sobota, 21 października 2023

"Czarodziejski flet", czyli Mozart po wrocławsku

Najnowsza inscenizacja "Czarodziejskiego fletu" Mozarta w Operze Wrocławskiej budzi wprawdzie kontrowersje, trzeba jednak przyznać realizatorom, że próbowali stworzyć nową jakość, która  nie jest sztuką "nijaką". Tak czy owak jest o czym dyskutować 😁 Z pewnością warto wybrać się na ten spektakl, aby skonfrontować własne gusty i oczekiwania z tą nową propozycją, a przede wszystkim, aby posłuchać muzyki Mozarta, która nie znudzi się nigdy.

Scena zbiorowa, na środku: Grzegorz Szostak (bas, Sarastro) i
Aleksander Zuchowicz (tenor, Tamino), fot.  D. Gdesz

1 października w Operze Wrocławskiej odbyła się premiera spektaklu "Czarodziejskiego fletu w Breslau", którego dialogi w języku polskim napisał znany autor powieści kryminalnych, których akcja rozgrywa się w przedwojennym Wrocławiu (Breslau) –  Marek Krajewski. To zresztą nie tylko sprawa dialogów, ale także wprowadzenie do opowieści narratora Eberhada Mocka, a  w efekcie – oryginalna koncepcja całości przedstawienia i zupełnie inne przesłanie, z którym zamierzam polemizować. Zanim jednak przejdę do jego omówienia, przypomnę okoliczności powstania ostatniej opery Mozarta, przywołam także znane mi jej interpretacje,  w tym wrocławskie. Warto bowiem zobaczyć to wszystko w szerszym kontekście.

Afisz z premiery "Die Zauberflöte", 30 września 1791, fot. Wikipedia


Kiepskie libretto – genialna muzyka

Powstanie "Czarodziejskiego fletu" (oryg. Die Zauberflöte), podobnie jak "Requiem", osnute zostało rozmaitymi legendami, co przenikło zresztą do znanego filmu Miloša Formana: "Amadeusz". Podobno Mozart skomponował muzykę do tekstu Emanuela Schikanedera dla uwolnienia się z kłopotów finansowych. Wystawione 30 września 1791 roku dzieło odniosło niebywały sukces, który rósł z przedstawienia na przedstawienie. Wszyscy, w tym także Piotr Kamiński, wybrzydzają zgodnie na tekst libretta, który Emanuel Schilkander zaczerpnął ze zbioru bajek Wielanda, a także z innych baśni i rytuałów masońskich, sięgających po mit "oświeceniowego" Egiptu, a będących w istocie fabularnym apokryfem opartym na niepewnych źródłach, za to bardzo popularnym w czasach Mozarta.

Emanuel Schikaneder jako pierwszy Papageno. Ze strony tytułowej pierwszego
wydania libretta "Czarodziejskiego fletu", fot. Wikipedia

"Jak to możliwe, że z kiepskiego libretta i muzyki powstał ten kryształowy cud?" – pyta retorycznie Kamiński w swojej książce "Tysiąc i jedna opera". Tymczasem od początku zakładano, że przedstawienie miało się  podobać publiczności o niewyrafinowanych gustach  – bywalcom podmiejskiego teatrzyku Freihaustheater (Theater an der Wiedeń), a nie krytykom i koneserom. Takich słabych librett, będących pretekstem do skomponowania pięknej muzyki jest zresztą znacznie więcej, dość wspomnieć "Trubadura" Giuseppe Verdiego, w którym melodramatyczna historia brzmi tak nieprawdopodobnie, że roztrząsanie jej przyprawiłoby każdego o zawrót głowy, ale zasłuchani w piękne arie i duety bierzemy to niejako w nawias. Poza tym lubimy, gdy miłość zwycięża rozmaite przeszkody 😁. Tak dzieje się również w przypadku "Czarodziejskiego fletu", w którym baśniowy sens opowiadanej historii, dzięki swojej paraboliczności, daje rozmaite możliwości inscenizacyjne. Niewielka skaza libretta tkwi w jego języku, zawierającym mnóstwo zwrotów pospolitych czy infantylnych (co zapewne boli przede wszystkim Niemców), ale nie znaczy to, że całe libretto jest marne. Dowodzi tego m. in. przykład wielkiego J. W. Goethego, który nosił się z zamiarem napisania drugiej części "Czarodziejskiego fletu", a choć jej nie dokończył  –zachowany tekst błyszczy pełnią baśniowej poezji i zawiera wiele głębokich myśli. I choć wspomniany już Piotr Kamiński z całą surowością piętnuje także niedostatki kompozycyjne oraz brak logiki w poprowadzeniu akcji, to jednak faktem jest, że teatry operowe ciągle powracają do "Czarodziejskiego fletu", który staje się wdzięcznym obiektem rozmaitych zabiegów inscenizacyjnych. 

Karl Friedrich Schinkel, rysunek projektowy do scenografii "Czarodziejskiego fletu"
Muzeum Schinkla, Berlin, źródło: Wikipedia

Inicjacja w dorosłość  – dojrzewanie do miłości

Nie będę przywoływać treści całego libretta, spróbuję jednak opowiedzieć tę historię pokrótce, aby ją uporządkować na potrzeby niniejszych rozważań. Tekst inkrustuję przykładami rozmaitych interpretacji, aby Czytelnicy mieli okazję ich posłuchać. Otóż akcja libretta rozpoczyna się od momentu, kiedy to główny bohater, książę imieniem Tamino, zostaje zaatakowany przez węża, mdleje ze strachu, a z opresji wybawiają go Trzy Damy, które okazują się wysłanniczkami Królowej Nocy. Zachwycone jego urodą, próbują bez skutku zostać sam na sam z nieprzytomnym młodzieńcem, co staje się tematem zabawnego tercetu. Po nich pojawia się kolejny bohater  – ptasznik Papageno, który zwycięstwo nad potworem usiłuje przypisać sobie. To postać będąca komicznym sobowtórem księcia, człowiek niejako "niepełny"  – gaduła i fantasta, który nie potrafi sobie znaleźć partnerki, nad czym nieustannie ubolewa (wesoła aria "Der Vogelfänger bin ich ja"). 

Marcus Werba jako Papageno w arii "Der Der Vogelfänger bin ich ja", Opera Wiedeńska, 2015

W pewnym momencie na scenie pojawia się Królowa Nocy, która pragnie odzyskać porwaną córkę Paminę z pomocą księcia ("O zittre nicht, mein lieber Sohn"). Ten już wcześniej zakochał się w jej wizerunku (piękna aria "Dies Bildnis ist bezaubernd schön"), toteż chętnie podejmuje misję uratowania ukochanej i obaj mężczyźni (Papageno z niemałymi oporami) udają się  pod opieką Trzech Chłopców (symbolizujących dziecięcą mądrość i ufność) do krainy, którą rządzi potężny Sarastro. Zostają ponadto obdarowani magicznymi przedmiotami, które mają im pomóc w trudnych sytuacjach: czarodziejskim fletem i dzwoneczkami. 

Papageno pierwszy dociera na miejsce, gdzie więziona jest Pamina i swoim "ptasim" wyglądem odstrasza "czarny charakter" – Monostatosa więżącego księżniczkę i uporczywie nastającego na jej cnotę. Przynosi też nadzieję na uwolnienie przez zakochanego w niej księcia (tu następuje piękny miłosny duet: "Bei Männern, welche Liebe fühlen", ciekawe, dlaczego tych dwojga...). 

Golda Schultz i Markus Werba, Metropolitan Opera, dyr. James Levine, sezon 2017–18

Następnie oboje uciekają, ale Monostatos dopada ich ze swoimi zbirami, dzięki czemu po raz pierwszy możemy się przekonać o zbawiennym działaniu dzwoneczków, którymi złe zbiry są tak zachwycone, że zapominają, kim naprawdę są i ... puszczają więźniów w tanecznym rytmie ("Das klinget so herrzlich"), co staje się okazją do refleksji, że dobrze by było mieć takie dzwoneczki w życiowych opresjach. Tymczasem Tamino i Trzej Chłopcy zbliżają się do potężnych wrót trzech świątyń: Mądrości, Rozumu i Natury. Pojawia się Stary Kapłan, którego książę oskarża o porwanie Paminy – sytuacja przybiera jednak nieoczekiwany obrót. Okazuje się, że Sarastro jest światłym mędrcem, niesprawiedliwie oskarżonym przez Królową Nocy. Monostatos zostaje ukarany, zaś Pamina i Tamino padają sobie w objęcia. 

“Schnelle Füße, rascher Mut” z mojego ulubionego spektaklu w Met, 2023

W akcie II Sarastro odsłania przed kapłanami swój plan: pragnie pokonać Królową Nocy łącząc Paminę z Tamino małżeńskim węzłem, oboje muszą jednak przejść trudne próby – otrzeć się o śmierć, aby narodzić na nowo. Dotyczy to również Papageno, który nie ma ochoty się narażać, ale skuszony obietnicą, że tą drogą zdobędzie wymarzoną dziewczynę, ostatecznie podejmuje próbę, choć milczenie w jego przypadku wydaje się być czymś nieosiągalnym. W przeciwieństwie do księcia, który jest gotowy na wszystko, ptasznik wydaje się być, paradoksalnie, bardziej "ludzki" – różnie sobie radzi z wyzwaniami, a mimo to także osiąga wymarzony cel.  Pamina natomiast musi uwolnić się z toksycznej więzi łączącej ją z matką, która okazuje się być mściwa i bezwzględna (słynna aria "Der Hölle Rache kocht in meinem Herzen"). 

Aria Królowej Nocy w wykonaniu Niny Minasyan, Dutch National Opera & Ballet (Amsterdam)

Mało tego, musi też zmierzyć się z milczeniem ukochanego, które budzi w niej przekonanie, że ten już jej najwidoczniej nie kocha. Pragnie więc umrzeć, przed czym ratują ją Trzej Chłopcy, którzy pomagają wszystkim bohaterom w godzinie próby. Nie tylko dostarczają spragnionym i głodnym posiłek, ale również odwodzą od próby samobójstwa zarówno Paminę, jak i wesołego i  – wydawałoby się  – zawsze pogodnego Papageno, który stracił wiarę, że spotka swoją ukochaną "dziewczynę albo żoneczkę" (cudna aria z dzwoneczkami: "Ein Mädchen oder Weibchen wünscht Papageno sich!"). 

Gerald Finley (Papageno), dyr. John Eliot Gardiner, inscenizacja Gerald Finley, 1996

Ostatecznie obaj mężczyźni znajdują swoje ukochane: Pamina towarzyszy Tamino w najtrudniejszych próbach, a Papageno odnajduje swoją "połówkę" – Papagenę, gdy gotów jest skończyć ze sobą (zabawny duet "Pa-pa-pa"). Ostatecznie światło triumfuje nad ciemnością –  zło upostaciowane przez Królową Nocy zostaje pokonane, dobro zaś zwycięża. Sukces "Czarodziejskiego fletu" był oszałamiający, a Schikaneder zbił na nim fortunę. Szkoda, że twórca pięknej muzyki –  W. A. Mozart niedługo mógł się nim cieszyć, zmarł bowiem 5 grudnia 1791 roku...

Gerald Finley (Papageno), Constanze Backes (Papagena), dyr. John Eliot Gardiner, inscenizacja Gerald Finley, Concertgebouw, Amsterdam, 1996

Interesujące inscenizacje 

W Warszawie wystawiono operę w oryginale dwa lata później, a w 1802 roku w polskim przekładzie Wojciecha Bogusławskiego (który wystąpił w roli Papagena): "Flet czarnoksięski, czyli Tajemnice Izis". Współczesne wersje tej opery są dość liczne. Z pewnością warto obejrzeć inscenizację utrwaloną na DVD, a będącą zapisem spektaklu z 1978 roku podczas festiwalu w Glyndelbourne, która zyskała sławę dzięki znanemu współczesnemu malarzowi –  Davidowi Hockney`owi, autorowi baśniowej scenografii, nie pozbawionej elementów humoru w scenach fantastycznych. Duża w tym także zasługa wykonawców głównych ról i samego dyrygenta: Bernarda Haitinga, który prowadził  jedną z najlepszych londyńskich orkiestr –  London Philharmonic Orchestra. Wśród wykonawców warto wspomnieć Felicity Lott w roli Paminy, obdarzoną nie tylko sopranem o pięknej, czystej barwie, ale także pełną wdzięku osobowością. Wspaniały jest również brytyjski baryton Benjamin Luxon w roli Papageno, który poza popisowymi rolami tytułowymi w "Eugeniuszu Onieginie" i "Wozzecku" kreował też m.in. robię hrabiego Almavivy w "Weselu Figara" czy tytułowego Don Giovanniego. Przesłanie tej inscenizacji jest jednoznaczne: bohaterom udaje się przejść zwycięsko wszystkie próby. Tym samym uwalniają się od dziecięcych więzi łączących ich ze skłóconymi rodzicami i tworzą własne szczęśliwe związki.
Metropolitan Opera, Die Zauberflöte: Trailer

Jednak największe wrażenie zrobił na mnie spektakl, który obejrzałam w czerwcu tego roku w Kinie Nowe Horyzonty, transmitowany z Met w ramach cyklu "The Met: Live in HD". Autorem inscenizacji jest Simon McBurney – znany brytyjski aktor, dramaturg, a jakby tego było mało  – również reżyser teatralny i operowy.  Nie było to jego pierwsze zetknięcie z tą operą Mozarta, ponieważ "Czarodziejski flet" po raz pierwszy inscenizował w 2013 roku w English National Opera w London Coliseum. To wówczas powstała koncepcja, którą utrwalono rok później na DVD z Netherlands Chamber Orchestra, którą poprowadził Marc Albrecht. Spektakl ten został wznowiony w 2023 roku w nowojorskiej Metropolitan Opera, dzięki czemu mogłam obejrzeć jego transmisję "na żywo". Sądzę, że jest to przedstawienie operowe wybitne i nie straciło blasku nie tylko dzięki znakomitym śpiewakom, ale właśnie za sprawą twórczej inscenizacji. Została ona wzbogacona o efekty dźwiękowe, projekcje wideo i akrobacje, idealnie komponujące się z charakterem i przesłaniem mozartowskiej baśni. Przede wszystkim jednak niezwykle cenna wydała mi się konwencja polegająca na odsłonięciu "teatru w teatrze" oraz na licznych aluzjach do współczesności. Jesteśmy zanurzeni w wirtualnej rzeczywistości, a wiodącym staje się temat  obrazu człowieka, a także obrazu rzeczywistości. A przy tym wykonawcy głównych ról byli znakomici: sopranistka Erin Morley jako Pamina, tenor Lawrence Brownlee jako Tamino (przełamując stereotyp pięknego księcia),obdarzony wspaniałym barytonem Thomas Oliemans jako Papageno, zasłużona zdobywczyni najgorętszego aplauzu sopranistka Kathryn Lewek jako Królowa Nocy, której zaśpiewanie tej roli odradzano (!), a tymczasem wykonywała ją setki razy w najlepszych teatrach operowych w Europie i Stanach Zjednoczonych, ustanawiając rekord w liczbie występów w tej roli w Metropolitan Opera. Okazała się wręcz stworzona do tej roli. Jej Królowa Nocy jest pozornie kruchą staruszką przykutą do wózka inwalidzkiego, ale to sprytna manipulatorka, która wykorzystuje swoją rzekomą słabość do niewolenia córki i nie tylko jej.  

Kathryn Lewek jako Królowa Nocy w arii "O zittre nicht, mein lieber Sohn" Opera Met 2023

"Czarodziejski flet" we Wrocławiu

We Wrocławiu po raz pierwszy zaprezentowano tę operę stosunkowo późno, bo dopiero w latach 70. XX wieku, a do jej realizacji zaangażowano twórców z Niemiec. Przedstawienie wyreżyserował Wolfgang Weit, który wcześniej współpracował z Miejskim Teatrem Muzycznym Operą i Operetką w Krakowie przy realizacji "Uprowadzenia z Seraju" (1963)  oraz z Teatrem Muzycznym w Łodzi przy "Lohengrinie" Richarda Wagnera (1970).  Autorem scenografii był Bernhard Schröter. Jak możemy przeczytać na blogu Opery Wrocławskiej: "W koncepcji Wolfganga Weita spektakl przybrał kształt nieco ludycznej komedii, jednocześnie manifestującej idee już oświeceniowe".

W. A. Mozart, "Czarodziejski flet", premiera: 15.07.1972; na zdjęciu: Pamina – Maria Sartova, Papageno – Antoni Bogucki, fot. Maciej Kański
Kolejna premiera "Czarodziejskiego fletu" odbyła się dopiero  11 marca 1995 roku w inscenizacji Janusza Wiśniewskiego. Oto, co pisał o niej w 1995 roku na łamach "Gazety Robotniczej" Stefan Drajewski:
"Janusz Wiśniewski przed przyjazdem do Wrocławia z pewnością otworzył swoją przepastną szufladę z figurka­mi, które ożywiał w "Panopti­cum...", "Końcu Europy", "Modlitwie chorego przed no­cą", "Olśnieniu". A kiedy wszedł w zaczarowany krąg opery, w krąg "Zaczarowanego fletu", poczuł się jak w swoim dziecięcym pokoju, skąd co chwila wypełza majak pamięci, strzęp babcinej opowieści. Niewiele, okazało się, różnią się one od historii wpisanej w wiel­kie olśniewające dzieło Mozar­ta. Zarówno w dziele Mozarta, jak i w pokoju Wiśniewskiego śmierć spotyka się z życiem, nie­nawiść z miłością... Wiśniewski reżyser i scenograf udowodnił, że nie raniąc muzyki wielkiego Mozarta, można go odczytać inaczej. Wiśniewski udowod­nił, że i opera może grzeszyć wielką teatralną urodą. Reżyser i scenograf w jednej osobie udo­wodnił, że można śpiewać pięk­nie i grać, a nie odgrywać wej­ścia i zejścia". 

W. A. Mozart, "Czarodziejski flet", premiera: 11.03.1995, scena zbiorowa,
od prawej: Jacek Ryś jako Papageno, fot. Marek Grotowski 

Kolejną premierę zaplanowano na rok 2000, ale z powodu remontu gmachu opery odbyła się w Teatrze Współczesnym. Jak czytamy na blogu Opery Wrocławskiej, "powstała we współpracy z Akademią Muzyczną we Wrocławiu. Obsada jednego z pierwszych przedstawień była złożona wyłącznie ze studentów tej uczelni. Ówczesna adeptka Akademii Muzycznej – Aleksandra Kurzak wykonywała wtedy arcytrudną partię Królowej Nocy, już w towarzystwie profesjonalnych artystów Opery Wrocławskiej", a jej reżyserem był pierwszy tancerz Waldemar Karst. Inscenizacja miała charakter konwencjonalny, wyróżniały się natomiast barwne dekoracje i kostiumy Małgorzaty Słoniowskiej.

W. A. Mozart, "Czarodziejski flet", premiera: 24.03.2000, Ewa Murawska jako Papagena
 i Jacek Jaskuła jako Papageno, fot. Marek Grotowski 
W 2006 roku operę Mozarta reżyserował Marek Weiss-Grzesiński i był to, jak pisał jeden z krytyków "spektakl utaneczniony". "Scenografię do opery przygotował Marcel Sławiński, który akcję libretta Schikanedera przeniósł w bezczasową sterylną przestrzeń. Nastrój przedstawienia tworzony był głównie oświetleniem i projekcjami. Sferze kobiecej przypisany został kolor szaroniebieski, a światu męskiemu czerwień symbolizująca płomienie. Barwy te mieszały się w finale widowiskowej inscenizacji próby wody i ognia. Współczesne kostiumy, które dopełniły plastycznej wizji, były autorstwa Ewy Kochańskiej" – czytamy na blogu. Była to zatem inscenizacja "z pomysłem". 

Cztery lata później, w 2010 roku, kolejną wersję "Czarodziejskiego fletu" przygotowała projektantka mody Anna Długołęcka, która swoje w tym obszarze doświadczenie wykorzystała projektując oryginalne kostiumy i to one odegrały znaczącą rolę w spektaklu. W roli Paminy wystąpiła znakomita Ewa Vesin, a Łukasz Rosiak zagrał Papageno, podobnie jak w najnowszym przedstawieniu.

Ewa Vesin jako Pamina i Łukasz Rosiak jako Papageno w spektaklu z 2010 roku,
fot. Marek Grotowski  
Na kolejną wersję "czarodziejskiego fletu" musieliśmy czekać aż trzynaście lat...

"Czarodziejski flet w Breslau"  dekadencja i dekonstrukcja


Jak sugeruje już sam tytuł, w przypadku wrocławskiej inscenizacji mamy do czynienia z istotną ingerencją w oryginał. Ważnym jej współautorem jest Marek Krajewski, który nie tylko napisał polskie dialogi, ale także wprowadził narratora znanego ze swoich powieści: Eberharda Mocka (w spektaklu gra go Jacek Jaskuła). Dodam, że wcześniej, w 2014 roku, podobną strategię zastosowano w spektaklu "Koniec świata w Breslau". Jeśli ktoś pamięta tamto przedstawienie lub zna cykl powieściowy Marka Krajewskiego, dla tego świat przedstawiony na deskach Opery Wrocławskiej nie będzie niczym nowym, oryginalnym, a tym bardziej szokującym, W tamtym przedstawieniu Mock jest ciągle pod wpływem alkoholu, a mimo to z pijackim uporem powtarza próby zaprowadzenia jakiegoś ładu w  zdegenerowanym świecie, ale nie jest to możliwe. 

"Czarodziejski flet w Breslau", Jacek Jaskuła, fot. D. Gdesz

W "Czarodziejskim flecie w Breslau" jest "tylko" komentatorem, wraz z upływem akcji coraz bardziej nietrzeźwym. Miejscem akcji jest przedwojenny Wrocław (Breslau), a ściślej: jego zdegenerowane dzielnice i podejrzane lokale. W ogóle to, co było w libretcie pewną baśniową metaforą, która dawała rozmaite możliwości inscenizacyjne, we wrocławskim spektaklu zostaje udosłownione, a przez to spłycone, Książę Tamino ma koszmary pod wpływem narkotyków, Trzy Damy, które się nim "opiekują" to prostytutki, a Królowa Nocy jest burdelmamą. 

Eliza Kruszczyńska, Aleksander Zuchowicz, Dorota Dutkowska, Elżbieta
Kaczmarzyk-Janczak, fot. D. Gdesz

Tamina została porwana przez dawnego przyjaciela ojca – Sarastro, który pod wpływem głębokiego nawrócenia próbuje uratować nie tylko ją, ale także innych pogubionych ludzi – z dobrym skutkiem. Poruszając się w tej konwencji, Krajewski również z Chłopców robi podejrzane indywidua, a z Papageno infantylnego półgłówka. Pominę miłosiernie kloaczne słownictwo, które jest naturalną konsekwencją faktu, że jest to "świat zepsuty", trudno więc oczekiwać, że bohaterowie będą mówili literackim językiem, ale dyskomfort jednak pozostaje chyba większy niż w przypadku niemieckiego oryginału, w którym bohaterowie posługują się językowymi banałami... 

Maria Rozynek-Banaszak jako Królowa Nocy, fot. D. Gdesz
Tamino, jak to ma miejsce w oryginale, przechodzi pozytywnie wszystkie próby, Pamina również. Z opresji wychodzi także Papageno, który odnajduje swoją "połówkę", ale finał jest kompletną dekonstrukcją oryginału, z którą nie spotkałam się w żadnej innej inscenizacji. Gdybyż jeszcze autor użył bardziej subtelnych środków świadczących o tym, że wątpi w pozytywny finał tej historii... Ale nie! Na scenę wytacza się kompletnie pijany Mock i bełkocze, że to wszystko, co widzieliśmy, było wytworem wyobraźni pod wpływem narkotyków i że z nałogu nie można się wyrwać, a traumy z dzieciństwa pokonać. Czemu w takim razie miały służyć owe próby, skoro z góry było wiadomo, jaki będzie finał..? To zasadnicza sprzeczność i godzi w przesłanie "Czarodziejskiego fletu". O ile Schilkander, a także Mozart (przez muzyczną charakterystykę bohaterów) dają swoim widzom nadzieję, jak w każdej porządnej baśni, o tyle realizatorzy wrocławskiej inscenizacji nas jej pozbawiają. 

Łukasz Rosiak jako Papageno, fot. Marek Grotowski

Przedstawienie byłoby nie do przyjęcia, gdyby nie piękna muzyka, która, niczym listek figowy, przysłaniała fakt, że "król jest nagi". Dyrygent Adam Banaszak narzucił wykonawcom zbyt duże tempo, ale mimo to zdarzały się perełki. Sądzę, że należy wyróżnić wspaniałą rolę Marii Rozynek-Banaszak (sopran), która nie tylko brawurowo zaśpiewała wspaniałe arie, w tym niezapomnianą i trudną "Der Hölle Rache kocht in meinem Herzen", ale też okazała się utalentowaną aktorką, szczególnie w ostatniej scenie, kiedy umiera i widać nawet lekkie drżenie jej ciała, rąk... Występująca gościnnie Marcelina Román była w roli Paminy poruszająca – i w partiach lirycznych, i w dramatycznych. Aleksander Zuchowicz w roli Tamino oraz Łukasz Rosiak jako Papageno zaśpiewali  bardzo dobrze, ale aktorsko wypadli nieco blado. 

Grzegorz Szostak (bas, Sarastro), Marcelina Román (sopran, Pamina),
fot. Marek Grotowski
Całość wyreżyserował Michał Znaniecki – nowy dyrektor artystyczny Opery Wrocławskiej. który już wcześniej inscenizował opery Mozarta (m.in. "Cosi fan tutte", "Don Giovanniego"), znany jako reżyser niebojący się wyzwań. Tym razem jednak chyba za bardzo dał się "uwieść" eksperymentowi i narracji Marka Krajewskiego. Trzeba jednak przyznać realizatorom, że próbowali stworzyć nową jakość, która wprawdzie budzi kontrowersje, ale nie jest sztuką "nijaką". Tak czy owak jest o czym dyskutować 😁
Z pewnością warto wybrać się na ten spektakl, aby skonfrontować własne gusty i oczekiwania z tą nową inscenizacją, a przede wszystkim, aby posłuchać muzyki Mozarta, która nie znudzi się nigdy.

P.S. Mam świadomość, że to, co napisałam, nie jest rasową recenzją. Przeżyłam trwającą wiele dni przygodę z "Czarodziejskim fletem", wysłuchałam wielu nagrań, obejrzałam kilka inscenizacji i dałam temu wyraz. Tym, którzy cierpliwie przeczytali tekst i wysłuchali nagrań, bardzo dziękuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szkicownik Stanisława Witkiewicza zabytkiem miesiąca w Muzeum Podlaskim w Białymstoku

Zabytkiem miesiąca w maju jest Szkicownik Stanisława Witkiewicza, Obiekt do końca miesiąca można oglądać w białostockim Ratuszu.  Z tych pra...

Popularne posty