Zbigniew Szymczyk, dyrektor
Wrocławskiego Teatru Pantomimy, opowiada o reżyserowanym przez siebie spektaklu
na motywach dramatu Federico Garcii Lorki: „Dom Bernardy Alba”. Mówi też o swoich doświadczeniach współpracy z
innymi twórcami oraz o własnej koncepcji teatru.
Zbigniew Szymczyk/fot. Wrocławski Teatr Pantomimy |
Barbara Lekarczyk-Cisek: Na scenie
Wrocławskiego Teatru Pantomimy im. Henryka Tomaszewskiego kolejna premiera. Tym
razem jest to spektakl „Domu Bernady
Alba” – jednej z ostatnich sztuk hiszpańskiego poety i dramaturga, Federico
Garcii Lorki. Co Pana skłoniło do tego, aby sięgnąć po ten tekst?
Zbigniew Szymczyk: Tak się złożyło, że na Europejski
Kongres Kultury przygotowałem dłuższą etiudę na motywach „Zamku” Franza Kafki,
w której występują sami mężczyźni. Dla równowagi więc postanowiłem zrealizować
spektakl, w którym zagrałyby kobiety (śmiech). Trafiłem na dramat Lorki „Dom
Bernardy Alby”, ale chciałem nieco wypoetyzować kobiety, mimo że kanwą
przedstawienia jest erotyzm, budząca się namiętność. Wydawało mi się, że to
przedstawienie może odkryć inną sferę kobiecości.
Główna bohaterka sztuki jest despotyczną matką, której
postawa kładzie się cieniem na życiu jej pięciu córek. Jest jak strażniczka w
stworzonym przez siebie więzieniu. Czy wobec tego
można było bohaterki – jak Pan się wyraził – wypoetyzować?
Poszukiwałem
odpowiedzi na pytanie, dlaczego tytułowa bohaterka w taki, a nie inny sposób
postępowała z córkami, co ją skłoniło do tego. Próbowałem szukać jakichś
rozwiązań scenicznych, aby to wytłumaczyć. Stworzyłem nawet taką scenę, w
której następuje załamanie tego jej żelaznego wizerunku. Bohaterka widzi sama
siebie w lustrze i to lustro staje się katalizatorem wspomnień dających głębsze
zrozumienie tego, dlaczego Bernarda jest właśnie taka.
Z pewnością zna Pan inne realizacje
dramatu Lorki, jak choćby zrealizowaną w 1973 roku dla Teatru Telewizji
inscenizację Krystyny Meissner, z wybitną rolą Ryszardy Hanin. W postać
Bernardy Alba wcieliła się także w 1991 roku wybitna angielska aktorka Glenda
Jackson. Co nowego, odmiennego wnosi Pańska interpretacja?
Dom Bernardy Alba, od lewej: Monika Rostecka-Komorowska, Paulina Jóźwin, Agnieszka Kulińska, Agnieszka Charkot, fot. Bartek Sowa |
Na motywach
tej historii stworzyłem własną, która ma podobny do pierwowzoru szkielet
dramaturgiczny. Opowiadam ją w taki sposób, jakby się działa współcześnie,
ponieważ od czasów Lorki zmienił się sposób obrazowania rzeczywistości i pewne
sprawy byłyby dziś nierealne. Nie zdarzyłoby się teraz, aby matka wracająca z
córkami z kościoła ogłosiła po powrocie do domu trwającą osiem lat żałobę.
Chciałem także pozbyć się charakterystycznej rodzajowości tej sztuki. W moim przedstawieniu
jest sporo impresji i symboliki, unikam dosłowności. Widz natomiast musi sobie
pewne rzeczy wyobrazić, dopowiedzieć…
Wiele scen
powstało na bazie moich własnych przemyśleń. W oryginale jest np. dyskusja
między kobietami na temat mężczyzny imieniem Pepe, który ma zostać mężem
najstarszej. Aby to pokazać w języku pantomimy, jedna z córek wynosi jego
marynarkę i zaczyna się między kobietami coś w rodzaju walki o nią. Kobiety
przebierają się, kreują na mężczyznę, rywalizują o niego. Tego rodzaju sceny są
próbą znalezienia odpowiednich obrazów, które ujawniają emocje bohaterek.
Poszukiwałem też takich form wyrazu, które by ukazywały istotę człowieka w
chwilach, kiedy znajduje się sam. Chciałem uchwycić moment, kiedy bohaterki
zamykają drzwi do swego pokoju i pokazać, co się wówczas z nimi dzieje, gdy
puszczają hamulce i wydostaje się tłumiona sfera ich seksualności, która jest
cały czas poskramiana. Zależało mi przede wszystkim, aby pokazać, że takie
toksyczne domy, takie kobiety istnieją również współcześnie.
Dom Bernardy Alba, scena zbiorowa, na pierwszym planie Ewa Czekalska, fot. Bartek Sowa |
Współpracuje Pan z Wrocławskim
Teatrem Pantomimy od 1984 roku. Najpierw jako aktor, następnie jako choreograf
i pedagog. Pełni Pan także od 2009 roku funkcję dyrektora. Czy daje to większą
swobodę twórczą, czy też ogranicza Pana jako artystę?
Moim
zadaniem była obrona Teatru Pantomimy przed zamknięciem i stworzenie takich
warunków, aby dalej istniał i rozwijał się. Staram się tworzyć teatr, który nie jest ani autorski, ani
repertuarowy, ale za to porusza ważne
sprawy. Do takich przedstawień należy z pewnością „Osąd”, inspirowany
obrazem Hansa Memlinga „Sąd Ostateczny”. Będąc kiedyś w Gdańsku, zobaczyłem na
frontonie dworca olbrzymią replikę tego obrazu. Jednocześnie przyglądałem się
ludziom śpieszącym do pracy, którzy w ogóle nie zwracali uwagi na to
przedstawienie. Zafrapowało mnie wtedy, czy można współcześnie stawiać takie
eschatologiczne pytania, pytania dotyczące spraw ostatecznych. Podzieliłem się
tą refleksją z wybitnym rzeźbiarzem Jerzym Kaliną i tak powstał pomysł tego
przedstawienia. Później zaprosiłem też do współpracy Leszka Mądzika i Pawła Passiniego, doszedłem bowiem do wniosku, że byłoby interesujące pokazać ten
temat z perspektywy różnych twórców. Pomysł okazał się sukcesem. Podobnie jak
przedstawienie dla dzieci, zatytułowane „Makrokosmos”, które przygotował inny
zaproszony do współpracy artysta, Konrad Dworakowski.
Osąd, L. Mądzik, fot. Bartek Sowa |
Czym jest dla Pana teatr pantomimy?
Dzięki niemu
cały czas się uczę. Zrobiłem kilkadziesiąt przedstawień, współpracowałem z
wieloma reżyserami w Polsce przy tworzeniu scenografii i ruchu scenicznego.
Kontakt z ludźmi, którzy pracują z żywym słowem, był dla mnie niezwykłym
doświadczeniem. Uczyłem się ich sposobu myślenia, a tego nie daje żaden wydział
reżyserski czy szkoła aktorska. Mogłem się także dzielić swoimi
doświadczeniami, które nabyłem przez długie lata pracy z Henrykiem
Tomaszewskim. Dla mnie teatr pantomimy
to przede wszystkim myślenie ruchem. Obcując
z tekstem widzę go przede wszystkim obrazami. Dążę do tego, aby tworzyć teatr ciekawy, który porusza i
uruchamia wyobraźnię.
Życzę zatem takich poruszających,
ważnych przedstawień i dziękuję za rozmowę.
Pod tym linkiem - recenzja spektaklu "Dom Bernardy Alba"
.........................................................................................................................................................
Zbigniew Szymczyk |
Zbigniew Szymczyk
Z Wrocławskim Teatrem Pantomimy związany jest od
1984r. W tym czasie zagrał we wszystkich spektaklach wyreżyserowanych
przez H. Tomaszewskiego.
Od 1997 roku jest pedagogiem pantomimy i plastyki ruchu. Jest też autorem spektakli plenerowych , twórcą ruchu scenicznego i choreografii w Teatrze Współczesnym, Teatrze Polskim we Wrocławiu, Teatrze Współczesnym w Szczecinie, Teatrze Wybrzeże w Gdańsku, Teatrze Polskim w Bydgoszczy, Teatrze Powszechnym w Łodzi, Teatrze im. Horzycy w Toruniu, Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu oraz w Operze Wrocławskiej.
W 2007 na Ogólnopolskim Konkursie na inscenizację utworów St. Wyspiańskiego, otrzymał nagrodę za ruch sceniczny do Wesela w reż. A. Augustynowicz w Teatrze Współczesnym w Szczecinie.
Od 2009 r. pełni funkcję dyrektora naczelnego Wrocławskiego Teatru Pantomimy.
Od 1997 roku jest pedagogiem pantomimy i plastyki ruchu. Jest też autorem spektakli plenerowych , twórcą ruchu scenicznego i choreografii w Teatrze Współczesnym, Teatrze Polskim we Wrocławiu, Teatrze Współczesnym w Szczecinie, Teatrze Wybrzeże w Gdańsku, Teatrze Polskim w Bydgoszczy, Teatrze Powszechnym w Łodzi, Teatrze im. Horzycy w Toruniu, Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu oraz w Operze Wrocławskiej.
W 2007 na Ogólnopolskim Konkursie na inscenizację utworów St. Wyspiańskiego, otrzymał nagrodę za ruch sceniczny do Wesela w reż. A. Augustynowicz w Teatrze Współczesnym w Szczecinie.
Od 2009 r. pełni funkcję dyrektora naczelnego Wrocławskiego Teatru Pantomimy.
Wywiad ukazał się na portalu PIK Wrocław 15 maja 2012 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz