Dziadek Stanisław był niezwykłym gawędziarzem, trochę jak bohaterowie Wiesława Myśliwskiego, mówił piękną zrozumiałą mazurską gwarą. Ale jak mówił! To był dar - Dziadek zagarniał wszystkich słuchaczy, nie tylko mnie.
Na zdjęciu siedzę na koniu, a Dziadek - jak zwykle w kapeluszu - stoi obok. Widywałam Go wprawdzie tylko podczas wakacji, ale była między nami jakaś nić porozumienia pozarozumowego. Uwielbiałam go! Dziadek Stanisław był niezwykłym gawędziarzem, trochę jak bohaterowie Wiesława Myśliwskiego, mówił piękną zrozumiałą mazurską gwarą. Ale jak mówił! To był dar - Dziadek zagarniał wszystkich słuchaczy, nie tylko mnie. Przeważnie jeździliśmy razem w pole (dla mnie była to wakacyjna atrakcja, ale On był ciągle przy pracy), rozmawiając po drodze. Wtedy to Dziadek opowiadał mi fantastyczne historie o ziemi, o ptakach, o drzewach. W jego barwnych opowieściach wszystko żyło i stanowiło pierwotną harmonijną całość. Potem Dziadek wykonywał swoją pracę, a ja Mu śpiewałam ludowe piosenki (znałam na pamięć cały repertuar Mazowsza :-)), co bardzo mu się podobało, bo był bardzo muzykalny. Sam był zresztą muzykiem - samoukiem: grał przeważnie na basetli, ale swojego najstarszego syna nauczył także gry na skrzypcach i akordeonie. Miał słuch absolutny i kiedy już pojawiły się na wsi telewizory, słuchał wyłącznie transmisji z koncertów... muzyki klasycznej. Siedział tak blisko ekranu, że wydawało się, że chce do niego wejść...
Dziadek Stanisław Lekarczyk |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz