tego wieczoru. Dowcipnie i ze swadą zapowiadał kolejne
utwory, bawił publiczność, ale też nastrajał melancholijnie, sam się przy tym
świetnie bawiąc. Najwyraźniej zarówno owa wędrówka okazała się owocna, jak też
gorąca i serdeczna atmosfera, którą emanowali słuchacze.
"W Anglii zielonej...", fot. B. Beszlej |
Przyroda i metafizyka
Tematy pieśni były przeróżne, zawsze jednak
powiązane z przyrodą. Koncert rozpoczął utwór Charlesa Villersa Stanforda: ”The
blue Bird” – opowiadający o błękitnym ptaku, który fruwa tak szybko, że trudno
go zauważyć, bo jest właściwie smugą błękitu. Czasami jednak ptakowi udaje się
zobaczyć swoje odbicie w wodzie. Coś nieuchwytnego i pięknego w tej pieśni,
której ostatnie słowa brzmią:
Na
chwilę przed tym, jak ptak odleciał,
Niebo
uchwyciło jego obraz w locie.
Kolejne pieśni opowiadały o tym, jak słodka jest
muzyka albo były refleksją na temat relacji między muzyką a ciszą (”Cisza i muzyka”
E. Elgara):
Ta
muzyka łagodniej opada na duszę
Niż
zmęczone powieki na zmęczone oczy
I
przynosi słodki sen z błogich niebios.
Folklor
i
Percy Grainger
Szczególne
miejsce przeznaczono w tym koncercie osobie Percy Graingera, który był Australijczykiem z urodzenia i Anglikiem
z wyboru. Ten wybitny pianista, kompozytor i folklorysta zebrał wiele
angielskich i szkockich pieśni ludowych. Niektórych mogliśmy posłuchać podczas
koncertu i wyznam, że ich wykonanie najbardziej mi się podobało. Być może za
przyczyną aranżacji, pieśni te bowiem wykonywali soliści (Jerzy Butrym, Maciej
Adamczyk) z chórem.
Interesująca
była kompozycja samego Graigera, zatytułowana ”Trzy kruki”, którą rozpoczyna
obraz tytułowych ptaków patrzących na zmarłego rycerza, jak na … śniadanie, po
czym w serii symbolicznych scen narracja dochodzi do punktu, w którym pojawia
się refleksja na temat… miłości i wierności. Kto bowiem jej doświadcza, nie
będzie samotny i porzucony.
Chór NFM, fot. B. Beszlej |
Piękne
też były kompozycje dedykowane
Graingerowi przez znakomitego brytyjskiego kompozytora XX w. – Benjamina Brittena, który bardzo wysoko
cenił jego dorobek. Teksty pieśni mówią o ulotnym pięknie i przemijaniu (”Do
żonkili”), o utraconej miłości (”Turkaweczka”), o wierności i jej braku (”Targ
w Brigg”).
Nie
zabrakło też elementów humorystycznych, m.in. w pieśni J. Dove ”Who Cock Robin”
(Kto zabił Rudzika) – czymś w rodzaju dziecięcej rymowanki, w której znakomity Chór NFM wykazał się nieskazitelną
angielską dykcją.
Najpiękniejsza
bodaj była kompozycja ostatnia: ”Rest”
(Odpoczynek), która powstała do słów Christiny Rossetti, angielskiej poetki
czasów wiktoriańskich. Utwór ten to przepiękna, poetycka medytacja nad utratą i
śmiercią:
Błogosławiona cisza osłania ją od
tego
Co tak ją dręczyło od chwili
narodzin.
A spokój dokoła jest nieomal Rajem.
Otacza ją ciemność jaśniejsza od
słońca
Bezgłos dźwięczniejszy od muzyki,
Nawet jej serce zamarło
Aż do świtu Wieczności
Jej odpoczynek nie ma początku ani końca
– on trwa.
A kiedy się z niego wybudzi, wyda
jej się zaledwie chwilą.
Koncert ”W
Anglii zielonej, kraju łąk” dowodzi,
że kryzysy bywają twórcze i nie należy ich lekceważyć ani unikać. Z pewnością
zaś nie można unikać tak pięknych koncertów, bo byłoby to niepowetowaną stratą.
Paul McCreesh, fot. B. Beszlej |
Koncert ”W Anglii zielonej, kraju łąk” odbył się 12
lutego w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu. Chórem NFM dyrygował Paul McCreesh.
Artykuł ukazał się na portalu Kulturaonline 18 lutego 2017 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz