niedziela, 19 września 2021

56. Międzynarodowy Festival Wratislavia Cantans przekracza granice! /o tegorocznej edycji festiwalu/

Tegoroczna edycja Międzynarodowego Festiwalu Wratyslavia Cantans była interesująca, choć nietypowa, ale też okazała się dla słuchaczy (a przynajmniej dla mnie) pewnym wyzwaniem. Przewodnie hasło, dotyczące przekraczania granic, uzmysłowiło mi, że są we mnie pewne bariery nie do pokonania. Tam jednak, gdzie doświadczałam wzajemnego wpływu muzyki i słowa, nawet niekonwencjonalne, nieklasyczne wykonania wywoływały u mnie głębsze przeżycia i niespodziewaną otwartość na rzeczy pozornie mi obce. Te doświadczenia z pewnością były dominujące, za co jestem dozgonnie wdzięczna wspaniałym wykonawcom i organizatorom.

Podobnie jak poprzednie edycje festiwalu, tak i 56. miała swoją przewodnią myśl - było nią przekraczanie granic. Owa idea, będąca osią  każdej Wratislavi, staje się zazwyczaj także źródłem wielu refleksji dotyczących nie tylko samej muzyki, ale również szerszej natury, bo światopoglądowych, egzystencjalnych itd. Jak słusznie zauważył Andrzej Kosendiak - dyrektor generalny festiwalu - sama "muzyka jest rodzajem refleksji przenikającej przestrzenie często wymykające się nauce czy doświadczeniu empirycznemu". Wyraził przy tym nadzieję, że pozwala ona choć na chwilę "zrzucić z siebie ograniczenia, szczególnie te, które dosięgły nas w ostatnich miesiącach".

Podobnie rozważania snuje dyrektor artystyczny festiwalu - maestro Giovanni Antonini, dla którego przekraczanie granic przez muzykę stanowi wręcz o jej istocie. W kontekście zaś tego festiwalu przekraczanie owo przybiera rozmaite oblicza i dotyczy zarówno granic pomiędzy muzyką klasyczną a ludową, także współczesną, pomiędzy słowem mówionym a muzyką, jak też granic formalnych w obrębie muzyki tego samego kompozytora, czego przykładem może być Ludvig van Beethoven czy Witold Lutosławski. Idea przekraczania granic dotyczy także granic mentalnych w spojrzeniu na muzykę spoza kultury europejskiej itd.

Dodam, że tegoroczna edycja Wratislavia Cantans dość radykalnie przekroczyła granicę, którą stworzył dla festiwalu jego założyciel - Andrzej Markowski. Miał to być w swej istocie festiwal muzyki oratoryjno-kantatowej, czego w żaden sposób nie można powiedzieć o tegorocznej edycji. Szczerze mówiąc, przekroczenie to spowodowało u mnie pewien dyskomfort, ale doceniam fakt, że musiałam otworzyć się na inne rodzaje muzyki. 😉

Magdalena Kožená, czyli o granicy nieprzekroczonej


Magdalena Kožená i dyrygent Duncan Ward, koncert "Niech śpiewa
cały świat", fot. Łukasz Rajchert/NFM

Pierwsze wyzwanie stanowił już dla mnie koncert inauguracyjny, zatytułowany entuzjastycznie: "Niech śpiewa cały świat". Pierwszą część wypełniły kompozycje Witolda Lutosławskiego "Słomkowy łańcuszek i inne dziecinne utwory na sopran i mezzosopran, flet, obój, 2 klarnety i fagot". Zaśpiewał je Chór Chłopięcy NFM pod kier. Małgorzaty Podzielny, z towarzyszeniem solistów NFM Filharmonii Wrocławskiej. Wypadło uroczo, a nawet wzruszająco. Przy okazji można się było przekonać, jakie jest inne oblicze Lutosławskiego, który stworzył cykl oryginalnych utworów do znanych wierszy, stylizowanych na muzykę ludową. 
Jednakże prawdziwą gwiazdą tego wieczoru miała być - i była! - Magdalena Kožená, - wspaniały mezzosopran, niezapomniana wykonawczyni wielu ról operowych, jak choćby Carmen Bizeta, Medei Charpentiera czy Orfeusza w Orfeuszu i Eurydyce H. W. Glucka w interpretacji sir Johna Gardinera, a dla mnie również jest to wspaniała Judyta z oratorium Antonia Vivaldiego Judtha triumphans pod dyr.  Andrea Marcona. Tymczasem ta znakomita wykonawczyni muzyki barokowej (i nie tylko) zaśpiewała tym razem pieśni ludowe Béli Bartóka i Luciano Berio (po węgiersku i po włosku). Była dowcipna, błyskotliwa w swoich interpretacjach, ale mimo wszystko nie udało mi się przekroczyć tej granicy, którą była dla mnie Kožená jako wykonawczyni muzyki klasycznej. Wolę ją jednak nadal w tradycyjnych ramach, choć rozumiem, że jest poszukująca i może nawet lubi mierzyć się w nowym... 

"Werther" - przekraczanie granic muzyki i słowa


Jarosław Thiel i Wrocławska Orkiestra Barokowa, koncert "Werther",
fot. Karol Sokołowski/NFM
Jako rasowa polonistka byłam wielce ciekawa, jak przekraczane będą granice pomiędzy muzyką a słowem, toteż z przyjemnością wysłuchałam koncertu "Werther". Gwoli ścisłości dodać muszę, że temat ten był motywem przewodnim 52. edycji Wratislavia Cantans: "Recitar cantando", w którym zaakcentowano zależność muzyki od słowa. Doświadczyłam wówczas, że nie tylko słowo wpływa na muzykę, ale także muzyczna interpretacja dodaje mu wiarygodności. Sądzę, że w przypadku tego koncertu to się sprawdziło. 

Kompozytorem, który sięgnął po powieść epistolarną Johanna Wolfganga Goethego Cierpienia młodego Wertera, był Włoch Gaetano Pugnani - skrzypek i kapelmistrz na dworze sabaudzkim. Pierwsze wykonanie miało miejsce w Turynie, w 1791 roku, a więc zaledwie 17 lat po ukazaniu się dzieła. Wiemy też, że kompozytor wykorzystał francuskie tłumaczenie, ponieważ jego publiczność stanowili dyplomaci i arystokraci. Dzieło było wykonano raz jeszcze w 1796 roku w Wiedniu. Na podstawie zachowanych głosów orkiestrowych do "Werthera" Alberto Basso dokonał rekonstrukcji partytury dzieła, on też wybrał fragmenty powieści, przedstawiając rozwój uczucia bohatera do pięknej Lotty.  A ponieważ wykonawcy zwykli korzystać z różnych przekładów, toteż podczas  tegorocznej prezentacji dzieła wykorzystano polski przekład Leopolda Staffa.

Jakub Gierszał jako Werther i Wrocławska Orkiestra Barokowa,
fot. Karol Sokołowski/NFM
"Werther" to dobry przykład na harmonijne przenikanie się tekstu i muzyki. Istotną rolę odgrywają uczucia bohatera, który najpierw próbuje ukoić swój niepokój i niemożność odnalezienia się w świecie obcowaniem z pięknem natury. Kiedy poznaje Lottę jadąc na bal z inną, przypadkową dziewczyną, jesteśmy świadkami budzącego się uczucia, jego rozkwitu, ale także dramatyzmu wynikającego z faktu, że ukochana jest zaręczona z innym, wreszcie - samobójstwa bohatera. Wszystkie te nastroje i przemyślenia Wertera oraz jego opisy przyrody zawarte w listach do Wilhelma mają swoje odzwierciedlenie w pięknej muzyce Gaetano Pugnani. Nie był to mój pierwszy koncert, w którym słowo odgrywało istotną rolę, ale po raz pierwszy tekst nie był recytacją sytuującą się pomiędzy częściami utworu muzycznego, lecz jego integralną częścią. Czytający tekst Goethego Jakub Gierszał miał przed sobą na pulpicie zarówno muzyczną partyturę, jak i fragmenty powieści. Dodać muszę, że okazał się znakomitym i wrażliwym interpretatorem postaci Wertera. Przy tym nie miał nic z romantycznej pozy - skromny, skupiony, trochę chyba także zdenerwowany nietypowym zadaniem aktorskim, co też dobrze wpisywało się w tę rolę. Jeśli ktoś widział "Salę samobójców" w reżyserii Jana Komasy, ten z pewnością nie będzie miał wątpliwości, że to idealny wykonawca do roli Wertera. Oczywiście, równie ważną rolę odegrali także muzycy Wrocławskiej Orkiestry Barokowej pod dyr. Jarosława Thiela, którzy "ponieśli" wspaniały tekst Goethego na wyżyny wykonawstwa. Okazało się, że przekraczanie granic muzyki i słowa rodzić może wspaniałą jakość.

"W blasku Haydna", czyli przekraczanie gustów i przyzwyczajeń



Giovanni Antonini, koncert "W blasku Haydna", fot. Łukasz Rajchert/NFM

Przykład Ludwiga van Beethovena uzmysławia, że młodemu kompozytorowi, który nie zaznał jeszcze sławy, niełatwo jest przekroczyć granice muzycznych gustów i przyzwyczajeń, które zostały ukształtowane przez sławnych poprzedników, w tym wypadku przez Josepha Haydna. Kiedy w 1801 roku Beethoven skomponował muzykę do baletu Twory Prometeusza, spodobała się ona tak bardzo (był w tym zapewne niemały udział popularnego wówczas Salvatora Viganò i jego trupy, dla których powstał ów balet), że wystawiono go ponad dwadzieścia razy, a nazwisko kompozytora stało się znane. W konsekwencji tego sukcesu sześć lat później książę Nikolaus II Esterhazy zamówił u Beethovena mszę dla uczczenia imienin żony Marii Józefy - tak powstała Msza C-dur op. 86. Poprzednikiem kompozytora był Joseph Haydn, który sześciokrotnie przygotowywał utwory na tę uroczystość. Poprzeczka była więc wysoko ustawiona, szczególnie, że Beethoven nie miał doświadczenia w tworzeniu muzyki religijnej. Jego Msza C-dur zabrzmiała po raz pierwszy 13 września 1807 roku w kościele w Eisenstadt pod kierownictwem kompozytora, a książę nie ukrywał bynajmniej swego niezadowolenia. Można by nieco żartobliwie zauważyć, że miał swoje ograniczenia, ale w tym przypadku granice estetyczne wyznaczała wspaniała muzyka Haydna. I chociaż - jak stwierdził muzykolog Martin Geck - "nie było w czasach Beethovena innego kompozytora, który z podobnym zaangażowaniem zagłębiłby się w tekst" - to jednak de gustibus... Przykład Mszy C-dur uświadamia, że gusty również bywają naszym ograniczeniem.

Krystian Adam Krzeszowiak i Fulvio Bettini, koncert "W blasku 
Haydna, fot. Łukasz Rajchert/NFM

We Wrocławiu wspomniane utwory Beethovena (baletu nie było 😀) wykonali wspaniali artyści, a publiczność była "oswojona Beethovenem", więc nie trzeba właściwie było niczego przekraczać. Byliśmy zachwyceni! Il Giardino Armonico pod dyrekcją maestro Giovanniego Antoniniego przyzwyczaili nas do znakomitych interpretacji rozmaitych kompozytorów. Jest to zespół fantastycznie zgrany i na dodatek składa się z wybitnych muzyków. Jeśli do tego dołożyć wspaniały Chór NFM i solistów doprawdy znakomitych, jak choćby Krystian Adam Krzeszowiak (tenor), Fulvio Bettini (baryton) czy Francesca Ascioti (kontralt) i Giulia Semenzato (sopran), to człowiek nabiera przekonania, że gdyby ten koncert usłyszał śp. książę Esterhazy, z pewnością z jego ust nie wyrwałyby się słowa "nieznośnie śmieszna i okropna", lecz "zachwycająca". Pominąwszy bowiem jego gust, zapewne uległby presji tłumu, czyli zgromadzonej w Narodowym Forum widowni. 😉

Przekraczanie granic tonalności - podążanie muzyki za słowami


Huelgas Ensemble, koncert "Sublimacja brzmienia",
fot. Karol Sokołowski/NFM

W średniowieczu i renesansie dominowała muzyka tonalna. Był to system mający silnie zarysowane centrum tonalne w postaci pojedynczego dźwięku, a dźwięki główne i poboczne miały strukturę hierarchiczną. Ceniono współbrzmienia konsonansów doskonałych, a jeśli nawet niekiedy pojawiał się dysonans, to był on odpowiednio przygotowany. Świat dźwięków miał swój ład, który czerpano z tradycji starogreckiej, toteż nagłe pojawienie się dysonansów było czymś, co szokowało i było złamaniem zasad. A jednak zdarzały się odstępstwa., głównie w XV i XVI wieku, szczególnie w madrygałach i motetach. Zazwyczaj podyktowane to było treścią słów, szczególnie, gdy te nazywały uczucia: smutek, tęsknotę czy miłość.

W ramach tegorocznej Wratoslavi mieliśmy okazję podziwiać niezwykły belgijski zespół wykonujący muzykę dawną - Huelgas Ensemble (nazwa  nawiązuje do rękopisu muzyki polifonicznej Codex Las Huelgas), założony przez flamandzkiego dyrygenta  Paula van Nevela, którzy zaprezentowali festiwalowej publiczności utwory kompozytorów  XIV-XVII wieku, którzy granice tonalności przekraczali po mistrzowsku, m. in. utwory Orlando di Lasso i Luca Marenzio. 

Huelgas Ensemble, koncert "Sublimacja brzmienia",
fot. Karol Sokołowski/NFM
Prophetiae Sybillarum Orlando di Lasso składa się z jednego trzywierszowego prologu i dwunastu sześciowierszowych motetów. Wszystkie wiersze są napisane heksametrem daktylowym. Proroctwa zaś (każde wypowiedziane przez inną prorokinię) mówią o przyjściu Chrystusa, co już samo w sobie jest zaskakujące. Proroctwa owe oddaje Lasso w stylu chromatycznym, nasycając brzmienie licznymi dysonansami, kładąc nacisk na artykulację i należyte wydobycie treści motetów. To słowo decyduje o takiej retoryce muzycznej. 

Taka sama zasada przyświeca madrygałom, w których przeważa tematyka miłosna. Tęsknota, rozstanie - wszystko to stwarzało możliwość nasyconych chromatycznie melodii, w których dysonanse w sposób oczywisty oddawały złożoność uczuć. Jednym z najwybitniejszych madrygalistów był  Luca Marenzio, którego utworu Solo e pensoso (Samotny i rozważny), skomponowanego do słów F. Petrarki, mieliśmy okazję posłuchać. Wybitne umiejętności Marenzia w muzycznym „malowaniu słów”, zwłaszcza w madrygałach, były bardzo podziwiane przez znawców jego czasów. W ciągu około 20 lat Marenzio napisał ponad 400 madrygałów i około 80 villanelli, opublikowanych w 23 księgach, a także wiele dzieł sakralnych, w tym około 75 motetów.  Nie ograniczał się do muzycznych ilustracji słów, lecz dążył do oddania ogólnego nastroju i wyrazu emocjonalnego tekstu. W tym celu stosował zróżnicowane środki muzyczne: imitację, chromatykę, dysonanse, nieoczekiwane zmiany harmoniczne. Wydaje się, że tytuł koncertu "Sublimacja brzmienia" trafnie oddaje efekt, który uzyskał Huelgas Ensemble prezentując nie tylko ów znakomity madrygał. Brzmienie głosów, wydobywające skomplikowaną tkankę uczuć właściwie nie daje się opisać... Tego należy po prostu posłuchać!

Solo e pensoso, Huelgas Ensemble


Przekraczanie ograniczeń i reguł rozmaitych sztuk


Joanna Freszel, Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia, 
pod dyr. Lawrance Fostera, koncert "Narodziny muzyki współczesnej",
fot. Łukasz Rajchert/NFM

Charakterystyczne dla schyłku XIX i XX wieku staje się przekraczanie granic gatunkowych rozmaitych sztuk. Ta swoista rewolucja ma swoje korzenie w romantyzmie, który z brawurową swobodą łamał klasyczne ograniczenia, mieszając ze sobą gatunki i tworząc dzieła synkretyczne, czego przykładem są ballady czy Dziady Adama Mickiewicza, w których formę dramatu co i rusz rozsadzają inne gatunki literackie (przypowieść, bajka, opowiadanie), a także pozaliterackie (sen, obrzęd), w tym muzyczne (opera, pieśń). Dziady zainspirują Stanisława Moniuszkę do skomponowania kantaty Widma... 

Również Claude Debussy, zachwycony Popołudniem fauna Stéphane`a Mallarmé, zapragnął  za pomocą muzyki oddać emocje, których doświadczył czytając te poezje tak bardzo ze swej istoty muzyczne, by nie rzec: impresjonistyczne, oddziałujące nie tylko dźwiękiem, ale także barwą, nastrojem. Tak powstało Preludium do "Popołudnia fauna", Stało się ono z kolei inspiracją dla baletu,  którym zasłynął Wacław Niżyński. Balet był inspirowany zarówno poezja Mallarmégo, jak też Preludium Debussy`ego, ale został wzbogacony o choreografię i wspaniałe kostiumy, nie mówiąc już o niezwykłym, choć kontrowersyjnym wykonawcy. Wszystkie te trzy dzieła – poemat, preludium i balet, wynikające z inspiracji poezją i muzyką, mają istotny udział w rozwoju sztuki współczesnej. 

Zamysłem Debussy’ego nie była bynajmniej synteza treści poematu Mallarmégo, wyrażona środkami muzycznymi, ale oddanie impresji wywołanej poezją. Kompozytor unikał dosłownej ilustracyjności i bardziej sugerował niż naśladował. Treść pozamuzyczną preludium scharakteryzował dość enigmatycznie, określając ją jako serię marzeń sennych rodzących się w głowie fauna podczas leniwego popołudnia, po wcześniejszej pogoni za nimfami. Struktura utworu jest trzyczęściowa, z dodaną codą. Część pierwsza ma również wewnętrzny trójpodział, a temat otwierający, grany przez flet, jest powtórzony na oboju, Część trzecia jest skróconą, zmodyfikowaną repryzą części pierwszej. W pamięci pozostaje ów dźwięk fletu, a potem oboju, jak klisza "wyświetlający" w wyobraźni atmosferę ciepłego, leniwego popołudnia. 

Podczas wrocławskiego koncertu pięknie zabrzmiała Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia pod batutą Lawrance Fostera. A ja proponuję choć przez chwilę posłuchać Leonarda Bernsteina.

Debussy Prélude à l'après-midi d'un faune - Leonard Bernstein

Równie piękne okazało się być wykonanie Sieben frühe Lieder Albana Berga, z fenomenalną Joanną Freszel (sopran) w roli solistki. Siedem wczesnych pieśni (ok. 1905-1908) to wczesne kompozycje Berga, wówczas studenta Arnolda Schoenberga. Pieśni zostały po raz pierwszy napisane na głos średni i fortepian, a po latach kompozytor dokonał ich korekty na głos wysoki i orkiestrę. Siedem wczesnych pieśni opowiada historię, nawet jeśli pierwotnie nie były pomyślane, jako cykl. Jest to historia miłości, być może do przyszłej żony Helene, którą poznał, kiedy powstawały te utwory. Cykl został jej dedykowany. Pieśni zostały skomponowane do słów różnych poetów, m. in. Carla Hauptmanna  (otwierająca cykl "Noc"), Theodora Storma ("Słowik") czy Rainera Marii Rilkego ("Koronowany snem"). Aby czytelnik miał wyobrażenie, jaka to jest nastrojowa, niekiedy pełna niepokoju, poezja, przytoczę tekst pierwszej z nich ("Nacht"):

Dämmern Wolken über Nacht und Tal,
Nebel schweben, Wasser rauschen sacht.
Nun entschleiert sich's mit einemmal:
O gib Acht! Gib Acht!
Weites Wunderland ist aufgetan.
Silbern ragen Berge, traumhaft groß,
Stille Pfade silberlicht talan
Aus verborg'nem Schoß;
Und die hehre Welt so traumhaft rein.
Stummer Buchenbaum am Wege steht
Schattenschwarz, ein Hauch vom fernen Hain
Einsam leise weht.
Und aus tiefen Grundes Düsterheit
Blinken Lichter auf in stummer Nacht.
Trinke Seele! Trinke Einsamkeit!
O gib Acht! Gib Acht!

Co brzmi w tłumaczeniu:

Jeśli chmury zaświtają nad nocą i doliną,
Mgła unosi się, woda płynie delikatnie.
Teraz nagle zostaje odsłonięty:
Uważaj! Zwróć uwagę!
Ogromna kraina czarów jest otwarta.
Wieża górska w kolorze srebrnym, fantastycznie duża,
Ciche ścieżki, srebrzyste jasne talan
Z ukrytego okrążenia;
A szlachetny świat tak marzycielsko czysty.
Przy drodze stoi cichy buk
Cień czerni, dotyk odległego gaju
Samotny wieje cicho.
I ponury z głębokiego powodu
Migające światła w cichej nocy.
Pij duszę! Pij samotność!
Uważaj! Zwróć uwagę!

Joanna Freszel, koncert "Narodziny muzyki współczesnej",
fot. Łukasz Rajchert/NFM
Wiersz typowo impresjonistyczny, nokturn oddziałujący kolorem, zmiennością światła, obrazów i kolorem. Niepokojący. Podobnie jest z muzyką: oddziałuje nastrojem, ciemnymi barwami, zmiennością rytmu... Istotny jest nade wszystko związek muzyki ze słowem. Łatwo też dostrzec nawiązanie do późnych romantyków, do tematyki nocy, snów i miłości. Joanna Freszel okazała się znakomitą interpretatorką tej poezji, tak przecież niełatwej do zaśpiewania. A jednak wydobyła z niej wszystkie niuanse - ową zmienność nastrojów, niepokój, liryzm i dramatyzm. Byłam pod wielkim wrażeniem!

Reasumując, należy stwierdzić, że tegoroczna odsłona Międzynarodowego Festiwalu Wratyslavia Cantans była interesująca, choć nietypowa, ale też okazała się dla słuchaczy (a przynajmniej dla mnie) wyzwaniem. Przewodnie hasło, dotyczące przekraczania granic, uzmysłowiło mi, że są we mnie pewne bariery nie do pokonania. Tam jednak, gdzie doświadczałam wzajemnego wpływu muzyki i słowa, nawet niekonwencjonalne, nieklasyczne wykonania wywoływały u mnie głębsze przeżycia i niespodziewaną otwartość na rzeczy pozornie mi obce. Te doświadczenia z pewnością były dominujące, za co jestem dozgonnie wdzięczna wspaniałym wykonawcom i organizatorom.


1 komentarz:

  1. Omówienie koncertów tegorocznej Wratislavi uzmysłowiło mi jak tegoroczna edycja odbiegała od tradycji tego festiwalu. Jest też dla mnie inspirującą zachętą do nowych poszukiwań, odległych od preferowania przeze mnie muzyki baroku.

    OdpowiedzUsuń

Aśki Borof (nie)codziennik /relacja z wystawy " "Aśka Borof. Powszednie misterium"/

Od 27 kwietnia we wrocławskim Muzeum Etnograficznym można oglądać absolutnie unikalną wystawę prac Aśki Borof – artystki, która opisuje świa...

Popularne posty