Rozmawiam z Krzysztofem Łoszewskim, autorem książki o historii mody męskiej – stylistą, projektantem i arbitrem
elegancji, projektantem kostiumów do filmów: "Układ zamknięty" i "Zaćma" R. Bugajskiego.
Krzysztof Łoszewski, fot. Bartek Bobkowski |
Barbara Lekarczyk-Cisek: Jestem Pan autorem dwóch książek będących rodzajem poradnika mody męskiej. Ostatnio ukazała się publikacja znacznie bardziej spektakularna, a mianowicie ”Od spódnicy do spodni. Historia mody męskiej”. Co Pana skłoniło do jej napisania?
Krzysztof Łoszewski: Kilka lat temu Monika Jaruzelska,
założycielka Szkoły Stylu, zaproponowała mi poprowadzenie zajęć z historii
współczesnej mody męskiej. A ponieważ przez około dwadzieścia lat mieszkałem w
Brukseli i zajmowałem się modą, toteż dokładnie wiedziałem, co się działo w
latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Pamiętam początki karier różnych projektantów. Wprawdzie
w 1997 roku wróciłem do Warszawy, ale nadal zajmowałem się modą. Jeździłem do
Paryża na targi jako przedstawiciel firmy, w której pracowałem. Propozycja
Moniki sprawiła, że musiałem swoją wiedzę uporządkować i wówczas
skonstatowałem, że z dekady na dekadę
moda męska stale się zmieniała. Wydarzenia
polityczne, a także muzyka wpływały na te nowe tendencje. Początkowo pomysł
napisania książki dotyczył historii mody męskiej po II wojnie światowej. Potem
jednak pomyślałem, że okres międzywojenny jest tak interesujący i bogaty,
ciągle inspiruje projektantów, nie mogę więc o nim nie wspomnieć. Uwzględniłem również
XIX w. , bo ukształtował wówczas znany nam męski strój. Na to nałożyły się
powszechne opinie o zniewieściałości współczesnych mężczyzn. Pragnąłem pokazać,
że w wiekach poprzednich mężczyźni byli bardzo zainteresowani modą, która
wyznaczała ich status społeczny. I tak cofnąłem się do początków, kiedy nie
było spodni, ale tylko jakaś przepaska wiązana na biodrach. Jeszcze w
starożytnym Rzymie uważano, że spodnie są czymś nieprzyzwoitym. Nie
interesowała mnie historia kostiumu. Bardziej
skupiłem się na tym, co podobało się mężczyznom i dlaczego tak się ubierali.
W sztuce Sławomira Mrożka pt.
”Krawiec” tytułowy bohater – dyktator mody mówi takie oto znamienne słowa:
Nagość to nicość,
natura, chaos, barbarzyństwo. (…) Zasłonię wszystko. Czyli nadam wszystkiemu
sens.
Czy Pan także uważa, że ubranie
nadaje człowiekowi sens?
Prowadząc
zajęcia z zakresu dress code’u muszę wyjaśniać, dlaczego tak, a nie inaczej powinniśmy
być ubrani. Ubranie jest kodem, który wiele o nas mówi ludziom, szczególnie
tym, którzy nas nie znają. Kiedy obserwujemy przechodniów, możemy zgadywać,
czym się zajmują. Ubranie mówi przede
wszystkim o tym, jak my siebie postrzegamy. Obecnie, coraz częściej latem w
mieście mężczyźni noszą krótkie spodnie, zamiast – jak kiedyś – długich,
lnianych lub bawełnianych. Dlaczego wszyscy się rozbierają, mimo że źle w tym
wyglądają? Czy wynika to z pewnego
rodzaju lekceważenia innych, myślenia w rodzaju: kogo to obchodzi? Jak się komuś nie podoba, nie musi się przyglądać
? Ubranie tworzy więc osobowość tego, który je nosi. Na przykład ubrani
starannie, szybciej stajemy się wiarygodni. Z większą uwagą słuchamy zadbanych
ludzi. Jasne, że będąc rozebrani,
wszyscy jesteśmy na tym samym poziomie. Właśnie ubranie zaczyna zwracać na nas uwagę i informuje, z kim mamy do
czynienia. Można być ubranym w drogie rzeczy i nie wyglądać dobrze, bo
całość zepsują brzydkie czy brudne buty.
W powszechnej opinii to kobiety
uchodzą za zwolenniczki mody, podczas gdy mężczyźni są uważani za
tradycjonalistów. Ale przecież nie zawsze tak było. Dość wspomnieć scenę ze
znanego filmu ”Niebezpieczne związki” Stephena Frearsa, w którym grana przez
Johna Malkovicha główna postać męska bardzo starannie ubiera się przed wyjściem
z domu. Strój służy mu nie tylko do podkreślenia pozycji społecznej, ale także
do zdobywania kobiet. Mówiąc współczesnym językiem, jest wielokrotnie
zakodowany. Również z Pańskiej książki
wynika, że mężczyźni stroją się o wiele staranniej niż kobiety. Jakie są źródła
tych zachowań?
Tak,
wszystkie elementy stroju bohatera, począwszy od peruki, a skończywszy na
butach, były podporządkowane jednemu celowi: podobać się kobietom i wzbudzić
ich zaufanie. I mimo koronek oraz butów na obcasie, nie uchodził za
zniewieściałego, wręcz przeciwnie. Ludzie jego pokroju w pewnym sensie
sprzedawali swój wizerunek, bo dzięki temu ich społeczna pozycja rosła.
Dzisiejszy
stereotyp mężczyzny w spodniach pochodzi z końca XIX wieku. Człowiekiem, który
stworzył nową bazę męskiej elegancji, był angielski dandys Beau Brummell. Jedwabie
i aksamity zastąpił ubraniami z wełny. Mężczyzna zmienił się również dlatego,
że poszedł do pracy. Zaczął uprawiać sporty i jeździł rowerem, podróżował. W
związku z tym musiał ubierać się zupełnie inaczej. Gama kolorów, którą
wprowadził siedemdziesiąt lat wcześniej Brummell: granaty, szarości i czernie
okazały się być po prostu praktyczne. Stereotyp mężczyzny, który jest ojcem
rodziny – zawsze w spodniach i marynarce z krawatem – funkcjonuje do dzisiaj. Rozwój
mody doprowadził jednak do tego, że ten typ ubrania bardzo się zmienił.
A jaki wpływ na modę męską miało kino
i muzyka?
W latach
pięćdziesiątych James Dean włożył T-shirt, miał dżinsy i współcześnie
wyglądającą skórzaną kurtkę. W ”Buntowniku bez powodu” nosi czerwoną kurtkę i
nie chce wyglądać ani zachowywać się tak jak wszyscy. Podobnie jak Marlon
Brando w ”Tramwaju zwanym pożądaniem”. Mężczyzna zaczął się zmieniać. Lata
sześćdziesiąte: rock`n`roll, długie włosy i bluzki przypominające damskie
wyznaczały ówczesną estetykę. Na przykład Jimmy Hendrix w kolorowych dżinsach,
pomarańczowej koszuli z żabotem i różowym boa dla młodych ludzi słuchających
jego muzyki był autorytetem. Oni sami tworzyli swój świat i dla tamtych kobiet
byli bardzo męscy.
Muzycy mieli
świadomość, że ich słuchacze przychodzą również po to, żeby zobaczyć, jak oni
wyglądają. Prowokowali więc swoim wyglądem. Sam przyglądałem się muzykom
jazzowym podczas koncertów. Idąc na koncert Niebiesko – Czarnych w Sali
Kongresowej, starałem się wyglądać modnie i kolorowo, co nie było wcale proste.
Kiedy jednak oglądamy filmy
gangsterskie, których akcja rozgrywa się w latach 20. I 30., zwracają uwagę
bardzo eleganckie stroje mężczyzn: garnitury, krawaty, kapelusze, getry…
Podobnie wyglądały jazz bandy.
To były
czasy, kiedy strojem każdego szanującego się mężczyzny, nawet biednego, był
garnitur. Jego krój jest zresztą zupełnie inny na początku wieku XX. Najpierw
wąski i dopasowany, później marynarki miały szerokie ramiona i klapy, a spodnie
nosiło się luźne z głębokimi zaszewkami z przodu oraz z dużymi mankietami.
Gangsterzy zarabiali dużo pieniędzy i stać ich było na szyte na miarę piękne
garnitury. Modę dyktowali także aktorzy – najpierw filmu niemego, a potem
dźwiękowego. Dla nich projektowano
garnitury i krawaty. W ten sposób zaczęli wpływać na modę projektanci.
Szczególnie w latach wielkiego kryzysu stroje pokazywane na ekranie były
przedmiotem marzeń wielu zwykłych ludzi.
A jak wpływa na modę polityka?
Lata
osiemdziesiąte na Zachodzie Europy były bardzo bogate. W dodatku pojawili się
nowi projektanci. Wydawano mnóstwo pieniędzy na ubrania. Snobizm bycia modnie
ubranym świadczył o sukcesie zawodowym. Jednocześnie to, co się stało na
Wschodzie, w Polsce, zaczęło powoli zmieniać sposób myślenia i ubierania się
ludzi. Koniec lat 80. rozpad i transformacja systemu komunistycznego miały
ogromny wpływ na modę. Nagle cały Zachód uświadomił sobie, że ludzie mają inne
potrzeby niż tylko ubranie i wygodne życie. Walczą o wolność, o swoje życie,
zmieniając cały układ sił w świecie. To spowodowało, że zaczął być modny czarny
kolor. Skończono z ostentacją w wydawaniu pieniędzy i zaczęto się solidaryzować
z tamtymi ludźmi. Tak powstawał minimalizm, nowy trend w modzie, zgodnie z tezą:
im mniej tym lepiej.
W swojej książce napisał Pan
znamienne zdanie, w pewnym sensie odcinając się od dyktatu mody, co w Pana
przypadku jest trochę paradoksalne:
To my swoją osobowością
sprawiamy, że wybrane ubranie ”żyje”. My nadajemy mu charakter.
Czy mógłby Pan je skomentować?
Są osoby,
które ubrane nawet skromnie, gdy się
pojawią, natychmiast budzą zainteresowanie. Pewni ludzie potrafią nosić ubranie w taki sposób, że to oni nadają
sens ubraniu, a nie odwrotnie. Szyku, klasy i elegancji trudno się nauczyć.
Z tym się rodzimy. Jest coś fantastycznego w stylu np. Audrey Hepburn czy Marylin
Monroe. Dlatego dla wielu pokoleń stały się one ikonami mody. Są mężczyźni i
kobiety, którzy mają to coś w swojej osobowości, że ubranie nabiera innej,
wyższej wartości. To nie moda i nowe trendy o tym świadczą, ale stworzony przez
nich styl.
Dziękuję za rozmowę.
Wywiad ukazał się pierwotnie na portalu Kulturaonline w 2014 roku.
Krzysztof Łoszewski - stylista, projektant, szkoleniowiec, arbiter elegancji. Pracował w belgijskiej firmie Olivier Strelli. Wraz z Krzysztofem Kolbergerem założył firmę „K. Kolberger”, gdzie projektował kolekcje ubrań dla kobiet. Autor kostiumów do sztuk teatralnych, przedstawień operowych i filmów. Był też dyrektorem artystycznym firmy "Deni Cler”. Stylista sesji zdjęciowych do magazynów ”Twój Styl”, ”Viva”, ”Gala”, ”Pani”, ”Top Gear”. Autor artykułów o modzie, m.in. do magazynu ”Elle”. Od lat prowadzi zajęcia dotyczące zasad dress code’ u dla pań i panów w Akademii Dyplomatycznej, Akademii Spraw Międzynarodowych, House of Dyplomacy, w Colegium Civitasi in. W Szkole Stylu Moniki Jaruzelskiej prowadzi zajęcia z historii mody męskiej.
Recenzję książki ”Od spódnicy do spodni. Historia mody męskiej” znajdziecie TUTAJ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz