Lech Moliński i Janusz Dąbkiewicz, fot. Marcin Maziej |
Studenckie początki…
Lech Moliński: Tak. Jedyna osoba, która miała większe doświadczenie niż my, Asia Śmietanka, zaproponowała, żeby robić warsztaty dla dokumentalistów. Było to jednak bardzo skomplikowane i rozbudowane działanie. W tym czasie pisałem już trochę o filmie, m.in. dla Internetowego serwisu filmowego Stopklatka.pl. był to moment, w którym czułem, że trzeba wziąć sprawy w swoje ręce. Dziennikarstwo bowiem jest kierunkiem, który uruchamia taką potrzebę. Kiedy więc kiedy zaproponowano nam, aby robić coś ambitnego, myśmy się – każdy na swój sposób – w to zaangażowali. Postanowiliśmy, że zaczniemy robić nieduże pokazy. To dzięki nim doszliśmy do konstatacji, że interesuje nas kino dokumentalne, ponieważ bardzo dobrze sprawdza się w dyskusji. Mieliśmy taką koncepcję, aby zapraszać na uczelnię różnych twórców. Zrobiliśmy np. pokaz „Spływu” Janka Komasy, po którym odbyła się dyskusja z przedstawicielem „Monaru”. Następnym filmem był dokument Cezarego Ciszewskiego „Wolność jest darem Boga”, a gościem spotkania był również Piotr Załuski. Zauważyliśmy wówczas, że film dokumentalny wymaga dopowiedzenia, że ludzie są głodni takiego spotkania z bohaterem czy reżyserem.
Janusz Dąbkiewicz: Ja to pamiętam nieco inaczej… W pierwotnym założeniu spotkania miały być rodzajem przeglądu osiągnięć młodych twórców. Podczas pierwszego pokazu zaprezentowaliśmy filmy eksperymentalne znajomych i zorganizowaliśmy dyskusję. Dopiero dzięki Lechowi i jego rozeznaniu i kontaktom z pracy dziennikarskiej zaczęliśmy prezentować filmy dokumentalne znanych twórców. Na początek był „Spływ” Janka Komasy – wówczas świeżo upieczonego absolwenta Łódzkiej Szkoły Filmowej. Był to mocny dokument, który zrobił duże wrażenie na nas i na widzach. Wtedy pomyśleliśmy, że to jest właściwa droga.
Lech Moliński: Rzeczywiście tak było. Robiąc pokazy i zgłębiając wiedzę na temat kina, doszliśmy do przekonania, że przede wszystkim należy promować filmy dokumentalne. Zacząłem coraz więcej tych filmów oglądać, gdy jeździłem na festiwale w ramach współpracy ze Stopklatką. Ponadto robiąc wywiady kierowałem się coraz częściej w stronę dokumentalistów. Szczególnie wiele możliwości dawał mi Krakowski Festiwal Filmowy. Tam właśnie pojawiła się refleksja, że twórcy dokumentów są wspaniałymi, otwartymi ludźmi, chętnymi do rozmów. W kawiarni kina „Kijów” wystarczyło podejść do artysty i natychmiast nawiązywała się więź. Miałem też dodatkowy atut w postaci kamery Stopklatki, więc wszyscy – z Marcinem Koszałką na czele – chcieli z nami rozmawiać. Dzięki tym wywiadom mogłem zweryfikować, kto potrafi porwać publiczność, kto pięknie i interesująco opowiada. Poznałem m.in. Tomka Wolskiego i zacząłem jego prace prezentować i pisać o nich.
Lech Moliński, Janusz Dąbkiewicz, fot. Marcin Maziej |
Barbara Lekarczyk-Cisek: Czy wówczas właśnie zrodził się pomysł zorganizowania Akademii Filmu Dokumentalnego?
Janusz Dąbkiewicz: Początkowo był pomysł na festiwal, ale stwierdziliśmy, że brak nam zaplecza finansowego, kontaktów i doświadczenia. Trzeba wspomnieć, że wcześniej współpracowaliśmy z portalem G-Punkt.pl, gdzie Lech był najpierw redaktorem działu filmowego, a później naczelnym portalu. Pisywałem o filmie i ja, skutkiem czego zostałem zaproszony do projektu, który w założeniu miał być dużym festiwalem filmu dokumentalnego. Wtedy też zrodził się pomysł, żeby robić cykliczne prezentacje i o takim rozmachu organizacyjnym, na który jesteśmy sobie w stanie pozwolić.
Barbara Lekarczyk-Cisek: Czy było trudno pozyskać fundusze?
Lech Moliński: Jeszcze podczas studiów założyliśmy fundację, aby realizować projekty. Mnie zaproszono do grona fundatorów. Uczyliśmy się wszystkiego od początku. Fascynujące odkrycia
Barbara Lekarczyk-Cisek: A w jaki sposób – mając za sobą jedynie doświadczenie studenckich przeglądów - przygotowywaliście program pierwszych spotkań z filmem dokumentalnym?
Janusz Dąbkiewicz: Zaczęliśmy od filmów nieznanych szerszej publiczności, ale bardzo interesujących, także zagranicznych. Chcieliśmy nie tylko pokazywać niezwykłe filmy, ale też "poubierać” je w cykle tematyczne. Nasze poszukiwania miały więc związek z pewnymi kategoriami tematycznymi. Początkowo przeglądałem strony internetowe znanych festiwali, oglądałem trailery, czytałem opisy i recenzje.
Lech Moliński: Te poszukiwania dały nam jakieś rozeznanie, m.in. co do profilu poszczególnych festiwali. Poza tym jako studenci mieliśmy mnóstwo czasu i energii.
Janusz Dąbkiewicz: Wprawdzie wielu młodych ludzi przychodziło na nasze pokazy na dziennikarstwie, nie wiedzieliśmy jednak jak to będzie wyglądało, gdy wyjdziemy spod parasola uczelni. Z drugiej strony, chcieliśmy doświadczyć, jak to będzie wyglądać w prawdziwym obiegu kinowym. Dużo pomogła nam Beata Marciniak z Odra-Film, która udzielała nam porad i konsultacji, a także ułatwiła kontakty z organizatorami Planete Doc Film Festival. Obdarzyła nas kredytem zaufania, za co jesteśmy jej wdzięczni.
Akademia Filmu Dokumentalnego „MovieWro”
Lech Moliński: Zaczęliśmy w marcu 2010 roku cyklem „Dokument.pl”. Spośród sal kinowych wybraliśmy na nasze spotkania „Kino Warszawa – salę NOT”, czyli dawne kino „Atom” – ze względu na dobrą lokalizację.
Janusz Dąbkiewicz: Warto też wspomnieć, że skład naszej grupy zmieniał się parokrotnie. Poza mną i Lechem, tworzyły ją Agnieszka Gawlik i Emilia Figiel. Kiedy skończyliśmy nasze studenckie pokazy i zaczęliśmy rozmawiać o festiwalu, współpracowaliśmy również z Olą Maślanką i Kasią Matz. Razem robiliśmy wszystko. Trzeba było zadbać o każdy aspekt - o program, promocję i logistykę.
Lech Moliński: Ponieważ wszyscy chcieli programować, uznaliśmy, że każdy z nas będzie się
angażował po trosze we wszystko. Przez dwa kolejne lata realizowaliśmy program Akademii we
czwórkę: Janusz, Lech, Agnieszka Gawlik i Katarzyna Matz. Dzięki pokazom i spotkaniom poznaliśmy mnóstwo osób i nawiązaliśmy wiele więzi. Do tradycji należy już, że nasze dyskusje trwają do 3-4 nad ranem. Niektórzy poznani w ten sposób ludzie współpracują teraz z nami w Fundacji.
Janusz Dąbkiewicz: W pewnym momencie staliśmy się rozpoznawalni. Twórcy zaczęli nas sobie
polecać i coraz łatwiej było zapraszać znane postaci. Mogliśmy też odwołać się do tego, co już zrobiliśmy. Dokument jest taką formą artystycznego wyrazu, że należy o nim rozmawiać, wymaga dopowiedzenia. Staje się często punktem wyjścia do dialogu na temat problemów, które wykraczają poza ramy filmu. Właśnie dlatego kino dokumentalne jest naszą pasją.
Lech Moliński: Akademia Filmu Dokumentalnego jest projektem edukacyjnym. Jej celem jest nie tylko poznanie filmu dokumentalnego, ale również dostrzeżenie różnych kierunków jego rozwoju. Planujemy w tym roku pokazać dokumenty biograficzne, a także organizujemy 3-dniowy przegląd filmów o sztuce współczesnej. Towarzyszyć mu będzie taniec, performance oraz wystawa zdjęć. Chcemy, aby widzowie weszli w dialog ze sztuką. Wśród konkretnych propozycji programowych znalazły się m.in. „Gnarr na prezydenta”, laureat nagrody publiczności 9. PLANETE+ DOC, nieprezentowany we Wrocławiu, a także film „Tonia i jej dzieci” w reżyserii Marcela Łozińskiego, kameralna historia dwójki rodzeństwa, rozdzielonego w następstwie ideowych wyborów ich matki. Po tym filmie chcemy wywołać dyskusję o polskiej szkole dokumentu i o tym, dlaczego nasi dokumentaliści nie są zainteresowani realizacją zaangażowanych filmów politycznych. Jesienne spotkania zaczynamy już 11 października, wrocławską premierą „I Want (no) Reality” Any Brzezińskiej. Dokument przybliża międzynarodową grupę teatralną Needcompany. To świetny film otwarcia, ponieważ jest połączeniem biograficznego portretu z obserwacją środowiska artystycznego, spajając w ten sposób dwa motywy przewodnie naszych jesiennych pokazów.
Dziękuję za rozmowę.
Wywiad ukazał się 3 października 2012 roku na portalu PIK Wrocław
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz