Wyznam, że z napisaniem recenzji najnowszego Agnieszki Holland mam spory kłopot. Bardzo cenię twórczość tej reżyserki, począwszy od ”Zdjęć próbnych”, a szczególnie od ”Aktorów prowincjonalnych”, poprzez „Kobietę samotną”, amerykańskie i niemieckie filmy, jak choćby ”Gorzkie żniwa” czy ”Plac Washingtona”, na ”W ciemności” kończąc. Celowo pomijam seriale, bo to raczej komercyjna działalność. Kino Agnieszki Holland zawsze było twórcze, mające jej ”charakter pisma” i dotyczyło istotnych spraw. Postaci ekranowe pasjonowały i budziły różne emocje – były z krwi i kości, jak choćby Beethoven z ”Kopii mistrza”. Za znakomicie zarysowanymi postaciami stało także świetne aktorstwo, wspaniałe zdjęcia (m.in. Jacek Petrycki, Jolanta Dylewska) i piękna muzyka. Wszystko to tworzyło znakomitą artystycznie całość.
Tymczasem
”Pokot”, najnowszy film Agnieszki Holland, wygląda na tym tle
jak mizerna agitka zrobiona na zamówienie hm… ekologów.
Najchętniej więc zmilczałabym, bo każdemu twórcy może się
przydarzyć dzieło nieudane, nie na jego miarę i nie na miarę
naszych oczekiwań. Jakże jednak przemilczeć film, o którym stało
się głośno z racji prestiżowej nagrody na liczącym się
festiwalu?
Czarno-biały świat, schematyczni bohaterowie
Główna
bohaterka filmu, do której wszyscy zwracają się po nazwisku, ale
”źli” bohaterowie mówią zazwyczaj ”Duszeńko”, zamiast
”Duszejko”, co jest oczywistym freudowskim błędem, żyje
samotnie w uroczej kotlinie. Jak się szybko przekonamy, nie jest to
jednak znowu taki raj, jakby się na pozór mogło wydawać.
Przeciwnie – piekło raczej, i to piekło stworzone przez
miejscowych mężczyzn, będących myśliwymi, ale także
”trzymających władzę”. Także tę duchową, czego dowodzi
przykład księdza.
Agnieszka Mandat w filmie "Pokot" |
Mężczyźni
zabijają z upodobaniem, a ponieważ mają władzę i pieniądze,
więc mogą bez najmniejszych konsekwencji łamać prawo – także w
stosunku do słabszych, którymi są kobiety. Jest to mała
prowincjonalna społeczność, która nie daje właściwie żadnej
alternatywy.
Istnieje
zatem wyraźna dychotomia pomiędzy mężczyznami – okropnymi
samcami, odrażającymi fizycznie i mentalnie, upokarzającymi
innych, a kobietami – ich żonami i kochankami – traktowanymi
przedmiotowo i bezwzględnie. Jedynie trzej przybywający z zewnątrz
przybysze są inni. Jeden z nich to znerwicowany wdowiec Matoga,
który spędza czas w swoim domu (głównie w piwnicy, jak jego
ojciec), drugi to Boros (w tej roli wystąpił czeski aktor i reżyser
Miroslav Krobot), naukowiec – cudzoziemiec, badający życie owadów
leśnych, trzecim jest młody informatyk, Dyzio (Jakub
Gierszał),
”naznaczony” epilepsją. Wszyscy są w jakimś sensie słabi i
bezbronni, więc nie należą do grupy ”silnych mężczyzn”.
W
takim oto świecie żyje główna bohaterka – ongiś inżynier,
która budowała w Libii mosty, a obecnie żyjąca blisko natury
wegetarianka, astrolożka z zamiłowania, uwielbiana przez dzieci
nauczycielka języka angielskiego. Próbuje bezskutecznie powstrzymać
bezprawie, ale na próżno, toteż – jak samotny szeryf z
amerykańskich westernów – bierze sprawy w swoje ręce.
Ta
nieznośna ”jednowymiarowość” postaci właściwie nie pozwala
znakomitym skądinąd aktorom stworzyć znaczące kreacje. Borys
Szyc jako Wnętrzak
ma właściwie niewiele do zagrania: klnie, jest prymitywny i
traktuje przedmiotowo swoją kochankę – Dobrą Nowinę (Patrycja
Wolny). Podobnie
wygląda inna para: Prezes (Andrzej
Grabowski) i jego
neurotyczna żona. Jakby reżyserka nie dowierzała widzowi, że
właściwie oceni daną postać, stosuje jeszcze odpowiednie tricki,
jak np. wielokrotne zbliżenia ust ”złych” bohaterów – ich
odrażające w tak wielkim planie usta i zęby mają nas przekonać,
że to potwory i ”pożeracze”. Nawet główna postać – Janina
Duszejko, zagrana przez Agnieszkę
Mandat, składa się
z samych schematów: to skrzyżowanie wyzwolonej hipiski z
intelektualistką (o czym świadczą nie tyle jej wypowiedzi, co
książki na półkach) i wegetarianką. Swoją wiedzę tajemną o
ludziach czerpie z … astrologii. Właściwie nic o niej nie wiemy,
chyba tylko to, że w walce o życie zwierząt nie cofnie się przed
niczym. Jest zupełnie pozbawiona biografii, nawet w tak szczątkowej
postaci jak Dobra Nowina czy Matoga. Z pewnością jest ”wrażliwa”,
bo wzrusza ją do łez ”holokaust” larw – tak to dosłownie
zostało w filmie określone. Tak czy owak jest pozytywną bohaterką
i ma dobroduszną twarz Agnieszki Mandat.
Gatunkowy misz-masz z niepokojącym przesłaniem
”Pokot”
sprawia również kłopot natury genologicznej. Przywykliśmy do kina
gatunków, a także do postmodernistycznego ich mieszania. Zawsze
jednak owo przemieszanie miało jakiś sens, jak choćby sceny
musicalowe w ”Wysokich obcasach” Almodovara czy „Tańcząc w
ciemnościach” von Triera. Jednak Agnieszka Holland to nie
Almodovar ani von Trier, je kino zawsze było pod tym względem
jednorodne gatunkowo. W ”Pokocie” jest inaczej – reżyserka
korzysta z kina gatunków, ale robi to jakoś niezręcznie i
niekonsekwentnie. Jej film to po trosze zagadka kryminalna, film
psychologiczny, a nawet coś na kształt westernu… Ale zagadka
kryminalna rozłazi się w szwach, bo więcej w niej ”astrologii”
niż kryminalnych tajemnic. Psychologia postaci właściwie nie
istnieje lub jest uschematyzowana: Dobra Nowina daje się
wykorzystywać, bo jest z patologicznej rodziny, a Matoga (Wiktor
Zborowski) stracił
we wczesnym dzieciństwie matkę, a potem żonę i zdziwaczał jak
jego ojciec. W westernie zaś samotny bohater walczył ze złem i
zwyciężał, zaprowadzając ponownie moralny ład. W ”Pokocie”
trudno mówić o zaprowadzeniu moralnego ładu. Na dodatek – jak w
baśni – mamy happy and. Bohater nie jest już sam, ale w gronie
przyjaciół, w jeszcze ładniejszym raju, do którego zło nie ma
już dostępu. Sądzę, że takie infantylne zakończenie filmu nie
przystoi doświadczonej artystce. Cóż z tego, że Kotlina Kłodzka
została pięknie sfilmowana przez Jolantę
Dylewską, skoro
tym razem urodzie zdjęć nie towarzyszy jakieś głębsze
przemyślenie…
Pokot czyli rytualny ubój
Pokot
oznacza rozkład
– jest to tradycyjny obrzęd zakończenia polowania, podczas
którego składany jest raport o jego przebiegu, o ubitej zwierzynie
(ułożonej pokotem) i ma charakter rytuału. Taki rytuał Agnieszka
Holland pokazuje … we wnętrzu kościoła, w trakcie mszy. Podczas
jego trwania uśmiechnięte dzieci śpiewają popularną pieśń
myśliwską z XVII w. ”Pojedziemy na łów”. A to tylko jeden z
”chwytów” mających pokazać, gdzie tkwi zło. Zresztą kościół
płonie po tej ”czarnej mszy”, niejako ”za karę”….
”Pokot”
jest filmem jednowymiarowym,
z gotowymi
tezami i
jednoznacznym
przesłaniem, zrobionym jakby na zamówienie. Przecież jednak nie
ekologów?
zwiastun filmu
”Pokot”
w reżyserii Agnieszki Holland został nakręcony na podstawie
powieści Olgi Tokarczuk ”Prowadź swój pług przez kości
umarłych” (2009) i miał swoją polską premierę 24 lutego 2017
roku.
Recenzja ukazła się pierwotnie na portalu Kulturaonline.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz