wtorek, 17 lipca 2018

Izabela Olszyna: Każdy mój obraz to eksperyment /wywiad/

Rozmawiam z malarką i graficzką, Izabelą Olszyną – o jej rozumieniu abstrakcji, procesie tworzenia, a także o wyborach między pracą twórczą a codziennymi obowiązkami, dla których doba powinna być znacznie dłuższa :-)


Izabela Olszyna w pracowni, fot. z archiwum malarki
Barbara Lekarczyk-Cisek: Pani nowo otwarta wystawa w Galerii Schody w Warszawie dowodzi, że malarstwo jest jednak Pani powołaniem. Niezwykłe, kolorystycznie obrazy przykuwają uwagę – są jak zdjęcia z kosmosu albo sny… Skąd takie pomysły u absolwentki grafiki?

Izabela Olszyna: Studia rozwinęły mnie bardzo wszechstronnie. Poza tym kolor w grafice jest również niezwykle istotny. Muszę jednak przyznać, że “rozmalowałam się” na dobre dopiero po ukończeniu Akademii, kiedy poczułam, że nikt niczego nie będzie ode mnie oczekiwał ani oceniał mojego malarstwa. Oczywiście, myliłam się w tej kwestii, ale to zupełnie inna historia. Prezentowane na wystawie obrazy z cyklu Aerial na pierwszy rzut oka wydają się być abstrakcjami, ale są raczej łącznikiem między abstrakcją a sztuką przedstawiającą. Mnie inspirowała rzeczywistość. Każdy obraz to jakiś zakątek Ziemi widziany z lotu ptaka.

zbliżenie jednego z obrazów cyklu Aerial, fot. z archiwum artystki
Kilka lat temu, gdy zainteresowałam się User Experience, zrozumiałam, że wielu twórców często zapomina o odbiorcy, wręcz wcale o nim nie myśli. Ze mną jest inaczej. Cykl Aerial powstał poniekąd z mojej niezaspokojonej potrzeby podróżowania, a zarazem z pragnienia wyjścia naprzeciw potrzebom widzów – pokazania im, że abstrakcja nie tylko może być „zrozumiała”, ale również daje im pole do interpretacji, współtworzenia sensu obrazu. Być może, gdyby nasz system edukacji nie traktował sztuki po macoszemu, ludzie byliby z nią oswojeni i łatwiej byłoby im dotrzeć do istoty abstrakcji. To się na szczęście zmienia – muzea są coraz chętniej odwiedzane przez dzieci i młodzież, a oferta dla nich zawiera również działania artystyczne. To jednak ciągle za mało! Dlatego podczas planowania cyklu myślałam o tym, jak zostanie odebrany – próbowałam każdy z moich obrazów w swoisty sposób zakotwiczyć w rzeczywistości. Na wystawie każdy z nich jest opatrzony mapką i dokładnym opisem miejsca, które było inspiracją. Chciałam w ten sposób ułatwić odbiór moich prac, nadać pewien kierunek interpretacji. W opinii oglądających wystawę udało mi się to. Wychodzę z założenia, że każdy ma w sobie wrażliwość artystyczną, trzeba „tylko” do niej dotrzeć.

Obraz z cyklu Aerial, fot. z archiwum artystki
Rozmawiałam kiedyś z ponad dziewięćdziesięcioletnim nestorem wrocławskiej ASP, prof. Konradem Jarodzkim, który deklarował, że „maluje, więc jest”. A jak to jest z Panią? Co jest najważniejsze dla młodej artystki znajdującej się na początku swojej drogi? I na dodatek - młodej matki.

Izabela Olszyna: Malarstwo zajmuje bardzo ważne miejsce w moim życiu. Chyba wszyscy mają potrzebę zostawienia po sobie czegoś trwałego: dziecka, dorobku artystycznego lub naukowego. Już Horacy ujął tę myśl w Exegi monumentum i pod tym względem nic się nie zmieniło - nie chcielibyśmy umrzeć zapomniani. Kiedyś ktoś zapytał mnie, dlaczego maluję, na co odpowiedziałam bez namysłu: „bo muszę”. Toteż zgadzam się z profesorem Jarodzkim – malarstwo w znaczący sposób dopełnia moją egzystencję. Każda pasja nas wzbogaca. Podczas malowania staram się oczyścić umysł, zapominam o problemach, o niewyspaniu. Fakt, że mam pracownię w domu, jest wielkim udogodnieniem. Gdy moja córka była niemowlęciem, mogłam ukołysać ją do snu i wejść do pracowni. Oczywiście, zdarzało się, że na dźwięk dzwonka biegłam do drzwi cała umazana farbą, zostawiając kolorowe ślady stóp na podłodze.

Izabela Olszyna z córeczką Lilą,  fot. z archiwum artystki
Czy technika malowania, którą Pani stosuje, przysparza wiele problemów?

Technika, którą maluję tę serię, robi dużo bałaganu i jest nieprzewidywalna. Przypadek odgrywa w procesie tworzenia bardzo ważną rolę. Trzeba na bieżąco zmieniać koncepcję, reagować w zależności od tego, jak farba rozlewa się po płótnie. Nie da się też całkowicie kontrolować efektu końcowego. Czasem kompozycja zmienia się diametralnie z dnia na dzień. To tak jak z macierzyństwem, możemy sobie różne rzeczy planować, a potem okazuje się, że zastana sytuacja jest zupełnie inna niż to, co zakładaliśmy. Planujemy na przykład, że będziemy dużo podróżować samochodem, a potem okazuje się, że nasze dziecko tego wręcz nienawidzi. Trzeba na bieżąco dostosowywać się do zmieniających sytuacji.

pracownia malarska,  fot. z archiwum artystki
Kim są Pani mistrzowie, jeśli w ogóle ma Pani takich? Którzy profesorowie warszawskiej ASP wywarli wpływ na Pani sztukę i w jakim stopniu? 

Na to, co robię teraz, miało wpływ wiele czynników. Przygodę ze sztuką zaczęłam w liceum – od zajęć rysunku i malarstwa u profesora Piotra Smolnickiego. Miałam wtedy niecałe 16 lat. Z kolei profesor Błażej Ostoja-Lniski przygotowywał mnie do egzaminu. Obydwaj byli później dziekanami wydziału Grafiki i to właśnie oni pokazali mi, jak patrzeć na sztukę, rysunek i malarstwo. Podczas samych studiów prof. Henryk Gostyński pomógł mi zrozumieć, czym jest ekspresja i przestrzeń. Był bardzo wymagającym nauczycielem. Gdy przechadzał się po sali i oglądał krytycznie prace studentów, zawsze panowała napięta atmosfera. Kiedyś zatrzymał się przy mojej sztaludze i nakazał wszystkim studentom podejść do niej. Myślałam, że zapadnę się pod ziemię, tym bardziej, że powiedział to bardzo surowym tonem. Byłam przekonana, że zostanę porządnie zrugana. Tymczasem, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, usłyszałam słowa nietypowej pochwały: “Jeśli nie będzie Pani właśnie tak rysować, to może Pani poszukać sobie innej pracowni”. Minęło kilka ładnych lat od czasu ukończenia studiów. Wydaje mi się, że ukształtowałam się artystycznie już po dyplomie. Pracowałam jako art director i grafik. A przy tym przez cały czas malowałam dla siebie, „do szuflady”...

pracownia malarska,  fot. z archiwum artystki

Artysta zawsze poszukuje własnej formy. Katarzyna Kobro eksperymentowała z rzeźbą w przestrzeni, Magdalena Abakanowicz traktowała „rzeźbiarsko” swoje tkaniny. Czy Pani także poszukuje i na czym polegają te eksperymenty w malarstwie?

Jestem trochę nieuporządkowana i pełna sprzeczności. Takie też są moje obrazy. Dużo eksperymentuję z fakturą, niekiedy przybiera ona wręcz postać reliefu. Tak naprawdę każdy mój obraz to eksperyment, bo nie wiem, jak będzie wyglądał ostatecznie. Moje obrazy zmieniają się w trakcie malowania diametralnie, ewoluują. Zaczynam oczywiście od koncepcji, szkicu, ale często efekt końcowy jest zupełnie inny od zamierzonego. Wylewam farbę, oddziałuję na płótno na różne sposoby. Trudno zapanować nad tak malowanym obrazem. Efekt końcowy to do pewnego momentu wielka niewiadoma. Ponadto na proces powstawania obrazów z cyklu Aerial miały wpływ cztery żywioły: ogień, woda, powietrze i ziemia, które miały też wpływ na ukształtowanie powierzchni naszej planety. Nie wiem, czy następne obrazy będą powstawały w podobny sposób. Przed pierwszą wystawą cyklu malowałam bardzo dużo. Odbiło się to na moim kręgosłupie, bo pozycja, w której zwykle maluję, nie jest zbyt wygodna. Obrazy leżą na podłodze lub na kozłach, a w pionie robię tylko ostatnie pociągnięcia pędzlem. Czasami chciałabym po prostu usiąść przed sztalugą.

cykl Aerial, detal, pracownia malarska,  fot. z archiwum artystki
Moim zdaniem, artysta poszukuje całe życie. I to poszukiwanie jest celem samym w sobie. To trochę tak jak z samym życiem: najważniejszy jest sam proces, nie efekt końcowy. Gdy artysta już znajdzie to, czego szukał, popadnie w rutynę albo nie będzie wiedział, co ma dalej robić.

Poza sztuką, a obecnie również wspaniałym doświadczeniem macierzyństwa, działa Pani w organizacji na rzecz zwierząt. Jak radzi sobie Pani z tymi rolami, aby zachować odpowiednie proporcje?

Dziecko wychowujemy wspólnie z mężem. Mamy partnerski związek, czego brakuje wielu kobietom. Czasem pomaga mi mama, która mieszka w pobliżu. Córka mnie motywuje, by być dla niej najlepszą wersją siebie. Chcę, aby miała szczęśliwą rodzinę. Aby to było możliwe, muszę zadbać o własne szczęście, o swoje marzenia. Moim zdaniem, kobiety za mało myślą o sobie, za bardzo skupiają się na dzieciach. Wciąż pokutuje stereotyp Matki Polki. W Internecie napotkamy dziesiątki blogów, tysiące stron poświęconych macierzyństwu i wychowaniu dzieci, ale wszystkie są o tym samym – nie czytam ich. Są różne modele macierzyństwa, na szczęście coraz więcej kobiet ma tego świadomość.

Lilka podczas wernisażu w Galerii Schody, fot. z archiwum artystki
Organizację Viva wspieram jako grafik. Zaangażowani tam ludzie jeżdżą na interwencje, ratują skrajnie zaniedbane psy – robią prawdziwą, humanitarną robotę. Chciałabym wychowywać dziecko w miłości do sztuki i szacunku do zwierząt. Chcę dawać jej dobry przykład.

Izabela Olszyna podczas przygotowywania wystawy, Galeria Schody,  fot. z archiwum artystki
Zachowanie proporcji pomiędzy życiowymi rolami nie jest łatwe. Musiałam niejednokrotnie dokonywać wyboru: wyspać się czy wejść do pracowni. Przeważnie wybierałam pracownię. Zdarzało mi się malować z Lilą zawiniętą w chustę i śpiącą wtuloną we mnie. To wspaniałe uczucie! Teraz to już niemożliwe, bo Lila chodzi i jest bardzo ruchliwym dzieckiem, nie usypia już w chuście. Opieka nad niemowlęciem zabiera bardzo dużo czasu. Na szczęście, ma się wtedy jeszcze wolną głowę. Przez większość czasu myślę o malowaniu. Nawet, kiedy przewijam lub usypiam dziecko. Trudno jest wyżyć z malarstwa, nie wiem, czy kiedykolwiek mi się to uda, ale nigdy nie zamierzam rezygnować. Skończył mi się urlop macierzyński i planuję obecnie kilka miesięcy urlopu wychowawczego, a potem wracam do pracy. Wtedy czekają mnie prawdziwe wyzwania i szczerze mówiąc, nie wiem, jak to wszystko pogodzę.

Czego można życzyć tak aktywnej i twórczej kobiecie?

Aby doba miała przynajmniej o sześć godzin więcej ☺ Mam wiele pomysłów na obrazy i chciałabym móc je wszystkie zrealizować.


Życzę powodzenia i dziękuję za rozmowę.



Izabela Olszyna podczas wernisażu wystawy,
fot. z archiwum artystki


Izabela Olszyna jest absolwentką ASP w Warszawie. Ukończyła Wydział Grafiki, ale to właśnie malarstwo okazało się być jej prawdziwą pasją. Dyplom z plakatu obroniła w pracowni prof. Mieczysława Wasilewskiego w 2010 roku.  Będąc jeszcze na studiach zainteresowała się prawami zwierząt, którym poświęciła pracę dyplomową. Jest wolontariuszką Fundacji Międzynarodowy Ruch na Rzecz zwierząt “Viva!”. Jej obrazy znajdują się w prywatnych kolekcjach w Polsce, Niemczech, Wielkiej Brytanii i USA.

W swoim malarstwie najwięcej uwagi poświęca poszukiwaniom formalnym w zakresie abstrakcji. Inspiruje ją natura, przestrzeń oraz zjawiska nie zawsze mogące być oczywistym tematem malarskim.
(informacje ze strony internetowej Izabeli Olszyny)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bach Pasjami... /relacja z koncertów "Pasji wg św. Mateusza w NOSPR i w Narodowym Forum Muzyki/

Okres przedświąteczny był dla mnie w tym roku szczególny, miałam bowiem okazję dwukrotnego wysłuchania Pasji według św. Mateusza Johanna Seb...

Popularne posty