czwartek, 8 sierpnia 2019

Ewa Rossano: Rzeźby są moim pamiętnikiem /wywiad/

Rozmawiam z Ewą Rossano - wybitną polską rzeźbiarką i malarką, wrocławianką mieszkającą we Francji, która czerpie inspiracje z życia "pomiędzy", a jej rzeźby są rodzajem pamiętnika.

Ewa Rossano przy swojej rzeźbie Planeta, fot. z archiwum artystki

Barbara Lekarczyk-Cisek: Mieszka Pani pomiędzy Francją a Polską, co sprawia, że pojawia się i znika. Trudno też wyśledzić, co się dzieje w Pani artystycznych planach, a bardzo jestem ciekawa, co się wydarzyło od naszego ostatniego spotkania. Przypomnę, że był to rok 2017, szczególny, bo została Pani zaproszona jako jedyna polska artystka do UNESCO…

Ewa Rossano: Coś w tym jest, co Pani powiedziała o znikaniu –  ostatnio ktoś mi powiedział to samo (śmiech). Czasami sama mam takie wrażenie, jakbym prowadziła życia równoległe. Poruszanie się pomiędzy miejscami jest czymś dla mnie naturalnym – to tak, jakbym zanurzała się w wodzie i wypływała co jakiś czas na powierzchnię. Jestem przy tym osobą, która wszędzie czuje się dobrze. Nigdzie też do końca nie wrastam. Zrobiłam kiedyś serię rzeźb postaci, które miały na głowie coś, co mogłoby przypominać koronę drzew. Były to jednak KORZENIE. Korzenie, które zamiast do ziemi, rosły w przeciwnym kierunku …do góry, ku Niebu. A to, co tam « na górze », jest NIEZMIENNE, nie mam więc trudności z tym, aby pojechać w inne miejsce, pomieszkać i popracować gdzieś indziej przez jakiś czas. Moje korzenie « jadą »  tam ze mną. Wrocław kocham jak szalona, ale inspiracji szukam poza nim. Tu natomiast pracuje mi się najlepiej. Inspiracje z podróży zaczynają w sposób naturalny owocować. Trudno mi nawet opowiedzieć racjonalnie, jak wygląda ten proces, bo pracuję intuicyjnie. Racjonalizuję stworzone dzieło dopiero post factum. W przypadku Planety chodziło mi na przykład o przedstawienie postawy otwartości, nie wykluczającej stabilności, która powinna nam przy tym towarzyszyć, bo musimy wiedzieć, kim jesteśmy.

Życie to podróż, brąz (unikat, z cyklu o wodzie, utwory Liszta i Ravela), fot. z archiwum artystki


To, o czym Pani mówi, kojarzy mi się z bohaterką filmu "Żółty jest zakazany" - chińską projektantką mody Guo Pei, która bazując na tradycji, tworzy kostiumy, które przemawiają także do zachodniego odbiorcy. Potrafi też czerpać inspirację z historii Francji i to się wcale nie ze sobą kłóci, ale tworzy spójny przekaz.

Inspiracje są ogromnie ważne, bo uruchamiają proces twórczy, ale nie mniej istotna jest pewna predyspozycja czy może raczej umiejętność zachwycenia się światem i bycie sobą.

Wenus z Bałtyku, brąz i kryształ (unikat, z cyklu o wodzie, utwory Liszta i Ravela), fot. z archiwum artystki

Mnie się ten film skojarzył z Panią także dlatego, że Pani ubiera swoje postacie w suknie.

To prawda, że lubię ubierać swoje postacie, w ogóle lubię stroje różnych epok, bo strój pozwala mi niejako dotknąć minionego czasu. Zresztą nie tylko strój. Ostatnio taką rolę spełnił klawesyn, na którym mogłam zagrać. Interesujące jest otworzyć się na coś, z czym nie stykamy się na co dzień.

Kiedy rozmawiałyśmy ostatnio, wspomniała Pani o interdyscyplinarnym projekcie, który zapewne taką spełnił rolę...

Projekt powstał dość nieoczekiwanie. Na jednej z wystaw spotkałam pewnego kolekcjonera, który kupił kilka moich rzeźb i który poznał mnie z francuskim pianistą Stéphanem Seban. Poznawszy się bliżej postanowiliśmy zrobić razem coś kreatywnego. Stephan jest znakomitym interpretatorem muzyki klasycznej i zaproponował mi, abym wykonała prace do wykonywanego przez niego cyklu utworów związanych tematycznie z wodą - kompozycji Franza Liszta, Maurice`a Ravela, Manuela de Falli oraz Isaaca Albeniza. Pod wpływem tej muzyki stworzyłam pięć rzeźb nawiązujących do tego tematu, m. in. kolorem i ruchem. Z kolei zainspirowany moimi pracami muzyk skomponował program drugiej części występu: piękne utwory hiszpańskie. Podczas koncertu rzeźby, a także natura zostały wykorzystane w wideoprojekcji, którą stworzył freelancer z branży filmowo - telewizyjnej, wrocławianin Sabin Kluszczynski. Podczas antraktu widzowie mogli się przechadzać po scenie jak na wernisażu, oglądać wystawione na scenie rzeźby, a także porozmawiać z nami. Nigdy wcześniej nie miałam bliskiego kontaktu z muzyką i ten projekt mnie oczarował. Do tej pory mieliśmy kilka koncertów w Europie, a także na położonej na Oceanie Indyjskim francuskiej wyspie La Réunoin.

Ewa Rossano i Stéphane Seban podczas koncertu i wystawy, fot. z archiwum artystki

W ogóle muszę wyznać, że ostatni rok był dla mnie czasem szczególnym. Miałam potrzebę zatrzymania się, gdyż podczas ostatnich dwudziestu lat tak wiele się działo, zarówno w mojej twórczości, jak i w codzienności, ze zapragnęłam « usiąść i przeglądnąć » to, co niosę  w « walizach » swojego życia. Popatrzeć uważnie, przyjrzeć się i za niektóre rzeczy podziękować, inne zaś odstawić lub poprzestawiać. Taki czas jest ważny dla każdego człowieka, a dla artysty, który pragnie mówić do innych prosto z serca, tym bardziej. Przesunęłam więc w czasie czekające mnie duże wystawy. Była to dla mnie trudna decyzja. Okazało się jednak, że przyniosła piękne owoce.

Czy uchyli Pani rąbka tajemnicy?

Zdradzę jedynie, że za rok zaprezentuję swe prace na wystawie w Muzeum Teatru we Wrocławiu, której otwarcie przypadnie na Międzynarodowy Dzień Baletu. Mam wiele pomysłów, ale jak będzie ostatecznie wyglądać, tego jeszcze sama nie wiem. Następnie wrocławska wystawa pojedzie do Paryża, Strasburga i Luksemburga.

Ewa Rossano podczas pleneru w Pruszkowie, fot. z archiwum artystki

Ze spraw, które się już wydarzyły, a które okazały się bardzo ciekawym doświadczeniem, był także plener rzeźbiarski w Pruszkowie, zorganizowany przez Muzeum Starożytnego Hutnictwa Mazowieckiego. Zastanawiając się nad rzeźbą, którą miałam wykonać, pomyślałam, że pierwszym narzędziem człowieka były ręce. A ponieważ czytałam właśnie książkę na temat roli kobiety od starożytności, postanowiłam, że moja rzeźba powstanie we współpracy z kobietami. Miała to być suknia "utkana" z gipsowych odlewów kobiecych dłoni. Była to też okazja do porozmawiania, a liczba rozmówczyń osiągnęła setkę. Do dziś utrzymuję z niektórymi z nich kontakt.

Ewa Rossano z jedną z uczestniczek pleneru, fot. z archiwum artystki

Myślę, że istnieje jakiś rodzaj niebezpieczeństwa, że artysta tworzący indywidualnie, czasami samotnie, w swojej pracowni, odizoluje się od rzeczywistości, jak to było z bohaterką filmu Jane Champion: "Fortepian". Pani to, jak sądzę, nie grozi, bo - jak na to wskazują ostatnie projekty - potrafi wyjść do ludzi i czerpać radość ze współtworzenia.

To się rodzi samoistnie. Do Pruszkowa pojechałam z potrzebą wyjścia do ludzi, a rzeźba stała się do tego pretekstem. Powstała w tych okolicznościach rzeźba  była piękna może właśnie dlatego, że zawarła w sobie pamięć tych spotkań.
Technika, w której pracuję najczęściej, czyli łączenie brązu ze szkłem (kryształ wykonany w technice pâte de verre), to rodzaj rozmowy, relacji, uzupełniania, dopełniania. To spotkanie i przenikanie się dwóch światów : delikatności i siły, trwałości i ulotności, widzialnego i niewidzialnego. Ich współistnienie.
Wydaje mi się, że moje rzeźby są rodzajem pamiętnika. Niektórzy lepiej wypowiadają się w słowie, inni grają na instrumencie, a ja rzeźbię. Kiedy patrzę na moje prace po upływie jakiegoś czasu, przypominam sobie, gdzie wówczas byłam, co wtedy czytałam albo czego słuchałam i widzę w nich fragmenty swojego życia. Może dlatego odczuwa się skrywaną w nich emocję.

Dziękuję za rozmowę i czekam z niecierpliwością na wrocławską wystawę.



Odyseja, brąz i kryształ (unikat, z cyklu o wodzie, utwory Liszta i Ravela), fot. z archiwum artystki



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jubileuszowa Gala Muzyki Poważnej Fryderyk 2024

Od baroku po współczesność, od muzyki kameralnej po symfoniczną i koncertującą, od klasyki muzyki poważnej po lżejsze brzmienia z Ameryki Po...

Popularne posty