Scena zbiorowa, na środku: Grzegorz Szostak (bas, Sarastro) i Aleksander Zuchowicz (tenor, Tamino), fot. D. Gdesz |
1 października w Operze Wrocławskiej odbyła się premiera spektaklu "Czarodziejskiego fletu w Breslau", którego dialogi w języku polskim napisał znany autor powieści kryminalnych, których akcja rozgrywa się w przedwojennym Wrocławiu (Breslau) – Marek Krajewski. To zresztą nie tylko sprawa dialogów, ale także wprowadzenie do opowieści narratora Eberhada Mocka, a w efekcie – oryginalna koncepcja całości przedstawienia i zupełnie inne przesłanie, z którym zamierzam polemizować. Zanim jednak przejdę do jego omówienia, przypomnę okoliczności powstania ostatniej opery Mozarta, przywołam także znane mi jej interpretacje, w tym wrocławskie. Warto bowiem zobaczyć to wszystko w szerszym kontekście.
Afisz z premiery "Die Zauberflöte", 30 września 1791, fot. Wikipedia |
Kiepskie libretto – genialna muzyka
Powstanie "Czarodziejskiego fletu" (oryg. Die Zauberflöte), podobnie jak "Requiem", osnute zostało rozmaitymi legendami, co przenikło zresztą do znanego filmu Miloša Formana: "Amadeusz". Podobno Mozart skomponował muzykę do tekstu Emanuela Schikanedera dla uwolnienia się z kłopotów finansowych. Wystawione 30 września 1791 roku dzieło odniosło niebywały sukces, który rósł z przedstawienia na przedstawienie. Wszyscy, w tym także Piotr Kamiński, wybrzydzają zgodnie na tekst libretta, który Emanuel Schilkander zaczerpnął ze zbioru bajek Wielanda, a także z innych baśni i rytuałów masońskich, sięgających po mit "oświeceniowego" Egiptu, a będących w istocie fabularnym apokryfem opartym na niepewnych źródłach, za to bardzo popularnym w czasach Mozarta.
Emanuel Schikaneder jako pierwszy Papageno. Ze strony tytułowej pierwszego wydania libretta "Czarodziejskiego fletu", fot. Wikipedia |
"Jak to możliwe, że z kiepskiego libretta i muzyki powstał ten kryształowy cud?" – pyta retorycznie Kamiński w swojej książce "Tysiąc i jedna opera". Tymczasem od początku zakładano, że przedstawienie miało się podobać publiczności o niewyrafinowanych gustach – bywalcom podmiejskiego teatrzyku Freihaustheater (Theater an der Wiedeń), a nie krytykom i koneserom. Takich słabych librett, będących pretekstem do skomponowania pięknej muzyki jest zresztą znacznie więcej, dość wspomnieć "Trubadura" Giuseppe Verdiego, w którym melodramatyczna historia brzmi tak nieprawdopodobnie, że roztrząsanie jej przyprawiłoby każdego o zawrót głowy, ale zasłuchani w piękne arie i duety bierzemy to niejako w nawias. Poza tym lubimy, gdy miłość zwycięża rozmaite przeszkody 😁. Tak dzieje się również w przypadku "Czarodziejskiego fletu", w którym baśniowy sens opowiadanej historii, dzięki swojej paraboliczności, daje rozmaite możliwości inscenizacyjne. Niewielka skaza libretta tkwi w jego języku, zawierającym mnóstwo zwrotów pospolitych czy infantylnych (co zapewne boli przede wszystkim Niemców), ale nie znaczy to, że całe libretto jest marne. Dowodzi tego m. in. przykład wielkiego J. W. Goethego, który nosił się z zamiarem napisania drugiej części "Czarodziejskiego fletu", a choć jej nie dokończył –zachowany tekst błyszczy pełnią baśniowej poezji i zawiera wiele głębokich myśli. I choć wspomniany już Piotr Kamiński z całą surowością piętnuje także niedostatki kompozycyjne oraz brak logiki w poprowadzeniu akcji, to jednak faktem jest, że teatry operowe ciągle powracają do "Czarodziejskiego fletu", który staje się wdzięcznym obiektem rozmaitych zabiegów inscenizacyjnych.
Karl Friedrich Schinkel, rysunek projektowy do scenografii "Czarodziejskiego fletu" Muzeum Schinkla, Berlin, źródło: Wikipedia |
Inicjacja w dorosłość – dojrzewanie do miłości
Nie będę przywoływać treści całego libretta, spróbuję jednak opowiedzieć tę historię pokrótce, aby ją uporządkować na potrzeby niniejszych rozważań. Tekst inkrustuję przykładami rozmaitych interpretacji, aby Czytelnicy mieli okazję ich posłuchać. Otóż akcja libretta rozpoczyna się od momentu, kiedy to główny bohater, książę imieniem Tamino, zostaje zaatakowany przez węża, mdleje ze strachu, a z opresji wybawiają go Trzy Damy, które okazują się wysłanniczkami Królowej Nocy. Zachwycone jego urodą, próbują bez skutku zostać sam na sam z nieprzytomnym młodzieńcem, co staje się tematem zabawnego tercetu. Po nich pojawia się kolejny bohater – ptasznik Papageno, który zwycięstwo nad potworem usiłuje przypisać sobie. To postać będąca komicznym sobowtórem księcia, człowiek niejako "niepełny" – gaduła i fantasta, który nie potrafi sobie znaleźć partnerki, nad czym nieustannie ubolewa (wesoła aria "Der Vogelfänger bin ich ja").
Papageno pierwszy dociera na miejsce, gdzie więziona jest Pamina i swoim "ptasim" wyglądem odstrasza "czarny charakter" – Monostatosa więżącego księżniczkę i uporczywie nastającego na jej cnotę. Przynosi też nadzieję na uwolnienie przez zakochanego w niej księcia (tu następuje piękny miłosny duet: "Bei Männern, welche Liebe fühlen", ciekawe, dlaczego tych dwojga...).
Następnie oboje uciekają, ale Monostatos dopada ich ze swoimi zbirami, dzięki czemu po raz pierwszy możemy się przekonać o zbawiennym działaniu dzwoneczków, którymi złe zbiry są tak zachwycone, że zapominają, kim naprawdę są i ... puszczają więźniów w tanecznym rytmie ("Das klinget so herrzlich"), co staje się okazją do refleksji, że dobrze by było mieć takie dzwoneczki w życiowych opresjach. Tymczasem Tamino i Trzej Chłopcy zbliżają się do potężnych wrót trzech świątyń: Mądrości, Rozumu i Natury. Pojawia się Stary Kapłan, którego książę oskarża o porwanie Paminy – sytuacja przybiera jednak nieoczekiwany obrót. Okazuje się, że Sarastro jest światłym mędrcem, niesprawiedliwie oskarżonym przez Królową Nocy. Monostatos zostaje ukarany, zaś Pamina i Tamino padają sobie w objęcia.
Mało tego, musi też zmierzyć się z milczeniem ukochanego, które budzi w niej przekonanie, że ten już jej najwidoczniej nie kocha. Pragnie więc umrzeć, przed czym ratują ją Trzej Chłopcy, którzy pomagają wszystkim bohaterom w godzinie próby. Nie tylko dostarczają spragnionym i głodnym posiłek, ale również odwodzą od próby samobójstwa zarówno Paminę, jak i wesołego i – wydawałoby się – zawsze pogodnego Papageno, który stracił wiarę, że spotka swoją ukochaną "dziewczynę albo żoneczkę" (cudna aria z dzwoneczkami: "Ein Mädchen oder Weibchen wünscht Papageno sich!").
Ostatecznie obaj mężczyźni znajdują swoje ukochane: Pamina towarzyszy Tamino w najtrudniejszych próbach, a Papageno odnajduje swoją "połówkę" – Papagenę, gdy gotów jest skończyć ze sobą (zabawny duet "Pa-pa-pa"). Ostatecznie światło triumfuje nad ciemnością – zło upostaciowane przez Królową Nocy zostaje pokonane, dobro zaś zwycięża. Sukces "Czarodziejskiego fletu" był oszałamiający, a Schikaneder zbił na nim fortunę. Szkoda, że twórca pięknej muzyki – W. A. Mozart niedługo mógł się nim cieszyć, zmarł bowiem 5 grudnia 1791 roku...
Gerald Finley (Papageno), Constanze Backes (Papagena), dyr. John Eliot Gardiner, inscenizacja Gerald Finley, Concertgebouw, Amsterdam, 1996Interesujące inscenizacje
Jednak największe wrażenie zrobił na mnie spektakl, który obejrzałam w czerwcu tego roku w Kinie Nowe Horyzonty, transmitowany z Met w ramach cyklu "The Met: Live in HD". Autorem inscenizacji jest Simon McBurney – znany brytyjski aktor, dramaturg, a jakby tego było mało – również reżyser teatralny i operowy. Nie było to jego pierwsze zetknięcie z tą operą Mozarta, ponieważ "Czarodziejski flet" po raz pierwszy inscenizował w 2013 roku w English National Opera w London Coliseum. To wówczas powstała koncepcja, którą utrwalono rok później na DVD z Netherlands Chamber Orchestra, którą poprowadził Marc Albrecht. Spektakl ten został wznowiony w 2023 roku w nowojorskiej Metropolitan Opera, dzięki czemu mogłam obejrzeć jego transmisję "na żywo". Sądzę, że jest to przedstawienie operowe wybitne i nie straciło blasku nie tylko dzięki znakomitym śpiewakom, ale właśnie za sprawą twórczej inscenizacji. Została ona wzbogacona o efekty dźwiękowe, projekcje wideo i akrobacje, idealnie komponujące się z charakterem i przesłaniem mozartowskiej baśni. Przede wszystkim jednak niezwykle cenna wydała mi się konwencja polegająca na odsłonięciu "teatru w teatrze" oraz na licznych aluzjach do współczesności. Jesteśmy zanurzeni w wirtualnej rzeczywistości, a wiodącym staje się temat obrazu człowieka, a także obrazu rzeczywistości. A przy tym wykonawcy głównych ról byli znakomici: sopranistka Erin Morley jako Pamina, tenor Lawrence Brownlee jako Tamino (przełamując stereotyp pięknego księcia),obdarzony wspaniałym barytonem Thomas Oliemans jako Papageno, zasłużona zdobywczyni najgorętszego aplauzu sopranistka Kathryn Lewek jako Królowa Nocy, której zaśpiewanie tej roli odradzano (!), a tymczasem wykonywała ją setki razy w najlepszych teatrach operowych w Europie i Stanach Zjednoczonych, ustanawiając rekord w liczbie występów w tej roli w Metropolitan Opera. Okazała się wręcz stworzona do tej roli. Jej Królowa Nocy jest pozornie kruchą staruszką przykutą do wózka inwalidzkiego, ale to sprytna manipulatorka, która wykorzystuje swoją rzekomą słabość do niewolenia córki i nie tylko jej.
"Czarodziejski flet" we Wrocławiu
We Wrocławiu po raz pierwszy zaprezentowano tę operę stosunkowo późno, bo dopiero w latach 70. XX wieku, a do jej realizacji zaangażowano twórców z Niemiec. Przedstawienie wyreżyserował Wolfgang Weit, który wcześniej współpracował z Miejskim Teatrem Muzycznym Operą i Operetką w Krakowie przy realizacji "Uprowadzenia z Seraju" (1963) oraz z Teatrem Muzycznym w Łodzi przy "Lohengrinie" Richarda Wagnera (1970). Autorem scenografii był Bernhard Schröter. Jak możemy przeczytać na blogu Opery Wrocławskiej: "W koncepcji Wolfganga Weita spektakl przybrał kształt nieco ludycznej komedii, jednocześnie manifestującej idee już oświeceniowe".
W. A. Mozart, "Czarodziejski flet", premiera: 15.07.1972; na zdjęciu: Pamina – Maria Sartova, Papageno – Antoni Bogucki, fot. Maciej Kański |
W. A. Mozart, "Czarodziejski flet", premiera: 11.03.1995, scena zbiorowa, od prawej: Jacek Ryś jako Papageno, fot. Marek Grotowski |
Kolejną premierę zaplanowano na rok 2000, ale z powodu remontu gmachu opery odbyła się w Teatrze Współczesnym. Jak czytamy na blogu Opery Wrocławskiej, "powstała we współpracy z Akademią Muzyczną we Wrocławiu. Obsada jednego z pierwszych przedstawień była złożona wyłącznie ze studentów tej uczelni. Ówczesna adeptka Akademii Muzycznej – Aleksandra Kurzak wykonywała wtedy arcytrudną partię Królowej Nocy, już w towarzystwie profesjonalnych artystów Opery Wrocławskiej", a jej reżyserem był pierwszy tancerz Waldemar Karst. Inscenizacja miała charakter konwencjonalny, wyróżniały się natomiast barwne dekoracje i kostiumy Małgorzaty Słoniowskiej.
W. A. Mozart, "Czarodziejski flet", premiera: 24.03.2000, Ewa Murawska jako Papagena i Jacek Jaskuła jako Papageno, fot. Marek Grotowski |
Ewa Vesin jako Pamina i Łukasz Rosiak jako Papageno w spektaklu z 2010 roku, fot. Marek Grotowski |
"Czarodziejski flet w Breslau" – dekadencja i dekonstrukcja
"Czarodziejski flet w Breslau", Jacek Jaskuła, fot. D. Gdesz |
Eliza Kruszczyńska, Aleksander Zuchowicz, Dorota Dutkowska, Elżbieta Kaczmarzyk-Janczak, fot. D. Gdesz |
Maria Rozynek-Banaszak jako Królowa Nocy, fot. D. Gdesz |
Łukasz Rosiak jako Papageno, fot. Marek Grotowski |
Grzegorz Szostak (bas, Sarastro), Marcelina Román (sopran, Pamina), fot. Marek Grotowski |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz