Wspaniałe
wykonania muzyki sakralnej oraz znakomicie zagrana i zaśpiewana opera buffa
"Wesele Figara" zwieńczyły Akademię Mozartowską.
W swojej
poprzedniej relacji z Akademii Mozartowskiej pisałam o Mozarcie - uczniu oraz o
jego mistrzach. Kompozytor zaczął tworzyć bardzo wcześnie i dojrzałość w
dziedzinie muzyki osiągnął znacznie szybciej, niż to było z innymi wybitnymi
twórcami. Był bez wątpienia swoistym cudem - geniuszem, który w wieku czterech
lat grał biegle na instrumencie klawiszowym, w szóstym roku życia zaczął
tworzyć pierwsze kompozycje, a mając lat jedenaście skomponował swoją
pierwszą operę: "Apollo et Hyacinthus" (KV 38). Nic więc
dziwnego, że mimo iż odszedł w młodym wieku (35 lat), zostawił po sobie ogromny
zbiór często wybitnych kompozycji. Akademia Mozartowska, choć
trwająca zbyt krótko, aby się tą wspaniałą muzyką do syta nacieszyć, ukazała
kompozytora nie tylko w jego młodzieńczym okresie, ale także jako w pełni
dojrzałego twórcę. Mogliśmy wysłuchać koncertu przygotowanego przez mistrzów i
uczniów, na który złożyły się głównie utwory religijne, napisane w tzw. okresie
salsburskim. Całość Akademii zwieńczyła opera buffa: "Wesele Figara".
Sacrum w twórczości Mozarta
Zbiór
utworów religijnych autora "Requiem" jest całkiem spory - obejmuje
osiem litanii i nieszporów oraz 19 mszy, nie licząc kilkudziesięciu mniejszych
utworów. Wychowany w wierze katolickiej przez bardzo pobożnych rodziców, w
młodości, podobnie jak ojciec, zależny od arcybiskupa Colloredo, Mozart rzadko
pisał utwory religijne na zamówienie, raczej "z potrzeby serca". A
był to czas, kiedy kompozycje religijne nie były chętnie słuchane. W ramach
Akademii mogliśmy poznać dzieła należące do gatunku Missa brevis (tzw.
msze krótkie), napisanych głównie w Salzburgu.
Koncert
prezentujący głównie dzieła religijne młodego Mozarta poprowadził włoski
skrzypek Stefano Barneschi, wspierany przez kolegów z zespołu Il Giardino Armonico: Marco Bianchi (skrzypce) i Marcello
Scandelli (wiolonczela). Towarzyszyli im uczestnicy kursów
mistrzowskich, którzy pod ich opieką koncert ten przygotowali..
Rozpoczęto
od Divertimenta F-dur (KV 138), napisanego przez
Mozarta w 1776 roku. Biograf kompozytora - Albert Einstein twierdzi, że
utwór ten "całkowicie ustala ton i styl (...) nie tylko dla salsburskiego,
ale i dla późniejszego, wiedeńskiego okresu". Napisane przez
niespełna szesnastoletniego kompozytora „Divertimento F-dur” utrzymane jest w
pogodnym nastroju, który momentami przechodzi w skrajną nawet wesołość. W
wykonaniu mistrzów i ich uczniów utwór skrzył się dowcipem i zachwycał
wyrafinowaniem.
Jednakże
zasadniczą część koncertu wypełniła tzw. "Liturgia Salzburska”,
którą rozpoczął Introitus: V Sonata kościelna F-dur (KV
145), po czym nastąpiły kolejne części Missa brevis: Kyrie,
Gloria, Graduale, Credo, Sanctus, Benedictus, Agnus Dei
oraz Offertorium: Misericordias Domini (KV 222), Communio:
Ave verum corpus (KV 618), Ite missa est: Alma Dei creatoris (KV
277). W tej części koncertu zaprezentowali się przede wszystkim
młodzi śpiewacy, którzy byli przygotowywani przez Stephana MacLeoda (bas
barytona). O ile muzycy grali wyrównanie, to wśród śpiewaków dało się zauważyć
bardzo piękne arie obok występów nieco słabszych. Najlepiej wypadły soprany,
szczególnie w Benedictus i Agnus Dei. Chór,
przygotowany przez Agnieszkę Franków-Żelazny, zaśpiewał
bardzo dobrze. Generalnie, występ był udany, szczególnie jeśli się zważy,
że młodzi wykonawcy przygotowywali się zaledwie przez tydzień.
Profanum, czyli Wesele Figara
Jednak
prawdziwa uczta melomana czekała nas na zakończenie Akademii, kiedy to
zaprezentowano operę buffa - "Wesele Figara". Wielkich
rozmiarów dzieło, trwające cztery akty (bite trzy godziny!), było tak wspaniale
zagrane i zaśpiewane, że nie dało się tego odczuć żadną miarą.
Prapremiera
opery, do której libretto napisał Lorenzo da Ponte, na podst.
sztuki Pierre`a Augustina Beaumarchais`ego, miała miejsce 1 maja 1786 roku w
Burgtheater w Wiedniu. Trzydziestoletni wówczas kompozytor odniósł wielki
sukces. Piotr Kamiński pisze w odniesieniu do tego dzieła, że "operowy
ideał spełnił się w dziejach gatunku tylko raz: wszystko inne, to jedynie mniej
lub bardziej udane przybliżenia..."
João Fernandes – Figaro, Josè Maria Lo Monaco – Cherubino, foto B. Beszlej |
Z
prawdziwym mistrzostwem Mozart uczynił z błahej komedii błyskotliwą operę
buffa, w której ludzkie głosy znakomicie oddają charakter postaci, a ponadto
splatają się ze sobą w tak niesłychany sposób, że nowatorstwo to można by
porównać z językiem "Ulissesa" Joyce`a. Figaro (służący Hrabiego
- João Fernandes, bas) żeni się ze służącą swego pana - Zuzanną (Veronica
Cangemi, sopran). Nie wie, że podarunek od Hrabiego (pokój i łóżko) nie
jest bezinteresowny, ponieważ ma on ochotę uwieść ukochaną Figara. Hrabia ów (Christian
Senn, baryton) jest zazdrośnikiem i uwodzicielem w jednym, o czym doskonale
wie jego małżonka (Olga Pasiecznik, sopran). Sama jest przedmiotem
westchnień młodziutkiego Cherubina (Josè Maria Lo Monaco, mezzosopran),
ale ten jest w ogóle bardzo kochliwy i niczego to nie oznacza. Zresztą Hrabina
pragnie, aby mąż przestał ją zdradzać i zaczął odwzajemniać jej uczucia.
Dopiero jednak, gdy weźmie sprawę w swoje ręce, a intryga zainicjowana przez
młodą parę zacznie narastać piętrowo, wówczas jej niewierny i wybuchowy mąż
złagodnieje i padnie na kolana.
Olga Pasiecznik - Hrabina, foto B. Beszlej |
Te
międzyludzkie komplikacje oddał Mozart w błyskotliwych ariach, duetach, a nawet
tercetach i oktetach. I jak to wszystko wspaniale brzmi, a w dodatku
nieodparcie komicznie! Pominąwszy już znaną arię Figara, w której roztacza on
przed delikatnym Cherubinem trudy żołnierskiego żywota ("Non
più andrai"), najbardziej zachwycające są śpiewy zbiorowe, kiedy na
dodatek każdy z uczestników sceny ma inne intencje i sytuacja jest mu nie w
smak (albo odwrotnie). Takie śpiewane "awantury", np. sekstet
"Riconosci in questo amplesso", w którym Marcelina (Aleksandra
Lewandowska, sopran) - niedoszła żona Figara, rozpoznaje w nim syna, doktor
Bartolo (Tomáš Král, baryton) okaże się ojcem i do tego jąkającym,
podczas gdy Hrabia zgrzyta zębami, bo pokrzyżowało mu to plany - budzą i
wesołość, i podziw dla kompozytora, który tak to wszystko genialnie połączył,
że ów sekstet stanowi jednak pełną dynamiki całość.
Christian Senn jako Hrabia, foto B. Beszlej |
Oprócz
tego uraczył nas także pięknymi ariami i duetami o miłosnych cierpieniach i
rozkoszach. Najpiękniejszą jest bodaj aria Hrabiny: "Dove sona", w
której zakochana kobieta żywi nadzieję, że jej małżonek do niej powróci. Jakieś
zalety musiał jednak mieć, skoro tak go kocha. Bez jego zmysłowości, która
pojawia się w scenach zespołowych i tercetach, trudno byłoby uwierzyć w tę jej
gorącą miłość. Przyznać muszę, że wszystkie te postaci zostały wspaniale oddane
za pomocą muzyki, śpiewu i gestu: Veronica Cangemi była w
istocie wesołą i sprytną Zuzanną, João Fernandes - słodkim, ale także
zazdrosnym kochankiem, który często gęsto obrywał, Christian Senn
jako Hrabia był prawdziwie furiacki, a Olga Pasiecznik jako jego żona
znakomicie przeistaczała się z zastraszonej i podległej w kobietę wyemancypowaną
i nie bojącą się wyzwań.
Veronica Cangemi, Christian Senn, Tomáš Králl, Aleksandra Lewandowska, Aleksander Kunach, fot. B. Beszlej |
Niezwykłe
bogactwo środków muzycznych i operowanie dramatycznym napięciem zostało
znakomicie podkreślone przez wszystkich śpiewaków i muzyków grających pod
batutą Giovanniego Antoniniego. Genialny Wolfgang Amadeusz Mozart znalazł w
Maestro idealnego interpretatora. Tak więc Akademię Mozartowską zakończono
równie wspaniale jak zaczęto. Pozostał niedosyt...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz