poniedziałek, 3 czerwca 2024

Mistyczne pejzaże Caspara Davida Friedricha. O wystawie artysty "Nieskończone krajobrazy" w Alte Nationalgalerie w Berlinie

Dla uczczenia 250. rocznicy urodzin Caspara Davida Friedricha w Niemczech, a także w Nowym Jorku są organizowane wystawy i rozmaite wydarzenia związane z jego życiem i twórczością. Miałam okazję oglądać prace Friedricha w Alte Nationalgalerie w Berlinie, gdzie pokazano ponad 60 obrazów i ponad 50 rysunków pochodzących zarówno z kraju, jak i zagranicy. Wystawa nosi znaczący tytuł "Nieskończone krajobrazy", w istocie bowiem malarstwo stało się dla Friedricha drogą wiodącą do Boga. 


Pejzaż uduchowiony – do kontemplacji wszechobecnego Boga

"Zespolić z moimi chmurami i skałami, aby udało mi się pozostać tym, kim jestem. Potrzebuję przyrody, by porozumiewać się dzięki niej z Bogiem" pisał malarz (cyt. za "Klasycy sztuki", t. 13, Friedrich). Nie jest to jednak malarstwo religijne w tradycyjnym znaczeniu, lecz raczej rodzaj kontemplacji Boga, Jego obecności w świecie poprzez pejzaż. 

Friedrich był panteistą – uważał, że każde zjawisko w przyrodzie posiada duszę. Podczas pobytu w Karkonoszach tworzył dzieła wyrażające Boski porządek świata. Wykonywał ołówkiem liczne szkice stoków, ośnieżonych szczytów i skalistego pejzażu (miałam okazję oglądać je na wystawie w Berlinie), z których korzystał przez następne lata, malując obrazy. Tworzył pejzaże w różnych miejscach i o różnych porach dnia, dając tym wyraz oryginalnej wizji świata.

Malarstwo Friedricha jest poniekąd wcieleniem postawy Novalisa, który w swoich "Uczniach z Sais" obnażył daremność prób rozumowego poznania natury. Uważał, że pojąć ją mogą tylko ci, którzy zaufają własnej intuicji i posiądą umiejętność głębokiej kontemplacji, która sprawi, że nawiążą z naturą rodzaj komunikacji, który można by określić mistycznym. Nie jest przypadkiem, że właśnie w Niemczech rozwinął się rodzaj pejzażu mistycznego, skoro pisali o tym tacy myśliciele, jak Friedrich Schelling, który w swojej rozprawie "O stosunku sztuk plastycznych do natury" położył podwaliny dla mistycznego wykładu estetyki. Jego zdaniem, artysta winien najpierw odkryć mistyczną istotę rzeczy, a następnie przedstawić ją w pejzażu rzeczywistym. Przypada mu więc niejako rola pośrednika pomiędzy naturą a człowiekiem. Dla innego z prekursorów niemieckiego romantyzmu – Wilhelma Heinricha Wackenrodera, autora stwierdzenia, że język ojczysty wyznacza granice naszego świata – przyroda miała funkcje oczyszczające, była także księgą objawienia istoty i przymiotów Boga, a rozkoszowanie się szlachetnymi dziełami sztuki przypominało modlitwę. Podobną postawę reprezentował w odniesieniu do filmu Andriej Tarkowski. 

"Tworząc sztukę – powiada reżyser w filmie dokumentalnym "Kino jako modlitwa" – zbliżamy się do Boga, stajemy się na Jego obraz i podobieństwo. Sensem sztuki jest modlitwa – moja modlitwa. Powinnością człowieka jest służenie. Służyć Bogu i nic więcej". A zatem nie jest to postawa, którą trzeba by odnieść wyłącznie do romantyzmu, choć wtedy zostało to sformułowane expressis verbis

Dopiero w takim kontekście należałoby interpretować malarstwo Caspara Davida Friedricha, który nierzadko zmagał się z błędnymi komentarzami do swoich dzieł. Sam pisał:

"Religia jest najwyższym darem Boga, prawdziwie i zrozumiale może być ona wypowiedziana tylko w sztuce".

C. D. Friedrich, "Dwaj mężczyźni kontemplujący księżyc" (1819), wystawa "Nieskończone krajobrazy", Alte Nationalgalerie, Museumsinsel Berlin, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek

Komentując nieco ironicznie swój obraz zatytułowany "Dwaj mężczyźni kontemplujący księżyc" (w latach 30. namalował drugą wersję tego obrazu: "Mężczyznę i kobietę kontemplujących księżyc", na którym utrwalił prawdopodobnie. swoją żonę Caroline; obydwa znalazły się na berlińskiej wystawie), Friedrich zauważył z lekkim sarkazmem: "Ci dwaj demagogicznie intrygują. Trzciny, wśród nich dwa łabędzie, magiczne światło księżyca. Boskość znajduje się wszędzie, nawet w ziarnku piasku; dlatego odważyłem się raz ukazać ją w trzcinach". 

Patrząc na ten obraz, nietrudno zauważyć, że – w przeciwieństwie do typowych pejzaży – pierwszy plan jest słabo widoczny, znajduje się w cieniu, natomiast bardziej wyraźny jest dalszy plan i to on przyciąga uwagę widza. To celowe akcentowanie dali sprawia, że cała nasza uwaga skupia się właśnie na niej. Widzimy dwie ciemne sylwetki mężczyzn, ale nie skupiamy się na nich, lecz poniekąd podążamy za ich wzrokiem, obserwując księżyc w nowiu, gwiazdę i drapieżny korzeń drzewa wydobyty przez ich światło, które znajduje się w centrum obrazu. Coś każe nam się zatrzymać i kontemplować ów krajobraz, podobnie jak to czynią ledwo zarysowane postaci. Przez samego malarza symbolika tej sceny jest interpretowana jako obecność Boga i historii, ale dla obserwatora stojącego przed obrazem nie musi się na tym wyczerpywać – może on bowiem zobaczyć w tej scenie własną historię, swoje życie i odczuć mistyczny dreszcz... 

Friedrich był człowiekiem głęboko wierzącym, dla którego tak istotna dla romantyzmu kategoria nieskończoności oznaczała przede wszystkim Transcendencję, Boga. Jednocześnie zaś człowiek, zmierzywszy się z nieskończonością krajobrazu, w rzeczywistości spogląda w głąb samego siebie... 

Mam przyjaciółkę z podobną do mojej skłonnością do kontemplacji. Wprawdzie nie maluje już obrazów, ale jej wrażliwość znajduje swoje odzwierciedlenie w fotografiach, np. w takich pejzażach, jak ten:

Barbara Ryske-Urbanowicz, pejzaż po burzy,

Zdjęcie ma tę samą perspektywę co obrazy Friedricha: ważny jest nie pierwszy, lecz odległy plan. Może skojarzyć się z jego płótnami: "Pejzażem z tęczą" (1810) czy "Górskim pejzażem z tęczą" (1810), choć tęcze Friedricha pozbawione są barw – bardziej symboliczne niż realistyczne.

Charakterystyczne motywy malarstwa C. D. Friedricha na wystawie "Nieskończone krajobrazy"

Zgromadzone na berlińskiej wystawie obrazy pokazują rozmaite motywy charakterystyczne dla epoki romantyzmu i dla samego malarza: morze, krzyż, góra, ludzkie sylwetki w pejzażu... Jednakże sposób ich przedstawienia jest wysoce oryginalny, niekonwencjonalny, co zresztą przysparzało problemów z interpretacją i irytowało samego artystę. 
Berlińska wystawa podzielona została na dwie części: na parterze ulokowano kilkanaście dzieł, spośród których wyeksponowano centralnie "Opactwo w Echwaldzie" (1809-1810) oraz "Mnicha nad brzegiem morza" (1808-1810). Najwięcej obrazów zgromadzono w sali na trzecim piętrze Alte Nationalgalerie. Wiele znanych dzieł, jak choćby "Wędrowiec nad morzem" (1818), "Morze lodu" (1823-1824), "Kobieta w oknie" (1822), "Dwóch mężczyzn kontemplujących księżyc" (1819)... Towarzyszyły im zachowane szkice artysty, a także liczne publikacje na jego temat.

C. D. Friedrich, Widok z okolic Linckesche Bad u ujścia Prießnitz, ok. 1799/1800,
kolekcja prywatna, wystawa "Nieskończone krajobrazy", Alte Nationalgalerie w Berlinie, 
fot. Barbara Lekarczyk-Cisek
Ponieważ o wszystkich obrazach napisać nie sposób, postanowiłam wybrać te, które najbardziej mnie poruszyły i zmierzyć się z ich interpretacją. Zarówno ich kontemplacja na wystawie, jak też związane z nią przemyślenia, są dla mnie samej ważne i to one zdecydowały o tym, że w ogóle ten temat podjęłam. 

C. D. Friedrich, "Cmentarz pod śniegiem" (1826-1827), wystawa "Nieskończone krajobrazy"
Alte Nationalgalerie, Museumsinsel Berlin,
fot. Barbara Lekarczyk-Cisek
Niedużych rozmiarów płótno (30x26) przykuwa uwagę, choć nie było jakoś szczególnie wyeksponowane. Przedstawia ruinę cmentarza – to częsty u Friedricha motyw. Z jednej strony wszechobecność śmierci i przemijania, co było dla malarza bardzo osobistym doświadczeniem, gdyż w dzieciństwie stracił matkę i ukochanego brata. Zarazem jednak własne doświadczenie staje się impulsem do, tak typowych dla romantyzmu, rozważań nad śmiercią. Obraz ten jest skromniejszy również z punktu widzenia na odniesienia symboliczne, tak bogate w innym znanym dziele Friedricha (nie było go na wystawie): "Wejściu na cmentarz". Na pierwszym planie znajduje się świeżo wykopany grób, z którego sterczą jeszcze jakby porzucone dwie łopaty. Śnieg pokrywający wszystko wokół nie załonił jeszcze tego widoku. Cmentarz chyli się ku upadkowi, a za bramą cmentarną widać dramatyczne, ogołocone z liści gałęzie drzew. Dzieła rąk ludzkich, a także przyroda pozostają martwe, ale pusty grób na pierwszym planie MUSI skojarzyć się z pustym Grobem Chrystusa Zmartwychwstałego i ten obraz pośród wszechobecnej śmierci staje się źródłem nadziei...

Przed obrazami "Mnich nad morzem" i "Opactwo w Echwaldzie", wystawa
"Nieskończone krajobrazy" w Alte Nationalgalerie, Museumsinsel Berlin,
fot. Barbara Lekarczyk-Cisek
"Opactwo w Echwaldzie" to kolejny obraz Friedricha z motywem ruiny. Na pierwszym planie – ledwo widoczne sylwetki ludzkie (mnichów?) zmierzające w stronę zrujnowanego opactwa, a po prawej i lewej stronie dopatrzyć się można krzyży i grobowców. Znowu cmentarz. Żyjący pielgrzymują do miejsca modlitwy (w tym ich nadzieja), ale i ono podlega zniszczeniu. Pozostał tylko mur z wielkim gotyckim oknem. Wokół ruiny – nagie, skręcone drzewa. Jednak nasz wzrok kieruje się w stronę jaśniejącego nieba, zajmującego ponad połowę płótna. Wszystko przemija, także miejsca kultu i przyroda, ale – zdaje się mówić malarz – naszą nadzieją jest Bóg – światło, które nigdy nie gaśnie...

Znajdujący się obok "Opactwa..." obraz to "Mnich nad morzem". Wprowadza kolejny ulubiony motyw w malarstwie Friedricha: morze

C. D. Friedrich, "Mnich nad brzegiem morza", 1809, wystawa "Nieskończone krajobrazy",
Alte Nationalgalerie, Museumsinsel Berlin, fot. Marek Cisek

Podobno niemiecki poeta Heinrich von Kleist, zobaczywszy ten obraz, narzekał, że choć stał się owym mnichem, to jednak to, na co pragnął spojrzeć z tęsknotą – morze – tego całkowicie brakło... Widać nie miał tej wyobraźni, co Juliusz Słowacki, który w "Rozłączeniu" takie tworzy krajobrazy, których nie powstydziłby się sam Friedrich:

Nie wiesz, że trzeba niebo zwalić i położyć
Pod oknami, i nazwać jeziora błękitem.
Potem jezioro z niebem dzielić na połowę,
W dzień zasłoną gór jasnych, w nocy skał szafirem;

Ledwie widoczna sylwetka mnicha (człowieka), który stojąc nad brzegiem morza kontempluje krajobraz. Morze zlewa się z niebem, a malarz znowu tak wykorzystał światło, że pomijamy to, co ciemne (nieistotne), a wzrok nasz kieruje się ku górze – ku Bogu. Nieistotne, że stojący nad brzegiem człowiek wydaje się być znikomy wobec potęgi Boga (natury), choć tak jest, ważny jest jednak moment, w którym poprzez kontemplację osiąga stan wewnętrznej harmonii, która pozwala mu znaleźć się poza czasem i realną przestrzenią. Do takiej kontemplacji zaprasza nas Friedrich. Podobne refleksje dotyczą innego obrazu: "Dwaj mężczyźni i wschód księżyca nad morzem" (1817) czy też "Wschód księżyca nad morzem" (1822). 

C. D. Friedrich, "Skały kredowe na Rugii" (1818), wystawa "Nieskończone krajobrazy",
Alte Nationalgalerie, Museumsinsel Berlin, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek
Spośród zaprezentowanych na wystawie obrazów, jest także płótno "Skały kredowe na Rugii", gdzie pojawia się inny popularny motyw: skały, góry. Malarz kochał góry i chętnie po nich wędrował, toteż temat ten (podobnie jak morze) musiał się pojawić w jego twórczości. Na Rugii był wielokrotnie, m. in. w podróży poślubnej. I choć rozmaici interpretatorzy chcą widzieć w sylwetkach namalowanych na obrazie prawdziwe postacie, nie zapominajmy, że Friedrich nie był malarzem-realistą, lecz romantykiem. I tego się trzymajmy. Obraz ma odmienny nastrój (co nie dziwi, jeśli założymy, że malarz był w podróży poślubnej) - jest kolorystycznie pogodny, jakby rozświetlony. Przedstawia klif nad morzem z charakterystycznymi, jasnymi, nieomal białymi skałami. Dwa buki stykają się ze sobą w górnej krawędzi obrazu, drzewo po prawej stronie zdaje się dominować, w odróżnieniu do drzewa po lewej stronie, które jest tylko prowizorycznie trzymane przez korzenie i jakby usycha. Na pierwszym planie widoczne są trzy osoby: kobieta w czerwonej sukni (chrześcijański symbol miłości i miłosierdzia) siedzi pod drzewem po lewej stronie i prawą dłonią wskazuje na coś, co znajduje się poniżej. Pośrodku pierwszego planu starszy mężczyzna odrzucił laskę i kapelusz i w pozycji leżącej spogląda ze skraju urwiska w przepaść. Po prawej stronie stoi mężczyzna w sile wieku i oparty o drzewo spogląda na coś w oddali. Wszystkie te postaci mogą symbolizować różne okresy w życiu człowieka, a także różne postawy wobec życia. Najistotniejsza jednak jest perspektywa w centrum obrazu: morze i przysłonięte gałęziami niebo, w kierunku których spoglądamy. Obraz jest rodzajem refleksji nad życiem i kontemplacją Boga i natury.

C. D. Friedrich, "Krzyż na Rugii (1815), wystawa "Nieskończone krajobrazy",
Alte Nationalgalerie, Museumsinsel Berlin, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek

Najbardziej bodaj znanego obrazu "Krzyż w górach" (1880) na wystawie nie było (prawdopodobnie pojawi się na jej drezdeńskiej odsłonie), mogliśmy zobaczyć tylko jeden z tego cyklu: "Krzyż na Rugii" (1815). Na pierwszym planie obrazu widać ciemnobrązową skałę, którą wieńczy sięgający nieba krzyż. Jeśli wytężymy wzrok, zobaczymy po lewej stronie wzniesienia słabo widoczny, dół (grób?), z którego sterczy łopata i duża kotwica, które symbolizują zwycięstwo nad śmiercią poprzez "zakotwiczenie" w wierze. Triumfujący krzyż – to ów "dom wzniesiony na skale", znany z przypowieści ewangelicznej, którego nie zburzą żadne nawałnice. Na ciemnym niebie pojawia się wschodzące słońce – symbol Boga i nadziei.
Carl Gustaw Carus, uczeń Friedricha napisał:
"Wejdź na szczyt góry, spójrz ponad długie rzędy wzgórz, obserwuj bieg rzek i całą wspaniałość, jak się otwiera przed twoimi oczami; jakie uczucia cię ogarną? – jest to ciche skupienie w tobie (...), cała twoja istota doświadcza cichego uszlachetnienia i oczyszczenia, twoje "ja" zanika, jesteś niczym, Bóg jest wszystkim!".

C. D. Friedrich, "Kobieta w oknie" (1822), wystawa "Nieskończone krajobrazy",
Alte Nationalgalerie, Museumsinsel Berlin, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek
Swoje refleksje chciałabym zakończyć obrazem dość nieoczywistym: "Kobietą w oknie". Zwykle interpretuje się go w duchu pesymistycznym: kobieta w zamkniętej przestrzeni spogląda przez otwarte okno w dal. Za czymś tęskni. Tymczasem można by spojrzeć na ten obraz zgoła inaczej. Ciemnozielone barwy wnętrza pokoju i kobiecej sukni symbolizują nadzieję, odrodzenie. Kobieta tęskni za światem widocznym na zewnątrz, rozświetlonym słońcem, z widoczną sporą połacią jasnoniebieskiego nieba. To piękny rodzaj tęsknoty – za czymś więcej niż tylko "tu" i "teraz": za czymś bezkresnym, nieograniczonym czasem i miejscem. Przyroda i niebo symbolizują, podobnie jak na innych obrazach Friedricha, wieczność i wszechobecnego Boga, tęsknotę za Nim, która jest nieodłącznym cieniem życia, a zarazem jego nadzieją. Kobieta to jungowska anima, symbolizująca duszę, która zawsze tęskni do Pełni...

Malarstwo Caspara Davida Friedricha jest uduchowione i w takiej perspektywie należałoby je oglądać. Służy przede wszystkim kontemplacji. Każda próba interpretacji będzie płytka i niewyczerpująca, z tej prostej przyczyny, że patrzymy na nie ze swojej własnej perspektywy, a ta jest zawsze w jakiś sposób odmienna i pełna ograniczeń. Niemniej jednak obcowanie z tymi obrazami może się odbywać pozarozumowo, poprzez ich kontemplację, do której są stworzone. Zachęcam więc do oglądania obrazów Friedricha, póki trwają jego wystawy.

1 komentarz:

  1. Dziękuję, recenzja pobudziła moją wyobraźnię, z przyjemnością zanurzyłam się w bezkresnych krajobrazach Bożego Dzieła.

    OdpowiedzUsuń

Wydarzenia w Muzeum Narodowym i oddziałach 1.12.2024

 W nadchodzący weekend Muzeum Narodowe we Wrocławiu zaprasza na wykłady w ramach cyklu „Kurs historii sztuki” oraz w cyklu „Jakie to ameryka...

Popularne posty