Dlaczego depresja dopada również
komików i czy możliwy jest współcześnie dobry, inteligentny teatr – oto
pytania, które stawia Michał Walczak w swoim spektaklu, nagrodzonym na I Festiwalu Festiwali Komedia Roku.
Rafał Rutkowski i Adam Woronowicz w spektaklu Depresja komika w reż. Michała Walczaka, fot. Katarzyna Chmura - Cegiełkowska |
Polska to nie jest kraj
dla komików
Najlepszym
spektaklem I Festiwalu Festiwali Komedia Roku ogłoszono ”Depresję komika” według scenariusza
i w reżyserii Michała Walczaka. Autor pozostał mi w pamięci głównie za
sprawą dwóch monodramów podczas WROSTJA w 2010 roku. Jego debiutancka sztuka
”Piaskownica” została wówczas zaprezentowana przez dwóch aktorów: Krzysztofa
Grabowskiego oraz Wsiewołoda Czubenkę. Szczególnie ta druga interpretacja
okazała się mistrzowska. Współczesne pokolenie mężczyzn – zdawał się mówić w
swoim debiutanckim utworze Walczak – nigdy nie opuściło piaskownicy, żyje w
świecie wykreowanym przez wzorzec dobrobytu i szczęścia, gdzie nie ma miejsca
na tragizm istnienia czy dylematy wyborów.
Tym razem
dramaturg podjął inny temat, który można by wyrazić zdaniem parafrazującym tytuł znanego filmu Braci Coen: ”Polska to nie jest kraj dla komików”, choć
stwierdzenie to nie wyczerpuje problematyki sztuki, mającej również charakter
autotematyczny. Spektakl próbuje dociekać, dlaczego tak jest. Dlaczego,
próbując rozśmieszać, komik prędzej czy później musi popaść w depresję. A to oznacza, że przestanie leczyć śmiechem
innych, równie jak on narażonych na depresję ludzi.
Być jak Woody Allen
Co robi współczesny komik, który nie jest już dłużej w
stanie wykonywać swój zawód? Otóż robi
to, co wszyscy inni – udaje się do psychoanalityka. Pomysł poddania siebie psychoanalizie,
a także rodzaj humoru (przede wszystkim słownego) jako żywo kojarzy się z
filmami Woody Allena. Jego alter ego – neurotyczny bohater filmów – czyni mnóstwo
aluzji do Freuda, próbując dociec przyczyn swoich życiowych problemów.
Adam Woronowicz w spektaklu Depresja komika w reż. Michała Walczaka, fot. Katarzyna Chmura - Cegiełkowska |
W przypadku Michała
Walczaka jest podobnie. W jednym z wywiadów otwarcie się do tego przyznaje:
Dramat jest odtrutką
na używanie literatury do podpierania swojego osobistego cierpiętnictwa. Umożliwia autoanalizę. Można w nim
samego siebie ośmieszyć, pokazać z wielu stron.
Bohater Walczaka – Gustaw (imię znaczące, ewidentnie
nawiązujące do mickiewiczowskich ”Dziadów”)
przechodzi głęboki kryzys, którego źródła tkwią nie tylko w traumatycznym
dzieciństwie, ale także - i może przede
wszystkim – w polskiej najnowszej historii. Daje to autorowi nowe możliwości ukazania w
krzywym zwierciadle otaczającej nas i generującej stany depresyjne
rzeczywistości.
Psychoanalityk, do którego udaje się bohater, nie jest
jednakże żadnym specjalistą, raczej samozwańcem, niespełnionym aktorem i
hochsztaplerem w jednym, zresztą także pogrążonym w kryzysie i marzącym o tzw.
ciekawym przypadku, którym ma się okazać Gustaw – sławny komik. Przeprowadza z
nim dziesięć seansów, z których każdy dotyka jakiegoś bolesnego przeżycia,
głęboko ukrytego w podświadomości pacjenta. I – jak w filmach Woody Allena – okaże się tyleż nieskuteczny, co niezbędny.
Kryzys współczesnego teatru – na wesoło
Relacje między pacjentem a terapeutą to także układ
dynamiczny i stwarzający wdzięczne pole do żartów i satyry. Emocje – od nieufności,
poprzez uległość aż po nienawiść - stwarzają aktorom wspaniałe możliwości do zagrania. Spokojny i wyciszony (pozornie)
Bogdan w kreacji Adama Woronowicza w zderzeniu z emocjonalnym i ekstrawertycznym Gustawem Rafała Rutkowskiego tworzą dynamiczny układ. Aktorzy stworzyli w tym
spektaklu nieodłączny duet: nie tylko wyrzucający gejzery zabawnych bon motów,
powiedzonek, żartów, ale również śpiewający i tańczący. Nic zatem dziwnego, że
docenili to jurorzy festiwalu, choć nagrodę dla aktora powinni przyznać im obu.
Adam Woronowicz w spektaklu Depresja komika w reż. Michała Walczaka, fot. Katarzyna Chmura - Cegiełkowska |
Interesująca była także koncepcja sceniczna spektaklu.
Płaska przestrzeń proscenium, na tle kurtyny, dająca efekt ekranu, w momencie kulminacyjnym
nagle poszerza się o głębię sceny, dając przykład, jak można użyć przestrzeni teatralnej
metaforycznie. Poza tym wykorzystano także przestrzeń widowni i boczne wejścia.
Ważną rolę w jej kreowaniu spełniła
również gra świateł. Gustaw na scenie to już nie postać komiczna, ale tragiczna
w swojej niemożności wypowiedzenia się. Jednak tylko na chwilę. To rodzaj
nawiasu, aby pokazać także kryzys
współczesnego teatru i kabaretu, które nie dostają do niedoścignionego
wzorca, jaki stworzyli poprzednicy, choćby w osobach Starszych Panów. Obecny
teatr robi się pośpiesznie i dla zupełnie innego widza – zdaje się mówić
Walczak. I trudno odmówić mu racji.
Tak więc komedia o ”komedii ludzkiej”, ”komedii komika”,
choć nieodparcie zabawna, staje się również inspiracją do refleksji dla tych,
którzy przychodzą do teatru nie tylko po to, aby się pośmiać.
Rozmowa z aktorami spektaklu Depresja komika
Recenzja ukazała się na portalu Kulturaonline w czerwcu 2016 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz