poniedziałek, 26 czerwca 2023

Początek Festiwalu Bachowskiego w Świdnicy – z wysokiego C! /relacja/

Wczoraj – z wysokiego C! – rozpoczęła się w Świdnicy XXIV edycja Festiwalu Bachowskiego. Wystąpił światowej sławy kontratenor Franco Fagioli z towarzyszeniem znakomitego zespołu Jana Tomasza Adamusa Capella Cracoviensis. Owacja na stojąco zakończyła ten pełen wrażeń muzyczny wieczór.

Franco Fagioli podczas koncertu otwierającego Festiwal Bachowski
w Świdnicy, fot. Daniel Gębala

Program koncertu został zaprezentowany bardzo interesująco. Usłyszeliśmy kompozycje Josepha Haydna i Wolfganga Amadeusza Mozarta wzajemnie się przeplatające i tworzące przez to nową muzyczną jakość. Capella Cracoviensis pod dyr. maestro Jana Tomasza Adamusa zagrała 80. Symfonię d-moll Haydna, dzieląc ją na części. pomiędzy którymi znalazły się arie z różnych utworów Mozarta (jego oper), na koniec zaś zabrzmiał motet Exsultate, jubilate ("Cieszcie się i radujcie"), napisany przez 17-letniego Wolfganga Amadeusa Mozarta do tekstu łacińskiego, przy czym ostatnia część zawiera tylko jedno słowo: "Alleluja!", ale jest to fragment wymagający od śpiewaka prawdziwej wirtuozerii. Wiemy skądinąd, że obaj kompozytorzy znali się i przyjaźnili, należeli do loży masońskiej, a nawet grywali wspólnie w kwartetach smyczkowych i wymieniali utworami. Połączenie ich kompozycji w jednym koncercie było więc poniekąd naturalne.

Capella Cracoviensis pod dyr. Jana Tomasza Adamusa, 
fot. Daniel Gębala


Haydn w mistrzowskim wykonaniu Capella Craciviensis


Haydn tworzył symfonie przez całe życie, jednak ich forma ulegała przekształceniom. Wczesne symfonie Haydna (powstałe w latach sześćdziesiątych XVIII w.) są utworami trzy- lub czteroczęściowymi, w których mieszają się wpływy barokowe i klasyczne. Po 1770 r.. Haydn usunął ze składu orkiestry klawesyn i sięgał po bardziej odległe tonacje. Brzmienie symfonii staje się silniejsze, dzięki szerszemu wykorzystaniu instrumentów dętych, czego mogliśmy doświadczyć słuchając jego 80 Symfonii d-moll, która  została napisana w 1784 roku jako środkowa część trylogii na koncert wielkopostny w Wiedniu w marcu 1785 roku. 

Symfonia skomponowana jest na flet, dwa oboje, dwa fagoty, dwa rogi i smyczki i składa się z czterech części: Allegro spiritoso, Adagio, Menuetto i Finałe Presto. Część pierwszą otwiera temat na wiolonczeli z towarzyszeniem tremolo na smyczkach, po czym muzyka staje się na sposób romantyczny burzliwa. Liryczna druga część utrzymana jest w tonacji B-dur i w żaden sposób nie przypomina burzliwej części otwierającej. 
Z kolei część trzecia powraca do tonacji D-moll, podobnie jak w części pierwszej. Trio utrzymane jest w tonacji D-dur i wykorzystuje incipit lamentatio z gregoriańskiej melodii, użytej wcześniej w jego 26 Symfonii "Lamentatione". Finał ma formę sonatową w D-dur. Ostatnia część kończy się fragmentem podobnym do tego, którego użył kompozytor do zakończenia swojej Symfonii nr 84 in E.

Jan Tomasz Adamus, dyrygent Capella Cracoviensis i dyrektor artystyczny Festiwalu
Bachowskiego w Świdnicy, fot. Daniel Gębala
Capella Cracoviensis zabrzmiała w świdnickim Kościele Pokoju znakomicie! Zespół istnieje od roku 1970, a od 2011 gra muzykę dawną na instrumentach z epoki. Miałam okazję słyszeć w wykonaniu członków chóru tego zespołu “Tenebrae responsoria” Carlo Gesualdo w Kościele pw. św. Katarzyny w Krakowie podczas Misteria Paschalia w 2016 roku i było to niezapomniane przeżycie. Tym razem mogłam podziwiać orkiestrę – doskonale zgraną, mogącą się poszczycić znakomitymi muzykami (te sola fletu czy instrumentów dętych, wspaniałe skrzypce!), a w dodatku dyskretnie towarzyszącą śpiewakowi, wzbogacając jednocześnie jego występ. Chapeau bas! Nie dziwi zatem, że artyści tego zespołu występują z sukcesem na całym świecie i że chętnie współpracują z nimi uznani instrumentaliści, jak i śpiewacy.

Wyrazistość i doskonałość brzmienia zespołu to w dużym stopniu zasługa Jana Tomasza Adamusa, który od 2008 roku jest dyrektorem naczelnym i artystycznym Capelli Cracoviensis. – krakowskiego chóru kameralnego oraz grającej na historycznych instrumentach orkiestry, z którymi wystąpił na wielu znaczących festiwalach i w renomowanych salach koncertowych: Concertgebouw Amsterdam, Theater an der Wien, Haydn Festspiele Brühl, Festspiele Schwetzingen, Bachfest Leipzig, Händel Festspiele Halle... Może także poszczycić się wspaniałymi nagraniami fonograficznymi  oper barokowych (m.in. fonograficzne prapremiery Germanico in Germania Porpory i Adriano in Siria Pergolesiego wydane przez wytwórnię Decca), a także dawnej muzyki polskiej oraz repertuaru klasycznego i romantycznego.

Franco Fagioli  – argentyński Orfeusz


Franco Fagioli, fot. Daniel Gębala

Nieprzypadkowo użyłam tego porównania z Orfeuszem, bo poza wszystkim od tej roli w operze Glucka zaczęło się moje zainteresowanie śpiewakiem. Poza oszałamiającą techniką, Franco Fagioli dysponuje także tym CZYMŚ, na co składa się jego emocjonalność, pasja śpiewania i talent. Utwory Mozarta, które zaprezentował w Świdnicy, te jego cechy ujawniły w pełnej krasie. 

Zadebiutował na Salzburg Whitsun Festival w 2014 roku ze swoim programem Giambattista Velutti. W tym samym roku miały ponadto miejsce dwa debiuty z dziełami Mozarta: po wykonaniu partii Sesto w La clemenza di Tito w Nancy, zadebiutował jako Idamante w nowej produkcji Martina Kušeja: Idomeneo w Royal Opera House, Covent Garden. Jesienią 2014 roku ukazała się jego solowa płyta Il maestro Porpora – Arias, w której Franco Fagioli złożył hołd włoskiemu kompozytorowi i nauczycielowi śpiewu Nicoli Porporze. Pojawił się także na płycie Siroe – Re di Persia G. F. Handla (nie muszę dodawać, że wszystkie te płyty posiadam 😍), która została wydana mniej więcej w tym samym czasie, a także na płycie zatytułowanej La Concordia de' pianeti, odkrytym na nowo utworze barokowego kompozytora Antonio Caldary.

Na początku swojego występu w świdnickim Kościele Pokoju Franco Fagioli wykonał arię Se l’augellin sen fugge z włoskiej opery W. A. Mozarta "La Finta Giardiniera". Mozart napisał ją w Monachium w styczniu 1775 roku, gdy miał 18 lat, a jej prawykonanie miało miejsce 13 stycznia w Salvator Theater w Monachium. To rola Cavaliera Ramiro, przeznaczona na głoś kastrata. Podczas jej wykonywania Fagioli mierzył się zapewne z przestrzenią kościoła, bo dopiero kolejne arie dały słuchaczom pełne wyobrażenie o jego talencie i możliwościach. Przepięknie zabrzmiała aria Ah! se morir mi chiama! (Ach! Jeśli śmierć mnie wzywa!) z opery Mozarta "Lucio Silla". Pochodzi ona z II aktu opery. Giunia jest zagrożona przez dyktatora Lucio Silli, który chce ją poślubić, gdy tymczasem ona obawia się o bezpieczeństwo swojego ukochanego Cecilio, który potajemnie powrócił z wygnania. Biegnie więc do Cecilio i błaga go, by uciekał. Na pożegnanie Cecilio śpiewa tę piękną arię, zapewniając ją, że będzie jej wierny nawet po śmierci. To aria pełna ozdobników, dająca swobodę wykonawcy, co nie jest bez znaczenia w przypadku artysty takiego formatu jak Franco. Piękno i liryzm mieszają się dramatem rozstania... Wszystkich nas ta aria poruszyła. 

Po niej MUSIAŁO być jeszcze lepiej i choć wydaje się to nierealne  –  było! Kolejna aria pochodziła z opery "La clemenza di Tito" ("Łaskawość Tytusa") i nosiła tytuł Parto, parto, ma tu ben mi (Odchodzę, ale jesteś moja). Niezwykle piękna i poruszająca. Wykonana przy akompaniamencie fletu,  pełna liryzmu, ale są w niej także partie dramatyczne, dające wyobrażenie o skali możliwości śpiewaka. 

Można jej posłuchać tutaj, żeby nie było, że mnie poniosło :-) I choć jest to nagranie sprzed lat (Franco miał wtedy raptem 24), daje jednak jakieś wyobrażenie.


Na koniec zabrzmiał prawdziwy hit: motet Exsultate, JubilateMozart skomponował ten utwór w Mediolanie, w 1773 roku dla wybitnego kastrata Venanzio Rauzziniego. Premiera Exsultate, Jubilate odbyła się 17 stycznia w kościele św. Antoniego w Mediolanie. Ze względu na sopranowy charakter utworu, który wymaga od wykonawcy swobodnego operowania w zakresie oktawy dwukreślnej i osiągnięcia w decydującym momencie c3 (c trzykreślnego) utwór w zasadzie nie jest wykonywany przez kontratenorów, których skala zazwyczaj kończy się na alcie bądź też mezzosopranie, rzadko osiągając skalę pełnego sopranu. Ale dla Franco Fagioli wykonanie go nie stanowiło najmniejszego problemu. Zaśpiewał go z właściwym sobie wdziękiem i wirtuozerią. I "za karę :-) musiał bisować. Owacja na stojąco zakończyła ten pełen wrażeń muzyczny wieczór.

Owacja na stojąco po koncercie, fot. Daniel Gębala


My na koncercie, fot. Daniel Gębala


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mariusz Mikołajek o sztuce jako o zastępczym obszarze łaski /wywiad/

Ubecja "aresztowała" jego prace dyplomowe, a tworzenie w trudnych czasach stanu wojennego stało się drogą do wiary. Swoje projekty...

Popularne posty