2 czerwca tego roku gościem Agnieszki Ostapowicz w jej autorskim cyklu "Spotkajmy się" była Mira Żelechower-Aleksiun - znana w środowisku wrocławskim (i nie tylko!) artystka. Mirę znam od lat i bardzo lubię jej niebanalne wernisaże, więc chętnie skorzystałam z okazji, aby znowu zobaczyć ją i posłuchać. Mira jest i pozostanie dla mnie swego rodzaju punktem odniesienia - pełna twórczej energii artystka, ciepły, serdeczny Człowiek... Znać ją jest przywilejem i zaszczytem.
Mira Żelechower-Aleksiun i Agnieszka Ostapowicz, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek |
Minęło już trochę czasu od spotkania w Narodowym Forum Muzyki, więc moja relacja (?) z tego spotkania będzie raczej impresją :-) Myślę jednak, że ta forma bardziej pasuje do Miry i do naszych osobistych relacji aniżeli suchy sprawozdawczy ton.
Z Mirą poznałyśmy się przed laty w salonie prof. Józefa Dudka, a gościem specjalnym wieczoru był wówczas reżyser i scenarzysta Jan Jakub Kolski. Prowadziłam wówczas autorską klasę z edukacją filmową w liceum i w salonie znalazłam się dzięki śp. pani Ewie Deglerowej, z którą dzieliłyśmy pasję do kina. Chciałam zorganizować przegląd filmów twórcy "Jańcia Wodnika" i skwapliwie skorzystałam z zaproszenia. Miry wówczas nie znałam, ale siedziała blisko mnie i to ona nawiązała ze mną kontakt w tak naturalny sposób, jakbyśmy się znały od dawna. Po upływie dłuższego czasu, próbując opisać ikonografię kaplicy św. Wawrzyńca na Bujwida, dowiedziałam się od ks. Stanisława Orzechowskiego vel Orzecha, że autorką Drogi Krzyżowej jest właśnie Mira Żelechower-Aleksiun. Spotkałyśmy się wówczas u niej w domu i usłyszałam pasjonującą historię jej nawrócenia (Droga Krzyżowa była rodzajem votum) na wiarę chrześcijańską, a następnie powrotu do żydowskich korzeni. Nigdy tego wywiadu nie opublikowałam, bo był zbyt osobisty, ale miałyśmy za to rozmowę o cyklu obrazów inspirowanych prozą Brunona Schulza. Zanim jednak do niej doszło, telefonowałam do Miry, która była akurat w ferworze malowania tych dużych formatowo płócien, które zostały potem po raz pierwszy zaprezentowane z Synagodze pod Białym Bocianem. Robiły wrażenie w tym - jeszcze wówczas surowym - wnętrzu. Otóż podczas owej rozmowy Mira, z właściwym sobie humorem, poinformowała mnie, że właśnie ze względu na format oraz na problemy z kręgosłupem, maluje leżąc na ... obrazie. Przytaczam tę anegdotę, bo dobrze obrazuje jej stosunek do własnej pracy: maluje dużo i z ciągle młodzieńczym entuzjazmem, pomimo nieuniknionych przeszkód.
Wspomniałam też o wernisażach, w których uczestniczyłam. Otóż nigdy to nie były sztywne spotkania z lampką wina w ręce, podczas których przemawiają organizatorzy. Zawsze Mira była prawdziwą gospodynią spotkania i nawiązywała dialog z widzami, wśród których przeważali znajomi, więc atmosfera była nieomal familijna. Na przykład podczas wernisażu wystawy "Wszystko się łączy" (2013) Mira mówiła o swojej rodzinie: o matce, ojcu, który zmarł w obozie, gdy była dzieckiem, o wnuku... Powiedziała wtedy m. in. „Chciałabym, aby mój wnuk był otwarty na swoją tradycję, na tradycję moich przodków - żeby to była jego droga. To jest bardzo ważne wypełnienie przesłania „z pokolenia na pokolenie”. Chciałabym, żeby Leon nie niósł traumy, ale żeby niósł pamięć. Żebyśmy wszyscy ją nieśli. Myślę, że Tora jest również zapisem takich zdarzeń – straszliwych, ale zostały one przemienione, a życie trwa dalej. To światło – tak widoczne na wielu obrazach – ciągle niesione jest dalej.” A na koniec spotkania został odczytany Psalm 91 „Pod Bożymi skrzydłami” – w oryginale i w polskim tłumaczeniu. Przyznacie sami, że to nie był "zwykły" wernisaż...
Wydawnictwo OKiS-u |
Takich spotkań z Mirą i jej obrazami miałam więcej, choć wcale nie było to takie częste, toteż z radością przyjęłam wiadomość, że będzie gościem Agnieszki Ostapowicz w Narodowym Forum Muzyki. Z uwagi na miejsce spotkania, była mowa o muzyce, a Mira - jak zwykle - była "u siebie". Dowiedziałam się m. in., że w dzieciństwie miała uczyć się gry na pianinie, ale choć ostatecznie nie muzyka zajęła pierwszoplanowe miejsce w jej artystycznym życiu, to jednak towarzyszyła jej ciągle. A to w postaci śpiewanej (przez siebie i koleżankę) "oprawy muzycznej" pierwszego wernisażu, a to w związku z przedstawieniami Teatru Gardzienice, z którym współpracowała przez lata, a to wreszcie przez udział w koncertach.
Spotkanie w Narodowym Forum Muzyki pełne było wspomnień, anegdot i refleksji. Z okazji 80. rocznicy urodzin (ale to tylko cyfra, bo Mira jest tak pełna życia, młoda i urodziwa, że cyfry i jubileusze wywołują tylko rodzaj niedowierzania) została wydana przez OKiS książka poświęcona jej malarstwu, zatytułowana "Mira między A i Ż", w której zawarto reprodukcje jej obrazów, począwszy od roku 1966, na 2021 kończąc. Znajdziemy w niej także autobiograficzny szkic "Autoportret w ruchu", informacje o wystawach, a także artykuły o twórczości artystki pióra m. in. Zofii Gebhard i Waldemara Okonia. Wydawnictwo stało się rarytasem i niełatwo je zdobyć, ale jestem jego szczęśliwą posiadaczką, w dodatku z czułą dedykacją...
Mira jest i pozostanie dla mnie swego rodzaju punktem odniesienia - pełna twórczej energii artystka, ciepły, serdeczny Człowiek... Znać ją jest przywilejem i zaszczytem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz