Tytuł bloga powstał z inspiracji prozą Brunona Schulza, w której wielokrotnie, w różnych kontekstach, pada to tajemniczo brzmiące słowo, znaczące o wiele więcej niż „składniki”, bo mające rangę metafory, symbolu…
Kulturalne Ingrediencje nie jest blogiem monotematycznym, np. książkowym czy filmowym. Łączę w nim wszystkie moje pasje w jedną całość. Znajdują się tu teksty dotyczące literatury, filmu, muzyki i sztuk plastycznych. Ponadto rozmowy z artystami i własne zapiski.To także moje archiwum.
W polskim wywiadzie wojskowym istniał specjalny rodzaj szpiegów – ich metodą działania była kradzież tożsamości, a stawką kara śmierci. „Doppelgänger. Sobowtór”, nowy film w reżyserii Jana Holoubka, to thriller psychologiczny inspirowany iście hollywoodzkimi historiami. Produkcja TVN Warner Bros. Discovery jest filmem otwarcia 48. FPFF w Gdyni. Do kin wejdzie 29 września. Prezentujemy zwiastun i plakat filmu.
– Generalnie są dwa rodzaje szpiegów. Jedni po prostu funkcjonują pod swoimi nazwiskami, pracują w ambasadach, np. jako konsulowie. Metoda Doppelgänger jest dużo rzadsza i bardziej ryzykowna. Są to ludzie, którzy działają pod przykrywką, ze zmienionymi, na ogół ukradzionymi personaliami – wtapiają się w społeczeństwo. Za czasów żelaznej kurtyny „wtórnicy” funkcjonowali po obu stronach i byliby narażeni na poważne konsekwencje, gdyby zostali schwytani – włącznie z wyrokami śmierci – opowiada o filmie Jan Holoubek, dla którego to kolejna produkcja (po „25 latach niewinności. Sprawie Tomka Komendy” i „Wielkiej wodzie”) inspirowana prawdziwymi wydarzeniami.
Nowy zwiastun „Doppelgängera. Sobowtóra” jest już dostępny w sieci:
– Takie długofalowe działanie w ukryciu odbija się na bohaterze, jego psychice, sposobie, w jaki odbiera świat i w jaki funkcjonuje. Trzeba zobaczyć film, żeby się przekonać, jak poradził sobie z tym Hans – mówi Jakub Gierszał, który wcieli się w jedną z głównych ról.
Doppelgänger. Sobowtór, fot. Jarosław Sosiński
FABUŁA
Film przenosi widzów w czas przełomu lat 70. i 80., a jego akcja rozgrywa się po dwóch stronach żelaznej kurtyny równocześnie. Hans Steiner (Jakub Gierszał) mieszka w tętniącym życiem Strasburgu, korzystając z możliwości, jakie daje Zachód. Wtapia się w lokalną społeczność, jednocześnie prowadząc działalność szpiegowską. Jan Bitner (Tomasz Schuchardt) mieszka z rodziną w Gdańsku, pracuje w stoczni. Pozornie nic nie łączy obu mężczyzn, jednak przeszłość skrywa tajemnicę, która postawi ich przed koniecznością zmierzenia się z własnymi słabościami i namiętnościami. Obaj staną przed pytaniem dotyczącym swojej tożsamości.
TWÓRCY
„Doppelgänger. Sobowtór” to produkcja międzynarodowa z dużym rozmachem realizacyjnym. Na ekranie u boku Jakuba Gierszała, Tomasza Schuchardta zobaczymy między innymi Wiktorię Gorodecką, Katarzynę Herman i Andrzeja Seweryna, a także zagraniczne gwiazdy – Emily Kusche, Joachima Raafa, Nathalię Richard i Jessicę McIntyre. Zdjęcia do filmu powstawały w lokacjach w Warszawie, Wrocławiu, Gdyni, Gdańsku, Sopocie, Bydgoszczy oraz Toruniu.
Producentem filmu jest TVN Warner Bros. Discovery, produkcja współfinansowana przez Polski Instytut Sztuki Filmowej.
Jakub Gierszał w filmie Doppelgänger. Sobowtór, fot. Jarosław Sosiński
DOPPELGÄNGER. SOBOWTÓR
Gatunek: dramat / thriller psychologiczny
Premiera: 29 września 2023
Scenariusz: Andrzej Gołda, współpraca: Jan Holoubek
Reżyseria: Jan Holoubek
Zdjęcia: Bartłomiej Kaczmarek
Scenografia: Marek Warszewski
Reżyseria obsady: Żywia Kosińska
Kostiumy: Weronika Orlińska
Charakteryzacja: Mirela Zawiszewska
Montaż: Rafał Listopad
Kierownik produkcji: Tomasz Parnowski
Producent: Anna Waśniewska
Producent: TVN Warner Bros. Discovery
Dofinansowanie: Polski Instytut Sztuki Filmowej
Produkcja: Polska 2023
Dystrybucja: Next Film
Obsada: Jakub Gierszał, Tomasz Schuchardt, Andrzej Seweryn, Wiktoria Gorodeckaja, Katarzyna Herman, Sławomira Łozińska, Krzysztof Dracz, Adam Ferency, Zofia Stafiej, Emily Kusche, Nathalie Richard, Joachim Raaf, Jessica McIntyre
Ruszają zdjęcia do nowego filmu w reżyserii Jana Holoubka („25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy”), w gwiazdorskiej, międzynarodowej obsadzie. „Doppelgänger. Sobowtór” to kolejna produkcja TVN Grupa Discovery. Premiera filmu zapowiadana jest na 2023 rok.
Jakub Gierszał, fot. Weronika Kosińska
Jan Holoubek jest jednym z najbardziej uznanych reżyserów młodego pokolenia, jego debiutancki film fabularny „25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy” zdobył wiele nagród i uznanie krytyków. Reżyser i tym razem inspiruje się prawdziwymi historiami. W filmie „Doppelgänger. Sobowtór” fabuła skupiać się będzie wokół kradzieży tożsamości.
Najważniejszą dla mnie warstwą filmu, ukrytąpod kryminałem, jest ta psychologiczna, dotycząca tożsamości. „Doppelgänger. Sobowtór” jest opowieścią o jej utracie. Fascynująca jest dla mnie równoległość bohaterów, którzy niemal równocześnie tego doświadczają. To gatunkowy thriller psychologiczny, który przenosi nas w fascynujący czas końca lat 70-ych i początek kolejnej dekady. Rozgrywa się po dwóch stronach żelaznej kurtyny równocześnie. Główny bohater osiada we Francji, korzystając z komfortu i wolności, jakie oferował zamożny Zachód, wtapia się w lokalną społeczność w ramach działań wywiadowczych. W tle głównego wątku, rozgrywa się „wielka historia” przełomu dekad - wydarzenia Sierpnia ‘80, mroczne lata stanu wojennego i w końcu czas transformacji. To dla mnie okres niezwykle pociągający – Jan Holoubek, reżyser filmu.
„Doppelgänger. Sobowtór” jest filmem inspirowanym prawdziwymi historiami polskich agentów specjalnych PRL, którzy kradli cudzą tożsamość, budując na tym fałszywe relacje i swoją karierę szpiegowską.
Niewielu było takich agentów wywiadu PRL-u. Sztuka życia z fałszywymi danymi udawała się tylko najlepszym, najinteligentniejszym jednostkom o stalowych nerwach. „Wtórnik” to największy stopień szpiegowskiego wtajemniczenia. Szacuje się, że w latach 70-ych było ich tylko piętnastu. Nasz bohater, którego gra Jakub Gierszał, był jednym z nich. Przygotowania do filmu trwały prawie dwa lata, rozpoczęcie zdjęć poprzedzały długie, skrupulatne dokumentacje reżysera i ekipy oraz międzynarodowe castingi – Anna Waśniewska, producentka filmu, TVN Grupa Discovery.
To już drugi mój film, na znacznie większą skalę, który powstaje przy udziale dotacji Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Dziękuję za to wsparcie ekspertom i dyrektorowi Radosławowi Śmigulskiemu – dodaje reżyser filmu, Jan Holoubek.
W roli głównej znakomity Jakub Gierszał oraz Emily Kusche znana z serialu „Sloborn”. W obsadzie: Tomasz Schuchardt, Wiktoria Gorodeckaja, Andrzej Seweryn, Katarzyna Herman oraz Nathalie Richard, Joachim Raaf oraz Jessica McIntyre.
Zdjęcia do filmu będą realizowane m.in. w Warszawie, Trójmieście, Bydgoszczy, Wrocławiu i Rydze na Łotwie.
Dystrybutorem filmu jest NEXT FILM.
***************************************
DOPPELGANGER. SOBOWTÓR
Gatunek: dramat / thiller psychologiczny
Produkcja: Polska 2022
Producent: TVN Grupa Discovery, dofinansowanie : POLSKI INSTYTUT SZTUKI FILMOWEJ
Reżyseria: Jan Holoubek („25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy”, „Rojst”, „Rojst ‘97”)
Obsada:
Jakub Gierszał, Tomasz Schuchardt, Andrzej Seweryn, Wiktoria Gorodeckaja, Katarzyna Herman, Sławomira Łozińska, Krzysztof Dracz, Adam Ferency, Zofia Stafiej, Emily Kusche, Nathalie Richard, Joachim Raaf, Jessica McIntyre
Scenariusz: Andrzej Gołda, współpraca: Jan Holoubek
Jan Holoubek nie zwalnia tempa. Po doskonale przyjętym debiucie fabularnym „25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy” i światowym sukcesie serialu „Wielka woda” przygotowuje się do premiery kolejnego pełnometrażowego filmu.
DOPPELGANGER, fot_Jaroslaw Sosinski
Jego „Doppelgänger. Sobowtór” poruszy tematykę tożsamości. Czy można zatracić poczucie tego, kim się jest naprawdę? Czy udając kogoś innego, można poczuć coś prawdziwego? Premiera produkcji TVN Warner Bros. Discovery zaplanowana jest na 24 lutego 2023, a już dziś prezentujemy teaser.
To historia dwóch mężczyzn, którzy z zupełnie różnych pobudek poszukują swojej tożsamości. Przez dłuższy czas nie wiedzą o swoim istnieniu, a są nierozerwalnie złączeni od samego początku. Jeden drugiemu ukradł tożsamość, drugi jej poszukuje, jednak to ten pierwszy orientuje się, że właściwie nie wie kim jest i że się zatracił w udawaniu kogoś innego – opowiada o filmie Jan Holoubek.
Główne role w filmie reżyser powierzył Jakubowi Gierszałowi i Tomaszowi Schuchardtowi. Film przenosi widzów w czas przełomu lat 70-tych i 80-tych, a jego akcja rozgrywa się po dwóch stronach żelaznej kurtyny równocześnie. Hans (Gierszał) żyje w tętniącym życiem Strasburgu, korzystając z możliwości, jakie daje Zachód, wtapia się w lokalną społeczność jednocześnie prowadząc działalność szpiegowską, natomiast Bitner (Schuchardt) mieszka w Sopocie, angażuje się w działalność „Solidarności” i prowadzi spokojne, rodzinne życie. Z pozoru ich losy są zupełnie inne, jednak łączy ich przeszłość oraz konieczność zmierzenia się z własnymi słabościami i namiętnościami.
DOPPELGANGER, fot_Jaroslaw Sosinski
„Doppelgänger. Sobowtór” to produkcja międzynarodowa z dużym rozmachem realizacyjnym. Na ekranie u boku Jakuba Gierszała, Tomasza Schuchardta zobaczymy między innymi Wiktorię Gorodeckają Katarzynę Herman i Andrzeja Seweryna, a także zagraniczne gwiazdy - Emily Kusche, Joachim Raaf, Nathalie Richard i Jessica McIntyre. Zdjęcia do filmu odbywały się w lokacjach w Warszawie, Wrocławiu, Gdyni, Gdańsku, Sopocie, Bydgoszczy, Toruniu.
Producentka Anna Waśniewska tak mówi o projekcie: Współpraca Wschodu z Zachodem, zakazana namiętność Niemki (Emily Kusche) do Polaka (Jakub Gierszał), ryzykowne operacje śledcze – efekty kreacji aktorskich w realiach lat 70. i 80. będziemy oglądać już w następnym roku. Nathalie Richard, Joachim Raaf, Jessica McIntyre to aktorzy, którzy wystąpili u boku polskiej obsady, którą znamy i podziwiamy. Ponad 40 dni zdjęciowych, prawie 70 obiektów, około dwóch tysięcy statystów – wszystko po to, by stworzyć odpowiednią scenerię dla niezwykłej historii wyreżyserowanej przez Jana Holoubka, który już nieraz udowodnił, że potrafi wzbudzać głębokie emocje u widzów.
*****
Hans (Jakub Gierszał) i Jan Bitner (Tomasz Schuchardt) żyją oddzieleni od siebie żelazną kurtyną. Hans pracuje w urzędzie w Strasburgu, wiedzie spokojne, wręcz monotonne życie. Bitner to polski patriota, zaangażowany w sprawy „Solidarności” i walkę o wolną Polskę. Razem z rodziną mieszka w Sopocie. Z pozoru ich życie jest zupełnie różne, jednak jest pewien szczegół, który połączył ich życiorysy na zawsze. Obaj będą musieli odpowiedzieć sobie na bardzo ważne pytania dotyczące swojej tożsamości.
Jan Holoubek jest jednym z najbardziej uznanych reżyserów młodego pokolenia, jego debiutancki film fabularny „25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy” zdobył wiele nagród i uznanie krytyków. Reżyser i tym razem inspiruje się prawdziwymi historiami. Producentem filmu jest TVN Warner Bros. Discovery, to kolejna współpraca z reżyserem.
DOPPELGANGER, fot_Jaroslaw Sosinski
DOPPELGÄNGER. SOBOWTÓR
Gatunek: dramat / thriller psychologiczny
Produkcja: Polska 2023
Producent: TVN Warner Bros. Discovery, dofinansowanie: POLSKI INSTYTUT SZTUKI FILMOWEJ
Reżyseria: Jan Holoubek („25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy”, „Rojst”, „Rojst ’97”, „Wielka Woda”)
Obsada:
Jakub Gierszał, Tomasz Schuchardt, Andrzej Seweryn, Wiktoria Gorodeckaja, Katarzyna Herman, Sławomira Łozińska, Krzysztof Dracz, Adam Ferency, Zofia Stafiej, Emily Kusche, Nathalie Richard, Joachim Raaf, Jessica McIntyre
Scenariusz: Andrzej Gołda, współpraca: Jan Holoubek
Zakończyły się zdjęcia do filmu fabularnego „Simona Kossak” w reżyserii Adriana Panka. W pochodzącą z rodziny słynnych malarzy Simonę Kossak, która stała się symbolem niezwykłej relacji człowieka z naturą, wciela się Sandra Drzymalska. W jej długoletniego partnera – Lecha Wilczka – Jakub Gierszał. Na ekranie zobaczymy również m.in. Agatę Kuleszę, Borysa Szyca, Olgę Bołądź i Martę Stalmierską. Premiera filmu planowana jest na 2024 rok. Dzisiaj prezentujemy pierwsze zdjęcia z planu.
Kadr z filmu "Simona Kossak". Fot. Jarosław Sosiński/BALAPOLIS
„Simona Kossak” to inspirująca historia o niezależności i determinacji w szukaniu własnego miejsca na ziemi. To opowieść o odwiecznej potrzebie bliskości i odnalezieniu swojego stada. Simona Kossak, córka malarza Jerzego Kossaka i wnuczka Wojciecha, pozbawiona talentu, który od pokoleń definiuje jej rodzinę, dorasta nie zaznając ciepła ze strony despotycznej matki. Gdy po studiach rzuca wszystko – dom, tradycję, społeczne konwenanse – i obejmuje posadę naukową w Białowieży, zaczyna życie na własnych warunkach. Osiedla się w środku puszczy, w domu bez prądu i bieżącej wody, w otoczeniu dzikiej przyrody. Tam, na magicznym odludziu poznaje fotografa Lecha Wilczka, z którym dzieli pasje – miłość do natury i... potrzebę wolności. Ich niezwykła relacja wymyka się wszelkim schematom. Jednak wyobrażenia Simony o pracy przyrodnika i pozycji młodej kobiety w świecie zdominowanym przez mężczyzn ulegają bolesnej weryfikacji. Musi stanąć w obronie nie tylko swoich ideałów, ale również świata roślin i zwierząt.
Kadr z filmu "Simona Kossak". Fot. Jarosław Sosiński/BALAPOLIS
– Jest coś archetypicznego w bohaterce, która buntuje się i ucieka od swojej rodziny, pochodzenia, miejsca i udaje się w nieznane, po to, żeby zapomnieć kim była albo kim kazano jej być. W konsekwencji odnajduje siebie. Na nowo scala swoją biografię z biografią swojej rodziny, zachowując swoją niepodległość. Odnajduje się w tym, co ją determinuje. Dochodzi do jakiegoś scalenia, które jest opowieścią o samym życiu, o miłości, która przekracza nasze osobowe istnienie, uświadamia nam bycie cząstką̨ czegoś większego. Ten film to również opowieść o samej Puszczy Białowieskiej, jej historii i ludziach z nią związanych – mówi reżyser i scenarzysta Adrian Panek.
Producentkami filmu „Simona Kossak” są Magdalena Kamińska i Agata Szymańska ze studia Balapolis. Koproducentami Wytwórnia Filmów Dokumentalnych i Fabularnych, Mazowiecki Instytut Kultury, Krakowskie Biuro Festiwalowe oraz Hollman Emea Limited. Za dystrybucję odpowiada NEXT FILM.
Film współfinansowany przez Polski Instytut Sztuki Filmowej.
Premiera kinowa planowana jest na 2024.
Kadr z filmu "Simona Kossak". Fot. Jarosław Sosiński/BALAPOLIS
Jan Holoubek zakończył pracę na planie swojego nowego filmu, produkcji TVN Grupa Discovery. Tym razem reżyser skupia się na kradzieży tożsamości, historia dotyczy agenta służb specjalnych, jednak jego życiorys jest jedynie pretekstem to opowiedzenia o ludzkich słabościach i namiętnościach. „Doppelganger. Sobowtór” na ekranach kin zagości na początku przyszłego roku, a tymczasem prezentujemy pierwsze kadry z filmu.
"Doppelganger. Sobowtór", fot. Jarosław Sosiński
Zdjęcia trwały od kwietnia tego roku. Producentem filmu jest TVN Grupa Discovery, a twórcy zadbali o rozmach – zarówno jeśli chodzi o lokacje filmowe, jak i historyczne realia opowieści.
– Film ma niesamowity rozmach inscenizacyjny. Kręciliśmy go w Warszawie, Wrocławiu, Gdyni, Gdańsku, Sopocie, Bydgoszczy, Toruniu, na Półwyspie Helskim, a także w mniejszych miejscowościach na Dolnym Śląsku, szukając najciekawszych lokacji, jakie oferują te miasta. Wspaniała praca scenografii, kostiumów, charakteryzacji oraz pionu operatorskiego spowodowały, że film już na tym etapie wygląda przepięknie. Mam wrażenie, że udało nam się bardzo wiarygodnie odtworzyć zarówno scenerię PRL, jak i zamożnego Zachodu przełomu lat 70. i 80. To dla mnie fantastyczne doświadczenie także dlatego, że po raz pierwszy spotkałem się w pracy z tak dużą obsadą obcojęzyczną. W naszym filmie zagrało wiele wspaniałych aktorek i aktorów z Niemiec i Francji – mówi reżyser filmu Jan Holoubek.
"Doppelganger. Sobowtór", fot. Jarosław Sosiński
Producentka Anna Waśniewska tak mówi o projekcie: – Współpraca Wschodu z Zachodem, zakazana namiętność Niemki (Emily Kusche) do Polaka (Jakub Gierszał), ryzykowne operacje śledcze – efekty kreacji aktorskich w realiach lat 70. i 80. będziemy oglądać już w następnym roku.Nathalie Richard, Joachim Raaf, Jessica McIntyre to aktorzy, którzy wystąpili u boku polskiej obsady, którą znamy i podziwiamy. Ponad 40 dni zdjęciowych, prawie 70 obiektów, około dwóch tysięcy statystów – wszystko po to, by stworzyć odpowiednią scenerię dla niezwykłej historii wyreżyserowanej przez Jana Holoubka, który już nieraz udowodnił, że potrafi wzbudzać głębokie emocje w widzach.
"Doppelganger. Sobowtór", fot. Jarosław Sosiński
Fabuła filmu skupia się na życiu dwóch bohaterów żyjących równolegle. Hans (Jakub Gierszał) i Jan Bitner (Tomasz Schuchardt) żyją oddzieleni od siebie żelazną kurtyną. Hans pracuje w urzędzie w Strasburgu, wiedzie spokojne, wręcz monotonne życie. Bitner to polski patriota, zaangażowany w sprawy „Solidarności” i walkę o wolną Polskę. Razem z rodziną mieszka w Sopocie. Z pozoru ich życie jest zupełnie różne, jednak jest pewien szczegół, który połączył ich życiorysy na zawsze. Obaj będą musieli odpowiedzieć sobie na bardzo ważne pytania dotyczące swojej tożsamości.
Jan Holoubek jest jednym z najbardziej uznanych reżyserów młodego pokolenia, jego debiutancki film fabularny „25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy” zdobył wiele nagród i uznanie krytyków. Reżyser i tym razem inspiruje się prawdziwymi historiami. Producentem filmu jest TVN Grupa Discovery, to kolejna współpraca z reżyserem.
"Doppelganger. Sobowtór", fot. Jarosław Sosiński
DOPPELGANGER. SOBOWTÓR
Gatunek: dramat / thriller psychologiczny
Produkcja: Polska 2022
Producent: TVN Grupa Discovery, dofinansowanie: POLSKI INSTYTUT SZTUKI FILMOWEJ
Reżyseria: Jan Holoubek („25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy”, „Rojst”, „Rojst ’97”)
Obsada:
Jakub Gierszał, Tomasz Schuchardt, Andrzej Seweryn, Wiktoria Gorodeckaja, Katarzyna Herman, Sławomira Łozińska, Krzysztof Dracz, Adam Ferency, Zofia Stafiej, Emily Kusche, Nathalie Richard, Joachim Raaf, Jessica McIntyre
Scenariusz: Andrzej Gołda, współpraca: Jan Holoubek
W minioną środę odbyła się uroczysta premiera filmu „Doppelgänger. Sobowtór”. Najnowszy film w reżyserii Jana Holoubka („25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy”, „Rojst”, „Wielka woda”) podczas 48. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni otrzymał 6 nagród. „Doppelgänger. Sobowtór”. Film, do kin wchodzi już w najbliższy piątek, 29 września.
fot. materiały prasowe
Z najważniejszego festiwalu w polskiej branży filmowej thriller produkcji TVN Warner Bros. Discovery wrócił z nagrodami za reżyserię (Jan Holoubek), drugoplanową rolę męską (Tomasz Schuchardt), zdjęcia (Bartłomiej Kaczmarek), kostiumy (Weronika Orlińska), scenografię (Marek Warszewski) oraz z nagrodą Radia Gdańsk za efekty dźwiękowe.
„Doppelgänger. Sobowtór” zachwycił nie tylko jury, ale także widzów i media.
"Doppelgänger. Sobowtór" to rasowy thriller szpiegowski znad Wisły; bardzo dobrze się tego "Sobowtóra" ogląda. Udający Strasburg Wrocław pozoruje je na tyle wiarygodnie, że rzeczywiście przenosimy się nad Ren i wierzymy w to, co widzimy. – Paweł Piotrowicz, Onet.pl
„Doppelgänger. Sobowtór” to dowód na to, że o niedawnych dziejach Polski można opowiadać za sprawą kina popularnego, nie siląc się na podniosłość, a po prostu dostarczając widzom dobrą historię, która jest sprawnie nakręcona i zwyczajnie jest udaną rozrywką. – Krzysztof Połaski, Telemagazyn
(...) Jan Holoubek stworzył film szpiegowski/thriller psychologiczny, który nie nawiązuje topornie do znanych produkcji z tego gatunku. Pokazał historię intrygującą, ale osadzoną w trudnych czasach dla naszego kraju. – Ewa Stępień, ELLE Polska
W warszawskiej premierze filmu udział wzięli twórcy, w tym główne gwiazdy filmu – Jakub Gierszał i Tomasz Schuchardt, a także obsada zagraniczna: Emily Kusche, Jessica McIntyre, Joachim Raaf, Maximilien Seweryn i Pierre Azema.
DOPPELGÄNGER. SOBOWTÓR
Gatunek: dramat / thriller psychologiczny
Premiera: 29 września 2023
Scenariusz: Andrzej Gołda, współpraca: Jan Holoubek
Obsada: Jakub Gierszał, Tomasz Schuchardt, Andrzej Seweryn, Wiktoria Gorodeckaja, Katarzyna Herman, Sławomira Łozińska, Krzysztof Dracz, Emily Kusche, Nathalie Richard, Joachim Raaf, Jessica McIntyre
Tegoroczna edycja Międzynarodowego Festiwalu Wratyslavia Cantans była interesująca, choć nietypowa, ale też okazała się dla słuchaczy (a przynajmniej dla mnie) pewnym wyzwaniem. Przewodnie hasło, dotyczące przekraczania granic, uzmysłowiło mi, że są we mnie pewne bariery nie do pokonania. Tam jednak, gdzie doświadczałam wzajemnego wpływu muzyki i słowa, nawet niekonwencjonalne, nieklasyczne wykonania wywoływały u mnie głębsze przeżycia i niespodziewaną otwartość na rzeczy pozornie mi obce. Te doświadczenia z pewnością były dominujące, za co jestem dozgonnie wdzięczna wspaniałym wykonawcom i organizatorom.
Podobnie jak poprzednie edycje festiwalu, tak i 56. miała swoją przewodnią myśl - było nią przekraczanie granic. Owa idea, będąca osią każdej Wratislavi, staje się zazwyczaj także źródłem wielu refleksji dotyczących nie tylko samej muzyki, ale również szerszej natury, bo światopoglądowych, egzystencjalnych itd. Jak słusznie zauważył Andrzej Kosendiak - dyrektor generalny festiwalu - sama "muzyka jest rodzajem refleksji przenikającej przestrzenie często wymykające się nauce czy doświadczeniu empirycznemu". Wyraził przy tym nadzieję, że pozwala ona choć na chwilę "zrzucić z siebie ograniczenia, szczególnie te, które dosięgły nas w ostatnich miesiącach".
Podobnie rozważania snuje dyrektor artystyczny festiwalu - maestro Giovanni Antonini, dla którego przekraczanie granic przez muzykę stanowi wręcz o jej istocie. W kontekście zaś tego festiwalu przekraczanie owo przybiera rozmaite oblicza i dotyczy zarówno granic pomiędzy muzyką klasyczną a ludową, także współczesną, pomiędzy słowem mówionym a muzyką, jak też granic formalnych w obrębie muzyki tego samego kompozytora, czego przykładem może być Ludvig van Beethoven czy Witold Lutosławski. Idea przekraczania granic dotyczy także granic mentalnych w spojrzeniu na muzykę spoza kultury europejskiej itd.
Dodam, że tegoroczna edycja Wratislavia Cantans dość radykalnie przekroczyła granicę, którą stworzył dla festiwalu jego założyciel - Andrzej Markowski. Miał to być w swej istocie festiwal muzyki oratoryjno-kantatowej, czego w żaden sposób nie można powiedzieć o tegorocznej edycji. Szczerze mówiąc, przekroczenie to spowodowało u mnie pewien dyskomfort, ale doceniam fakt, że musiałam otworzyć się na inne rodzaje muzyki. 😉
Magdalena Kožená, czyli o granicy nieprzekroczonej
Magdalena Kožená i dyrygent Duncan Ward, koncert "Niech śpiewa cały świat", fot. Łukasz Rajchert/NFM
Pierwsze wyzwanie stanowił już dla mnie koncert inauguracyjny, zatytułowany entuzjastycznie: "Niech śpiewa cały świat". Pierwszą część wypełniły kompozycje Witolda Lutosławskiego "Słomkowy łańcuszek i inne dziecinne utwory na sopran i mezzosopran, flet, obój, 2 klarnety i fagot". Zaśpiewał je Chór Chłopięcy NFM pod kier. Małgorzaty Podzielny, z towarzyszeniem solistów NFM Filharmonii Wrocławskiej. Wypadło uroczo, a nawet wzruszająco. Przy okazji można się było przekonać, jakie jest inne oblicze Lutosławskiego, który stworzył cykl oryginalnych utworów do znanych wierszy, stylizowanych na muzykę ludową.
Jednakże prawdziwą gwiazdą tego wieczoru miała być - i była! - Magdalena Kožená, - wspaniały mezzosopran, niezapomniana wykonawczyni wielu ról operowych, jak choćby Carmen Bizeta, Medei Charpentiera czy Orfeusza w Orfeuszu i Eurydyce H. W. Glucka w interpretacji sir Johna Gardinera, a dla mnie również jest to wspaniała Judyta z oratorium Antonia VivaldiegoJudtha triumphans pod dyr. Andrea Marcona. Tymczasem ta znakomita wykonawczyni muzyki barokowej (i nie tylko) zaśpiewała tym razem pieśni ludowe Béli Bartókai Luciano Berio (po węgiersku i po włosku). Była dowcipna, błyskotliwa w swoich interpretacjach, ale mimo wszystko nie udało mi się przekroczyć tej granicy, którą była dla mnie Kožená jako wykonawczyni muzyki klasycznej. Wolę ją jednak nadal w tradycyjnych ramach, choć rozumiem, że jest poszukująca i może nawet lubi mierzyć się w nowym...
"Werther" - przekraczanie granic muzyki i słowa
Jarosław Thiel i Wrocławska Orkiestra Barokowa, koncert "Werther", fot. Karol Sokołowski/NFM
Jako rasowa polonistka byłam wielce ciekawa, jak przekraczane będą granice pomiędzy muzyką a słowem, toteż z przyjemnością wysłuchałam koncertu "Werther". Gwoli ścisłości dodać muszę, że temat ten był motywem przewodnim 52. edycji Wratislavia Cantans: "Recitar cantando", w którym zaakcentowano zależność muzyki od słowa. Doświadczyłam wówczas, że nie tylko słowo wpływa na muzykę, ale także muzyczna interpretacja dodaje mu wiarygodności. Sądzę, że w przypadku tego koncertu to się sprawdziło.
Kompozytorem, który sięgnął po powieść epistolarną Johanna Wolfganga GoethegoCierpienia młodego Wertera, był Włoch Gaetano Pugnani - skrzypek i kapelmistrz na dworze sabaudzkim. Pierwsze wykonanie miało miejsce w Turynie, w 1791 roku, a więc zaledwie 17 lat po ukazaniu się dzieła. Wiemy też, że kompozytor wykorzystał francuskie tłumaczenie, ponieważ jego publiczność stanowili dyplomaci i arystokraci. Dzieło było wykonano raz jeszcze w 1796 roku w Wiedniu. Na podstawie zachowanych głosów orkiestrowych do "Werthera" Alberto Basso dokonał rekonstrukcji partytury dzieła, on też wybrał fragmenty powieści, przedstawiając rozwój uczucia bohatera do pięknej Lotty. A ponieważ wykonawcy zwykli korzystać z różnych przekładów, toteż podczas tegorocznej prezentacji dzieła wykorzystano polski przekład Leopolda Staffa.
Jakub Gierszał jako Werther i Wrocławska Orkiestra Barokowa, fot. Karol Sokołowski/NFM
"Werther" to dobry przykład na harmonijne przenikanie się tekstu i muzyki. Istotną rolę odgrywają uczucia bohatera, który najpierw próbuje ukoić swój niepokój i niemożność odnalezienia się w świecie obcowaniem z pięknem natury. Kiedy poznaje Lottę jadąc na bal z inną, przypadkową dziewczyną, jesteśmy świadkami budzącego się uczucia, jego rozkwitu, ale także dramatyzmu wynikającego z faktu, że ukochana jest zaręczona z innym, wreszcie - samobójstwa bohatera. Wszystkie te nastroje i przemyślenia Wertera oraz jego opisy przyrody zawarte w listach do Wilhelma mają swoje odzwierciedlenie w pięknej muzyce Gaetano Pugnani. Nie był to mój pierwszy koncert, w którym słowo odgrywało istotną rolę, ale po raz pierwszy tekst nie był recytacją sytuującą się pomiędzy częściami utworu muzycznego, lecz jego integralną częścią. Czytający tekst Goethego Jakub Gierszał miał przed sobą na pulpicie zarówno muzyczną partyturę, jak i fragmenty powieści. Dodać muszę, że okazał się znakomitym i wrażliwym interpretatorem postaci Wertera. Przy tym nie miał nic z romantycznej pozy - skromny, skupiony, trochę chyba także zdenerwowany nietypowym zadaniem aktorskim, co też dobrze wpisywało się w tę rolę. Jeśli ktoś widział "Salę samobójców" w reżyserii Jana Komasy, ten z pewnością nie będzie miał wątpliwości, że to idealny wykonawca do roli Wertera. Oczywiście, równie ważną rolę odegrali także muzycy Wrocławskiej Orkiestry Barokowej pod dyr. Jarosława Thiela, którzy "ponieśli" wspaniały tekst Goethego na wyżyny wykonawstwa. Okazało się, że przekraczanie granic muzyki i słowa rodzić może wspaniałą jakość.
"W blasku Haydna", czyli przekraczanie gustów i przyzwyczajeń
Giovanni Antonini, koncert "W blasku Haydna", fot. Łukasz Rajchert/NFM
Przykład Ludwiga van Beethovena uzmysławia, że młodemu kompozytorowi, który nie zaznał jeszcze sławy, niełatwo jest przekroczyć granice muzycznych gustów i przyzwyczajeń, które zostały ukształtowane przez sławnych poprzedników, w tym wypadku przez Josepha Haydna. Kiedy w 1801 roku Beethoven skomponował muzykę do baletu Twory Prometeusza, spodobała się ona tak bardzo (był w tym zapewne niemały udział popularnego wówczas Salvatora Viganò i jego trupy, dla których powstał ów balet), że wystawiono go ponad dwadzieścia razy, a nazwisko kompozytora stało się znane. W konsekwencji tego sukcesu sześć lat później książę Nikolaus II Esterhazy zamówił u Beethovena mszę dla uczczenia imienin żony Marii Józefy - tak powstała Msza C-dur op. 86. Poprzednikiem kompozytora był Joseph Haydn, który sześciokrotnie przygotowywał utwory na tę uroczystość. Poprzeczka była więc wysoko ustawiona, szczególnie, że Beethoven nie miał doświadczenia w tworzeniu muzyki religijnej. Jego Msza C-dur zabrzmiała po raz pierwszy 13 września 1807 roku w kościele w Eisenstadt pod kierownictwem kompozytora, a książę nie ukrywał bynajmniej swego niezadowolenia. Można by nieco żartobliwie zauważyć, że miał swoje ograniczenia, ale w tym przypadku granice estetyczne wyznaczała wspaniała muzyka Haydna. I chociaż - jak stwierdził muzykolog Martin Geck - "nie było w czasach Beethovena innego kompozytora, który z podobnym zaangażowaniem zagłębiłby się w tekst" - to jednak de gustibus... Przykład Mszy C-dur uświadamia, że gusty również bywają naszym ograniczeniem.
Krystian Adam Krzeszowiak i Fulvio Bettini, koncert "W blasku Haydna, fot. Łukasz Rajchert/NFM
We Wrocławiu wspomniane utwory Beethovena (baletu nie było 😀) wykonali wspaniali artyści, a publiczność była "oswojona Beethovenem", więc nie trzeba właściwie było niczego przekraczać. Byliśmy zachwyceni! Il Giardino Armonico pod dyrekcją maestro Giovanniego Antoniniego przyzwyczaili nas do znakomitych interpretacji rozmaitych kompozytorów. Jest to zespół fantastycznie zgrany i na dodatek składa się z wybitnych muzyków. Jeśli do tego dołożyć wspaniały Chór NFM i solistów doprawdy znakomitych, jak choćby Krystian Adam Krzeszowiak (tenor), Fulvio Bettini (baryton) czy Francesca Ascioti (kontralt) i Giulia Semenzato (sopran), to człowiek nabiera przekonania, że gdyby ten koncert usłyszał śp. książę Esterhazy, z pewnością z jego ust nie wyrwałyby się słowa "nieznośnie śmieszna i okropna", lecz "zachwycająca". Pominąwszy bowiem jego gust, zapewne uległby presji tłumu, czyli zgromadzonej w Narodowym Forum widowni. 😉
Przekraczanie granic tonalności - podążanie muzyki za słowami
Huelgas Ensemble, koncert "Sublimacja brzmienia", fot. Karol Sokołowski/NFM
W średniowieczu i renesansie dominowała muzyka tonalna. Był to system mający silnie zarysowane centrum tonalne w postaci pojedynczego dźwięku, a dźwięki główne i poboczne miały strukturę hierarchiczną. Ceniono współbrzmienia konsonansów doskonałych, a jeśli nawet niekiedy pojawiał się dysonans, to był on odpowiednio przygotowany. Świat dźwięków miał swój ład, który czerpano z tradycji starogreckiej, toteż nagłe pojawienie się dysonansów było czymś, co szokowało i było złamaniem zasad. A jednak zdarzały się odstępstwa., głównie w XV i XVI wieku, szczególnie w madrygałach i motetach. Zazwyczaj podyktowane to było treścią słów, szczególnie, gdy te nazywały uczucia: smutek, tęsknotę czy miłość.
W ramach tegorocznej Wratoslavi mieliśmy okazję podziwiać niezwykły belgijski zespół wykonujący muzykę dawną – Huelgas Ensemble (nazwa nawiązuje do rękopisu muzyki polifonicznej Codex Las Huelgas), założony przez flamandzkiego dyrygenta Paula van Nevela. Wykonawcy zaprezentowali festiwalowej publiczności utwory kompozytorów XIV-XVII wieku, którzy granice tonalności przekraczali po mistrzowsku, m. in. utwory Orlando di Lasso i Luca Marenzio.
Huelgas Ensemble, koncert "Sublimacja brzmienia", fot. Karol Sokołowski/NFM
Prophetiae Sybillarum Orlando di Lasso składa się z jednego trzywierszowego prologu i dwunastu sześciowierszowych motetów. Wszystkie wiersze są napisane heksametrem daktylowym. Proroctwa zaś (każde wypowiedziane przez inną prorokinię) mówią o przyjściu Chrystusa, co już samo w sobie jest zaskakujące. Proroctwa owe oddaje Lasso w stylu chromatycznym, nasycając brzmienie licznymi dysonansami, kładąc nacisk na artykulację i należyte wydobycie treści motetów. To słowo decyduje o takiej retoryce muzycznej.
Taka sama zasada przyświeca madrygałom, w których przeważa tematyka miłosna. Tęsknota, rozstanie – wszystko to stwarzało możliwość nasyconych chromatycznie melodii, w których dysonanse w sposób oczywisty oddawały złożoność uczuć. Jednym z najwybitniejszych madrygalistów był Luca Marenzio, którego utworu Solo e pensoso (Samotny i rozważny), skomponowanego do słów F. Petrarki, mieliśmy okazję posłuchać. Wybitne umiejętności Marenzia w muzycznym „malowaniu słów”, zwłaszcza w madrygałach, były bardzo podziwiane przez znawców jego czasów. W ciągu około 20 lat Marenzio napisał ponad 400 madrygałów i około 80 villanelli, opublikowanych w 23 księgach, a także wiele dzieł sakralnych, w tym około 75 motetów. Nie ograniczał się do muzycznych ilustracji słów, lecz dążył do oddania ogólnego nastroju i wyrazu emocjonalnego tekstu. W tym celu stosował zróżnicowane środki muzyczne: imitację, chromatykę, dysonanse, nieoczekiwane zmiany harmoniczne. Wydaje się, że tytuł koncertu "Sublimacja brzmienia" trafnie oddaje efekt, który uzyskał Huelgas Ensemble prezentując nie tylko ów znakomity madrygał. Brzmienie głosów, wydobywające skomplikowaną tkankę uczuć właściwie nie daje się opisać... Tego należy po prostu posłuchać!
Solo e pensoso, Huelgas Ensemble
Przekraczanie ograniczeń i reguł rozmaitych sztuk
Joanna Freszel, Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia, pod dyr. Lawrance Fostera, koncert "Narodziny muzyki współczesnej", fot. Łukasz Rajchert/NFM
Charakterystyczne dla schyłku XIX i XX wieku staje się przekraczanie granic gatunkowych rozmaitych sztuk. Ta swoista rewolucja ma swoje korzenie w romantyzmie, który z brawurową swobodą łamał klasyczne ograniczenia, mieszając ze sobą gatunki i tworząc dzieła synkretyczne, czego przykładem są ballady czy DziadyAdama Mickiewicza, w których formę dramatu co i rusz rozsadzają inne gatunki literackie (przypowieść, bajka, opowiadanie), a także pozaliterackie (sen, obrzęd), w tym muzyczne (opera, pieśń). Dziady zainspirują Stanisława Moniuszkę do skomponowania kantaty Widma...
Również Claude Debussy, zachwycony Popołudniem fauna Stéphane`a Mallarmé, zapragnął za pomocą muzyki oddać emocje, których doświadczył czytając te poezje tak bardzo ze swej istoty muzyczne, by nie rzec: impresjonistyczne, oddziałujące nie tylko dźwiękiem, ale także barwą, nastrojem. Tak powstało Preludium do "Popołudnia fauna", Stało się ono z kolei inspiracją dla baletu, którym zasłynął Wacław Niżyński. Balet był inspirowany zarówno poezja Mallarmégo, jak też Preludium Debussy`ego, ale został wzbogacony o choreografię i wspaniałe kostiumy, nie mówiąc już o niezwykłym, choć kontrowersyjnym wykonawcy. Wszystkie te trzy dzieła – poemat, preludium i balet, wynikające z inspiracji poezją i muzyką, mają istotny udział w rozwoju sztuki współczesnej.
Zamysłem Debussy’ego nie była bynajmniej synteza treści poematu Mallarmégo, wyrażona środkami muzycznymi, ale oddanie impresji wywołanej poezją. Kompozytor unikał dosłownej ilustracyjności i bardziej sugerował niż naśladował. Treść pozamuzyczną preludium scharakteryzował dość enigmatycznie, określając ją jako serię marzeń sennych rodzących się w głowie fauna podczas leniwego popołudnia, po wcześniejszej pogoni za nimfami. Struktura utworu jest trzyczęściowa, z dodaną codą. Część pierwsza ma również wewnętrzny trójpodział, a temat otwierający, grany przez flet, jest powtórzony na oboju, Część trzecia jest skróconą, zmodyfikowaną repryzą części pierwszej. W pamięci pozostaje ów dźwięk fletu, a potem oboju, jak klisza "wyświetlający" w wyobraźni atmosferę ciepłego, leniwego popołudnia.
Podczas wrocławskiego koncertu pięknie zabrzmiała Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia pod batutą Lawrance Fostera. A ja proponuję choć przez chwilę posłuchać Leonarda Bernsteina.
Debussy Prélude à l'après-midi d'un faune - Leonard Bernstein
Równie piękne okazało się być wykonanie Sieben frühe Lieder Albana Berga, z fenomenalną Joanną Freszel (sopran) w roli solistki. Siedem wczesnych pieśni (ok. 1905-1908) to wczesne kompozycje Berga, wówczas studenta Arnolda Schoenberga. Pieśni zostały po raz pierwszy napisane na głos średni i fortepian, a po latach kompozytor dokonał ich korekty na głos wysoki i orkiestrę. Siedem wczesnych pieśni opowiada historię, nawet jeśli pierwotnie nie były pomyślane jako cykl. Jest to historia miłości, być może do przyszłej żony Helene, którą poznał, kiedy powstawały te utwory. Cykl został jej dedykowany. Pieśni zostały skomponowane do słów różnych poetów, m. in. Carla Hauptmanna (otwierająca cykl "Noc"), Theodora Storma ("Słowik") czy Rainera Marii Rilkego ("Koronowany snem"). Aby czytelnik miał wyobrażenie, jaka to jest nastrojowa, niekiedy pełna niepokoju, poezja, przytoczę tekst pierwszej z nich ("Nacht"):
Dämmern Wolken über Nacht und Tal,
Nebel schweben, Wasser rauschen sacht.
Nun entschleiert sich's mit einemmal:
O gib Acht! Gib Acht!
Weites Wunderland ist aufgetan.
Silbern ragen Berge, traumhaft groß,
Stille Pfade silberlicht talan
Aus verborg'nem Schoß;
Und die hehre Welt so traumhaft rein.
Stummer Buchenbaum am Wege steht
Schattenschwarz, ein Hauch vom fernen Hain
Einsam leise weht.
Und aus tiefen Grundes Düsterheit
Blinken Lichter auf in stummer Nacht.
Trinke Seele! Trinke Einsamkeit!
O gib Acht! Gib Acht!
Co brzmi w tłumaczeniu:
Jeśli chmury zaświtają nad nocą i doliną,
Mgła unosi się, woda płynie delikatnie.
Teraz nagle zostaje odsłonięty:
Uważaj! Zwróć uwagę!
Ogromna kraina czarów jest otwarta.
Wieża górska w kolorze srebrnym, fantastycznie duża,
Ciche ścieżki, srebrzyste jasne talan
Z ukrytego okrążenia;
A szlachetny świat tak marzycielsko czysty.
Przy drodze stoi cichy buk
Cień czerni, dotyk odległego gaju
Samotny wieje cicho.
I ponury z głębokiego powodu
Migające światła w cichej nocy.
Pij duszę! Pij samotność!
Uważaj! Zwróć uwagę!
Joanna Freszel, koncert "Narodziny muzyki współczesnej", fot. Łukasz Rajchert/NFM
Wiersz typowo impresjonistyczny, nokturn oddziałujący kolorem, zmiennością światła, obrazów i kolorem. Niepokojący. Podobnie jest z muzyką: oddziałuje nastrojem, ciemnymi barwami, zmiennością rytmu... Istotny jest nade wszystko związek muzyki ze słowem. Łatwo też dostrzec nawiązanie do późnych romantyków, do tematyki nocy, snów i miłości. Joanna Freszel okazała się znakomitą interpretatorką tej poezji, tak przecież niełatwej do zaśpiewania. A jednak wydobyła z niej wszystkie niuanse: ową zmienność nastrojów, niepokój, liryzm i dramatyzm. Byłam pod wielkim wrażeniem!
Reasumując, należy stwierdzić, że tegoroczna odsłona Międzynarodowego Festiwalu Wratyslavia Cantans była interesująca, choć nietypowa, ale też okazała się dla słuchaczy (a przynajmniej dla mnie) wyzwaniem. Przewodnie hasło, dotyczące przekraczania granic, uzmysłowiło mi, że są we mnie pewne bariery nie do pokonania. Tam jednak, gdzie doświadczałam wzajemnego wpływu muzyki i słowa, nawet niekonwencjonalne, nieklasyczne wykonania wywoływały u mnie głębsze przeżycia i niespodziewaną otwartość na rzeczy pozornie mi obce. Te doświadczenia z pewnością były dominujące, za co jestem dozgonnie wdzięczna wspaniałym wykonawcom i organizatorom.
Janowi Komasie udało się zrealizować piękny i wieloznaczny film o samotności, alienacji i o miłości, posługując się nowoczesnym językiem filmowym, w którym wirtualny świat istnieje równolegle do rzeczywistości. Znakomicie wyreżyserowany i sfotografowany, zawierający bogactwo kulturowych konotacji, film ma szansę trafić do każdego odbiorcy.
Dominik Gierszał w filmie Sala samobójców w reż. Jana Komasy
”Sala samobójców" jest pierwszym, w pełni samodzielnym, filmem fabularnym Jana Komasy. Podejmuje współczesny temat zagrożeń, jakie niesie ze sobą Internet, a także zanik autentycznych relacji w rodzinie i środowisku rówieśników. Osadzony jest w tradycji romantycznej, co sugeruje tytuł (samobójstwo jest jednym z głównych tematów literatury romantycznej), a przede wszystkim tropy muzyczne i kreacja głównego bohatera – stylizowanego na współczesnego Wertera. Znakomicie wyreżyserowany i sfotografowany, zawierający bogactwo kulturowych konotacji, film ma szansę trafić do każdego odbiorcy.
Fabuła mogłaby być wzięta wprost z reportażu telewizyjnego. Bohater – 19-letni chłopiec - zostaje skompromitowany przez opublikowanie w Internecie filmów nagranych kamerą w telefonie komórkowym, sugerujących jego homoseksualizm. Towarzyszą temu liczne komentarze i ostracyzm ze strony koleżanek i kolegów z klasy. Dodajmy, że jest on jedynakiem, a rodzice zajęci są karierą i nie zdają sobie sprawy, w jakiej znajduje się opresji. Stawiają mu zamiast wsparcia wymagania i warunki, którym pogrążający się w depresji chłopiec nie umie i nie chce sprostać. Ucieka więc do wirtualnego świata, gdzie znajduje zrozumienie podobnych sobie, wyalienowanych młodych ludzi. Wśród nich najważniejszą rolę odegra dziewczyna, która żywi samobójcze myśli i nakłania pozostałych do samozagłady. Jednocześnie jest znakomitą manipulatorską i emocjonalny związek z nią główny bohater Dominik (gra go Jakub Gierszał) będzie miał dla niego dramatyczne konsekwencje.
Sala samobójców
Film rozpoczyna sekwencja w teatrze. Nasi bohaterowie słuchają pieśni Franza Schuberta do słów wiersza Henryka Heinego „Sobowtór”. W tekstach tego poety miłość jest przedstawiana jako sytuacja egzystencjalna. Miłość romantyczna ze swą biegunową ambiwalencją: między jasnością szczęścia a mrokiem rozpaczy stanie się wkrótce doświadczeniem głównego bohatera. Wprowadzając tę pieśń do swego filmu reżyser zapowiada jednocześnie to, co ma nastąpić niebawem. Figurę sobowtóra (niem. Doppelgänger) zaczerpnął Heine z mitologii germańskiej. Określenie to w rodzimym języku Goethego utworzone zostało z dwóch członów: "doppel", oznaczający "dublera, sobowtóra" oraz z "gänger”, co może oznaczać „piechura”, „wędrowca”.
W filmie będzie to awatar Dominika, czyli jego sobowtór w wirtualnym świecie Sali samobójców. Końcowa scena filmu również rozegra się w teatrze. Tym razem rodzice Dominika – każdy w nowym związku - oglądać będą „Orfeusza i Eurydykę” Christopha Willibalda Glucka. To również historia miłosna, opowiadająca o tym, jak słynny tracki śpiewak z miłości do ukochanej pokonał śmierć i udało mu się uzyskać zgodę na wyprowadzenie je na zewnątrz. Zanim jednak wyprowadzi ją z Hadesu, straci Eurydykę bezpowrotnie. Dominik również próbuje wyprowadzić Sylwię z zamknięcia. Wprawdzie umiera, ale dzięki niemu jego ukochana opuszcza wreszcie swój mroczny pokój i wychodzi do świata. Po raz pierwszy też nie użala się nad sobą, ale płacze po ukochanym.
Kadr z filmu, teatr
Janowi Komasie udało się zrealizować piękny i wieloznaczny film o samotności, alienacji i o miłości, posługując się nowoczesnym językiem filmowym, w którym wirtualny świat istnieje równolegle do rzeczywistości. Jego bohater porusza się pomiędzy nimi, przy czym „wirtualny” oznacza nie tylko dosłownie portal społecznościowy. Jest to świat stworzony z wyobraźni, widziany - jakby powiedział romantyk - „oczyma duszy”. Dotykając w tak subtelny i złożony sposób problemów współczesnego człowieka, budzi u widza empatię i silne emocje, które pozwalają wniknąć w sytuację egzystencjalną bohatera. Jest to z pewnością jedna z ciekawszych wypowiedzi o otaczającym nas świecie.
Artykuł ukazał się na portalu PIK Wrocław 30 lipca 2011 roku.
Nagrodzony
Srebrnym Niedźwiedziem, ”Pokot” Agnieszki Holland jest filmem
jednowymiarowym,z
gotowymi tezami ijednoznacznym
przesłaniem, zrobionym jakby na zamówienie. Tylko czyje?
Wyznam,
że z napisaniem recenzji najnowszego Agnieszki
Holland mam spory
kłopot. Bardzo cenię twórczość tej reżyserki, począwszy od
”Zdjęć próbnych”, a szczególnie od ”Aktorów
prowincjonalnych”, poprzez „Kobietę samotną”, amerykańskie i
niemieckie filmy, jak choćby ”Gorzkie żniwa” czy ”Plac
Washingtona”, na ”W ciemności” kończąc. Celowo pomijam
seriale, bo to raczej komercyjna działalność. Kino Agnieszki
Holland zawsze było twórcze, mające jej ”charakter pisma” i
dotyczyło istotnych spraw. Postaci ekranowe pasjonowały i budziły
różne emocje – były z krwi i kości, jak choćby Beethoven z
”Kopii mistrza”. Za znakomicie zarysowanymi postaciami stało
także świetne aktorstwo, wspaniałe zdjęcia (m.in. Jacek Petrycki,
Jolanta Dylewska) i piękna muzyka. Wszystko to tworzyło znakomitą
artystycznie całość.
Tymczasem
”Pokot”, najnowszy film Agnieszki Holland, wygląda na tym tle
jak mizerna agitka zrobiona na zamówienie hm… ekologów.
Najchętniej więc zmilczałabym, bo każdemu twórcy może się
przydarzyć dzieło nieudane, nie na jego miarę i nie na miarę
naszych oczekiwań. Jakże jednak przemilczeć film, o którym stało
się głośno z racji prestiżowej nagrody na liczącym się
festiwalu?
Czarno-biały świat,
schematyczni bohaterowie
Główna
bohaterka filmu, do której wszyscy zwracają się po nazwisku, ale
”źli” bohaterowie mówią zazwyczaj ”Duszeńko”, zamiast
”Duszejko”, co jest oczywistym freudowskim błędem, żyje
samotnie w uroczej kotlinie. Jak się szybko przekonamy, nie jest to
jednak znowu taki raj, jakby się na pozór mogło wydawać.
Przeciwnie – piekło raczej, i to piekło stworzone przez
miejscowych mężczyzn, będących myśliwymi, ale także
”trzymających władzę”. Także tę duchową, czego dowodzi
przykład księdza.
Agnieszka Mandat w filmie "Pokot"
Mężczyźni
zabijają z upodobaniem, a ponieważ mają władzę i pieniądze,
więc mogą bez najmniejszych konsekwencji łamać prawo – także w
stosunku do słabszych, którymi są kobiety. Jest to mała
prowincjonalna społeczność, która nie daje właściwie żadnej
alternatywy.
Istnieje
zatem wyraźna dychotomia pomiędzy mężczyznami – okropnymi
samcami, odrażającymi fizycznie i mentalnie, upokarzającymi
innych, a kobietami – ich żonami i kochankami – traktowanymi
przedmiotowo i bezwzględnie. Jedynie trzej przybywający z zewnątrz
przybysze są inni. Jeden z nich to znerwicowany wdowiec Matoga,
który spędza czas w swoim domu (głównie w piwnicy, jak jego
ojciec), drugi to Boros (w tej roli wystąpił czeski aktor i reżyser
Miroslav Krobot), naukowiec – cudzoziemiec, badający życie owadów
leśnych, trzecim jest młody informatyk, Dyzio (JakubGierszał),
”naznaczony” epilepsją. Wszyscy są w jakimś sensie słabi i
bezbronni, więc nie należą do grupy ”silnych mężczyzn”.
W
takim oto świecie żyje główna bohaterka – ongiś inżynier,
która budowała w Libii mosty, a obecnie żyjąca blisko natury
wegetarianka, astrolożka z zamiłowania, uwielbiana przez dzieci
nauczycielka języka angielskiego. Próbuje bezskutecznie powstrzymać
bezprawie, ale na próżno, toteż – jak samotny szeryf z
amerykańskich westernów – bierze sprawy w swoje ręce.
Ta
nieznośna ”jednowymiarowość” postaci właściwie nie pozwala
znakomitym skądinąd aktorom stworzyć znaczące kreacje. Borys
Szyc jako Wnętrzak
ma właściwie niewiele do zagrania: klnie, jest prymitywny i
traktuje przedmiotowo swoją kochankę – Dobrą Nowinę (Patrycja
Wolny). Podobnie
wygląda inna para: Prezes (Andrzej
Grabowski) i jego
neurotyczna żona. Jakby reżyserka nie dowierzała widzowi, że
właściwie oceni daną postać, stosuje jeszcze odpowiednie tricki,
jak np. wielokrotne zbliżenia ust ”złych” bohaterów – ich
odrażające w tak wielkim planie usta i zęby mają nas przekonać,
że to potwory i ”pożeracze”. Nawet główna postać – Janina
Duszejko, zagrana przez Agnieszkę
Mandat, składa się
z samych schematów: to skrzyżowanie wyzwolonej hipiski z
intelektualistką (o czym świadczą nie tyle jej wypowiedzi, co
książki na półkach) i wegetarianką. Swoją wiedzę tajemną o
ludziach czerpie z … astrologii. Właściwie nic o niej nie wiemy,
chyba tylko to, że w walce o życie zwierząt nie cofnie się przed
niczym. Jest zupełnie pozbawiona biografii, nawet w tak szczątkowej
postaci jak Dobra Nowina czy Matoga. Z pewnością jest ”wrażliwa”,
bo wzrusza ją do łez ”holokaust” larw – tak to dosłownie
zostało w filmie określone. Tak czy owak jest pozytywną bohaterką
i ma dobroduszną twarz Agnieszki Mandat.
Gatunkowy misz-masz z
niepokojącym przesłaniem
”Pokot”
sprawia również kłopot natury genologicznej. Przywykliśmy do kina
gatunków, a także do postmodernistycznego ich mieszania. Zawsze
jednak owo przemieszanie miało jakiś sens, jak choćby sceny
musicalowe w ”Wysokich obcasach” Almodovara czy „Tańcząc w
ciemnościach” von Triera. Jednak Agnieszka Holland to nie
Almodovar ani von Trier, je kino zawsze było pod tym względem
jednorodne gatunkowo. W ”Pokocie” jest inaczej – reżyserka
korzysta z kina gatunków, ale robi to jakoś niezręcznie i
niekonsekwentnie. Jej film to po trosze zagadka kryminalna, film
psychologiczny, a nawet coś na kształt westernu… Ale zagadka
kryminalna rozłazi się w szwach, bo więcej w niej ”astrologii”
niż kryminalnych tajemnic. Psychologia postaci właściwie nie
istnieje lub jest uschematyzowana: Dobra Nowina daje się
wykorzystywać, bo jest z patologicznej rodziny, a Matoga (Wiktor
Zborowski) stracił
we wczesnym dzieciństwie matkę, a potem żonę i zdziwaczał jak
jego ojciec. W westernie zaś samotny bohater walczył ze złem i
zwyciężał, zaprowadzając ponownie moralny ład. W ”Pokocie”
trudno mówić o zaprowadzeniu moralnego ładu. Na dodatek – jak w
baśni – mamy happy and. Bohater nie jest już sam, ale w gronie
przyjaciół, w jeszcze ładniejszym raju, do którego zło nie ma
już dostępu. Sądzę, że takie infantylne zakończenie filmu nie
przystoi doświadczonej artystce. Cóż z tego, że Kotlina Kłodzka
została pięknie sfilmowana przez Jolantę
Dylewską, skoro
tym razem urodzie zdjęć nie towarzyszy jakieś głębsze
przemyślenie…
Pokot czyli rytualny ubój
Pokot
oznacza rozkład
– jest to tradycyjny obrzęd zakończenia polowania, podczas
którego składany jest raport o jego przebiegu, o ubitej zwierzynie
(ułożonej pokotem) i ma charakter rytuału. Taki rytuał Agnieszka
Holland pokazuje … we wnętrzu kościoła, w trakcie mszy. Podczas
jego trwania uśmiechnięte dzieci śpiewają popularną pieśń
myśliwską z XVII w. ”Pojedziemy na łów”. A to tylko jeden z
”chwytów” mających pokazać, gdzie tkwi zło. Zresztą kościół
płonie po tej ”czarnej mszy”, niejako ”za karę”….
”Pokot”
jest filmem jednowymiarowym,z gotowymi
tezami ijednoznacznym
przesłaniem, zrobionym jakby na zamówienie. Przecież jednak nie
ekologów?
zwiastun filmu
”Pokot”
w reżyserii Agnieszki Holland został nakręcony na podstawie
powieści Olgi Tokarczuk ”Prowadź swój pług przez kości
umarłych” (2009) i miał swoją polską premierę 24 lutego 2017
roku.
Recenzja ukazła się pierwotnie na portalu Kulturaonline.