czwartek, 18 lipca 2024

Giulio Cesare in ... Vienna /recenzja opery "Giulio Cesare in Egitto" G. F. Händla w Wiener Staatsoper/

8 lipca tego roku obejrzałam w Wiener Staadtsoper znakomitą inscenizację opery Georga Friedricha Händla: "Giulio Cesare in Egitto". Nie tylko wspaniała, błyskotliwa inscenizacja Davide Livermore, ale także wyborni artyści, m. in. Cecilia Bartolli, Carlo Vistoli, Kangmin Justin Kim, Sara Mingardo i Max Emanuel Cenčić. Orkiestrę Les Musiciens Du Prince - Monaco oraz Chór Opery Monte-Carlo poprowadził Gianluca Capuano. To była prawdziwa muzyczna uczta!

Scena zbiorowa z opery "Giulio Cesare" w Wiener Staatsoper, fot. Marco Borelli
"Giulio Cesare in Egitto" Georga Friedricha Händla jest jedną z najpopularniejszych oper tego kompozytora, także jedną z moich ulubionych. Ta opera seria powstała dla Królewskiej Akademii Muzycznej w 1724 roku. Libretto napisał Nicola Francesco Haym. Przedstawienie od razu odniosło sukces i było wielokrotnie wznawiana przez Händla w kolejnych sezonach operowych, a obecnie jest jedną z najczęściej wystawianych oper barokowych. Skąd taka popularność? Dotąd sądziłam, że przede wszystkim za sprawą pięknej muzyki i że fabuła jest tylko do niej pretekstem, jednak spektakl, który miałam szczęście zobaczyć 8 lipca tego roku w Wiener Staadtsoper, uświadomił mi, że znakomita inscenizacja, będąca spełnieniem Wagnerowskiej idei syntezy sztuk, wydobędzie z niej zarówno walory uniwersalnej tragedii, a właściwie tragikomedii, przywoła ukryte znaczenia (dla tych, którzy je potrafią rozpoznać), sprowokuje refleksję na tematy zgoła współczesne. A przy tym zachwyci pięknym wykonawstwem, zarówno grą orkiestry, śpiewem chórów, jak i  –  nade wszystko  –  wspaniałych solistów. To była prawdziwa uczta! Jakże więc nie spróbować utrwalić te ekscytujące chwile...

Walka o władzę i o kobietę

Tak w skrócie można by streści libretto tej opery. Nawiązuje ono do wydarzeń historycznych, rozgrywających się podczas rzymskiej wojny domowej w latach 49–45 p.n.e.  Trwa walka o władzę w starożytnym Rzymie pomiędzy Gajuszem Juliuszem Cezarem, prokonsulem i zdobywcą Galii, a Gnejuszem Pompejuszem Wielkim, konsulem rzymskim, który otrzymał poparcie Senatu w obronie wartości republikańskich. Po klęsce pod  Farsalos Pompejusz zwrócił się do Ptolemeusza XIII, by udzielił mu schronienia na swoim dworze. Ten wyraził zgodę, pomimo że w tym czasie trwał konflikt o władzę pomiędzy nim a jego siostrą Kleopatrą. Pompejusz zdołał opuścić Tesalię i dostać się na wyspę Lesbos, skąd zabrał żonę Kornelię i syna Sekstusa. Tymczasem kiedy płynęli statkiem do Aleksandrii, Ptolemeusz wysłał łódź dla Pompejusza i ten - mimo przestróg - do niej wsiadł i został zasieczony mieczami swoich oficerów, do których miał zaufanie. Jego odciętą głowę zaniesiono Ptolemeuszowi. Kiedy Cezar przybył do Aleksandrii, na spotkanie z nim wypłynął Teodot, wioząc głowę Pompejusza i jego pierścień. Cezar widząc głowę przyjaciela, wybuchł gniewem, nakazał Teodotowi natychmiast opuścić jego okręt, sam zaś rozpłakał się. Tyle źródła historyczne. 

Sara Mingardo (Cornelia) i Kangmin Justin Kim (Sesto), fot. Marco Borelli
Libretto opery  Händla dość luźno traktuje fakty, układając je według logiki mającego się rozwinąć dramatu. Rozpoczyna się jak u Hitchcocka: "trzęsieniem ziemi". Kiedy zwycięski Juliusz Cezar przybywa do Egiptu, gdzie wita go Kornelia wraz z synem, prosząc o pokój z Pompejuszem,  wkracza przywódca wojsk Ptolemeusza i składa u stóp Cezara głowę jego przyjaciela. Kornelia i jej syn Sekstus wpadają w rozpacz, Cezar zaś w gniew. Ciało zmarłego zostaje uroczyście pochowane. Tymczasem Kleopatra pragnie wykorzystać obecność Cezara dla zdobycia władzy i podszywając się pod swoją służącą roztacza przed nim swoje czary, ale i sama pozostaje pod urokiem tego wspaniałego władcy. Kornelia tymczasem staje się obiektem pożądania zarówno Ptolemeusza, jak i przywódcy jego wojsk, Achilla. W  rezultacie Ptolemeusz przygotowuje zamach na Cezara, a Achilla wykonuje jego rozkazy w zamian za obietnicę oddania mu Kornelii za żonę. Młody Sykstus tymczasem, pragnie pomścić ojca i zostaje aresztowany. Odwodzi też matkę od próby samobójczej. Sytuacja rozwija się dynamicznie: Cezar i Kleopatra miłośnie gruchają, ale wieść o spisku każe władcy stanąć do walki. W rezultacie dochodzą fałszywe, jak się potem okazuje, wieści o śmierci Cezara i jego klęsce. Kleopatra zostaje aresztowana, gdy próbuje z pomocą swych wojsk wesprzeć ukochanego. Następuje kolejny zwrot akcji: Ptolemeusz nie dotrzymuje słowa danego Achilli i ten zwraca się przeciwko niemu. Ginie wprawdzie, ale zanim to się stanie, oddaje swój pierścień Sykstusowi, który odnajduje go śmiertelnie rannego na plaży, a tym samym oddaje pod jego rozkazy swoje wojska. Okazuje się też, że Cezar żyje. Następuje zwycięstwo dobra nad złem: Ptolemeusz ginie z ręki Sykstusa, a Cezar i Kleopatra triumfują. W końcowym refrenie cała obsada (w tym martwy Achilla i Tolomeo) zbiera się na scenie, aby świętować potęgę miłości i triumf dobra nad złem (refren: Ritorni omai nel nostro core).

Giulio Cesare in ... Vienna 😍

Każdy z nas ma swoje upodobania co do stylu wykonawczego, ale może przede wszystkim śpiewu i gry głównych postaci opery, która – choć sama w sobie jest genialna – nie musi być wszakże genialnie wykonana. Dodam, że moje wyobrażenia o niej dzielą się na te PRZED i PO obejrzeniu i wysłuchaniu jej w Wiener Staatsoper. Znałam ją głównie z nagrań płytowych, spośród których bardzo sobie cenię znakomitą interpretację Marca Minkowskiego (2003, Deutsche Grammophon), nagraną podczas koncertu w Vienna Konzerthaus, z udziałem tak znakomitych wykonawców, jak m. in. Magdalena Kožená (Kleopatra), Marijana Mijanovic (Giulio Cesare), Anne Sofie von Otter (Sesto), Charlotte Hellekant (Cornelia), Bejun Mehta (Tolomeo). Lubię też inscenizacje obejrzane na DVD, zwłaszcza tę pod dyr. Giovanniego Antoniniego, w którym wystąpili równie znani wykonawcy, m. in. Cecilia Bartolli (Kleopatra), Andreas Scholl (Giulio Cesare), Anne Sofie von Otter (Kornelia), Philippe Jaroussky (Sesto). Wydawać by się mogło, że lepiej być nie może, a jednak inscenizację tę uważam za słabą (Moshe Leiser, Patrice Caurier) i psuje mi ona radość słuchania znakomitych skądinąd artystów. Banał i toporność... O wiele bardziej cenię sobie inscenizację wydaną w kolekcji "Najsłynniejsze opery świata", a nagraną w 2005 roku podczas festiwalu w Glyndebourne. Orchestra of the Age of the Enlightenment poprowadził William Christie, zaś pomysłowym autorem nieskomplikowanej, lecz inteligentnej i dowcipnej inscenizacji był David McVicar (pamiętny autor inscenizacji "Idomeneo" Mozarta w Staatsoper Berlin). Wystąpili w niej wspaniali śpiewacy, w tym urocza i uwodzicielska Danielle de Niese jako Kleopatra,  znakomita, "męska" mezzosopranistka Sarah Connolly jako Giulio Cesare czy Patricia Bardon śpiewająca rolę Kornelii pięknym głębokim altem. 

Cecilia Bartoli w arii "Tu la mia stella sei", fot. Marco Borelli

Ale najlepsze było dopiero przede mną! Pamiętnego 8 lipca zobaczyłam na żywo, jak wspaniała pod każdym względem może być inscenizacja tej opery. Akcję osadzono w czasach fin de sièclu (kostiumy, scenografia przedstawiająca płynący statek, który mógłby być Titanikiem), co daje złudzenie dekadenckiego piękna, ale zarazem jest to konwencja umowna, przez którą przebijają treści uniwersalne, współczesne. Autorem tej znakomitej inscenizacji jest Davide Livermore  –   włoski aktor, reżyser teatralny, scenograf, kostiumograf, reżyser świateł, piosenkarz, tancerz, dramaturg i dyrektor artystyczny. Jednym słowem człowiek-orkiestra. Mając takie kompetencje, znakomicie i z rozmysłem wyreżyserował sceny i występujące w nich postaci w sposób perfekcyjny. Nie było tam gestu "pustego", "zapchajdziur", była twórcza inwencja. Każda scena miała znakomity, żywy i korespondujący z grą głównych postaci drugi plan i była wspomagana przez przez tylną projekcję. Wiem, że to się źle kojarzy, bo projekcje wideo na scenie stały się obowiązkowym banałem. Ale nie w tym przedstawieniu! To żywe tło akcji, nieustannie pulsujące znaczeniami, będące zapowiedzią nadciągających wydarzeń albo kontrapunktem tego, co się dzieje na scenie. Nadciągające chmury zapowiadają dramatyczne wydarzenia, samoloty zrzucają bomby i pogodne dotąd wody stają się "morzem ognia", a potem "morzem krwi". Autorem tych niezwykłych i emocjonujących zjawisk jest trzyosobowy zespół scenografów z Mediolanu - grupa D-WOK, która unowocześniła koncepcję sceny i stworzyła wirtualną i mapowaną na wideo scenerię, dzięki wykorzystaniu nowych technologii. 

Od lewej: Kangmin Justin Kim (Sesto), Max Emanuel Cenčić (Tolomeo), 
Sara Mingardo (Cornelia) i Służący (rola niema), fot. Marco Borelli

Choreografię przedstawienia stworzył Stefano Visconti. Wiele dodają pierwszemu planowi sceny rozgrywające się równolegle na drugim, współtworząc wieloznaczne, polifoniczne uniwersum. Wierny służący Tolomeo nie jest tylko "dodatkiem" do swego pana. Widzimy go, jak nieustannie łapie w locie kieliszki i butelki rzucane "w powietrze" przez swego pana, troszczy się o niego, na co wskazuje vis comica jego twarzy podczas "spotkania dyplomatycznego" z Cezarem i jest po prostu niezastąpiony. I to właśnie ten doskonały służący zabija na koniec swego, nie spodziewającego się takiego obrotu rzeczy, pana, i to w momencie, gdy ten przedwcześnie triumfuje z powodu zwycięstwa nad Cezarem. Takie rozwiązanie jest o wiele bardziej logiczne, niż zemsta chłopca, prawda? Każda z postaci jest precyzyjnie poprowadzona, na dodatek trochę na przekór naszym oczekiwaniom. Sceny, w których Kleopatra oczarowuje Cezara swoją urodą i śpiewem, na co on odpowiada z wzajemnością, zostały pomyślane jako ... "występy gwiazd estrady". Przebija z nich wybujały egocentryzm obu postaci. Najpierw "na scenie" pojawia się w błyszczącej sukni, zasłonięta dwoma potężnymi wachlarzami Kleopatra i to nas, widzów próbuje oczarować. Cecilia Bartoli śpiewa arię "Tu la mia stella sei" (i gra swoją postać) z dużym dystansem i porcją autoironii, jakby chciała powiedzieć: "Chcieliście posłuchać gwiazdy? Oto jestem!". 

Carlo Vistoli (Juliusz Cezar) w arii "Se in fiorito ameno prato", fot. Marco Borelli

Cezar w interpretacji Carlo Vistoli to typowy Piotruś Pan. Podczas wykonywania arii "Se in fiorito ameno prato" zachowuje się jak gwiazda rocka, stojąc przed mikrofonem i śpiewając do publiczności. Już nam te wszystkie "ptaszki i gwiazdki w ogrodzie" nie przeszkadzają, bo zaśmiewamy się do łez. Towarzyszący mu skrzypek pragnie jak najprędzej zejść ze sceny, ale ciągle jest na nią przywoływany, co rodzi dodatkowe efekty komiczne. 

Znawca opery Piotr Kaczkowski napisał: "Jak każde dzieło operowe Händla, ono również lśni jednak pełnym blaskiem dopiero, gdy wyzywający luksus wokalny i dyrygencka brawura idą w parze z głęboką wiedzą i bezkompromisową dbałością o styl". Wydaje się, że można by to powiedzieć w odniesieniu do wiedeńskiej inscenizacji. Orkiestrę Les Musiciens Du Prince - Monaco oraz Chór Opery Monte-Carlo poprowadził Gianluca Capuano, pochodzący z Mediolanu kompozytor, organista i przede wszystkim dyrygent, założyciel zespołu Il canto di Orfeo, który zajmuje się głównie dziełami późnego renesansu i baroku, a od 2019 roku – główny dyrygent Les Musiciens du Prince - Monaco. Siedząc w loży blisko sceny, miałam okazję obserwować go, z jakim wyczuciem prowadził zarówno orkiestrę, jak i śpiewaków. 

Cecilia Bartolli w arii "Se pietà di me non senti", fot. Marco Borelli

Śpiewaków, dodajmy, wspaniałych. Choć niekwestionowaną gwiazdą inscenizacji była Cecilia Bartoli, to pozostali stworzyli prawdziwe kreacje i zachwycili publiczność. Trzeba było mieć sporo odwagi i wyobraźni, aby w roli młodziutkiej Kleopatry obsadzić zbliżającą się do sześćdziesiątki artystkę. W rezultacie, dzięki koncepcji poprowadzenia tej roli z lekkim dystansem, a nawet autoironią, otrzymaliśmy znakomity efekt. Poza tym, dzięki temu, że rolę tę zaśpiewała artystka dojrzała, a ciągle jeszcze dysponująca wspaniałym głosem, mogliśmy podziwiać ją w brawurowo wykonanych ariach dramatycznych, np. "Se pietà di me non senti", co było poruszającym przeżyciem... W scenie tej została w finale upozowana na Nike, która skrzydłami zasłania twarz, bo nie może patrzeć na cierpienie i śmierć. To ta sama Nike, która w wierszu Herberta "się waha"... Istotną rolę w tej i innych scenach odgrywał kostium, będący ważnym składnikiem symbolicznych treści. Nie można więc nie wspomnieć Mariany Fracasso, która zanim zaczęła projektować modę, a później kostiumy teatralne, studiowała... literaturę. Obecnie zaś współpracuje z najważniejszymi teatrami operowymi i zaprojektowała w tym roku kostiumy do "Traviaty" i "Doktora Fausta" Busoniego we Florencji, "Tosci" i "Normy" w Katanii, "Giocondy" w La Scali i "Zarzueli" Luisa Fernanda Federica Moreno Torroby w Madrycie. Wcale nie dziwi, że jest rozrywana.

Carlo Vistoli jako Juliusz Cezar znakomicie jej partnerował. Stworzył pełnokrwistą postać: dyplomatycznego polityka i prawdziwego męża stanu ("Va tacito" z koncertującym rogiem), człowieka impulsywnego, szlachetnego i refleksyjnego ("Aure, deh, per pieta"), ale także pełnego bojowego ducha ("Quel torrente, che cade dal monte"). Pełnowymiarowa postać. A przy tym młody i przystojny. Repertuar barokowy ma w jednym palcu: w 2021 po raz pierwszy wystąpił w roli Giulio Cesare z Andreą Marconem w Bazylei i Madrycie, śpiewał także w Thêatre des Champs-Elysées w Paryżu jako Tolomeo pod dyrekcją Philippe’a Jaroussky’ego. Niebawem zadebiutuje w San Francisco Opera rolą Arsace w "Partenopie" Händla. 

Serca publiczności porwał nade wszystko Kangmin Justin Kim – koreańsko-amerykański kontratenor specjalizujący się w repertuarze barokowym, mozartowskim i współczesnym. Jego arie, a w szczególności duet z Sarą Mingardo: "Son nata a lagrimar", poruszyły serca. Sama postać Sesto pokazana została "w rozwoju". Najpierw bohater zachowuje się, jak zagubione dziecko, którym de facto jest po śmierci ojca, potem jednak odczuwa konieczność pomszczenia go, a jednocześnie zaopiekowania się matką. Każda aria tego śpiewaka była tak piękna i pełna emocji, że wywoływała u publiczności prawdziwy entuzjazm, on też dostał na koniec brawa nie mniejsze niż Cecilia Bartolli. Przyćmił też Sarę Mingardo, która, mimo że dysponuje pięknym, głębokim altem, aktorsko pozostawała nieco w cieniu.

Max Emanuel Cenčić, fot. Marco Borelli
Na koniec chciałabym przywołać jeszcze jedną znakomitą rolę – Tolomeusza, w którą wcielił się inny uznany kontratenor Max Emanuel Cenčić, który kiedyś gościł w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu, ale wtedy nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Można by powiedzieć, że miał ułatwione zadanie, grając tzw. czarny charakter, jednak nic bardziej mylnego! Jego Tolomeo jest postacią okrutną i cyniczną, rodzajem współczesnego dyktatora, a zarazem kogoś szalonego, komu ból i cierpienie innych, a także niszczenie tego, co żyje, sprawia prawdziwą rozkosz. Wspaniałe arie, które śpiewa (np. "Belle dee di questo core") pozostają jakby w kontrapunkcie do gestów i czynów. Fascynująca postać, jak ze złego snu...

O tej operze można by bez końca, smakując nie tylko jej stronę muzyczną, wokalno-aktorską, ale także pomysłowość w kreowaniu operowych światów za pomocą współczesnej techniki. Wszystko to razem tworzy oszałamiającą i uwodzicielską całość. Sądzę, że Georg Friedrich Händel również byłby zadowolony, choć rzadko mu się to zdarzało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Eufonie 2024 - o listopadowym festiwalu i koncertach

Zbliża się 6. edycja Eufonii, która otwiera nowy rozdział w historii festiwalu. Tegoroczna odsłona to wielkie dzieła, muzyka dawna i współcz...

Popularne posty