Jak dziś prezentować Ibsena na scenie? Czy nadal jest nośny (obyczajowo, językowo)? Okazuje się, że tak, skoro reżyserzy teatralni ciągle po niego sięgają. Przedstawienie wrocławskie Rolfa Alme sytuuje się na tle innych jako najbardziej twórcze, a jednocześnie najbardziej niepokojące.
Rolf Alme, norweski reżyser i scenograf, przymierzał się już wcześniej do autorskiego wystawienia "Nory" Henryka Ibsena. Zrezygnował jednak z doborowej obsady aktorskiej Teatru Starego, ponieważ w jego zamierzeniu miała to być wypowiedź pokolenia młodych, myślących inaczej zarówno o teatrze, jak i o otaczającej go rzeczywistości. Norwegowi potrzebny był aktor w tym znaczeniu, jak to rozumiał Craig - tworzywa teatralnego: plastyczny i podatny. I takich aktorów znalazł we Wrocławiu.
Spektakl ma formę opowieści o dramacie Ibsena "Dom Lalki (Nora)", który powstał latem 1879 roku, a jego prapremiera odbyła się 21 grudnia w Królewskim Teatrze w Kopenhadze. Do daty premiery oraz do zimy (której nota bene w tekście nie ma - to typowy dramat mieszczański, rozgrywający się we wnętrzach) odwoływać się będą wielokrotnie występujące w spektaklu Rolfa Alme postaci. Nawiązanie do zimy znajduje się również w tytule sztuki: "Acid Snow [Będzie jeszcze zimniej] i stanie się ostatecznie także jej przesłaniem.
|
Paulina Chapko jako Nora, fot. Jan Oborski |
Dramat Ibsena bierze w obronę kobietę tkwiącą w zakłamanym, mieszczańskim i patriarchalnym systemie.. W tamtych czasach kobiety nie miały żadnych praw - były absolutnie zależne od mężczyzn. Nora tylko raz samodzielnie podjęła decyzję, pragnąc ratować męża, nie narażając go jednocześnie na psychiczny dyskomfort. Aby zdobyć pieniądze, musiała sfałszować weksel (podpisywali je tylko mężczyźni), a potem przez lata w tajemnicy przed mężem spłacała zobowiązanie. Kiedy na skutek zbiegu okoliczności Torwald dowiedział się o tym, nie tylko nie był jej wdzięczny, ale potępił jako osobę niemoralną, a więc nie mającą kwalifikacji do pełnienia roli żony i matki. Na skutek tego doświadczenia Nora dojrzewa i postanawia odejść. Pragnie zrozumieć, kim naprawdę jest, odzyskać podmiotowość:
Jestem przede wszystkim człowiekiem - takim samym jak ty... - mówi do męża.
|
Acid Snow, scena zbiorowa, fot. Jan Oborski |
Dodajmy, że sztuka Ibsena okazała się bardzo nośna i wywołała żywą dyskusję na temat roli kobiet, w rezultacie której Norwegia stała się wkrótce jednym z pierwszych krajów, gdzie dopuszczono kobiety do studiów uniwersyteckich, do urzędów państwowych, a co najważniejsze - uwolniono je spod kurateli i nadano im prawa wyborcze.
|
Acid Snow, scena zbiorowa, fot. Jan Oborski |
Powstaje pytanie: jak dziś prezentować Ibsena na scenie? Czy temat nadal jest nośny (obyczajowo, językowo)? Okazuje się, że tak, skoro reżyserzy teatralni ciągle po niego sięgają. Michał Siegoczyński w Teatrze Nowym w Poznaniu pokazał Norę jako produkt współczesnej popkultury, którą wykorzystuje mąż-menadżer. Feministyczny wydźwięk ma spektakl Agnieszki Lipiec-Wróblewskiej w Teatrze Polskim w Warszawie. Na tym tle przedstawienie wrocławskie Rolfa Alme sytuuje się jako najbardziej twórcze, a jednocześnie niepokojące.
|
Acid Snow, scena zbiorowa, fot. Jan Oborski |
Reżyser zdecydowanie porzuca formułę dramatu mieszczańskiego - z jego sceną pudełkową, prawdziwymi meblami, salonem i piciem herbaty. I chwała mu za to. Tworzy swój spektakl w oryginalnej przestrzeni Sceny na Dworcu Świebodzkim, wyłącznie za pomocą aktorów i światła oraz obrazów z kamery. Aktorzy ubrani we współczesne stroje, wyglądają niczym studenci szkoły teatralnej, przygotowujący dyplom. Dyskutują o sztuce, o obsadzie (Torwaldów jest dwóch), o przyjęciu przedstawienia przed z górą 130 laty. Są grupą współczesnych młodych ludzi, a zarazem są komentującym "chórem", "myślami" głównej bohaterki, tworzą plastyczne układy - a to rozmówców, a to "poniewieranych" przez rozzłoszczonego Krogstada świadków, a to brzmiący muzycznie (te ochy i achy!) chór ciekawskich. Aktorzy wydobywają z postaci to, co w nich ukryte pod maską mieszczańskiego pozoru: zwierzęcość, instynkty, wreszcie śmieszność. Doktor Rank nie jest w spektaklu Almego tragiczny - to hipochondryk, który w sposób nieodparcie komiczny słania się po scenie, podnosi z pomocą tych samych mechanicznych gestów - jakby był cyborgiem, a nie człowiekiem. Żadnej psychologii postaci - wszyscy grają z ironicznym dystansem. Jedynie na ekranach widzimy zastygłe w ludzkim smutku postaci - głównej bohaterki, Torwalda, doktora...
Przedstawienie ma także punkt kulminacyjny - scenę balu, kiedy to Nora tańczy tarantellę, ale i tę przedstawił Alme jako opresyjną: bohaterka jest w niej rzeczywiście lalką, a raczej manekinem, z którym wszystko można zrobić.
|
Acid Snow, scena zbiorowa, fot. Jan Oborski |
Na koniec, kiedy postanawia odejść od męża, aby "stać się człowiekiem", wypowiada słowa, których Ibsen nie napisał. Twierdzi, że należy pozbyć się wszystkiego: religii, tradycji, bo tylko wówczas, w absolutnej wolności, można dowiedzieć się prawdy o sobie. Wtóruje jej młody człowiek (jeden z "chóru"), wedle którego powinna zapanować "powszechna wolność": mężczyźni z mężczyznami i kobiety z kobietami powinni móc tworzyć "rodziny". I w tym momencie to, co było w tej sztuce grą z konwencją i domaganiem się prawdy i autentyczności, zamienia się w uliczną agitkę. "Klimat się oziębia" - słyszymy i widzimy padający śnieg - "acid snow" oznacza śnieg brudny, zanieczyszczony. A "będzie jeszcze zimniej" - brzmi ostrzeżenie.
|
Tomasz Madej w spektaklu "Acid Snow", fot. Marcin Drews |
Nie trzeba jakiejś szczególnej przenikliwości, aby dostrzec w przesłaniu sztuki przekaz mówiący o tym, że oto dziś w Polsce ogranicza się swobody, że wokół nich panuje tytułowy chłód. Uważam, że to totalna bzdura, czego najlepszym dowodem jest nie tylko powstanie tego spektaklu (a także innych, jeszcze bardziej skandalizujących), jak również uliczne parady i protesty, których nikt nie zabrania. Mnie się Rolf Alme kojarzy ze "Skandalistą Larry Flintem". W filmie Formana także on domagał się pełnej swobody obyczajowej. Tak, pozbądźmy się Boga, tradycji - tylko co nam wówczas pozostanie? "Jeżeli Boga nie ma, to wszystko wolno" - jak twierdził Stawrogin, bohater "Biesów" Dostojewskiego. I do czego to doprowadziło?
Sądzę także, że w kwestii podmiotowości i człowieczeństwa coś się od czasów Ibsena zmieniło, ale jego dramat nadal brzmi aktualnie, bo czyż nie jesteśmy dziś traktowani przedmiotowo... Kimże są pracownicy wielkich korporacji, adresaci reklam, konsumenci hipermarketów i innych uciech, jeśli nie przedmiotami, którym można mącić do woli w głowach. Tak jak to robi z młodymi, podatnymi ludźmi reżyser "Acid Snow".
Droga Barbaro! Po pierwsze: dramat został napisany w 1879, a nie w 1789. Po drugie: premiera miała miejsce w Kopenhadze a nie w Monachium. Po trzecie: chodzenie na parady nic nie daje. Po czwarte: ten sam zarzut agitacji ,można wysunąć w kierunku Pani recenzji.
OdpowiedzUsuńDziękuję za zwrócenie uwagi na pomyłki - z datą to był "czeski błąd", natomiast monachijską datę prapremiery wzięłam z programu teatralnego. Sprawdziłam w innym miejscu - rzeczywiście błąd, to była jednak Kopenhaga. Co zaś do punktu czwartego: wyrażam własne opinie i mam do tego prawo na moim osobistym blogu. Co więcej, nie wstydzę się pod nimi podpisać swoim autentycznym nazwiskiem, a więc wziąć odpowiedzialność za to, co piszę.
OdpowiedzUsuń