8 lipca tego roku obejrzałam w Wiener Staadtsoper znakomitą inscenizację opery Georga Friedricha Händla: "Giulio Cesare in Egitto". Nie tylko wspaniała, błyskotliwa inscenizacja Davide Livermore, ale także wyborni artyści, m. in. Cecilia Bartolli, Carlo Vistoli, Kangmin Justin Kim, Sara Mingardo i Max Emanuel Cenčić. Orkiestrę Les Musiciens Du Prince - Monaco oraz Chór Opery Monte-Carlo poprowadził Gianluca Capuano. To była prawdziwa muzyczna uczta!
Scena zbiorowa z opery "Giulio Cesare" w Wiener Staatsoper, fot. Marco Borelli |
Walka o władzę i o kobietę
Sara Mingardo (Cornelia) i Kangmin Justin Kim (Sesto), fot. Marco Borelli |
Giulio Cesare in ... Vienna 😍
Każdy z nas ma swoje upodobania co do stylu wykonawczego, ale może przede wszystkim śpiewu i gry głównych postaci opery, która – choć sama w sobie jest genialna – nie musi być wszakże genialnie wykonana. Dodam, że moje wyobrażenia o niej dzielą się na te PRZED i PO obejrzeniu i wysłuchaniu jej w Wiener Staatsoper. Znałam ją głównie z nagrań płytowych, spośród których bardzo sobie cenię znakomitą interpretację Marca Minkowskiego (2003, Deutsche Grammophon), nagraną podczas koncertu w Vienna Konzerthaus, z udziałem tak znakomitych wykonawców, jak m. in. Magdalena Kožená (Kleopatra), Marijana Mijanovic (Giulio Cesare), Anne Sofie von Otter (Sesto), Charlotte Hellekant (Cornelia), Bejun Mehta (Tolomeo). Lubię też inscenizacje obejrzane na DVD, zwłaszcza tę pod dyr. Giovanniego Antoniniego, w którym wystąpili równie znani wykonawcy, m. in. Cecilia Bartolli (Kleopatra), Andreas Scholl (Giulio Cesare), Anne Sofie von Otter (Kornelia), Philippe Jaroussky (Sesto). Wydawać by się mogło, że lepiej być nie może, a jednak inscenizację tę uważam za słabą (Moshe Leiser, Patrice Caurier) i psuje mi ona radość słuchania znakomitych skądinąd artystów. Banał i toporność... O wiele bardziej cenię sobie inscenizację wydaną w kolekcji "Najsłynniejsze opery świata", a nagraną w 2005 roku podczas festiwalu w Glyndebourne. Orchestra of the Age of the Enlightenment poprowadził William Christie, zaś pomysłowym autorem nieskomplikowanej, lecz inteligentnej i dowcipnej inscenizacji był David McVicar (pamiętny autor inscenizacji "Idomeneo" Mozarta w Staatsoper Berlin). Wystąpili w niej wspaniali śpiewacy, w tym urocza i uwodzicielska Danielle de Niese jako Kleopatra, znakomita, "męska" mezzosopranistka Sarah Connolly jako Giulio Cesare czy Patricia Bardon śpiewająca rolę Kornelii pięknym głębokim altem.
Cecilia Bartoli w arii "Tu la mia stella sei", fot. Marco Borelli |
Ale najlepsze było dopiero przede mną! Pamiętnego 8 lipca zobaczyłam na żywo, jak wspaniała pod każdym względem może być inscenizacja tej opery. Akcję osadzono w czasach fin de sièclu (kostiumy, scenografia przedstawiająca płynący statek, który mógłby być Titanikiem), co daje złudzenie dekadenckiego piękna, ale zarazem jest to konwencja umowna, przez którą przebijają treści uniwersalne, współczesne. Autorem tej znakomitej inscenizacji jest Davide Livermore – włoski aktor, reżyser teatralny, scenograf, kostiumograf, reżyser świateł, piosenkarz, tancerz, dramaturg i dyrektor artystyczny. Jednym słowem człowiek-orkiestra. Mając takie kompetencje, znakomicie i z rozmysłem wyreżyserował sceny i występujące w nich postaci w sposób perfekcyjny. Nie było tam gestu "pustego", "zapchajdziur", była twórcza inwencja. Każda scena miała znakomity, żywy i korespondujący z grą głównych postaci drugi plan i była wspomagana przez przez tylną projekcję. Wiem, że to się źle kojarzy, bo projekcje wideo na scenie stały się obowiązkowym banałem. Ale nie w tym przedstawieniu! To żywe tło akcji, nieustannie pulsujące znaczeniami, będące zapowiedzią nadciągających wydarzeń albo kontrapunktem tego, co się dzieje na scenie. Nadciągające chmury zapowiadają dramatyczne wydarzenia, samoloty zrzucają bomby i pogodne dotąd wody stają się "morzem ognia", a potem "morzem krwi". Autorem tych niezwykłych i emocjonujących zjawisk jest trzyosobowy zespół scenografów z Mediolanu - grupa D-WOK, która unowocześniła koncepcję sceny i stworzyła wirtualną i mapowaną na wideo scenerię, dzięki wykorzystaniu nowych technologii.
Od lewej: Kangmin Justin Kim (Sesto), Max Emanuel Cenčić (Tolomeo), Sara Mingardo (Cornelia) i Służący (rola niema), fot. Marco Borelli |
Choreografię przedstawienia stworzył Stefano Visconti. Wiele dodają pierwszemu planowi sceny rozgrywające się równolegle na drugim, współtworząc wieloznaczne, polifoniczne uniwersum. Wierny służący Tolomeo nie jest tylko "dodatkiem" do swego pana. Widzimy go, jak nieustannie łapie w locie kieliszki i butelki rzucane "w powietrze" przez swego pana, troszczy się o niego, na co wskazuje vis comica jego twarzy podczas "spotkania dyplomatycznego" z Cezarem i jest po prostu niezastąpiony. I to właśnie ten doskonały służący zabija na koniec swego, nie spodziewającego się takiego obrotu rzeczy, pana, i to w momencie, gdy ten przedwcześnie triumfuje z powodu zwycięstwa nad Cezarem. Takie rozwiązanie jest o wiele bardziej logiczne, niż zemsta chłopca, prawda? Każda z postaci jest precyzyjnie poprowadzona, na dodatek trochę na przekór naszym oczekiwaniom. Sceny, w których Kleopatra oczarowuje Cezara swoją urodą i śpiewem, na co on odpowiada z wzajemnością, zostały pomyślane jako ... "występy gwiazd estrady". Przebija z nich wybujały egocentryzm obu postaci. Najpierw "na scenie" pojawia się w błyszczącej sukni, zasłonięta dwoma potężnymi wachlarzami Kleopatra i to nas, widzów próbuje oczarować. Cecilia Bartoli śpiewa arię "Tu la mia stella sei" (i gra swoją postać) z dużym dystansem i porcją autoironii, jakby chciała powiedzieć: "Chcieliście posłuchać gwiazdy? Oto jestem!".
Carlo Vistoli (Juliusz Cezar) w arii "Se in fiorito ameno prato", fot. Marco Borelli |
Cezar w interpretacji Carlo Vistoli to typowy Piotruś Pan. Podczas wykonywania arii "Se in fiorito ameno prato" zachowuje się jak gwiazda rocka, stojąc przed mikrofonem i śpiewając do publiczności. Już nam te wszystkie "ptaszki i gwiazdki w ogrodzie" nie przeszkadzają, bo zaśmiewamy się do łez. Towarzyszący mu skrzypek pragnie jak najprędzej zejść ze sceny, ale ciągle jest na nią przywoływany, co rodzi dodatkowe efekty komiczne.
Znawca opery Piotr Kaczkowski napisał: "Jak każde dzieło operowe Händla, ono również lśni jednak pełnym blaskiem dopiero, gdy wyzywający luksus wokalny i dyrygencka brawura idą w parze z głęboką wiedzą i bezkompromisową dbałością o styl". Wydaje się, że można by to powiedzieć w odniesieniu do wiedeńskiej inscenizacji. Orkiestrę Les Musiciens Du Prince - Monaco oraz Chór Opery Monte-Carlo poprowadził Gianluca Capuano, pochodzący z Mediolanu kompozytor, organista i przede wszystkim dyrygent, założyciel zespołu Il canto di Orfeo, który zajmuje się głównie dziełami późnego renesansu i baroku, a od 2019 roku – główny dyrygent Les Musiciens du Prince - Monaco. Siedząc w loży blisko sceny, miałam okazję obserwować go, z jakim wyczuciem prowadził zarówno orkiestrę, jak i śpiewaków.
Cecilia Bartolli w arii "Se pietà di me non senti", fot. Marco Borelli |
Śpiewaków, dodajmy, wspaniałych. Choć niekwestionowaną gwiazdą inscenizacji była Cecilia Bartoli, to pozostali stworzyli prawdziwe kreacje i zachwycili publiczność. Trzeba było mieć sporo odwagi i wyobraźni, aby w roli młodziutkiej Kleopatry obsadzić zbliżającą się do sześćdziesiątki artystkę. W rezultacie, dzięki koncepcji poprowadzenia tej roli z lekkim dystansem, a nawet autoironią, otrzymaliśmy znakomity efekt. Poza tym, dzięki temu, że rolę tę zaśpiewała artystka dojrzała, a ciągle jeszcze dysponująca wspaniałym głosem, mogliśmy podziwiać ją w brawurowo wykonanych ariach dramatycznych, np. "Se pietà di me non senti", co było poruszającym przeżyciem... W scenie tej została w finale upozowana na Nike, która skrzydłami zasłania twarz, bo nie może patrzeć na cierpienie i śmierć. To ta sama Nike, która w wierszu Herberta "się waha"... Istotną rolę w tej i innych scenach odgrywał kostium, będący ważnym składnikiem symbolicznych treści. Nie można więc nie wspomnieć Mariany Fracasso, która zanim zaczęła projektować modę, a później kostiumy teatralne, studiowała... literaturę. Obecnie zaś współpracuje z najważniejszymi teatrami operowymi i zaprojektowała w tym roku kostiumy do "Traviaty" i "Doktora Fausta" Busoniego we Florencji, "Tosci" i "Normy" w Katanii, "Giocondy" w La Scali i "Zarzueli" Luisa Fernanda Federica Moreno Torroby w Madrycie. Wcale nie dziwi, że jest rozrywana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz