Wybitny reporter opowiada o podróży
do arktycznego piekła – do rosyjskiego ”jądra ciemności”. To fascynująca
epopeja o ludziach wyjątkowych, którzy nadal na Kołymie żyją.
Wyd. Czarne |
Postanowiłam
przybliżyć Czytelnikom ”Dzienniki kołymskie” – mój ulubiony tom reportaży, do których zawsze
warto powracać. Wystarczy otworzyć książkę na chybił trafił i dać się ponieść
przygodzie. Sam autor zachęca do tego, aby nie czytać tej książki od deski do
deski:
Żeby odbyć ze mną całą podróż – powiada – wystarczy przeczytać tylko Dziennik, zatem co drugi, trzeci rozdział.
Ale najlepsze, co mnie spotkało – dodaje zaraz – to znaczy ludzie (…) opisane
jest w pozostałych rozdziałach.
W tych ”okolicznościach
przyrody” gwarantuję, że nie oderwiecie się od książki, dopóki nie odłożycie
jej z żalem, że to już koniec.
Epopeja o ludziach wyjątkowych
Gwoli
wyjaśnienia dodam, że Jacek Hugo-Bader udał się na Kołymę śladami wybitnego rosyjskiego pisarza – wieloletniego więźnia
Kołymy: Warłama Szałamowa, autora
”Opowiadań kołymskich”. Kołyma to ruska Golgota, białe krematorium i arktyczne
piekło, jak nazywa te ziemie autor. Któż odważy się zmierzyć z tym miejscem? Na
to trzeba doprawdy wielkiej determinacji i odwagi. Reporterowi jej nie brakuje
i znajduje na tej ”nieludzkiej ziemi” prawdziwe skarby: niezwykłe ludzkie
historie. Dlaczego niezwykłe?
Bo to ludzie wyjątkowi – oni widzieli
dno życia, w łagrze przeszli granicę, poza którą rozpada się wszelka dusza.
Reporter z
rzadka wraca do przeszłości. Jego interesuje teraźniejszość Kołymy. Pragnie zobaczyć i opisać życie na tym wielkim
cmentarzu, zrozumieć, jak się tu kocha, śmieje, wychowuje dzieci i umiera.
Posuwa się więc Traktem Kołymskim, rozmawia z napotkanymi ludźmi, wysłuchuje
ich opowieści. Jego oczami widzimy obumierające osady, poznajemy ofiary
stalinowskich represji, w tym także rdzennych mieszkańców Kołymy: Jakutów,
Ewenów, Czukczów, Koriaków, Jakagirów, Czuwańców… Zdarzają się wśród rozmówców
także pracownicy bezpieki, bandyci, a nawet jeden oligarcha i poszukiwacze
złota. Bo Kołyma to nie tylko miejsce zesłania, ale także tereny zasobne w drogie
kruszce.
Od tańca z Jeżowem do szamanki Dory
W bogatej galerii
postaci warto wspomnieć przynajmniej niektóre. Profesora medycyny, Mirona Markowicza Etlisa, któremu –
jako jedynemu więźniowi – udało się
skończyć studia, mimo 25 – letniego wyroku (odmówił wstąpienia do samorządu
studenckiego, więc został skazany za ”terror, działalność grupową, antysowiecką
agitację”). Ale wyleczył z łuszczycy naczelnika łagru, dzięki czemu udało mu się cudem wyjechać do
Riazania i zdać egzamin kończący studia, a trzy lata później został
zrehabilitowany. Mimo to pozostał na Kołymie, pracuje w szpitalu
psychiatrycznym i pisze wspomnienia, m.in. o tym jak matka tańczyła z …Jeżowem
w czasach wielkiego terroru.
Reporterowi
udało się też poznać przybraną córkę
Jeżowa – Natalię Mikołajewną, która okazała się świetną rozmówczynią, osobą
o dużym poczuciu humoru, mimo ewidentnej biedy, w której egzystuje, a także
strasznego dzieciństwa i ciągłego ostracyzmu. Ojca wspomina z miłością:
Prosił, żeby Stalinowi przekazać, że
umrze z jego imieniem na ustach, żeby nie ruszać jego rodziny i zająć się córką – opowiada wzruszona. Kołymę wybrała
sama, choć nie umie powiedzieć dlaczego. Może dlatego, że dalej nie da się
uciec. A przyjechała tu statkiem, który nazywał się … Nikołaj Jeżow.
Reporter
poznaje też Tamarę Tichonową,
emerytowaną dziennikarkę, która
ukończyła filologię, szkołę muzyczną, ale ma tak niską emeryturę, że aby
przeżyć, musi zbierać grzyby na sprzedaż i kopać kartofle. Okazuje się, że
urodziła się w łagrze, o czym sama dowiaduje się po latach, jedzie więc tam z
dziećmi, by odszukać grób matki. Opowiada reporterowi o losie dzieci urodzonych
w łagrach, często zrodzonych w wyniku gwałtu.
Cała Rosja została zgwałcona chórem [tak nazywano zbiorowe gwałty –
przyp. B.L-C.]. A ja i wszyscy radzieccy
ludzie to owoc tego gwałtu –mówi gorzko.
Jeden z
poznanych w podróży ludzi – miejscowy oligarcha Basanski – człowiek służb specjalnych, którego idolem jest Władimir
Putin, gości Hugo-Badera, aby zaimponować mu swoim bogactwem, a nawet usiłuje
go ”kupić”, przyzwyczajony do tego, że każdego kupić można i że dziennikarz
musi być człowiekiem służb. Podstępem podrzucone tysiące rubli reporter wręczy
po powrocie do Polski ostatnim żyjącym więźniom Kołymy, a oni przeznaczą je na
jakiś szczytny cel…
Na Kołymę
ciągnie ludzi z różnych, często z nieoczywistych powodów. Arystokratka madame Marianne przyjeżdża po 63 latach z
Francji (jej rodzina została wygnana z Rosji jeszcze przez cara Mikołaja) w
poszukiwaniu śladów ojca, którego enkawudziści aresztowali w 1945 roku w
Helsinkach i ślad po nim zaginął. Po latach okazuje się, że został zesłany na
Kołymę i przeżył, ale po uwolnieniu
pozostał w Magadanie, założył nową rodzinę i grywał w teatrze ludowym. To
właśnie Marianne mówi znamienne słowa, że na
Kołymie jest duch bez urody, a we Francji uroda bez ducha i że śmierci nie
ma.
Z upływem
czas reporter sam zaczyna smakować urodę tych miejsc:
A widok oszałamiający, bo modrzewie
zrzuciły właśnie igły, ale już po pierwszym śniegu, więc efekt taki, jakby
ziemia płonęła, jakby spod każdego drzewa wypływała rozżarzona lawa…
W
”Dziennikach kołymskich” znajdziemy także polonika. W Jakucji reporter natyka
się na drewnianą jurtę, w której mieszkał ongiś polski zesłaniec Edward Piekarski – językoznawca i etnograf, twórca Słownika
jakucko-rosyjskiego. Inny polski zesłaniec – Wacław Sieroszewski opisał Jakutów w swoim opus magnum.
W Jakucji,
która wedle reportera jest ”oknem do piekła”, ”krajem wędrujących dziur w
czasie”, ”krajem Czuczuna, czyli śnieżnego człowieka”, poznajemy też
ociemniałego biegacza – Piotra
Siemionowicza Naumowa, który zaczął biegać po śmierci żony, kiedy to został
sam w jednopokojowym mieszkaniu z sześciorgiem dzieci. A jednak podniósł się
wtedy i odbił od dna. Wspierany przez dzieci i obcych ludzi przebiegł 12
tysięcy kilometrów z Kaliningradu do Władywostoku. Zajęło mu to dwieście sześć
dni. Czyż to nie piękna i budująca historia?
Poznajemy
także szamankę Ediij Dorę, która
jest dla opowieści Hugo-Badera rodzajem klamry: od niej wszystko się zaczyna i
na niej kończy. Dora zna przyszłość i ”widzi” człowieka:
Widzę twój żółty rower – mówi do reportera – nową książkę w zielonej okładce ze złotymi
literami, w której będziesz pisał także o mnie, i twojego psa widzę. I widzę,
kim byłeś, zanim się urodziłeś oraz jak i kiedy umrzesz. (…) radzę wam,
żebyście pisali jak najprościej. O mnie też. I niedużo. Bo niewiele rozumiecie.
Na koniec
zaś oznajmia, że śmierci nie ma, umiera
tylko ciało i to jest poniekąd pointa tej książki, która pozwala całe to
okrucieństwo i miliony straconych ludzkich istnień mentalnie przyjąć.
Oczywiście, reporter dociera na końcu do grobu Warłama Szałamowa i poznaje nawet jego ostatnią miłość, dzięki
której ukazały się pośmiertnie opowiadania pisarza. Irina Pawłowna przekazuje
też przesłanie pisarza: że życie bez
miłości nie ma sensu.
Humor i intelektualna
przygoda
Opowieściom
Hugo-Badera towarzyszy nieustannie charakterystyczny humor. Często jest on
reakcją na sytuacje trudne, z którymi reporter musi się zmierzyć, np. brakiem
normalnych warunków higienicznych (”… są takie łazienki na świecie, na które
rzucisz okiem i wiesz, że wolisz śmierdzieć”). Innym znów razem towarzyszy
opowieści o Miszy – uzdrowicielu, który diagnozuje u autora akurat nie te
choroby, które faktycznie ma. Na szczęście ”leczenie” odbywa się za pomocą…
spojrzenia i delikatnego masażu. Spotkaniom i rozmowom towarzyszy nieodłącznie
alkohol, trzeba więc mieć bardzo silną głowę, aby sprostać wyzwaniom.
W Rosji pije się na komendę, z toastami i do ostatniej kropli. (…)
Zostawianie czegoś na dnie oznacza nieszczerość tego, który nie dopił. Ta
reszta w kieliszku to jest zło, złość, która zalega albo może zalec między
biesiadnikami.
Lektura
reportaży Jacka Hugo-Badera to zawsze rodzaj intelektualnej przygody –
dotknięcie nieznanego, fascynującego świata, innej mentalności, a przede
wszystkim poznawanie ludzi, a to nigdy nie jest nudne. Szczególnie, jeśli mamy
do czynienia z tak wytrawnym narratorem.
Wywiad z Jackiem Hugo-Baderem znajdziecie TUTAJ.
”Dzienniki
kołymskie” Jacka Hugo-Badera ukazały się w Wydawnictwie Czarne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz