12 września 2025, 160 lat po warszawskiej prapremierze, z okazji 80-lecia istnienia Opery Wrocławskiej, swoją premierę miał "Straszny dwór" Stanisława Moniuszki w reżyserii Bruno Bergera-Gorskiego i pod kierownictwem muzycznym Miriana Khukhunaishvili. Była to zarazem 11 inscenizacja tej opery we Wrocławiu.
![]() |
Scena końcowa "Strasznego dworu", próba generalna, fot. materiały prasowe Opery Wrocławskiej |
Począwszy od prapremiery "Strasznego dworu" w Teatrze Wielkim w Warszawie 28 września 1865 roku, mierzenie się z tą operą jest zadaniem tyleż niełatwym, co jednocześnie wspaniałym wyzwaniem dla twórców kolejnych inscenizacji. Skomponowana "ku pokrzepieniu serc rodaków" po klęsce Powstania Styczniowego, została przyjęta entuzjastycznie i ... zdjęta z afisza przez carską cenzurę już po trzech przedstawieniach. Na kolejną premierę trzeba było czekać aż do 1916 roku. Od tego czasu dzieło nabrało rangi "muzycznej epopei narodowej", prezentującej najbardziej wartościowe i głęboko zakorzenione w naszych dziejach wzorce ludzkich charakterów i postaw. Ponadto świetna konstrukcja scen zbiorowych, urok pięknych arii, jak choćby polonezowa aria Miecznika z II aktu: "Kto mych dziewek serce której" i dumka Jadwigi "Biegnie słuchać w lasy knieje" czy słynne arie z III aktu: Skołuby "Ten zegar stary" i Stefana aria z kurantem ("Cisza dokoła") – sprawiły, że wiele fragmentów opery weszło na stałe do krwioobiegu polskiej kultury. Dodajmy, że głośna premiera tego dzieła inaugurowała działalność odbudowanego z wojennych zniszczeń, Teatru Wielkiego w Warszawie i pozostaje w jego repertuarze do dziś.
![]() |
Paweł Horodyski (Zbigniew) i Aleksandra Opala (Jadwiga), próba generalna, fot. materiały prasowe |
Tak wysoka ranga "Strasznego dworu" Moniuszki odnosi się w sposób szczególny także do Opery Wrocławskiej, która wcześniej wielokrotnie ją prezentowała. Naliczyłam aż 10 inscenizacji, które przygotowano przeważnie z okazji kolejnych jubileuszy. Po raz pierwszy wystawiono operę tuż po wojnie, 18 grudnia 1946 roku, w reżyserii pierwszego dyrektora Opery Wrocławskiej Stanisława Drabika i pod kierownictwem muzycznym Stefana Syryłły. Zaledwie dwa lata później, 16 października 1948, "Straszny dwór" w reżyserii Karola Urbanowicza i pod dyrekcją Kazimierza Wiłkomirskiego rozpoczął czwarty sezon artystyczny opery. Z czasem, obok tradycyjnych inscenizacji, zaczęły się pojawiać realizacje bardziej nowoczesne. Pierwszą z nich była wystawiona w noc sylwestrową adaptacja sceniczna tej opery w reżyserii Jana Popiela, z barwnymi kostiumami i scenografią Stefana Jarockiego, zagrana i zaśpiewana w szybkim tempie, z dobrze zarysowanymi charakterami postaci. Była to zarazem pierwsza inscenizacja tej opery, którą zaprezentowano za granicą – w Libercu.
"Straszny dwór" w konwencji opery buffo zaprezentował w grudniu 1959 roku Zygmunt Biliński, solista opery. Po latach pokazano ją z okazji jubileuszu 25-lecia Opery Wrocławskiej, w 1970 roku. Kolejna rocznicowa inscenizacja miała miejsce 5 lat później, kiedy to świętowano jubileusz 30-lecia tej instytucji. Wówczas to reżyser Sławomir Żerdzicki przeniósł czas akcji scenicznej, umieszczając ją w epoce napoleońskiej, zbliżając ją w ten sposób do czasów powstania dzieła. Ponadto oprawę plastyczną stworzył znany popularyzator sztuki – prof. Wiktor Zin, projektując scenografię abstrakcyjną, z elementami symboliki, wykorzystując do budowy przestrzeni teatralnej barwne pasy kontuszowe. Kostiumy zaś, nawiązujące do epoki napoleońskiej, były wyjątkowej urody, co dawało szczególnie zachwycający efekt w scenie mazura.
Jednak najbardziej twórcze inscenizacje powstały w okresie dyrekcji Ewy Michnik. Należy do nich "Straszny dwór" w reżyserii Adama Hanuszkiewicza z 1996 roku oraz superwidowisko w reżyserii Roberto Skolmowskiego z lat 2001/2002 w Hali Stulecia. Pierwszy z nich starał się wydobyć uniwersalizm dzieła i był błyskotliwą operą buffa, z rozbudowanymi scenami statycznymi, które w ten sposób zyskiwały "drugie dno" i dynamizowały akcję.
Druga propozycja, będąca uczczeniem kolejnego, 55. jubileuszu wrocławskiej sceny operowej, miała również charakter opery buffa i niesamowitą scenografię. W Hali Stulecia Skolmowski postawił realnej wielkości dwór i umiejscowił akcję na różnych jego poziomach oraz na tle fasady. Tytułowy dwór był dworem nie tyle szlacheckim, co nawiązującym do filmowego horroru. Było też sporo realizmu: kulig zaprzężony w prawdziwego konia, pies myśliwski, papuga...Widowisko było olśniewające!
Ostatnią twórczą inscenizację stworzył w Operze Wrocławskiej Laco Adamik w 2005 roku, pokazując bohaterów z krwi i kości (scena w lazarecie), ale także wskrzeszając staropolskie obyczaje, sarmackie kostiumy, a wśród rekwizytów znalazł się obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Scenografia utrzymana była w czarno-białej kolorystyce, przypominającej stare fotografie, a jej głównym elementem było drzewo.
I oto w tym roku, również jubileuszowo, mogliśmy obejrzeć kolejną, 11 już!, inscenizację "Strasznego dworu". Jaka jest ta najnowsza próba zinterpretowania "muzycznej epopei narodowej" i jak wypada w kontekście poprzednich adaptacji scenicznych opery?
![]() |
Próba generalna "Strasznego dworu", fot. materiały prasowe |
Nie taki znów straszny
Otóż tym razem akcję przesunięto na czas tuż po II wojnie światowej i umiejscowiono we Wrocławiu. Inspiratorką tego pomysłu jest obecna pani dyrektor Opery Wrocławskiej – Agnieszka Franków-Żelazny. Dodajmy, że genius loci stolicy Dolnego Śląska próbował także uchwycić Michał Znaniecki, zapraszając Marka Krajewskiego do realizacji "Czarodziejskiego fletu" W. A. Mozarta. Było to przedsięwzięcie tyleż oryginalne, co w realizacji kontrowersyjne. Podjęta ponownie próba umiejscowienia akcji we Wrocławiu została zrealizowana w konwencji opery buffo, miała inne umocowanie historyczne, ale to, co było punktem wyjścia (powojenny Wrocław), z czasem nabrało cech galopu przez historię Polski, poczynając od czasu zaborów. W założeniu jednak realizatorom zależało na tym, aby pokazać bohaterów, którzy po wojnie rozpoczynają życie na nowo. Podobnie jak w spektaklu Laco Adamika, operę rozpoczyna realistyczna (choć trochę wzięta w cudzysłów) scena w lazarecie. Tam też główni bohaterowie postanawiają pozostać w stanie bezżennym (podobnie jak to jest w "Ślubach panieńskich" A. Fredry, z których librecista "Strasznego dworu", Jan Konstanty Chęciński, również zaczerpnął pomysł intrygi). A ponieważ wieści rozchodzą się lotem błyskawicy, do rodzinnego dworku Stefana i Zbigniewa przybywa stryjenka Cześnikowa wraz z dwiema (szpetnymi) córkami, aby je wydać za młodych szlachciców. Kiedy jednak okazuje się, że pragną pozostać w kawalerskim stanie, postanawia uknuć intrygę, która ma zapobiec ich wizycie na dworze Miecznika. Widząc jednak, że młodzieńcy nie odstępują od zamiaru pojawienia się w Kalinowie w dzień Sylwestra, udaje się tam przed nimi, aby mieć baczenie na wszystko. Miecznik bowiem ma dwie piękne córki: Hannę i Jadwigę, które stanowiłyby konkurencję dla innych dziewcząt. Na miejscu intryguje również zalecający się do Hanny pan Damazy (postać w typie Papkina), który próbuje odstraszyć ewentualnych pretendentów do ręki panien. Te jednak, dowiedziawszy się o tym, że kawalerowie złożyli śluby, postanawiają wybić im to z głów, co nie jest takie trudne, zrobiły na nich bowiem od razu piorunujące wrażenie. Zabawne sceny z duchami "prababek z obrazów", w które wcielają się obie panny, wprowadzają sporo zamieszania, skutek czego młodzi mężczyźni usiłują uciec, ale ucieczkę uniemożliwia ostatecznie kulig i tłum gości. Nie muszę dodawać, że w inscenizacji tłem dla kuligu są znane i rozpoznawalne miejsca miejsca we Wrocławiu: Ratusz, Hala Stulecia itd. Na koniec Miecznik wyjaśnia zagadkę "strasznego dworu", Cześnikowa zostaje zdemaskowana, a młodzi mają się ku sobie. Całość kończy ognisty mazur ("Hej, zagrajcie siarczyście"). Dwór okazał się nie tak straszny, jak go malowała Cześnikowa.
![]() |
Barbara Bagińska jako Cześnikowa, próba generalna, fot. materiały prasowe |
Czy najnowsza inscenizacja opery Moniuszki zachwyca?
Najnowszą inscenizację "Strasznego dworu" przygotowali tym razem... cudzoziemcy: wyreżyserował Bruno Berger-Gorski, wsparty dramaturgicznie przez polskiego historyka pracującego na wyższych uczelniach w Austrii, Niemczech Niemiec – prof. Tadeusza Krzeszowiaka. Gorski, którego nazwisko świadczy o polskich korzeniach, w przeszłości współpracował już z Operą Wrocławską. przy realizacji "Makbeta" Shakespeare`a w 2014 roku. Autorem scenografii jest Daniel Dvořák – scenograf, b. dyrektor Opery Państwowej w Pradze, Teatru Narodowego w Pradze, z którym współpracuje jako projektant od 1983 roku. Orkiestrę Opery Wrocławskiej poprowadził Mirian Khukhunaishvili, gruziński dyrygent mieszkający w Islandii, współzałożyciel i dyrektor Tbilisi Youth Orchestra, który mimo stosunkowo młodego wieku, współpracował z wieloma orkiestrami i chórami. Kierownik muzyczny Opery Wrocławskiej w sezonie 2025/2026.
Nie mam żadnych zastrzeżeń co do faktu, iż głównymi twórcami spektaklu są cudzoziemcy. Obecnie produkcje operowe coraz częściej są dziełem międzynarodowych zespołów i najistotniejsze jest przede wszystkim, czy inscenizator (najczęściej reżyser) jest twórczy i konsekwentny w realizacji swojej wizji spektaklu. Koncertowe opracowanie "Strasznego dworu" wykonał z wielkim entuzjazmem w 2024 roku Fabio Biondi i Europa Galante, a opinie o tej interpretacji też były mieszane. Pomysł, aby zrealizować "Straszny dwór" w konwencji opery buffo w powojennym Wrocławiu, był z pewnością inspirujący, ale problem, jak wiadomo, tkwi w szczegółach – w owym JAK. Tymczasem koncepcja pewnych scen, ich reżyseria wypada blado i mało finezyjnie. Momentami zaś na scenie panuje chaos.
![]() |
Hanna Sosnowska-Bill (Hanna) w arii "Do grobu trwać..." |
Za przykład podam scenę, w której Hanna (Hanna Sosnowska-Bill) śpiewa arię "Do grobu trwać w bezżennym stanie", wywijając spódnicą na miotle jak sztandarem, a towarzyszą jej kobiety w tańcu z miotłami... W ogóle w tym spektaklu ciągle coś się sprząta... Po czym bohaterka pije "z gwinta" i nalewa zawartość butelki "sprzątaczkom" do kieliszków... To ma być subtelna panienka ze szlacheckiego dworu? Czy na tym ma polegać "nowoczesność" kreowania kobiecej postaci? Co to w ogóle za postać słaniająca się po scenie i śpiewająca swoją arię, jakby szła na barykady, w dodatku nie całkiem trzeźwa?! Za nią zaś wyświetla się tablica z nazwiskami znanych Polek – od Marii Skłodowskiej-Currie po Wisławę Szymborską i Olgę Tokarczuk. Scena ta nie jest nawet zabawna – jest, mówiąc wprost, prymitywna.
Najlepiej w tej groteskowej konwencji wypadła Barbara Bagińska w roli Cześnikowej, grająca swą postać zabawnie i z przymrużeniem oka. Podobnie Jacek Jaskuła w roli. Macieja. Ale to są wytrawni śpiewaci i aktorzy, którzy zapewne w dużym stopniu sami wykreowali swoje postaci. Gorzej z młodymi. Statyczni, śpiewający do publiczności, wykonujący schematyczne gesty poklepywania się po plecach, przybijania "piątki". Dodajmy, że obaj artyści śpiewający główne role, zrobili to znakomicie. Piotr Buszewski w roli Stefana, dysponujący pięknym tenorem, poruszał serca wspaniałym wykonaniem arii z kurantem ("Cisza dokoła") i nie tylko tej, ale zabrakło gry, precyzyjnego ruchu scenicznego, który budowałby tę postać. Podobnie Paweł Horodyski w roli Zbigniewa: wspaniały, głęboki, wyjątkowo mocny bas, a snuje się w szlafroku i nie bardzo wiemy, o co mu chodzi... Z pewnością dla nich obu warto tej opery wysłuchać, ale gdzie tu reżyseria, jaki ruch sceniczny?
A już zupełnie nie pojmuję galerii postaci w rodzaju Katarzyny II w wielkimi nożycami, w towarzystwie Biskupa i króla Stasia (?)... Po co to wszystko?! Chór, skądinąd bardzo dobrze śpiewający, został zamieniony na końcu w tłum fotografujący scenę kuligu telefonami komórkowymi – kolejny banał i schemat. Stanowczo uważam, że Bruno Berger-Gorski nie stanął na wysokości zadania.
![]() |
Scena zbiorowa, próba generalna "Strasznego dworu", fot. materiały prasowe |
Scenografia Daniela Dvořáka była oszczędna i funkcjonalna, w konwencji groteskowej. Wspomagały ją projekcje filmowe (zabawna scena jazdy "na wyścigi" pani Cześnikowej), a światło ewokowało rozmaite nastroje: od lirycznych i pogodnych po "straszne", rodem z horroru. Bardzo podobały mi się kostiumy zaprojektowane przez Magdalenę Dąbrowską, a będące swoistym przeglądem stylów, od XIX wieku po czasy współczesne. Przy takiej liczbie postaci na scenie było to prawdziwym wyzwaniem. Chór zaśpiewał znakomicie, szczególnie w scenie mazura ("Hej, zagrajcie siarczyście!"), z temperamentem zatańczonego przez balet Opery Wrocławskiej. Ten mazur zresztą porwał widownię.
Czy najnowsza inscenizacja "Strasznego dworu" w Operze Wrocławskiej zachwyca? Otóż niekoniecznie. Mnie wprawdzie nie zachwyciła, uważam jednak, że nie jest znowu... hm... taka straszna 😉 Warto jej posłuchać dla pięknych głosów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz