24 lipca 2024 roku odeszła Kasia, jak zwyczajowo nazywaliśmy naszą wieloletnią koleżankę Kazimierę Jakubiszyn-Borowiec. 30 lipca towarzyszyliśmy Jej w ostatniej ziemskiej drodze... Ponad czterdzieści lat znajomości – to jakby wyrwał człowiekowi kawałek jego dotychczasowego życia... Pozostaje otwarta rana, dopóki... Tym bardziej więc uznałam, że Kasi należy się wspomnienie, bo kiedy i my odejdziemy, zostanie przynajmniej ten zapis.
![]() |
Kasia, z archiwum rodzinnego |
Kasię poznałam na początku lat 80. w ponurych, ale i heroicznych czasach stanu wojennego. Zaczęło się od tego, że Marek (mój mąż) dostał tzw. kontakt do Andrzeja Borowca i przychodził na Roosevelta po "bibułę". Dopiero po latach dowiedzieliśmy, że w tym małym skromnym jednopokojowym mieszkanku znajdowała się tajna drukarnia... Po jakimś czasie również i ja odwiedziłam nowo poznanych (jeździliśmy do Śródmieścia, o media, o tempora, z Moskiewskiej (naszego pierwszego mieszkania na Zakrzowie) i szybko się zaprzyjaźniliśmy. Podobny sposób myślenia, analogiczne problemy (obie z Kasią miałyśmy często chorujące na spastyczne zapalenie oskrzeli córki). Siedziało się na jakichś materacach na podłodze w zaimprowizowanej kuchni i to było zawsze ulubione miejsce spotkań. Paliło się papierosy (takie były czasy) i rozmawiało "o wszystkim". Dowiedziałam się wtedy od Kasi, że zanim mnie poznała, zdążyła... "znielubić", a to dlatego, że Marek ciągle coś o mnie miłego opowiadał i była o tę admirację zazdrosna. 😏 Animozje minęły, skoro tylko poznałyśmy się osobiście.
![]() |
Miłka w farbowanej sukience z pieluch tetrowych, zdobionej aksamitem i bawełnianą koronką, ok. 1988 |
To był czas, kiedy brakowało wszystkiego, więc oprócz przyjmowania rzeczy używanych przez dzieci znajomych, zaczęłam szyć najpierw dla własnych pociech fantazyjne stroje z niepotrzebnych już tetrowych pieluch, a potem nawet próbowałam robić to dla siebie. Kasię również "uszczęśliwiłam" takim strojem. Bardzo się jej podobał, ale okazał się nietrwały. Zresztą, to nie był Jej styl...
Z czasem rodzina przeniosła się na nowe osiedle na Bulwarze Ikara, gdzie powstawały mieszkania w ramach społecznie założonej spółdzielni. Przyszli mieszkańcy wraz z rodzinami (albo i sami) wiele prac wykonali własnym sumptem, przez co nie płacili bajońskich sum za mieszkanie. I tak Kasia wraz z rodziną znalazła się w porządnym czteropokojowym mieszkaniu. Pamiętam, z jaką dumą pokazywała mi obszerną kuchnię z drewnianymi elementami wykończenia (zasługa ojca Andrzeja), a także piękne stare fotele, które odziedziczyła po swojej mamie. Nareszcie miała swój pokój! Zaprzyjaźniliśmy się na tyle blisko, że Andrzej został ojcem chrzestnym naszej młodszej córki.
![]() |
Kasia przed spożyciem kraba, co, jak się wydaje, jest dla niej wyzwaniem, fot. archiwum rodzinne |
Z tamtych czasów zapamiętałam dwie anegdoty, z których pierwsza, wcześniejsza, dotyczy naszej starszej córki Celinki. Otóż w dzieciństwie sporo jej czytaliśmy, m. in. wiersze Jana Brzechwy, które bardzo szybko zapamiętywała i powtarzała. Kiedyś, podczas wizyty u Kasi, wyrecytowała z aktorskim zacięciem sporych rozmiarów wiersz "Żuraw i czapla" w obecności niewiele od niej starszego syna Kasi – Tomka. Po występie zapadła pełna zdumienia cisza, a następnie spontaniczny aplauz Kasi. Potem dowiedziałam się od niej, że Tomek był tym wstrząśnięty, że młodsza od niego dziewczynka potrafi z takim talentem aktorskim wygłosić długi wiersz. W rezultacie Kasia musiała go pocieszać, że to dlatego, że Celinka ma ... mamę polonistkę...
Druga anegdota dotyczyła czasów znacznie późniejszych. Otóż podczas kolejnych odwiedzin opowiadałam Kasi o swojej wizycie w Świdnicy u koleżanki ze szkoły podstawowej, Jadzi (Jadwiga Mulczyńska z d. Buczma). Snułam typowo feministyczną narrację o tym, jak to siedziałyśmy z Jadzią jak dwie matrony w gościnnym pokoju, a Staszek, jej mąż, niczym gejsza bezszelestnie nas obsługiwał, po czym znikł, abyśmy mogły zachować pewien rodzaj swobody, który jest możliwy tylko w ramach jednej płci. 😀 Obie z Kasią zgodnie wpadłyśmy w zachwyt nad Staszkiem i wtedy Andrzej, który odkurzał właśnie mieszkanie, zbliżył się do nas na pewną odległość i powiedział z lekkim sarkazmem, że celowo tak blisko nas sprząta, ponieważ liczy na to, że może opowiem komuś dla odmiany historię o nim 😆
![]() |
Kasia, fotografia z archiwum rodzinnego |
Spotkałam się też z z Kasią, gdy składała wniosek o awans na nauczyciela dyplomowanego (pomagałam jej uporządkować papiery). Uczyła fizyki w szkole krawieckiej, a po jej likwidacji – w jakimś zespole szkół. Dodać muszę, że była nauczycielem z powołania. Zrezygnowała z kariery naukowej ze względu na dzieci, a po powrocie z urlopu wychowawczego trafiła do technikum i jakoś się tam dobrze odnajdywała, mimo że to było specyficzne środowisko. Kochała młodzież i zawsze coś pozytywnego o niej mówiła. Po likwidacji technikum znalazła się w ogromnym zespole szkół, gdzie atmosfera była toksyczna, a dyrektor robił wszystko, aby Kasię zwolnić, ponieważ była niepokorna i wstawiała się za krzywdzonymi koleżankami. Wtedy zorientowałam się, iloma obarczył ją obowiązkami. Wobec ich ogromu niejeden uciekłby z krzykiem, ale nie Kasia – stara opozycjonistka (Solidarność Walcząca, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski). Zacisnęła zęby i dotrwała do emerytury.
Spotkałyśmy się jeszcze na ... Podyplomowych Studiach Biblijnych, do których mnie Kasia namówiła. Ja ich nie ukończyłam, bo zaczęłam pracować w Ossolineum od rana do wieczora, ale Ona... Była przeszczęśliwa i twierdziła, że nareszcie studiuje to, o czym zawsze marzyła. Szybko nauczyła się greki i hebrajskiego, a po dwóch latach nadal kontynuowała naukę tego ostatniego na kursach organizowanych przez ewangelików. Byłam pełna podziwu! Dodać muszę, że Kasia od lat prowadziła grupę biblijną i była bardzo zaangażowana w życie swojej parafii.
Bardzo kochała swoje dzieci: Misię i Tomka – ciągle o nich opowiadała, a gdy wyjechali do Szwajcarii, utrzymywała z nimi nieustający kontakt na Skype, a także odwiedzała ich, ciesząc się z tego, że mieszkają w tak pięknej okolicy (fiołkowe polany, czyste powietrze) i że tak świetnie sobie radzą w życiu.
Łatwo nawiązywała kontakty z ludźmi – lubiła ich i akceptowała takimi, jakimi byli, a to wielka sztuka. Na nabożeństwie pogrzebowym było mnóstwo ludzi w różnym wieku i większość z nich przystąpiła do Komunii św. Myślę, że była tym uradowana. Teraz z pewnością może cieszyć się obecnością Boga, przy którym trwała całe życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz