piątek, 18 listopada 2022

"Carmen" Georgesa Bizeta w Operze Wrocławskiej: skazani na sukces 😀 /recenzja/

Najnowsza adaptacja sceniczna "Carmen" Georgesa Bizeta  w reżyserii Marii Sartovej to kolejny wielki sukces Opery Wrocławskiej. Znakomita inscenizacja, wspaniale zagrane i zaśpiewane role oraz piękna muzyka w świetnym wykonaniu Orkiestry Opery Wrocławskiej pod batutą Michała Klauzy przyciąga tłumy, a bilety znikają w zawrotnym tempie. Mimo że przedstawienie trwa bez mała trzy godziny, nie chce się z opery wychodzić, a później jeszcze długo muzyka rezonuje w nas...


Kontrowersyjny temat, spektakularna klęska i pośmiertny triumf

     Libretto "Carmen" powstało na podstawie noweli  Prospera Meriméego, jest to jednakże adaptacja twórcza i znacznie pogłębiająca charakterystykę postaci i problematykę utworu. Sprawili to nie tylko znakomici libreciści: Henri Meilhac i Ludovic Halévy, ale również sam Georges Bizet swoją wspaniałą muzyką. Jego ideałem był geniusz Mozarta, który jak nikt odmalowywał ludzkie namiętności za pomocą ścisłych form muzycznych. O tym, że potrafił zbliżyć się do tego ideału, świadczy poza wszystkim fakt, iż jego dzieło nie tylko przetrwało próbę czasu, ale jest dziś najczęściej graną operą. Nie od razu jednak poznano się na tym geniuszu. To, co zdecydowało o ponadczasowości dzieła: zniesienie granic między gatunkami (opera seria, a z drugiej strony  opéra-comique) sprawia, że  – podobnie  jak w dramatach Shakespeare`a  – postacie są skomplikowane i pełne życiowej prawdy. 

      Problemy z "Carmen" miał Bizet właściwie już od początku, bo dla dyrekcji Opéry-Comique już sam temat był mocno kontrowersyjny: środowisko Cyganów, robotnic, złodziei, a na dodatek  –  jakby tego było mało  – kochanek morduje na końcu tytułową bohaterkę... Buntowali się także podczas prób wykonawcy: chór i orkiestra. Na szczęście, soliści stali murem za kompozytorem i szczęśliwie udało się doprowadzić wszystko do premiery "Carmen" 3 marca 1875 roku. Obecność tak wybitnych postaci, jak: Charles Gounod, Jacques Offenbach czy Aleksander Dumas syn, uświetniła wprawdzie prapremierę "Carmen", ale opera poniosła legendarne fiasko, do czego przyczynił się walnie jej temat i  niedopuszczalne "mieszanie gatunków". Klęska zapewne stała się prawdopodobną przyczyną przedwczesnej, rychłej śmierci 36-letniego zaledwie kompozytora, taka przynajmniej powstała legenda. Cena nowatorstwa bywa nieraz bardzo wysoka... "Nie pierwszy to raz - zauważa kąśliwie Piotr Kamiński - Paryż najpóźniej uznał wielkość francuskiego dzieła". 

       Tymczasem dzieło Bizeta rozpoczęło swój triumfalny pochód przez sceny znanych teatrów Europy i świata. Trafiła także do Warszawy, gdzie "Carmen" zabrzmiała w Teatrze Letnim 5 lipca 1882 roku. Krótko mówiąc, opera wystawiana jest do dziś we wszystkich językach, grana i śpiewana przez najwybitniejszych wykonawców. Ba, stała się, by tak rzec, archetypem opery w ogóle. Nawet ci, których noga nie przestąpiła nigdy szacownych progów jej przybytku, potrafią zanucić "marsz torreadora". 

"Carmen" we Wrocławiu

         Skoro już mowa o spektakularnym triumfie opery Bizeta na scenach całego świata, warto wspomnieć, że we Wrocławiu inscenizowano ją wielokrotnie. Po raz pierwszy  12 stycznia 1949 r. w reżyserii i scenografii Stanisława Cegielskiego, z Bożeną Brun-Barańską w roli tytułowej. "Carmen" grano w latach 50., 60., a w 2002 – za dyrekcji Ewy Michnik – powstały aż trzy inscenizacje, których cechą wspólną były eksperymenty z przestrzenią. Pierwsza, w reżyserii Teresy Kujawy, miała miejsce w Atrium Hotelu Dorint. Scenografia, której autorką była Małgorzata Słoniowska, wykorzystywała istniejącą architekturę. Kolejna odbyła się w salonie samochodowym Mercedes-Benz Frączak, a  trzecia – w ciągle remontowanym gmachu Opery Wrocławskiej. W 2005 roku "Carmen" zaprezentowano jako superwidowisko (które stało się znakiem rozpoznawczym polityki programowej Ewy Michnik), które obejrzało ponad 30 tysięcy widzów (sic!). Zamysł inscenizacyjny reżysera Roberto Skolimowskiego był taki, że akcja rozgrywała się w bliżej nieokreślonym państwie rządzonym przez juntę wojskową. Autorką strojów i scenografii i tym razem była Małgorzata Słoniowska. Kolejna adaptacja opery Bizeta powstała w 2007 roku i była wystawiana w Operze Wrocławskiej przez dwanaście lat, co jest wynikiem imponującym i świadczącym o popularności przedstawienia. Nie na tym koniec! W 2016 roku opera ta uświetniła obchody Europejskiej Stolicy Kultury we Wrocławiu. Wystawiono wówczas superwidowisko "Hiszpańska noc z Carmen — Zarzuela show". Tym razem pomysłem Ewy Michnik było zmodyfikowanie libretta "Carmen" przez  wprowadzenie elementów zarzueli – tradycyjnej hiszpańskiej formy teatralnej łączącej recytację, śpiew i taniec. Widowisko wyreżyserował, a jakże, Hiszpan  Ignacio García (drugim reżyserem był Waldemar Zawodziński), choreografem zaś był jego rodak – Manuel Segovia. Ogromna scenografia na Stadionie Miejskim imitowała hiszpańskie miasteczko. Tytułową rolę zagrała i zaśpiewała Kate Aldrich, solistka Metropolitan Opera w Nowym Jorku, znana wykonawczyni postaci Carmen, a w rolę Don José wcielił się Arnold Rutkowski.

Skazani na sukces  – najnowsza adaptacja "Carmen"

    Mamy więc świadomość, że podejmując się wystawienia "Carmen" po raz kolejny dyrekcja Opery Wrocławskiej miała niełatwe zadanie. Zaproszeni do współpracy artyści sprostali jednak temu wyzwaniu znakomicie. Reżyserka Maria Sartova jak mało kto czuje materię opery, sama będąc z wykształcenia śpiewaczką – uczennicą Ady Sari. Odbyła też studia wokalne za granicą, a jej doświadczenie śpiewaczki (stworzyła główne role w wielu operach na scenach całego świata) zdaje się predestynować artystkę do do tego zadania w sposób szczególny. Od 2002 roku Maria Sartova reżyseruje przedstawienia operowe i musicale. W Teatrze Wielkim w Poznaniu zrealizowała „Poławiaczy pereł" i „Normę", a w szczecińskiej Operze na Zamku  „Bal maskowy" i „Księżniczkę czardasza". Krzysztof Korwin-Piotrowski powiada, że jest to artystka pełna oryginalnych pomysłów i świetnie pracująca ze śpiewakami od strony aktorskiej oraz doskonale znająca partytury. 

Podczas konferencji prasowej Maria Sartova podkreślała, że "Carmen" jest dla niej szczególną operą i reżyserując ją starała się odnaleźć w tekście to, co współczesne i uniwersalne. "Główni bohaterowie: Carmen i Don José  są bardzo bliscy współczesnemu światu  – twierdziła. Dla mnie Carmen jest prototypem feministki. Żyjąc w świecie macho, Cyganów, ludzi żyjących na marginesie społecznym, bohaterka walczy o swoją niezależność. Kocha być zakochana i sama wybiera sobie mężczyzn – to jej sposób na bycie wolną. Z kolei Don José jest prototypem współczesnego, zamkniętego w sobie człowieka, introwertyka, który nie potrafi wyrazić własnych emocji. Kiedy więc po raz pierwszy opanowuje go namiętność, skutkuje to autodestrukcją".

Interesujący jest także ramowy kształt przedstawienia, które rozpoczyna i kończy scena morderstwa, podczas gdy pomiędzy nimi rozgrywa się akcja sztuki. Dramatyczne wydarzenie na początku sprawia, że musimy zadać sobie pytanie, dlaczego do tego doszło.

Aplauz po premierze, w środku dyrygent Michał klauza,
fot. Enen Studio/Opera Wrocławska


       Nad muzyczną stroną spektaklu czuwał Michał Klauza, uznany dyrygent operowy, dyrektor artystyczny Orkiestry Polskiego Radia w Warszawie. Ten niezwykle utalentowany artysta jest bez wątpliwości współtwórcą sukcesu "Carmen" na deskach Opery Wrocławskiej. Posiada duże doświadczenie: współpracował z licznymi orkiestrami w kraju i za granicą, koncertował we Francji, Niemczech, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii, Włoszech, Brazylii, Armenii, Korei, w krajach Zatoki Perskiej. Współpracował z Operą Bałtycką, Operą Nova w Bydgoszczy, Teatrem Wielkim w Poznaniu. Teatrem Wielkim — Operą Narodową w Warszawie i wielu innymi. Podczas próby mogliśmy podziwiać, z jaką pieczołowitością osiąga zamierzone efekty, panując nie tylko nad orkiestrą, ale również nad wykonawcami, cyzelując akcenty...

       W operze istotną rolę odgrywa także koncepcja scenograficzna. Warto więc zauważyć, że choć scenografia "Carmen" nie jest może aż tak bogata jak w "Tosce" (Gary McCann) czy w "Cosi van tutte" (Renato Theobaldo), ale nie mniej interesująca. Autorem koncepcji scenograficznej wrocławskiej "Carmen" jest Damian Styrna -  grafik, ilustrator, autor scenografii i animacji licznych spektakli, koncertów i realizacji telewizyjnych. Jest uznanym scenografem, laureatem (m. in.) „Złotej Maski” za scenografię do spektaklu "Sześć wcieleń Jana Piszczyka" w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Pomysł polegający na połączeniu fukcjonalnej, realistycznej scenografii, znakomicie wprowadzającej widzów w realia, ze scenami nieco odrealnionymi, symbolicznymi (jak puste przestrzenie oświetlone zmiennym światłem księżyca), które dodają widowisku dodatkowych znaczeń  – pogłębiają znaczenia. Hiszpania – dla Bizeta również czarowny egzotyczny świat – została przez Styrnę "wyczarowana" przepięknie.

Scena zbiorowa, scenografia Damiana Styrny,
fot. Enen Studio/Opera Wrocławska

        Kostiumy Małgorzaty Żak  – malarki, scenografki i kostiumologa o dużym doświadczeniu scenicznym  – olśniewające, szczególnie w scenach w Sevilli. Dodajmy, że to nie przypadek, ponieważ autorka kustiumów przez rok przebywała na stypendium w Hiszpanii, gdzie też prezentowała swoje prace. Od 1996 r. jest profesorem tytularnym i kierownikiem katedry Projektowania Kostiumu na Wydziale Plastyki Teatralnej w Królewskiej Wyższej Szkole Sztuk Dramatycznych /RESAD/ w Madrycie. Chciałoby się zakrzyknąć: Olé!

       Istotną rolę, zwłaszcza w takim przedstawieniu jak "Carmen", odgrywa choreografia  – poprzez taniec i ruch sceniczny wiele się tu wyraża. Łatwo się o tym przekonać oglądając (i słuchając) wspaniałej wykonawczyni roli Carmen sprzed laty – Teresy Berganzy, znakomitej  hiszpańskiej śpiewaczki operowej (mezzosopran), która w przedstawieniu z 1980 roku tańczy i porusza się z wielką gracją  – jest wiarygodna, pomimo bliskiej wówczas pięćdziesiątki (sic!). We wrocławskim spektaklu choreografię przygotował hiszpański (a jakże!) baletmistrz – Alfonso Palencia. Artysta doświadczony – współpracował gościnnie jako baletmistrz, pedagog i choreograf z zespołami baletowymi, szkołami baletowymi oraz uczelniami artystycznymi na całym świecie: od Niemczech po Koreę Południową. A w 2017 r. został mianowany dyrektorem baletu Hagen Ballet. We wrocławskim spektaklu tańczą nie tylko tancerze w scenach zbiorowych, ale również główna bohaterka (scena z kastanietami i nie tylko)

Scena zbiorowa, fot. Enen Studio/Opera Wrocławska

        Wymieniłam tylko tych artystów spośród dużego grona współtwórców "Carmen", ale to tylko pokazuje, że w zasadzie ta nowa inscenizacja była "skazana na sukces" i nie musiała mieć kompleksów wobec poprzednich.  

        W operze najbardziej eksponowane miejsce zajmują jednak wykonawcy – to na nich spoczywa ciężar przedstawienia, oni też decydują ostatecznie, czy odniesie ono sukces. Miałam szczęście obejrzeć obie obsady (a w styczniu 2023 roku konsekwentnie wybieram się na trzecią 😁). W pierwszej w głównych rolach wystąpili zaproszeni artyści. W rolę Carmen wcieliła się Monika Ledzion-Porczyńska (mezzosopran)  –  artystka, która od kilku lat z powodzeniem kreuje tę rolę w Operze Krakowskiej, Operze Bydgoskiej, Operze Bałtyckiej, Teatrze Wielkim w Łodzi, Teatrze Wielkim w Poznaniu i Operze Podlaskiej oraz w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej. We Wrocławiu zagrała fantastycznie  – z wielką swobodą, bo zdążyła zrosnąć się niejako z tą rolą. Była porywająca: piękna, silna i uwodzicielska. To nie tylko piękny głos, ale także niepospolite zdolności aktorskie, temperament, ekspresja... Jest wkreowanej przez tę artystkę postaci Carmen wielkie pragnienie prawdziwej miłości odwzajemnionej, potrzeba całkowitego oddania  – aż po śmierć. Nie uznaje kompromisów. Jest radykalna we wszystkim i może to właśnie sprawia, że staje się przedmiotem pragnień i podziwu zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Carmen ma też silnie wpojone przekonanie o sile przeznaczenia, czego dowodzi aria z kartami w akcie III, którą Bizet zderza z kontrastowo i zabawnie brzmiącym duetem jej towarzyszek. Oczywiście, uwodzi wspaniała i doskonale znana aria Carmen, kiedy pojawia się w I akcie opery: "L'amour est un oiseau rebelle", ale już wtedy, choć jest taka zmysłowa i uwodzicielska, ma  świadomość przeznaczenia. 

Giorgi Storua (Don José) i Monika Ledzion-Porczyńska (Carmen),
fot. Enen Studio/Opera Wrocławska 

      Jej partner, grający rolę Don José, niezwykle utalentowany gruziński tenor Giorgi Sturua, nie miał łatwego zadania ze swoim wyglądem poczciwca, a jednak okazał się bardzo wiarygodny, kiedy zagrał i wyśpiewał całą skomplikowaną gamę uczuć: wrażenie, jakie zrobiła na nim Carmen, próbę jego stłamszenia, rozterki, które mu towarzyszą, gdy porzuca służbę, zdając się na łaskę i niełaskę kobiety i jej środowiska, tak mu obcego mentalnie. Wreszcie pojawia się rozpacz i przekonanie, że nie mogąc żyć bez Carmen, musi razem umrzeć wraz z nią. Sturua był przejmujący, porywający, dramatyczny. Wrocławska publiczność miała już okazję podziwiać artystę w roli Cavaradossiego w najnowszej inscenizacji opery "Tosca" G. Pucciniego i można bez przesady powiedzieć, że artysta rowija się ze spektaklu na spektakl. Kreacja Don José była doprawdy poruszająca.

       Trzecią postacią, która pozostaje na długo w pamięci, jest Micaëla, którą operowa publiczność pokochała od razu i nagradzała szczodrymi brawami w obu obsadach. Mnie najbardziej urzekła  Gabriela Legun (piękny, czysty sopran), w której interpretacji postać ma coś z dziecka i kobiety jednocześnie: czysta i niewinna, a zarazem silna i odważna. Jej styl przypomina Małgorzatę z "Fausta" Gounoda, wzbogacony jednakże lżejszą, oryginalną muzyczną myślą. Wszystkiego dopełnia delikatna uroda, no i ten warkocz... Dodajmy, że mimo młodego wieku  Gabriela Legun ma na swoim nie tylko wiele prestiżowych nagród, ale również znaczące role: jako solistka Opery Śląskiej występuje jako tytułowa Łucja z Lammermooru oraz Adina w "Napoju miłosnym" G. Donizettiego, a rola Micaëli nie jest jej pierwszą, ponieważ gra ją również w rodzimej operze 


Gabriela Legun jako Micaëla, fot. Enen Studio/Opera Wrocławska

     Porównując obydwie obsady można sobie jasno uzmysłowić, jak wiele możliwości dają artystom tak dobrze pomyślane role, ile mogą wnieść do nich własnych cech i kreatywności. Trzeba bowiem podkreślić, że każda z postaci wyposażona jest w sobie tylko właściwy język muzyczny. Druga obsada zabrzmiała w związku z tym nieco inaczej, bo pojawiły się na scenie nowe osobowości, z ich warunkami fizycznymi, głosowymi i doświadczeniem scenicznym. Jadwiga Postrożna jako tytułowa Carmen śpiewała wspaniale swoim mocnym mezzosopranem, ale nie miała już tej swobody, co Monika Ledzion-Porczyńska. Przypuszczam, że nastąpi to wraz z coraz głębszym oswajaniem się z postacią. Paradoksalnie, można by tego artystce pozazdrościć  – owego procesu zakorzeniania się w roli drogą twórczych poszukiwań. A wiemy, że stać ją na wiele, jeśli wspomnimy tylko rolę Cyganki Azuceny  w "Trubadurze" Verdiego, za którą otrzymała tytuł „Śpiewaczki Roku”. Jest bez wątpliwości jedną z gwiazd Opery Wrocławskiej, gdzie stworzyła wiele niezapomnianych ról. 

     Partnerujący artystce Paweł Skałuba (tenor) zagrał i wyśpiewał swoją rolę równie znakomicie, jak jego dubler. Podobał mi się zwłaszcza w końcowych scenach, w których pokazał całą skalę swojego talentu. To artysta wielostronny: wystąpił m.in. w roli Alfreda w "Traviacie" G. Verdiego, Cavaradossi w "Tosce" G. Pucciniego, Don Ottavia w "Don Giovannim" W.A. Mozarta, Pierre w "Madame Curie" Elżbiety Sikory , a rola Don José nie jest dla niego żadną nowością, bo śpiewał ją już wcześniej w Operze Bałtyckiej.

Jadwiga Postrożna (Carmen) i Paweł Skołuba (Don José),
 fot. Enen Studio/Opera Wrocławska

     Najnowsza adaptacja sceniczna "Carmen" Georgesa Bizeta  w reżyserii Marii Sartowej to kolejny wielki sukces Opery Wrocławskiej. Znakomita inscenizacja, wspaniale zagrane i zaśpiewane role oraz piękna muzyka w świetnym wykonaniu Orkiestry Opery Wrocławskiej pod batutą Michała Klauzy przyciąga tłumy, a bilety są rozchwytywane. Mimo że przedstawienie trwa bez mała trzy godziny, nie chce się z opery wychodzić, a później jeszcze długo muzyka brzmi rezonuje w nas...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wydarzenia w Muzeum Narodowym i oddziałach 12–13.04.2025

Spacer popularno-naukowy z Jakubem Maciejem Łubockim z okazji 550. rocznicy wydania pierwszego druku na Śląsku, wykład Adama Pacholaka o pol...

Popularne posty