Swietłana Wasilenko w Salonie Śląskim we Wrocławiu, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek
Barbara Lekarczyk-Cisek: Spotykamy się z okazji teatralnej inscenizacji Pani powieści "Głuptaska". Zacznę więc od pytania, jakie wrażenie zrobił na Pani spektakl? I jak to jest, kiedy się widzi stworzone przez siebie postacie żyjące swoim drugim, teatralnym życiem?
Swietłana Wasilenko: Nie spodziewałam się takiego znakomitego przedstawienia! Sądziłam, że będzie to zwykły spektakl psychologiczno-obyczajowy i że tekst zostanie pokazany w całości. A tymczasem scenariusz Jerzego Bielunasa liczył raptem dwanaście stron! Jak powstała z tego sztuka, trudno zrozumieć (śmiech). W ogóle niezbyt pojmuję, jak się robi teatr. Studiowałam scenariuszopisarstwo i moja proza ma więcej wspólnego z kinem. Tymczasem w spektaklu połączyły się różne rodzaje sztuk i powstało coś, czego po polsku nie rozumiałam. Ale to działało! Kiedy stanęłam na scenie, aby ukłonić się publiczności, odczułam tak intensywny rodzaj emocji, jakich dotąd nie udało mi się doświadczyć. Wiedziałam, że pisarzowi zdarza się to niezmiernie rzadko, a mnie się przytrafiło się dzięki Jerzemu Bielunasowi.
Co do samego przedstawienia, bardzo mi się podobało, że występują tylko dwie osoby, które grają różne role. Gra Małgosi [Hajewskiej-Krzysztofik] wydała mi się bardzo dobra przez to, że wyraża w postaci Traktoriny zło nie tylko komunistyczne, ale wszelkie zło. Interesujące jest także to, że ta sama aktorka gra narratora (śmiech). Zauważyłam też, że występuje na tle gobelinu bardzo podobnego do tego, który znajduje się u mnie w domu, co musiał zauważyć Jerzy Bielunas, kiedy rozmawiał ze mną na skype. Taki dywan jest cechą małomiasteczkowej prowincji, ale w przedstawieniu był również ikoną Wschodu.
Bardzo interesująco grała także Kinga [Preis] - kiedy śpiewała albo gdy od histerii przechodziła nagle do spokoju i skupienia. Było widoczne, że wczuła się w rolę i trudno jej było potem nabrać do niej dystansu. Podobnie jak Małgosi, która płakała na scenie. Obie były tak zanurzone w tym spektaklu, że nawet nie uczestniczyły w spotkaniu po premierze. Myślę, że koncepcja przedstawienia była bardzo interesująca i stanowiła wyzwanie dla aktorek.
Bardzo podobał mi się także chór cerkiewny oraz muzyka Mateusza Pospieszalskiego - brzmiąca jak rock-opera. Interesujące były także fragmenty filmowe oraz scenografia przypominająca zburzone wesołe miasteczko, trochę jak z mojego dzieciństwa.
Ten spektakl jest także okazją do refleksji na temat książki, która - jak policzyłam - ukazała się siedemnaście lat temu. Dla mnie lektura tej powieści była głębokim przeżyciem. Wydaje mi się, że w jakimś sensie jest Pani kontynuatorką Fiodora Dostojewskiego. Opisuje Pani świat, przed którym pisarz przestrzegał - świat w którym "Boga nie ma, a więc wszystko wolno". Czy zgodzi się z tym Pani?
Tak. Muszę w związku z tym opowiedzieć, jakie były okoliczności powstania tej powieści. Otóż najpierw, będąc w Ameryce, pisałam pewną mistyczną historię. Mieszkałam wówczas w domu Edgara Alana Poe i przychodziły mi do głowy różne fantazje. Potem wróciłam do Moskwy i kiedy pewnego dnia jechałam trolejbusem, usłyszałam jakby głos z nieba: "Pisz powieść" - powiedział głos. Kiedy zapytałam, kto ze mną mówi, powiedział, że jest głosem Boga. Usłyszałam też, że jestem Jego ukochaną córką. Pomyślałam wtedy, że zwariowałam, ale potem zastanowiłam się nad sobą - dlaczego jestem taka sceptyczna. Może rzeczywiście Bóg do mnie przemówił, a ja nie chcę z Nim rozmawiać... Jeszcze raz polecił mi, abym napisała inną powieść. Kiedy przyszłam do domu, zaczęłam rozmyślać nad tym, co w takim razie powinnam napisać. Odłożyłam na bok tę historię, którą do tej pory pisałam. Tamtej nocy narodziła się "Głuptaska".
Skąd wziął się pomysł na tytułową bohaterkę?
Na naszej ulicy mieszkała taka dziewczynka imieniem Nadia, którą lubiłam od dzieciństwa. Wydawało mi się niesprawiedliwe, że wszyscy ją znieważają i nazywają głuptaską. Miała pięknego brata - Aloszę, który bardzo ją kochał, z wzajemnością. Postanowiłam przez tych dwoje dzieci pokazać radzieckie stulecie. Było to państwo kompletnie nierealne, prawdziwa utopia. Tego wszystkiego nie wiedziałam, kiedy zaczynałam pisać. Myślałam, że przede wszystkim mam pisać prawdę o tym świecie. A potem nagle zobaczyłam, że jestem jak pszczoła, która produkuje miód.
W tej części powieści, która rozgrywa się w latach 30. ta sama bohaterka jest Hanną. Dlaczego? Co to oznacza?
Jeśli chodzi o drugą bohaterkę - Hannę, to w rosyjskim takiego imienia nie ma. Jest Anna, Galina, ale Hanny nie ma. Nie ma również imienia Charyta. Tak nazywała się moja babunia. Mam ukraińskie korzenie po matce, a po ojcu - rosyjskie. Babcie opowiadały, jak emigrowały z Ukrainy do Rosji podczas wielkiego głodu. Panował nie tylko na Ukrainie, ale także w Kazachstanie, gdzie umarło ok. 3 miliony ludzi. I w innych miejscach też. Tamten czas wszyscy pamiętali. Kiedy przesiedlili się do obwodu rostowskiego, sytuacja była lepsza, ale Ukraińcy musieli skrywać swoje pochodzenie, bo traktowano ich jako kułaków. Byli bardzo religijni, często chodzili do cerkwi i gorąco się modlili. Widać było, że władza radziecka ich nie zmieniła. Dlatego w mojej powieści Hanna i Charyta przynoszą wiarę pomiędzy tych, którzy ją utracili.
Hanna wędrując przez Rosję uzdrawia, stając się świętą...
Patronką Rosji jest Matka Boża i na swoje święto, 14 października, które nazywa się Pokrowa (Pokrow, 'ochrona', ros. Покров) zdejmuje Ona szal i osłania nim świat. Ziemię pokrywa wówczas często śnieg i mówi się, że to Matka Boska okryła ziemię.
W "Głuptasce" Bóg przez dwie ubogie kobiety: kalekę i upośledzoną, starą i młodą, przemienia ludzkie dusze. Hanna nie może mówić, a więc także osądzać ludzi, a oni czują, że to ona jest prawdziwa, podczas gdy oni żyją nienormalnie. Pod jej wpływem ludzie się przemieniają, stają się lepsi.
W Rosji ubodzy duchem stają się świętymi. Czczona jest m.in. Matrona Moskiewska, która zmarła w 1952 roku. Jej biografie mówią, że posiadała dar przepowiadania przyszłości i uzdrawiania, a także czytania w myślach. Jako dziewczynka miała również przewidzieć przyszłość kraju, w tym rewolucję październikową i jej następstwa, wybuch II wojny światowej i straty w ludziach poniesione przez Związek Radziecki, a także końcowe zwycięstwo Armii Czerwonej. Wiedziała, kto zginie w łagrach. Mężczyźni bali się pytać, a kobiety - przeciwnie. Dowiadywały się o losy najbliższych. Kiedy pisałam książkę, nie znałam jej historii, ale gdy powieść już była ukończona, usłyszałam o jej istnieniu. W "Głuptasce" jest w zakończeniu scena, kiedy Nadźka unosi się do nieba. Ma od chodzenia stwardniałą skórę na bosych nogach. Tę scenę zapożyczyłam ze średniowiecznego obrazu, który widziałam w nowojorskim muzeum. Przedstawia on scenę Wniebowzięcia Chrystusa, który ma tak samo zgrubiałe podeszwy u stóp... A potem przeczytałam, że Matrona Moskiewska również chodziła boso i prosiła kobiety, że gdy umrze, chciałaby, aby dotknęły jej stóp - zostanie wówczas zbawiona. Pomyślałam wówczas, że jestem na właściwej drodze...
Czy to znaczy, że proces pisania jest u Pani wynikiem religijnego, mistycznego natchnienia?
Nie, nie sądzę. Staram się tak opisywać rzeczywistość, aby była ona widoczna, namacalna. Moja twórczość nie jest oderwana od realiów. Chciałam raczej powiedzieć, że na proces pisania składają się różne inspiracje, także prawdziwe ludzkie historie. Np. postać ojca Wasilija ma swój realny pierwowzór.
Mimo swojej rosyjskości, tzn. zanurzenia w kulturze rosyjskiej, "Głuptaska" jest także uniwersalną opowieścią o wędrówce w świat i powrocie do domu. Bohaterka nabiera doświadczeń i poprzez cierpienie, którego doznaje, może wrócić i zbawić świat i dom. Jest ponadto w powieści motyw apokalipsy, bliski Objawieniu św. Jana, ponieważ kończy się dobrą nowiną o nadejściu świata, w którym cierpienia i śmierci już nie będzie. Czy pisała Pani swoją powieść z taką intencją, czy też był to proces częściowo "pozarozumowy"?
Bardzo dobre pytanie. Kiedy oglądałam przedstawienie, uderzyła mnie pewna myśl, że każdy czytelnik jest kimś więcej niż pisarz. Widzi bowiem taki obraz, którego ja nie dostrzegam pisząc. Każdy czytelnik jest jakby osobnym światem. Pani dostrzegła optymistyczny aspekt tej opowieści, a pan Jerzy zobaczył pesymistyczny. Moja powieść kończy się niejednoznacznie. Pojawiają się dwa słońca i jest to być może ostatnie widzenie bohatera. Wiemy co prawda, że wszystko dobrze się skończyło, ale obserwując to, co się dzieje w świecie, wiemy, że są miejsca, gdzie dzieją się rzeczy groźne, które mogą przybrać zupełnie inny obrót. Ciągle czekamy i nie wiemy, czym to się zakończy. Moja historia mogła skończyć się zupełnie inaczej, a jednak tak się nie stało. Dlaczego? To już chyba sprawa mistyki. Kiedy człowiek czegoś nie jest w stanie pojąć, nazywa to cudem... Dlatego pokazuję obraz Nadźki wznoszącej się do nieba.
Pani powieść jest bardzo obrazowa, a jednocześnie jej język ma wszelkie walory poetyckie. Czy wynika to z faktu, że debiutowała Pani jako poetka i nadal pisze wiersze?
Długo pisałam wyłącznie wiersze. Nie potrafiłam pisać prozą. Kiedyś jedna z krytyczek napisała, że stworzyłam powieść w wierszach i od tego czasu zaczęłam pisać prozą.
"Głuptaskę" pisałam językiem Tołstoja, stosując takie długie frazy. Jeśli chodzi o psychologiczne niuanse, inspirował mnie Marcel Proust. Tworząc postać głównej bohaterki, w zamierzeniu osoby ślepej i głuchoniemej, starałam się oddać jej odczucia. Współcześnie okazuje się, że ludzie dotąd uznawani za niedorozwiniętych, kiedy mogą, dzięki współczesnym narzędziom, porozumieć się ze światem, okazują się bardzo utalentowani. Ostatecznie, zauroczona Astrachaniem, który dla mnie jest rajem, pomyślałam, że nie mogę nie pokazać obrazów tego świata, toteż dziewczyna nie jest ociemniała. W tym czasie uczyłam się pisać scenariusze i wydawało mi się, że kino jest rodzajem poezji. Może się obyć bez dramaturgii i stać impresją. A kiedy zderzają się dwa rodzaje sztuki, pojawia się nowa wartość. Tak powstał język, który mi najbardziej odpowiadał. To trochę jak malowanie obrazu - mieszasz ze sobą różne kolory i powstaje nowy, niespotykany odcień, właściwy dla ciebie. Powieść zaczyna się od "skryp, skryp" (nie ma takiego słowa w rosyjskim, to jakieś dziwactwo) i za chwilę już patrzysz na świat oczami Głuptaski. To jakby inne spojrzenie, o wiele bardziej wrażliwe, uważne.
Josif Brodski mówił o języku Andrzeja Płatonowa, że kiedy tworzył, zdarzało mu się żyć życiem swoich postaci, jakby cierpiał na rozdwojenie jaźni.
Czy z Panią jest podobnie?
Tak, tak... Nie widziałam siebie wprawdzie, kiedy piszę, ale kiedy przeczytałam te słowa o Płatonowie, poczułam, że i mnie dotyczą. (śmiech)
Jaką reakcję wywołała Pani powieść w Rosji?
Dałam ją do przeczytania Sołżenicynowi. Na początku powiedział, że ma zbyt mało czasu, aby zajmować się czytaniem cudzych powieści. Jednak kiedy rok później byłam obecna podczas wręczania Nagrody im. Sołżenicyna, pisarz wezwał mnie do siebie i powiedział, że przeczytał moją powieść i było mu niezręcznie, że początkowo mnie zignorował. Napisał nawet, co o tym myśli. Nie zaakceptował części historycznej, ponieważ zupełnie inaczej pamiętał lata 30. Natomiast bardzo podobała się baśniowa, mitologiczna warstwa powieści. Jego opinia nie przypadła mi do gustu, więc "zgubiłam" otrzymane od niego kartki. (śmiech)
Co Pani pisze obecnie, jeśli to nie tajemnica?
Przez dwa lata mieszkałam w Kapustinym Jarze, ponieważ opiekowałam się chorą matką. Pod koniec życia straciła pamięć, więc musiałam z nią bez przerwy być. Zapisywałam wtedy każdy dzień: kogo widziałam, co słyszałam. Teraz staram się to wszystko zebrać w rodzaj mozaiki, gdzie będzie dzieciństwo, historia mojej mamy, potem jej choroby... W jakimś sensie jestem jej pamięcią.
Dziękuję za rozmowę. Czekamy z niecierpliwością na Pani kolejną książkę.
Wywiad został opublikowany w Kulturaonline w 2015 r. Recenzję "Głuptaski" znajdziecie TUTAJ. Recenzję przedstawienia na podstawie "Głuptaski" - TUTAJ.
|
Tytuł bloga powstał z inspiracji prozą Brunona Schulza, w której wielokrotnie, w różnych kontekstach, pada to tajemniczo brzmiące słowo, znaczące o wiele więcej niż „składniki”, bo mające rangę metafory, symbolu… Kulturalne Ingrediencje nie jest blogiem monotematycznym, np. książkowym czy filmowym. Łączę w nim wszystkie moje pasje w jedną całość. Znajdują się tu teksty dotyczące literatury, filmu, muzyki i sztuk plastycznych. Ponadto rozmowy z artystami i własne zapiski.To także moje archiwum.
środa, 4 października 2017
Swietłana Wasilenko: Jestem jak pszczoła produkująca miód /wywiad/
Rozmawiam z rosyjską pisarką Swietłaną Wasilenko, autorką "Głuptaski" - o scenicznej adaptacji powieści, źródłach natchnienia, procesie twórczym i planach pisarskich.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
NFM I Rezonanse Sztuki XV - SOLO I W DUECIE l 15.11.2024–23.02.2025
29.listopada.2024 o godz. 17.30 w foyer NFM odbędzie się wernisaż wystawy Rezonanse Sztuki XV - SOLO I W DUECIE. Wielogłos Artystycznych Po...
Popularne posty
-
Był najchętniej cytowanym współczesnym poetą. A wers "Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą" znają chyba wszyscy. Kiedy 1...
-
Anioły na obrazach dawnych malarzy są piękne, dlatego często zapominamy, że są niematerialne i że ich piękno ma charakter duchowy. Sztuka pr...
-
Swoją przygodę z radiową twórczością Patrycji Gruszyńskiej-Ruman rozpoczęłam od reportażu poświęconego Emilowi Barchańskiemu, który zginął 3...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz