wtorek, 24 października 2017

Jarosław Thiel: Bardziej wiolonczelista niż dyrygent /wywiad/

Rozmawiam z Jarosławem Thielem – szefem Wrocławskiej Orkiestry Barokowej, wiolonczelistą, miłośnikiem wykonawstwa historycznego: o początkach kariery, muzycznych pasjach i planach.

Jarosław Thiel, fot. Łukasz Rejchert

Barbara Lekarczyk-Cisek: Skąd się u Pana wzięło zamiłowanie do muzyki, a szczególności do muzyki barokowej?

Jarosław Thiel: To się zaczęło już w dzieciństwie. Rodzice nie byli wprawdzie muzykami, ale moje rodzeństwo uczęszczało do szkoły muzycznej. Jako najmłodszy z naszej czwórki zapragnąłem im dorównać. Niestety, tylko ja ostałem się w zawodzie muzyka, mimo że moje rodzeństwo było bardzo utalentowane. Przechodziłem kolejne szczeble edukacji muzycznej i pod koniec studiów zacząłem poważnie myśleć o muzyce dawnej.
Zaczęło się od tego, że poznałem prywatnie Ewę i Aureliusza Golińskich – liderów Arte Dei Suonatori, którzy w tym czasie dopiero rozpoczynali swoją działalność. Początkowo byłem sceptycznie nastawiony do wykonawstwa historycznego i miałem co do niego wiele wątpliwości. A zbliżył nas zupełny przypadek. Chciałem mianowicie zagrać kwartet smyczkowy na ślubie mojej siostry i poszukiwałem kolegów, którzy mogliby go wraz ze mną wykonać. Zatelefonowałem do Ewy i Arka i w ten sposób miałem już parę skrzypków do mojego zespołu. Kiedy wreszcie razem zagraliśmy fragmenty Kwartetu ”Dysonansowego” Mozarta, tak nam się to spodobało, że postanowiliśmy kontynuować próby. Potem już nałożyłem struny jelitowe na wiolonczelę i w ten sposób zaczęła się moja przygoda z muzyką dawną.
Co ciekawsze, potrafiłem sobie już wcześniej bez trudu wyobrazić, że barok na starych instrumentach będzie brzmiał odmiennie niż wykonywany w tradycyjnej manierze. Natomiast zupełnym zaskoczeniem było dla mnie, jak inaczej, wręcz rewolucyjnie, brzmi muzyka klasycyzmu i wczesnego romantyzmu. Na początku lat 90. zaczęła ukazywać się seria nagraniowa Symfonii Beethovena pod Gardinerem, która była wprost olśniewająca. Fascynacja tymi nagraniami wpłynęła na repertuar Wrocławskiej Orkiestry Barokowej – gramy dużo późnego klasycyzmu, sięgamy do muzyki romantycznej. Muzyka ta w ujęciu historycznym i na historycznych instrumentach brzmi bardzo interesująco.

Grając taką właśnie muzykę, współpracował Pan z wieloma interesującymi wykonawcami, którzy z całą pewnością wpłynęli na Pana…

Miałem szczęście zagrać z większością polskich zespołów wykonujących muzykę dawną. Przed dwudziestu laty było to oczywiste, ponieważ muzyków preferujących tę stylistykę było bardzo mało. O ile się nie mylę, po pani Teresie Kamińskiej, byłem drugim polskim wiolonczelistą, który ukończył regularne studia na wiolonczeli barokowej w Universität der Künste w Berlinie, w klasie wiolonczeli barokowej Phoebe Carrai i Markusa Möllenbecka (dyplom z wyróżnieniem). A zatem miałem przyjemność współpracować z Markiem Toporskim i jego Concerto Polacco, zagrałem kilka spektakli w Warszawskiej Operze Kameralnej, koncertowałem z Arte Dei Suonatori oraz z zespołami prowadzonymi przez Marcina Szelesta…  Najdłuższej towarzyszyłem Janowi Tomaszowi Adamusowi będąc pierwszym wiolonczelistą w prowadzonych przez niego zespołach (Dolnośląska Orkiestra Barokowa, Harmonologia). Potem, podczas studiów w Berlinie, nawiązywałem kontakty z tamtejszymi muzykami. Szczególnie ważna była dla mnie intensywna współpraca z jedną z najlepszych orkiestr barokowych na świecie - Akademie für Alte Musik Berlin, z którą odbyłem wiele podróży koncertowych. Od 15 lat jestem pierwszym wiolonczelistą Drezdeńskiej Orkiestry Barokowej, współpracuję też z innymi niemieckimi zespołami.
Przez te lata kształtowałem własne doświadczenia i miałem coraz wyraźniejszą wizję tego jak chcę i powinienem grać. Również sposób funkcjonowania Wrocławskiej Orkiestry Barokowej w dużej mierze wywodzi się z moich wcześniejszych kontaktów z tego rodzaju zespołami niemieckimi.

Proszę nam więc przybliżyć, jak funkcjonuje taka orkiestra.

W Polsce wciąż najbardziej rozpowszechnionym systemem organizacji pracy orkiestr jest ich związanie z instytucjami dotowanymi z kasy państwowej, przy czym muzycy w większości zatrudnieni są na etatach. Ten system doskonale sprawdza się w przypadku tradycyjnych orkiestr symfonicznych. W mojej opinii jednak jest niezbyt korzystny w przypadku orkiestry grającej na historycznych instrumentach.  
Po pierwsze, etatowa stabilność często osłabia kreatywność muzyków – a wykonawstwo muzyki dawnej bazuje na kreatywności poszczególnych muzyków. Po drugie,  utrzymywanie pełnego składu orkiestrowego z całym kompletem historycznych instrumentów dętych mija się z celem, ponieważ niezmiernie rzadko wykorzystuje się ten skład w pełni. Standaryzacja obsady orkiestrowej, tak jak ją dzisiaj rozumiemy, wykształciła się przecież dopiero pod koniec XVIII wieku.
Dlatego wraz z dyrektorem Kosendiakiem zdecydowaliśmy się na rozwiązanie pośrednie: Wrocławska Orkiestra Barokowa jest pełnoprawnie zakotwiczona w strukturach Narodowego Forum Muzyki, będąc jednocześnie orkiestrą projektową, kompletującą każdorazowo skład muzyków na potrzeby konkretnego programu. Na świecie zdecydowana większość zespołów grających na dawnych instrumentach jest zorganizowana na podobnych zasadach i dotyczy to także słynnych angielskich czy francuskich orkiestr.
Trzeba także przypomnieć, że ruch wykonawstwa muzyki dawnej stanowi niewielką część całości sceny muzycznej i jest niejako specyficzną repertuarową niszą. Objawia się to  między innymi nieustającym niedoborem muzyków grających na dawnych instrumentach, w rezultacie czego podróżują oni nieustannie, zasilając coraz to nowe zespoły. Na międzynarodowych festiwalach muzyki dawnej spotykamy się ciągle z gronem dobrze znanych kolegów, którzy grają wymiennie w najróżniejszych formacjach. Również we Wrocławiu gościmy często tych muzyków.
Poza  pewnym efektem świeżości, dla każdego muzyka naszej orkiestry taka wymiana jest czynnikiem mobilizującym. Grając muzykę dawną potrzebuję mieć w zespole indywidualności, muzyków autentycznie zaangażowanych w swoją pracę. Wielcy dyrygenci, jak choćby Igor Strawiński, wymagali od orkiestry całkowitego podporządkowania. To się sprawdza, kiedy orkiestra jest bardzo liczna. Natomiast styl muzykowania w XVII – XVIII wieku był zupełnie inny, w znacznie większym stopniu uzależniony od indywidualizmu poszczególnych wykonawców. Grano poza tym w znacznie mniejszych obsadach.

Jednak z indywidualistami współpracuje się trudniej…
Często sam się zastanawiam, jak ja to jeszcze wytrzymuję (śmiech). Jako szef zespołu muszę się liczyć z kompetencjami moich kolegów. Często są oni wybitnymi osobowościami, prowadzącymi własne niezwykle wartościowe projekty muzyczne, począwszy od Zbyszka Pilcha – koncertmistrza, znakomitego skrzypka i lidera, wykładowcę Akademii Muzycznych w Krakowie i Wrocławiu, przez Marcina Szelesta – profesora, kierownika Katedry Muzyki Dawnej w Akademii Muzycznej w Krakowie, szefa zespołu Harmonia Sacra, Marka Niewiedziała, wykładowcę Akademii Muzycznej w Poznaniu, wieloletniego dyrektora festiwalu Varmia Musica, Mikołaja Zgółkę – skrzypka, wykładowcę poznańskiej Akademii Muzycznej, założyciela kwartetu Musicarius  i wielu, wielu innych. Darzę tych muzyków zaufaniem i szacunkiem, korzystając z bogactwa ich osobowości oraz doświadczenia. Nie może tu być mowy o narzucaniu im własnych koncepcji. Rola dyrygenta w prowadzeniu tego typu zespołu jest zupełnie inna.

No tak, a w dodatku Pan nie tylko dyryguje, ale także sam gra.

Istotnie, bardzo to sobie wciąż cenię i cały czas bardziej czuję się wiolonczelistą niż dyrygentem.

W jaki sposób powstają projekty? Czy ich pomysłodawcą jest szef orkiestry, czy też powstają w drodze dyskusji? I jakiego rodzaju muzykę upodobał Pan sobie szczególnie?

Jest to wypadkowa wielu czynników. Mam swoje pomysły i idee, które chcę realizować. Zazwyczaj rozmawiamy o tym w mniej lub bardziej oficjalny sposób, wymieniając się opiniami i pomysłami. Mamy też zamówienia z zewnątrz, jesteśmy bowiem zapraszani na różne festiwale czy do nagrań płytowych. Czasami o wyborze utworu i składzie orkiestry decydują środki finansowe (a raczej ich brak). Zasadniczym priorytetem jest dla mnie utrzymanie profilu orkiestrowego zespołu. Podczas gdy w świecie muzyki dawnej zauważamy wyraźną tendencję do minimalizowania składów zespołów, udaje się nam zdecydowaną większość programów wykonywać jako orkiestra, choć co jakiś czas planujemy także małe programy kameralne, w których prezentujemy solistyczne umiejętności naszych muzyków.
Osobiście preferuję repertuar klasyczny i wczesnoromantyczny, ale staram się tak konstruować program w ciągu sezonu, aby był on różnorodny, z korzyścią zarówno dla orkiestry, jak i melomanów.

Wrocławska Orkiestra Barokowa powstała 10 lat temu. Kiedy został Pan jej szefem i czy takie szefowanie jest dla muzyka trudne?

Wrocławską Orkiestrę Barokową założył w 2006 roku dyrektor Andrzej Kosendiak, na początku swojej działalności. Była ona częścią planu, który miał doprowadzić do powstania Narodowego Forum Muzyki i rozbudzić życie kulturalne Wrocławia. Przede wszystkim wynikało to z jego własnych zainteresowań muzyką dawną. Bardzo szybko zaproponował mi kierownictwo orkiestry i wkrótce potem zagraliśmy nasz pierwszy koncert we wrocławskim Ratuszu jako Orkiestra Barokowa Filharmonii Wrocławskiej im. W. Lutosławskiego. Na koncert złożyły się kompozycje synów J.S. Bacha: Wilhelma Friedemana, Carla Philippa Emanuela, Johanna Christiana.
Orkiestra zaczęła ewoluować i pragnę podkreślić, że pomimo piętrzących się niejednokrotnie trudności, zawsze mogliśmy liczyć na wsparcie dyrektora Kosendiaka. Przebyliśmy wspólnie kawał drogi, także w sensie artystycznym. Mam nadzieję, że i publiczność dostrzega ten postęp. Otwarcie gmachu Narodowego Forum Muzyki, z jego znakomitą akustyką, stworzyło nam nowe, niesłychane możliwości.

Jak wyglądają Pana najbliższe plany?

Jest ich mnóstwo, ale koncentrując się na większych projektach chciałbym zapowiedzieć jubileusz dyrektora Kosendiaka, który uświetni wykonanie Mszy h-moll J.S. Bacha. Grałem ten utwór wiele razy, ale ciągle nie przestaje mnie on wzruszać. Ciekawy i zabawny może się okazać koncert sylwestrowy, podczas którego będziemy poszukiwać „zaginionej arii” Haendla, podróżując przez barokową Europę, i nie tylko.
W lutym 2016 wielkim wydarzeniem będzie AkademiaMozartowska, którą poprowadzi GiovanniAntonini. Najpierw wraz ze swoim zespołem Il Giardino Armonico oraz skrzypaczką Isabelle Faust zaprezentują Koncerty Skrzypcowe Mozarta, a na zakończenie wspólnie z Wrocławską Orkiestrą Barokową przedstawimy operowe arcydzieło  – ”Wesele Figara”. 
W okresie wielkanocnym zaplanowaliśmy Mesjasza”Haendla, a pod koniec maja ponownie zaprosiliśmy zespół Cantus Cölln z Konradem Junghänelem do wykonania ”Oratorium na Wniebowstąpienie” J.S. Bacha. Na koniec sezonu będziemy grali ”Pory roku” Haydna pod Paulem McCreeshem.

Wspaniale! Dziękuję za rozmowę.

Wywiad ukazał się pierwotnie na portalu Kulturaonline.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Studio Festiwalowe 21. MDAG: Konkurs Główny, działania industry i największe hity festiwalu

 W tym roku klasyczną konferencję prasową festiwalu zastąpiło dostępne publicznie Studio Festiwalowe MDAG. Wszyscy widzowie mogą za jego spr...

Popularne posty